poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Hardkor Disko"



Jakaż motywacja kierowała mną by wyruszyć do kina na "Hardkor Disko"? Polskie filmy to bardzo często totalnie żenujące kupy gówna, więc wydawanie na nie jakichkolwiek monet wydaje się czystym nonsensem i absurdem. Niemniej w ostatnich czasach wiele zmieniło się na lepsze, aczkolwiek zawsze trzeba być przygotowanym na kindybał w szamocie. Reżyserski debiut Krzysztofa Skoniecznego załapał się do kolejnej, zimowej edycji znakomitego cyklu Sztuka za 6-stkę w krakowskim kinie Ars, więc pomyślałem sobie: Dlaczego nie? Bilet kinowy w cenie piwa w Rotundzie – o taką Polskę przecież walczyłem! Ponadto zainteresował mnie mocno plakat z facjatą Magika Marcina Kowalczyka, jednego z niewielu jasnych punktów chujowego "Jesteś bogiem". Trzeci powód to problemy z dostępnością polskich filmów na The Pirate Bay dosyć długim oczekiwaniem na premierę telewizyjną, jeśli przegapiło się wyświetlanie kinowe. A zatem w mocno średniej formie, po kolejnej piątkowej libacji z elementami odysei alkoholowej, wyruszyłem na spotkanie z przeznaczeniem! Pierwszym pozytywnym zaskoczeniem była sala, w której oglądałem "Hardkor Disko". Od tegoż bowiem momentu Gabinet w Arsie wywalczył pole position w moim subiektywnym krakowskim rankingu. Przeszywający klimat oldschoolowego kina, znakomity wystrój, kameralność – to lubię! Druga niespodzianka pojawiła się wraz z początkiem projekcji.
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
Fabuła od samego początku nosi w sobie sporą dozę tajemniczości. Głównego bohatera, Marcina (Marcin Kowalczyk), poznajemy bowiem, gdy samotnie zabawia się sporych rozmiarów nożem w opuszczonym lunaparku. Zero wyjaśnień kim jest, skąd przybył i co zamierza. Po prostu dla widza jest to kompletna tabula rasa. Dopiero w momencie, kiedy Marcin wyrusza ze swym stalowym przyjacielem na wyprawę do Warszawy gdzieś na filmowym horyzoncie zaczyna majaczyć makabryczny cel podróży. Jednakże zanim nasz bohater zabierze się za wypełnianie swojej misję za sprawą sympatycznej i otwartej Oli (Jaśmina Polak) pozna nocne alkoholowo-narkotykowe życie stolicy.
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
Nie będę dłużej ukrywał – "Hardkor Disko" urwało mi po prostu dupę. Dawno nie widziałem w kinie tak znakomitego polskiego filmu, który nie dotyczyłby jakiegoś wzniosłego tematu lub wybitnej postaci. Szczęśliwie fabuła nie ma nic wspólnego z typową dla naszej ojczyzny martyrologią lub też reprezentowaniem biedy w śląskich familokach. Reżyserski debiut Krzysztofa Skoniecznego pod wieloma względami jest na wskroś amerykański. Historia przedstawiona w filmie o wiele bardziej wywodzi się z ojczyzny Wuja Sama niż naszej przaśnej, buraczano-cebulowej rzeczywistości. Niedopowiedzenia, aura tajemniczości oraz bohater znikąd to kolejne cechy, które stosunkowo rzadko pojawiają się w większości polskich produkcji. Pod względem fabularnym "Hardkor Disko" to kolejna opowieść o zemście, tym razem wyrachowanej, zaserwowanej na zimno i niemalże pozbawionej jakichkolwiek emocji. Mimo mojego nie najlepszego samopoczucia mocno wciągnąłem się w opowieść Skoniecznego i bardzo żałuję, że jego produkcja trwa jedynie niecałe 90 minut.
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
Wedle informacji, które udało mi się znaleźć w necie, budżet "Hardkor Disko" wyniósł 100 tysięcy PLN. Słownie: sto tysięcy polskich nowych złotych! Nie jestem w stanie potwierdzić tej informacji (pod wieloma względami Filmweb jest lata świetlne za IMDb), ale jeżeli to prawda to Skonieczny za jakieś marne obierki stworzył produkcję, która rozpierdala realizacyjnie 95% współczesnych polskich filmów. "Hardkor Disko" jest znakomicie nakręcony. Zwróćcie uwagę na pracę kamery przy, wydawałoby się, najbardziej banalnych czynnościach – jeździe autem czy choćby wyjściu na taras by zapalić papierosa. Odpowiedzialny za zdjęcia Kacper Fertacz zrobił wyjątkowo dobrą robotę. Wspomniane sceny są jednakże naprawdę niczym przy rzucie koktajlem Mołotowa nakręconym w slow motion oraz drugim wyjściu na miasto Oli i Marcina. Sekwencja zmontowana w teledyskowej manierze ukazująca hedonistyczne aspekty nocnego życia w stolicy to najprawdziwsza i najczystsza maestria. Dla mnie poziom kosmiczny i w Polsce porównywalny jedynie z niektórymi scenami z "Miasta 44". Do tak wybornych wrażeń wizualnych dobrano także znakomitą ścieżkę dźwiękową – niebanalną i przez to pozbawioną taniego sentymentalizmu cechującego produkcje TVN. I gdy połączy się razem te dwa czynniki nawet znienawidzona w Krakowie Warszawa może wydawać się miastem zdatnym do życia! Zaiste, zaskakujące odkrycie!
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
"Hardkor Disko" wymiata również pod względem aktorskim, mimo że obsada jest dosyć kameralna. Marcin Magik Kowalczyk to idealny aktor by wcielić się w postać małomównego, tajemniczego Marcina o hipnotyzującym spojrzeniu. Chłopak po raz kolejny udowadnia, że ma prawdziwy talent i mam nadzieję, że jego kariera rozwinie się wprost proporcjonalnie do ogromnych możliwości. Jednakże po raz kolejny (dokładnie tak samo jak w "Mieście 44") najbardziej spodobała mi się gra głównej bohaterki. Jaśmina Polak znakomicie wcieliła się w Olę, hedonistyczną przedstawicielkę warszawskich bananowców. Widać u niej prawdziwą radość życia, a jednocześnie tęsknotę za czymś trochę głębszym niż cotygodniowe melanże wypełnione anielskim pyłem i alkoholem. Na wielki szacunek zasługują również wyluzowani rodzice Oli, którzy nie zapomnieli wszystkiego za swojej młodości. Najszczersze propsy dla Agnieszki Wosińskiej oraz Janusza Chabiora – znakomicie odegrane małżeństwo z autentyczną ekranową chemią oraz genialna scena śniadaniowa.
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
I teraz zastanówmy się na prostym faktem: skoro reżyser debiutuje tak doskonale to pomyślcie tylko jakież ma nieograniczone możliwości przed sobą! Mam jedynie głęboką nadzieję, że Krzysztof Skonieczny nie okaże się kolejnym one time wonder i nie zmarnuje swojego niebywałego talentu rozmieniając się drobne, ponieważ hajs się musi zgadzać. Ale to wszystko zweryfikują dni, które nadejdą. Tymczasem koniecznie sprawdźcie "Hardkor Disko", ponieważ w tej kategorii nie widziałem lepszego filmu od legendarnej "Wojny polsko-ruskiej". Największe tegoroczne pozytywne zaskoczenie i wreszcie autentyczny tagline: Krzysztof Skonieczny przyniósł płonący koktajl Mołotowa!
all rights reserved / copyright © głębokiOFF
Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz