niedziela, 21 grudnia 2014

"Jeziorak"



Kontynuując udział w zimowej edycji Sztuki za 6-stkę postanowiłem wybrać się na kolejną tegoroczną polską produkcję o dużym potencjale. "Jeziorak", wyreżyserowany przez Michała Otłowskiego na podstawie jego własnego scenariusza, zapowiadał się co najmniej ciekawie, a zważywszy, że moja ostatnia passa filmowych wyborów kończyła się przeważnie ocenami 8/10 (przy czym należy podkreślić, że nadrabiałem zaległości ze Stanleya Kubricka) liczyłem na podtrzymanie hossy. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie to dla mnie oczywiście kompletny no name, ale skoro debiutanckie "Hardkor Disko" Krzysztofa Skoniecznego wypadło tak znakomicie to czemu Michałowi Otłowskiego miałoby się nie udać? Niemniej zadanie było niełatwe, ponieważ "Jeziorak" zapowiadano jako kryminał. Nie dość, że w filmowej Polszy nie jest to najbardziej popularny gatunek (co dziwi niezmiernie, jeśli spojrzeć na najbardziej poczytne powieści), to na dodatek w USA oraz Skandynawii powstają liczne produkcje co najmniej solidne (jak na przykład "The Girl with the Dragon Tattoo"), a momentami ocierające się nawet o mistrzostwo (wspomnijmy choćby casus "True Detective"). Moim zdaniem zaskoczyć świadomego widza w tej kategorii jest zatem niezwykle ciężko, więc doceniam odwagę reżysera i scenarzysty.
źródło: http://www.filmweb.pl
Jak wyraźnie wskazuje tytuł akcja filmu została osadzona w obrębie Pojezierza Iławskiego. Śmiało można postawić pytanie czyż nie zrobiono tego celowo jako ukłon ku skandynawskim krajobrazom? Podkomisarz Iza Dereń (Jowita Budnik) z komendy powiatowej w jakimś zadupnym miasteczku, którego nazwę zaraz zapomniałem, zajmuje się sprawą zabójstwa wyłowionej z jeziora prostytutki. Czas na trudne dochodzenie nie jest najlepszy, ponieważ nasza bohaterka jest w zaawansowanej ciąży, a ojciec dziecka i jego partner zaginęli przed dwoma dniami w wysoce tajemniczych okolicznościach. Aby przyspieszyć tok śledztwa komendant Wolski (Mariusz Bonaszewski) przydziela do sprawy rookie’ego, aspiranta Marca (Sebastian Fabijański). Wbrew pierwszym wrażeniom chłopak okazuje się utalentowanym śledczym, a z pozoru niepowiązane sprawy zaczynają się stopniowo układać w dramatyczną całość.
źródło: http://www.filmweb.pl
Nawet średnio ogarnięty widz powinien zauważyć, że "Jeziorak" jawnie i wyjątkowo mocno inspiruje się skandynawskimi kryminałami oraz ich amerykańskimi ekranizacjami. Można rzecz, że z tego powodu film Michała Otłowskiego pod wieloma względami jest po prostu oderwany od polskiej, pszenno-buraczanej rzeczywistości. Zacznijmy od krajobrazów, które są oczywiście niezaprzeczalnie rodzime (choć mniejszość niemiecka może mieć inne zdanie), niemniej jak już wspomniałem powyżej, kojarzą mi się raczej ze Skandynawią. Warto dodać, że w filmie nie ma ani krzty słońca. Widzieliście kiedykolwiek produkcję poświęconą polskiej policji, w której nie pije się w ogóle wódki? Oczywiście, ktoś może podnieść słuszny zarzut, że główna bohaterka jest brzemienna bardzo, ale nie dotyczy to przecież jej kolegów z komisariatu! Dodam również, że poziom bluzgania wydaje się niezwykle niski, rzekłbym nawet śladowy. Ponadto cała intryga jest niezwykle linearna i idzie niemal jak po sznurku. W "Jezioraku" nie ma miejsca na błędne tropy, spektakularne wtopy czy ślepe uliczki – podkomisarz Dereń od niemal każdej napotkanej postaci wydobywa kluczowe informacje, które posuwają śledztwo naprzód. Odpowiedzcie sobie zatem na proste pytanie: czy dysponując wiedzą o setkach śledztw umorzonych z braku dowodów czy też dochodzeń ciągnących po kilka lat bez wyraźnego efektu jesteście w stanie uwierzyć w prawdziwość "Jezioraka"?
źródło: http://www.filmweb.pl
Skandynawsko-amerykańskie odchylenie przejawia się również w sztampowości produkcji Michała Otłowskiego. W filmie pojawia się jedna z najczęściej wykorzystywanych klisz: chociaż lokalna policja jest do cna pogrążona w korupcji, to istnieją przecież nieskalani nią agencji federalni, po prostu nieprzekupni ludzie spoza układu. W "Jezioraku" rolę nietykalnych pełni ekipa z komendy wojewódzkiej, dowodzona przez zimnego Vogta (Michał Żurawski). Swoją drogą w pracy policji zdecydowanie brakuje realizmu. Oczywiście nie mówimy tutaj o poziomie z bling blingowych produkcji TVN, ale twórcy troszkę przegięli. Naprawdę chcecie bym uwierzył, że jakaś zadupna powiatowa komenda ma taki sprzęt i porusza się po okolicy takimi autami? No cóż, może czasy się zmieniły, a mi brakuje wiary? Do innych bardzo typowych rozwiązań należy dodać także prostytutki za wschodniej granicy oraz lokalne układy biznesowo-policyjne. Mam również ogromne pretensje za jedno z rozwiązań fabularnych (można to uznać za spoiler). Zwróćcie uwagę na scenę podpalenia samochodu: potrafię zrozumieć, że pasażerowie z przodu dostali gazem po oczach i byli oszołomieni, ale dlaczego człowiek siedzący z tyłu postanowił nie wysiadać z auta i zginąć w eksplozji (która swoją drogą nastąpiła błyskawicznie)? Równie sensownie wypadli profesjonalni asasyni bezsensownie ostrzeliwujący domek letniskowy. Cóż za absurdalnie niepolska scena!
źródło: http://www.filmweb.pl
Z pewnością wielkim plusem "Jezioraka" jest obsada. Do głównych ról zaangażowano bowiem aktorów, których twarze (przynajmniej z mojej perspektywy) nie są totalnie opatrzone. Jowita Budnik na ekranie prezentuje się naprawdę solidnie i kupuję postać podkomisarz Dereń w jej wykonaniu. Oczywiście policjantka jest może trochę zbyt doskonała doskonała, ale to już raczej wynika z ułomności scenariusza. Poprawnie wypadł natomiast Sebastian Fabijański, aczkolwiek nie jest to kreacja wyróżniająca się na tle setek innych sidekicków. Oklaski z pewnością powinni natomiast otrzymać Mariusz Bonaszewski za dobrą rolę komendanta Wolskiego, Michał Żurawski wcielający się w bezwzględnego Vogta oraz Łukasz Simlat za małomównego Bryla. Na drugim planie przewija się natomiast wiele znanych twarzy – m.in.: Przemysław Bluszcz, Lech Dyblik czy choćby Stanisław Brudny. Totalnym niewypałem okazało się natomiast zaangażowanie Agaty Buzek, o którym dowiadujemy się już w trakcie napisów początkowych (ze specjalnym udziałem). Dlaczegóż, pytałem rozpaczliwie oglądając jej ekranowe wygibasy. Córka znanego polityka jest w "Jezioraku" potrzebna jak przysłowiowej kurwie deszcz. Czyż hajs zgadzał się za bardzo?
źródło: http://www.filmweb.pl
Brak pierwiastka polskości sprawia, że "Jeziorak" staje się produkcją uniwersalną, która mogłaby rozgrywać się w dowolnym miejscu w Skandynawii, Nowej Fundlandii czy choćby w mniej popularnych zakątkach Missouri (szczególnie bimbrownia kojarzy się z fabrykami metamfetaminy z "Winter’s Bone"). Chociaż w recenzji pojawiły się niemal same hejty, to muszę przyznać, że film jest nakręcony bardzo solidnie i pod względem realizycyjnym nie ma się do czego przyczepić. Co więcej kilka ujęć jest naprawdę niezwykle klimatycznych. Czy warto zatem obejrzeć "Jezioraka"? Tak jak wielokrotnie powtarzałem każda projekcja w jakiś sposób wpływa na nasze życie, każdy seans poszerza naszą wiedzę. Zobaczcie zatem jak w pszenno-buraczanej Polszy nakręcono film pozbawiony pierwiastka polskości na modłę skandynawsko-amerykańską. Pod wieloma względami ciekawe doświadczenie, chociaż ocena relatywnie niska.
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz