W trzecim seansie w ramach
zimowej edycji Sztuki za 6-stkę pokładałem
chyba największe nadzieje na dobre, trzymające w napięciu kino. Przed projekcją
spodziewałem się bowiem, że "Jack Strong" w reżyserii i na podstawie
scenariusza Władysława Pasikowskiego będzie rozrywką na najwyższym, dostępnym w
Polszy, poziomie. Zasług reżysera w
budowaniu chwały i potęgi polskiej kinematografii przecież nie trzeba
przytaczać. Dodatkowo temat filmu wydawał się niezwykle interesujący i co
najmniej kontrowersyjny. W niniejszej recenzji nie mam jednakże zamiaru oceniać
postaci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, która do dzisiaj budzi żywe podziały
w Cebulandii. Potrafię zrozumieć jego
szczytną motywację (szkodzenie Związkowi Radzieckiemu, a nie Polsce Ludowej),
aczkolwiek nawet pomimo najlepszych intencji w każdym przypadku zdrady
pozostaje wyraźny niesmak. Co prawda nie mam zamiaru iść do Parku Jordana by
zbezcześcić popiersie pułkownika, ale przechodząc obok niego za każdym razem
zastanawiam się czy rzeczywiście powinno się tam znajdować. Pełen nadziei na
doskonałe kino, nieunikające trudnych dylematów, zasiadłem zatem w Reducie,
rozkoszując się widokiem wprost zachwycająco pięknych żyrandoli.
źródło: http://www.impawards.com |
Z czerstwych napisów początkowych
dowiadujemy się, że panują okrutne czasy zimnej wojny i ogólnie rzecz biorąc
nie jest fajnie (szczególnie w Polszy).
Major Ryszard Kuliński (Marcin Dorociński) to cudowne dziecko planowania
wielkich operacji wojskowych Układu Warszawskiego. Odpowiedzialny m.in. za
bratnią interwencję polskich wojsk w Czechosłowacji swoimi koncepcjami oraz
talentem wywiera spore wrażenie na radzieckich dowódcach. Wkrótce Kuliński
zostaje awansowany na podpułkownika zyskując dostęp do największych tajemnic
wojskowych Układu Warszawskiego. Jednakże oficer nie jest zatwardziałym
komunistą i wskutek coraz bardziej pesymistycznych prognoz oraz wydarzeń w
Polsce (Grudzień 1970) postanawia nawiązać współpracę z CIA.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Nie da się ukryć, że "Jack
Strong" jest sprawnie zrealizowanym i momentami całkiem solidnym filmem.
Niestety po dziele Władysława Pasikowskiego spodziewałem się o wiele więcej,
toteż czuję się zawiedziony bardzo. Jakież mogę podnieść zarzuty? Po pierwsze
kontakty pułkownika z CIA wyglądają mega amatorsko, jakby zostały żywcem wyjęte
z filmu szpiegowskiego klasy C. Malowanie kredą znaków na murach? Sekretne
spotkania w kościele? Tajne skrytki w cegłówkach? Tak w rzeczywistości
wyglądała działalność Jacka Stronga?
Zakrawa to na czysty absurd i nonsens! Średnio ogarnięty widz powinien
poświęcić chwilę na refleksję na temat ówczesnych realiów. Czyż mam uwierzyć,
że pracownicy ambasady USA poruszają się po mieście bez ludowej obstawy by radośnie werbować imperialistycznych agentów? Z
mojego (oraz radzieckiego) punktu widzenia jest to po prostu niedopuszczalne! Jest
tego sporo i niestety wpłynęło to bardzo negatywnie na ocenę końcową. Po drugie
pod koniec filmu Pasikowski uraczył widzów dynamicznym
inaczej pościgiem po ulicach Warszawy. Nie wiem po co scena znalazła się w
filmie – na pewno nie jako potwierdzenie sprawności technicznej. Pogoń jest
fatalna i sztampowa: na drodze aut pojawiają się śmieciarze z kubłami oraz małe
dziewczynki. Zabrakło jedynie dwóch gości niosących szybę, rozwalenia ulicznego
warzywniaka (niestety akurat zima) oraz finału w morderczych kartonach śmierci. Trzeci
zdecydowany minus to relacje rodzinne. Zbuntowany syn? Jakież to odkrywcze! A
niesławną już scenę z listą osób do internowania pominę po prostu długim,
bardzo wymownym milczeniem. Oczywiście, wzorem "Argo", w końcówce filmu
niepotrzebnie zagęszczono napięcie.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Chociaż uważam "Jacka Stronga" za
spore rozczarowanie to warto jednak wspomnieć o zaletach produkcji
Pasikowskiego. Duże wrażenie zrobiła na mnie otwierająca film scena spalenia
Olega Pieńkowskiego w piecu hutniczym (chociaż tak naprawdę nie da się ustalić
czy rzeczywiście kiedykolwiek zaistniała). Równie doskonale wypadło pierwsze
spotkanie pułkownika Kulińskiego i Davida Fordena (Patrick Wilson) – zwróćcie
uwagę na autentyczny entuzjazm naszego bohatera. Wśród moich ulubionych scen
znalazło się także miejsce dla pogawędki Breżniewa oraz marszałka Kulikowa
(Oleg Maslennikov) rozpoczętej od niewinnego pytania: Marszałku Kulikow, czy planowaliście inwazję na Europę? W "Jacku
Strongu" pije się sporo gorzeliny, aczkolwiek trzeba przyznać, że pali się zdecydowanie
więcej papierosów (sceny bez tytoniu są naprawdę nieliczne). Warto również
pochwalić twórców za dobre oddanie siermiężnych realiów ówczesnej
rzeczywistości.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Pod względem aktorskim "Jack
Strong" może jawić się jako najprawdziwszy gwiazdozbiór. Marcin Dorociński zagrał
bardzo dobrze pułkownika Kuklińskiego. Świetnie wypadły zmiany w psychice
oficera, będące efektem wieloletniego życia w ogromnym stresie. Wielkie propsy! Maja Ostaszewska (Hanna
Kuklińska) jest w porządku, ale bez szału. To samo mogę powiedzieć o Patricku
Wilsonie wcielającym się w amerykańskiego oficera prowadzącego pułkownika.
Zdecydowanie ciekawsze rzeczy dzieją się na drugim planie. Dwie najlepsze
postacie w filmie to Sasza Iwanow (Dimitri Bilov), prawdopodobnie ze Smierszu,
oraz wspomniany już marszałek Wiktor Kulikow. Obaj aktorzy zaprezentowali się
znakomicie, chociaż pod względem charakteru ich postaci znaleźli się na
całkowicie przeciwstawnych biegunach (spokojny, opanowany Szasza vs. wybuchowy
Kulikow, zdolny zrobić awanturę nawet generałowi Jaruzelskiemu). Oprócz
wspomnianych wyżej cała rzesza znanych i
lubianych: Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Paweł Małaszyński,
Krzysztof Pieczyński, Krzysztof Globisz, Krzysztof Dracz, Mariusz Bonaszewski.
Jednakże pomimo tak wielu uznanych nazwisk mogę wyróżnić jedynie
Zamachowskiego, Bakę oraz Ireneusza Czopa. Na specjalną nagrodę zasłużył
natomiast Sebastian Stegmann – od teraz nie wyobrażam sobie lepszego strażnika
granicznego rodem z NRD.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Podsumowując: chociaż osobiście
odbieram "Jacka Stronga" jako ogromne rozczarowanie to muszę przyznać, iż jest
to dosyć solidna produkcja jak na polskie realia. Jeżeli nie zasiądziecie do
projekcji z wybujałymi oczekiwaniami, licząc na coś w rodzaju rodzimej wersji
genialnego "Tinker Tailor Soldier Spy", to możecie bawić się całkiem nieźle. Ja
niestety od twórcy pokroju Władysława Pasikowskiego wymagam znacznie więcej i
wskutek wielu wymienionych wyżej wad nie mam ochoty podnieść oceny filmu choćby
o pół gwiazdki. Wracając jeszcze do "Szpiega" – jest to idealny przykład kina
szpiegowskiego, które mimo niespiesznej narracji, braku eksplozji czy
efektowności, trzyma widza w ciągłym napięciu. Może biorąc się za taki temat
należałoby skorzystać z tegoż właśnie wzorca? Ku mojemu zaskoczeniu to "Jack Strong"
okazał się najsłabszą produkcją z tegorocznej edycji Sztuki za 6-stkę. Niejako powetowaniem strat moralnych i w zasadzie
największym pozytywem seansu była natomiast niezwykle urocza dziewczyna w
czerwonej sukience, która objawiła się niespodziewanie, kiedy słabe światło
mozolnie rozjaśniało mroki Reduty. Na szczęście nie spotkał mnie los podobny do
bohatera Czerwonej sukienki Fisza.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz