sobota, 13 grudnia 2014

"The Best Offer" ("La Migliore Offerta")



W zamierzchłych czasach, gdy szczęście wydawało się być na wyciągnięcie ręki (tj. w liceum – Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną!), nieśmiało marzyłem o zawrotnej karierze związanej z handlem dziełami sztuki. Szczęśliwie nie miałem dosyć konsekwencji, by studiować historię sztuki, ponieważ znając ironię losu zapewne skończyłbym w jakimś zadupnym muzeum albo na Monte grypsując pod celą. Niemniej mimo, że od tego czasu upłynęło wiele gorzkich lat, namiętność do sztuki w dalszym ciągu pozostała. Do dziś najlepiej czuję się otoczonymi pięknymi dziełami sztuki (przy czym najbardziej lubię oglądać obrazy), powolnie sunąć po pustych wnętrzach jakiegoś muzeum. Podobnie uczucie wyzwala się u mnie czasami na dziale monopolowym w Tesco (nie jest to oczywiście lokowanie produktu). Dlaczego akurat tam? Szczerze powiedziawszy, spośród wielu hipermarketów, zawsze najspokojniej alkohole mogłem podziwiać właśnie w Tesco. Jednakże wróćmy do głównego tematu: nawet ostatnio w czasie lektury Cieni w raju Ericha Marii Remarque’a najbardziej interesowały mnie fragmenty, w których główny bohater pracował u nowojorskiego handlarza dziełami sztuki Silversa. Po co o tym wszystkim wspominam? Otóż przedmiotem niniejszej recenzji jest "The Best Offer" (w Polszy znany jako "Koneser"), film którego przewodnim tematem są wyjątkowe dzieła sztuki.
źródło: http://www.impawards.com
Virgil Oldman (Geoffrey Rush) to niemal bóstwo w handlu dziełami sztuki. Mocarną pozycję zyskał dzięki niezwykłym sukcesom własnego domu aukcyjnego oraz ogromnej wiedzy. O jego usługi zabijają się klienci, toteż nie może dziwić, iż Virgil stał się po latach dosyć snobistyczny, a nawet kapryśny. Dotychczasowe podejście do życia naszego bohatera zmieni jednakże nietypowe zlecenie. Po śmierci rodziców Claire Ibbetson (Sylvia Hoeks) postanawia spieniężyć rodzinne zbiory i zleca Oldmanowi wycenę inwentarzu. Problem w tym, że dziedziczka fortunny cierpi na nietypową chorobę, która uniemożliwiła jej opuszczenie rodowego domostwa przez ostatnie kilkanaście lat. Z początkowo jawnie manifestowaną niechęcią Virgil podejmuje się realizacji zlecenia, by z czasem coraz bardziej pogrążać się w pragnieniu ujrzenia panny Ibbetson.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Dobra, nie będę ukrywał - "The Best Offer" jest naprawdę dobrym filmem, który śmiało Wam polecam. Tematyka dla mnie wprost wymarzona, na dodatek Geoffrey Rush, którego wprost ubóstwiam. Aczkolwiek muszę przyznać, że po produkcji Giuseppe Tornatore spodziewałem się kompletnego urwania dupy. Nic takiego niestety nie nastąpiło. Może to po prostu wina moich wybujałych oczekiwań, które coraz trudniej zaspokoić? Oglądając "Konesera" naszły mnie natomiast od razu oczywiste skojarzenia z "Trance" Danny’ego Boyle’a, który wybitną produkcją przecież nie był (na dodatek niektórzy z moich znajomych spłycają go do opowieści o potrzebnie golenia strefy bikini). Niemniej oprócz tematyki związanej z dziełami sztuki oba filmy mają wiele wspólnego – a jeśli chcecie się przekonać co dokładnie to zapraszam do ich obejrzenia, ponieważ trudno pisać o fabułach skonstruowanych w tak misterny sposób bez spoilowania. Podejrzewam nawet, że gdybym nie obejrzał wcześniej "Trance" mógłbym być bezapelacyjnie zachwycony "Koneserem" i w efekcie wystawić o wiele wyższą ocenę.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Bez wątpienia "Koneser" zachwyca pod względem ilości znakomitych dzieł sztuki ukazanych w filmie. Tajemny pokój Virgila Oldmana, w którym magazynuje swoje obrazy, to moje prawdziwe marzenie – szczególnie po ostatniej wystawie Olgi Boznańskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie. Zapaść się w wygodnym fotelu ze szklaneczką koniaku V.S.O.P lub szorstkiej whisky ze szkockiego Highlandu by godzinami podziwiać obrazy! Ogólnie rzecz biorąc film jest bardzo dobrze nakręcony, przez co wydatnie podkreśla piękno przedstawionych na ekranie dzieł sztuki. Dialogi są całkiem niezłe i błyskotliwe, gdy zaistnieje takaż potrzeba. Wyraźnie czuć filmowy klimat oraz aurę tajemniczości, wsparte bardzo dobrą ścieżką dźwiękową za którą odpowiedzialny był Ennio Morricone we własnej osobie. Ogromna zaleta "Konesera" to znakomite aktorstwo. Geoffrey Rush, wcielający się w Virgila Oldmana, po raz kolejny potwierdza światową klasę swoich umiejętności. Przez jego kreację nie jestem w stanie nawet pomyśleć by jakikolwiek inny aktor mógł zagrać tę rolę. Dawno nie widziałem tak realistycznie zagranego przeżywania pierwszej miłości i wszystkich aspektów z nią związanych. Z uwagi na wiek naszego bohatera nietrudno było przecież popaść w jakąś autoparodię. Sylvia Hoeks grająca pannę Ibbetson bardzo dobrze komponuje się z Rushem, w szczególności w początkowym okresie wypełnionym samymi fobiami. Dobrą robotę odwalił również Jim Sturgess (Robert), udzielający Oldmanowi porad sercowych. A gdzieś w tle bryluje wyborny jak zawsze Donald Sutherland (Billy).
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Jednakże w tej idealnej niemal konstrukcji zawiódł jeden element – fabuła. Dlaczego? Otóż po zakończeniu filmu poczułem, że intryga jest jednak z deczka zbyt koronkowa i misterna. Zawiera o wiele za wiele elementów czysto przypadkowych, a każde, najmniejsze choćby niepowodzenie, mogłoby obrócić cały plan w kompletną ruinę. Poza tym pod tym względem w odniesieniu do "Trance" (choćby jakiegokolwiek nie mielibyście złego zdania o produkcji Danny’ego Boyle’a) należy przyznać, że "Koneser" wypada mimo wszystko, nie bójmy się użyć tego słowa, delikatnie wtórnie. Potencjalne hejty za to zestawienie jestem gotów przyjąć z godnością. Niemniej film Giuseppe Tornatore polecam wszystkim miłośnikom dzieł sztuki oraz doskonałego aktorstwa, a w szczególności fanom Geoffreya Rusha, do którego to grona sam się zaliczam od lat.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz