"Lobster" zaintrygował mnie od pierwszego wejrzenia, ponieważ jakiś
czas temu przed kinowym seansem miałem okazję obejrzeć trailer filmu Yorgosa
Lanthimosa. O to właśnie chodzi: mniej reklam, więcej zapowiedzi! Szkoda, że w
Cinema City i innych kinoplebsach
proporcje zostały tak zaburzone, że aż się odechciewa chodzić. Przyznam
szczerze, że z wcześniejszą twórczością greckiego reżysera nie miałem zbyt
wiele wspólnego. Pamiętam jedynie, że kilka lat temu na pewno czytałem o dosyć
oryginalnej produkcji sygnowanej jego nazwiskiem ("Kieł" z 2009 roku). Tym
razem oprócz intrygującego pomysłu na fabułę do obejrzenia "Lobstera" zachęcił
mnie z pewnością Colin Farrell, który od jakiegoś czasu próbuje zrobić coś ze
swoją karierą, żeby nie pójść drogą najbardziej upadłego z upadłych, czyli
Nicolasa Cage’a (swoją drogą dawno nie recenzowałem jego ostatnich dokonań).
Występ Irlandczyka w drugim sezonie "True Detective" był jednym z
najjaśniejszych punktów tego średnio udanego przedsięwzięcia, więc liczyłem, że
Colin również tym razem mnie nie zawiedzie.
źródło: http://www.impawards.com |
W dystopijnej przyszłości (raczej
bliższej niż dalszej), w nieokreślonym miejscu zwanym po prostu Miastem (The
City), panują niezwykle oryginalne reguły prawa. Otóż ludzie, którzy nie mają
lub też stracili swoje drugie połówki zostają w ramach kary zesłani do Hotelu.
W tymże przybytku, zarządzanym przez bezwzględną menedżerkę (Olivia Colman),
single mają 45 dni na znalezienie partnera (aczkolwiek istnieje możliwość
przedłużenia tego terminu). Jeżeli natomiast poszukiwania zakończą się
niepowodzeniem, każdy z życiowych przegrywów
zostanie zamieniony w zwierzę, które sobie uprzednio wybrał. I właśnie w tym
miejscu poznajemy sympatycznego Davida (Colin Farrell), który wskutek utraty
żony zostaje skazany na pobyt w Hotelu.
źródło: http://thelobster-movie.com/fox |
Z pewnością pod względem
fabularnym "Lobster" jest jednym z najbardziej oryginalnych filmów, jakie miałem
ostatnio przyjemność obejrzeć. Sama koncepcja zamiany człowieka w zwierzę za
nieudolne dobieranie partnera wydawać się może kompletnie absurdalnym pomysłem,
aczkolwiek film ogląda się znakomicie. Nie razi nawet fakt, iż nikt nie pokusił
się o choćby okruszek wyjaśnienia przy użyciu jakiej technologii miałby zostać
przeprowadzony ten proces albo z jakiej przyczyny społeczeństwo zaakceptowało
tenże specyficzny system kar. Abstrahując jednakże od oryginalności głównego
motywu filmu to muszę przyznać, iż momentami miałem wrażenie, że pod pewnymi
względami "Lobster" coś mi przypomina. Po namyśle doszedłem do wniosku, iż jest
to z pewnością powieść Raya Bradbury’ego 451
stopni Fahrenheita. Pierwsze skojarzenie dotyczyło oczywiście singli
ukrywających się w lesie – podobnie jak we wspomnianej książce po oddaleniu się
od Miasta czy Hotelu okazuje się, że restrykcyjne przepisy nie sięgają tak
naprawdę wszędzie. Drugie nawiązanie to z kolei zanik krytycznego myślenia i
wolnej woli, wynikające bezpośrednio z nieuchronnej groźby zamiany w zwierzę.
Słabsze jednostki wymiękają popełniając samobójstwa, natomiast
inteligentniejsze za wszelką cenę próbują dostosować się do potrzeb dopiero co
znalezionych partnerów, tworząc na pozór szczęśliwe związki.
źródło: http://thelobster-movie.com/fox |
Warto tutaj również zwrócić uwagę
na intrygujący klimat oraz fabularną przewrotność. Gdy nasz bohater w końcu
wyzwala się z represyjnych okowów totalitarnego systemu i ucieka do lasu by żyć
pośród dzikich zwierząt, trafia do równie bezwzględnej dyktatury zarządzanej
twardą ręką przez wyjątkowo hardą dziewczynę, marzącą o zniszczeniu Hotelu.
Jak to mawiał Kapitan Bomba: biednemu
zawsze wiatr w oczy i chuj w dupę. Niemniej "Lobster" to opowieść nasycona
wyjątkowo czarnym, czasami nawet brutalnym, humorem, który sprawia, że film
ogląda się naprawdę znakomicie (o ile oczywiście lubicie takie podejście do
tematu życia i śmierci). Kolejny plus to piękne irlandzkie krajobrazy – głównie
urocze hrabstwo Kerry, hrabstwo Cork oraz Dublin grający totalitarne Miasto. Ścieżka
dźwiękowa jest całkiem młodzieżowa i jako ciekawostkę mogę napisać, że zawiera
kilka utworów z muzyki klasycznej.
źródło: http://thelobster-movie.com/fox |
Jednakże znakomite aktorstwo jest
prawdziwą perełką "Lobstera". Na największe propsy
zasłużył oczywiście Colin Farrell. David w jego wykonaniu nie jest żadnym
herosem wykutym z hartowanej stali. Można powiedzieć nawet więcej: to całkowicie
zwyczajny koleś o raczej mało muskularnej posturze (zwróćcie uwagę na brzuszek
Colina), różnymi problemami i rozterkami psychicznymi, który jednak nie pragnie
zostać zamieniony w tytułowego homara w ramach kary za nieudolność miłosną.
Jego starania, by dostosować się do poszczególnych partnerek za wszelką cenę to
przejaw jawnego oportunizmu, ale cóż poradzić, skoro normy społeczne
obowiązujące w Mieście są tak bezwzględne. Wielkie brawa dla Colina za tak
znakomitą kreację i mam nadzieję, że wreszcie uda mu się wrócić na słuszną,
aktorską drogę do chwały. Chociaż nigdy nie byłem (i nie jestem) fanem Rachel
Weisz to trudno mi nie docenić jej roli – oklaski za znakomite dostosowanie się
do filmowej konwencji. Choć Léa Seydoux nie urwała mi dupy w "Spectre" to muszę
docenić jej występ w "Lobsterze". Wcielając się w bezwzględną i okrutną liderkę
ruchu oporu singli wypada po prostu znakomicie! A dodatkowo na drugim planie
cieszą oko Ben Whishaw, John C. Reilly, Angeliki Papoulia, Ariane Labed czy
Ashley Jensen.
źródło: http://thelobster-movie.com/fox |
Jeżeli macie ochotę na wyjątkowo
oryginalne i niesztampowe kino przesycone czarnym humorem to zdecydowanie
polecam Wam "Lobstera". Dawno nie miałem okazji oglądać tak nietypowego
podejścia do fabuły, kwestii egzystencjalnych takich jak relacje międzyludzkie i do
tego czy warto za wszelką cenę dostosować się do swojego partnera.
źródło: http://thelobster-movie.com/fox |
Ocena: 8/10.