W zamierzchłych czasach, gdy szczęście wydawało się być na
wyciągnięcie ręki (tj. w liceum – Tymczasem
przenoś moją duszę utęsknioną!), nieśmiało marzyłem o zawrotnej karierze
związanej z handlem dziełami sztuki. Szczęśliwie nie miałem dosyć konsekwencji,
by studiować historię sztuki, ponieważ znając ironię losu zapewne skończyłbym w
jakimś zadupnym muzeum albo na Monte grypsując pod celą. Niemniej mimo, że od tego
czasu upłynęło wiele gorzkich lat, namiętność do sztuki w dalszym ciągu
pozostała. Do dziś najlepiej czuję się otoczonymi pięknymi dziełami sztuki
(przy czym najbardziej lubię oglądać obrazy), powolnie sunąć po pustych
wnętrzach jakiegoś muzeum. Podobnie uczucie wyzwala się u mnie czasami na
dziale monopolowym w Tesco (nie jest to oczywiście lokowanie produktu). Dlaczego
akurat tam? Szczerze powiedziawszy, spośród wielu hipermarketów, zawsze najspokojniej
alkohole mogłem podziwiać właśnie w Tesco. Jednakże wróćmy do głównego tematu:
nawet ostatnio w czasie lektury Cieni w
raju Ericha Marii Remarque’a najbardziej interesowały mnie fragmenty, w
których główny bohater pracował u nowojorskiego handlarza dziełami sztuki
Silversa. Po co o tym wszystkim wspominam? Otóż przedmiotem niniejszej recenzji
jest "The Best Offer" (w Polszy znany jako "Koneser"), film którego przewodnim
tematem są wyjątkowe dzieła sztuki.
źródło: http://www.impawards.com |
Virgil Oldman (Geoffrey Rush) to
niemal bóstwo w handlu dziełami sztuki. Mocarną pozycję zyskał dzięki
niezwykłym sukcesom własnego domu aukcyjnego oraz ogromnej wiedzy. O jego
usługi zabijają się klienci, toteż nie może dziwić, iż Virgil stał się po
latach dosyć snobistyczny, a nawet kapryśny. Dotychczasowe podejście do życia
naszego bohatera zmieni jednakże nietypowe zlecenie. Po śmierci rodziców Claire
Ibbetson (Sylvia Hoeks) postanawia spieniężyć rodzinne zbiory i zleca Oldmanowi
wycenę inwentarzu. Problem w tym, że dziedziczka fortunny cierpi na nietypową
chorobę, która uniemożliwiła jej opuszczenie rodowego domostwa przez ostatnie
kilkanaście lat. Z początkowo jawnie manifestowaną niechęcią Virgil podejmuje
się realizacji zlecenia, by z czasem coraz bardziej pogrążać się w pragnieniu
ujrzenia panny Ibbetson.
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Dobra, nie będę ukrywał - "The
Best Offer" jest naprawdę dobrym filmem, który śmiało Wam polecam. Tematyka dla
mnie wprost wymarzona, na dodatek Geoffrey Rush, którego wprost ubóstwiam.
Aczkolwiek muszę przyznać, że po produkcji Giuseppe Tornatore spodziewałem się
kompletnego urwania dupy. Nic takiego niestety nie nastąpiło. Może to po prostu
wina moich wybujałych oczekiwań, które coraz trudniej zaspokoić? Oglądając "Konesera" naszły mnie natomiast od razu oczywiste skojarzenia z "Trance"
Danny’ego Boyle’a, który wybitną produkcją przecież nie był (na dodatek niektórzy
z moich znajomych spłycają go do opowieści o potrzebnie golenia strefy bikini).
Niemniej oprócz tematyki związanej z dziełami sztuki oba filmy mają wiele
wspólnego – a jeśli chcecie się przekonać co dokładnie to zapraszam do ich
obejrzenia, ponieważ trudno pisać o fabułach skonstruowanych w tak misterny
sposób bez spoilowania. Podejrzewam
nawet, że gdybym nie obejrzał wcześniej "Trance" mógłbym być bezapelacyjnie
zachwycony "Koneserem" i w efekcie wystawić o wiele wyższą ocenę.
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Bez wątpienia "Koneser" zachwyca
pod względem ilości znakomitych dzieł sztuki ukazanych w filmie. Tajemny pokój
Virgila Oldmana, w którym magazynuje swoje obrazy, to moje prawdziwe marzenie –
szczególnie po ostatniej wystawie Olgi Boznańskiej w Muzeum Narodowym w
Krakowie. Zapaść się w wygodnym fotelu ze szklaneczką koniaku V.S.O.P lub
szorstkiej whisky ze szkockiego Highlandu by godzinami podziwiać obrazy! Ogólnie
rzecz biorąc film jest bardzo dobrze nakręcony, przez co wydatnie podkreśla
piękno przedstawionych na ekranie dzieł sztuki. Dialogi są całkiem niezłe i
błyskotliwe, gdy zaistnieje takaż potrzeba. Wyraźnie czuć filmowy klimat oraz aurę
tajemniczości, wsparte bardzo dobrą ścieżką dźwiękową za którą odpowiedzialny
był Ennio Morricone we własnej osobie. Ogromna zaleta "Konesera" to znakomite
aktorstwo. Geoffrey Rush, wcielający się w Virgila Oldmana, po raz kolejny
potwierdza światową klasę swoich umiejętności. Przez jego kreację nie jestem w
stanie nawet pomyśleć by jakikolwiek inny aktor mógł zagrać tę rolę. Dawno nie
widziałem tak realistycznie zagranego przeżywania pierwszej miłości i
wszystkich aspektów z nią związanych. Z uwagi na wiek naszego bohatera
nietrudno było przecież popaść w jakąś autoparodię. Sylvia Hoeks grająca pannę
Ibbetson bardzo dobrze komponuje się z Rushem, w szczególności w początkowym
okresie wypełnionym samymi fobiami. Dobrą robotę odwalił również Jim Sturgess
(Robert), udzielający Oldmanowi porad sercowych. A gdzieś w tle bryluje wyborny
jak zawsze Donald Sutherland (Billy).
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Jednakże w tej idealnej niemal
konstrukcji zawiódł jeden element – fabuła. Dlaczego? Otóż po zakończeniu filmu
poczułem, że intryga jest jednak z deczka zbyt koronkowa i misterna. Zawiera o wiele za wiele elementów czysto
przypadkowych, a każde, najmniejsze choćby niepowodzenie, mogłoby obrócić cały
plan w kompletną ruinę. Poza tym pod tym względem w odniesieniu do "Trance"
(choćby jakiegokolwiek nie mielibyście złego zdania o produkcji Danny’ego
Boyle’a) należy przyznać, że "Koneser" wypada mimo wszystko, nie bójmy się użyć
tego słowa, delikatnie wtórnie. Potencjalne hejty za to zestawienie jestem
gotów przyjąć z godnością. Niemniej film Giuseppe Tornatore polecam wszystkim
miłośnikom dzieł sztuki oraz doskonałego aktorstwa, a w szczególności fanom
Geoffreya Rusha, do którego to grona sam się zaliczam od lat.
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz