czwartek, 1 stycznia 2015

"Jack Strong"



W trzecim seansie w ramach zimowej edycji Sztuki za 6-stkę pokładałem chyba największe nadzieje na dobre, trzymające w napięciu kino. Przed projekcją spodziewałem się bowiem, że "Jack Strong" w reżyserii i na podstawie scenariusza Władysława Pasikowskiego będzie rozrywką na najwyższym, dostępnym w Polszy, poziomie. Zasług reżysera w budowaniu chwały i potęgi polskiej kinematografii przecież nie trzeba przytaczać. Dodatkowo temat filmu wydawał się niezwykle interesujący i co najmniej kontrowersyjny. W niniejszej recenzji nie mam jednakże zamiaru oceniać postaci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, która do dzisiaj budzi żywe podziały w Cebulandii. Potrafię zrozumieć jego szczytną motywację (szkodzenie Związkowi Radzieckiemu, a nie Polsce Ludowej), aczkolwiek nawet pomimo najlepszych intencji w każdym przypadku zdrady pozostaje wyraźny niesmak. Co prawda nie mam zamiaru iść do Parku Jordana by zbezcześcić popiersie pułkownika, ale przechodząc obok niego za każdym razem zastanawiam się czy rzeczywiście powinno się tam znajdować. Pełen nadziei na doskonałe kino, nieunikające trudnych dylematów, zasiadłem zatem w Reducie, rozkoszując się widokiem wprost zachwycająco pięknych żyrandoli.
źródło: http://www.impawards.com
Z czerstwych napisów początkowych dowiadujemy się, że panują okrutne czasy zimnej wojny i ogólnie rzecz biorąc nie jest fajnie (szczególnie w Polszy). Major Ryszard Kuliński (Marcin Dorociński) to cudowne dziecko planowania wielkich operacji wojskowych Układu Warszawskiego. Odpowiedzialny m.in. za bratnią interwencję polskich wojsk w Czechosłowacji swoimi koncepcjami oraz talentem wywiera spore wrażenie na radzieckich dowódcach. Wkrótce Kuliński zostaje awansowany na podpułkownika zyskując dostęp do największych tajemnic wojskowych Układu Warszawskiego. Jednakże oficer nie jest zatwardziałym komunistą i wskutek coraz bardziej pesymistycznych prognoz oraz wydarzeń w Polsce (Grudzień 1970) postanawia nawiązać współpracę z CIA.
źródło: http://www.filmweb.pl
Nie da się ukryć, że "Jack Strong" jest sprawnie zrealizowanym i momentami całkiem solidnym filmem. Niestety po dziele Władysława Pasikowskiego spodziewałem się o wiele więcej, toteż czuję się zawiedziony bardzo. Jakież mogę podnieść zarzuty? Po pierwsze kontakty pułkownika z CIA wyglądają mega amatorsko, jakby zostały żywcem wyjęte z filmu szpiegowskiego klasy C. Malowanie kredą znaków na murach? Sekretne spotkania w kościele? Tajne skrytki w cegłówkach? Tak w rzeczywistości wyglądała działalność Jacka Stronga? Zakrawa to na czysty absurd i nonsens! Średnio ogarnięty widz powinien poświęcić chwilę na refleksję na temat ówczesnych realiów. Czyż mam uwierzyć, że pracownicy ambasady USA poruszają się po mieście bez ludowej obstawy by radośnie werbować imperialistycznych agentów? Z mojego (oraz radzieckiego) punktu widzenia jest to po prostu niedopuszczalne! Jest tego sporo i niestety wpłynęło to bardzo negatywnie na ocenę końcową. Po drugie pod koniec filmu Pasikowski uraczył widzów dynamicznym inaczej pościgiem po ulicach Warszawy. Nie wiem po co scena znalazła się w filmie – na pewno nie jako potwierdzenie sprawności technicznej. Pogoń jest fatalna i sztampowa: na drodze aut pojawiają się śmieciarze z kubłami oraz małe dziewczynki. Zabrakło jedynie dwóch gości niosących szybę, rozwalenia ulicznego warzywniaka (niestety akurat zima) oraz finału w morderczych kartonach śmierci. Trzeci zdecydowany minus to relacje rodzinne. Zbuntowany syn? Jakież to odkrywcze! A niesławną już scenę z listą osób do internowania pominę po prostu długim, bardzo wymownym milczeniem. Oczywiście, wzorem "Argo", w końcówce filmu niepotrzebnie zagęszczono napięcie.
źródło: http://www.filmweb.pl
Chociaż uważam "Jacka Stronga" za spore rozczarowanie to warto jednak wspomnieć o zaletach produkcji Pasikowskiego. Duże wrażenie zrobiła na mnie otwierająca film scena spalenia Olega Pieńkowskiego w piecu hutniczym (chociaż tak naprawdę nie da się ustalić czy rzeczywiście kiedykolwiek zaistniała). Równie doskonale wypadło pierwsze spotkanie pułkownika Kulińskiego i Davida Fordena (Patrick Wilson) – zwróćcie uwagę na autentyczny entuzjazm naszego bohatera. Wśród moich ulubionych scen znalazło się także miejsce dla pogawędki Breżniewa oraz marszałka Kulikowa (Oleg Maslennikov) rozpoczętej od niewinnego pytania: Marszałku Kulikow, czy planowaliście inwazję na Europę? W "Jacku Strongu" pije się sporo gorzeliny, aczkolwiek trzeba przyznać, że pali się zdecydowanie więcej papierosów (sceny bez tytoniu są naprawdę nieliczne). Warto również pochwalić twórców za dobre oddanie siermiężnych realiów ówczesnej rzeczywistości.
źródło: http://www.filmweb.pl
Pod względem aktorskim "Jack Strong" może jawić się jako najprawdziwszy gwiazdozbiór. Marcin Dorociński zagrał bardzo dobrze pułkownika Kuklińskiego. Świetnie wypadły zmiany w psychice oficera, będące efektem wieloletniego życia w ogromnym stresie. Wielkie propsy! Maja Ostaszewska (Hanna Kuklińska) jest w porządku, ale bez szału. To samo mogę powiedzieć o Patricku Wilsonie wcielającym się w amerykańskiego oficera prowadzącego pułkownika. Zdecydowanie ciekawsze rzeczy dzieją się na drugim planie. Dwie najlepsze postacie w filmie to Sasza Iwanow (Dimitri Bilov), prawdopodobnie ze Smierszu, oraz wspomniany już marszałek Wiktor Kulikow. Obaj aktorzy zaprezentowali się znakomicie, chociaż pod względem charakteru ich postaci znaleźli się na całkowicie przeciwstawnych biegunach (spokojny, opanowany Szasza vs. wybuchowy Kulikow, zdolny zrobić awanturę nawet generałowi Jaruzelskiemu). Oprócz wspomnianych wyżej cała rzesza znanych i lubianych: Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Paweł Małaszyński, Krzysztof Pieczyński, Krzysztof Globisz, Krzysztof Dracz, Mariusz Bonaszewski. Jednakże pomimo tak wielu uznanych nazwisk mogę wyróżnić jedynie Zamachowskiego, Bakę oraz Ireneusza Czopa. Na specjalną nagrodę zasłużył natomiast Sebastian Stegmann – od teraz nie wyobrażam sobie lepszego strażnika granicznego rodem z NRD.
źródło: http://www.filmweb.pl
Podsumowując: chociaż osobiście odbieram "Jacka Stronga" jako ogromne rozczarowanie to muszę przyznać, iż jest to dosyć solidna produkcja jak na polskie realia. Jeżeli nie zasiądziecie do projekcji z wybujałymi oczekiwaniami, licząc na coś w rodzaju rodzimej wersji genialnego "Tinker Tailor Soldier Spy", to możecie bawić się całkiem nieźle. Ja niestety od twórcy pokroju Władysława Pasikowskiego wymagam znacznie więcej i wskutek wielu wymienionych wyżej wad nie mam ochoty podnieść oceny filmu choćby o pół gwiazdki. Wracając jeszcze do "Szpiega" – jest to idealny przykład kina szpiegowskiego, które mimo niespiesznej narracji, braku eksplozji czy efektowności, trzyma widza w ciągłym napięciu. Może biorąc się za taki temat należałoby skorzystać z tegoż właśnie wzorca? Ku mojemu zaskoczeniu to "Jack Strong" okazał się najsłabszą produkcją z tegorocznej edycji Sztuki za 6-stkę. Niejako powetowaniem strat moralnych i w zasadzie największym pozytywem seansu była natomiast niezwykle urocza dziewczyna w czerwonej sukience, która objawiła się niespodziewanie, kiedy słabe światło mozolnie rozjaśniało mroki Reduty. Na szczęście nie spotkał mnie los podobny do bohatera Czerwonej sukienki Fisza.
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz