Ponieważ całkiem niedawno
ponownie schwytany został legendarny Joaquín "El Chapo" Guzmán Loera, stojący
na czele potężnego kartelu z Sinaloa, nadarzyła się znakomita okazja, aby
obejrzeć chwalone powszechnie
"Sicario" (a przede wszystkim nawiązać do tego faktu
w recenzji, dzięki czemu może wydawać się, że autor jest wyjątkowo na czasie w
kwestii meksykańskiej wojny narkotykowej). Oczywiście powodów do obejrzenia
filmu Denisa Villeneuve’a było o wiele więcej. Pozwólcie zatem, że wymienię
choćby osobę reżysera, Emily Blunt oraz Benicio Del Toro, których bardzo lubię
i szanuję, a także dosyć aktualną i interesującą tematykę. Tzw.
meksykańska wojna narkotykowa trwa już
niemal dekadę (jeśli za początek przyjmiemy 2006 rok), a zakończenia konfliktu
jak nie było widać na początku, tak w dalszym ciągu nie ma. Jeśli macie ochotę
zgłębić powyższą tematykę to oczywiście oprócz szeroko dostępnych źródeł
internetowych polecam książkę
El Narco
autorstwa Ioana Grillo (Wydawnictwo REMI, Warszawa 2012) z niezwykle złożonym i
całościowym podejściem do tematu.
|
źródło: http://www.impawards.com |
Główną bohaterką "Sicario" (co
oznacza tytuł dowiecie się na samym początku, więc nie ma za bardzo sensu tego
opisywać w recenzji) jest Kate Macer (Emily Blunt), agentka FBI dowodząca
jednostką taktyczną odbijającą zakładników. W czasie jednej z typowych akcji,
wskutek przemyślanej zasadzki ginie dwóch policjantów, a ponadto okazuje się,
że w ścianach szturmowanego budynku zamurowano kilkadziesiąt osób. Oczywiście
odpowiedzialnością za tę makabryczną zbrodnię obarczony zostaje jeden z
meksykańskich karteli, dysponujący biznesowym
przedstawicielstwem w USA. Kate oraz jej partner Reggie (Daniel Kaluuya)
zostają zwerbowani do międzyagencyjnego projektu, na czele którego stoi
tajemniczy Matt Graver (Josh Brolin), wspierany przez jeszcze bardziej
tajemniczego Alejandro (Benicio Del Toro).
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
Nie da się ukryć, że reżyser
Denis Vileneuve oraz scenarzysta Taylor Sheridan (słynny Hale z "Sons of
Anarchy") zrobili naprawdę dobrą robotę. "Sicario" nie jest bowiem produkcją
łatwą w odbiorze. Oglądając film nie liczcie, że ktokolwiek wyjaśni Wam co się
dzieje na ekranie – znajdziecie się w totalnej konfuzji, podobnie jak Kate,
nieświadoma istnienia złożonych powiązań i działań dalekich od poszanowania
jakiegokolwiek prawa. To z pewnością należy zaliczyć jako ogromny plus, ponieważ
twórcom udało się znakomicie przedstawić obraz bezwzględnej wojny narkotykowej,
w której nic do końca nie jest jasne – nawet dla agentki FBI, która ma przecież
styczność z tematem na co dzień. Spójrzmy bowiem na jedną z najlepszych
sekwencji filmu – dynamiczną wyprawę konwoju do Ciudad Juárez po wysoko
postawioną figurę z jednego z meksykańskich karteli. Oprócz CIA, występującej w
osobie Matta, w realizacji misji wzięły między innymi udział FBI (Kate), U.S.
Marshals (weseli panowie w kowbojskich kapeluszach), U.S. Customs and Border
Protection (przejazd przez granicę taki łatwy), zwykła meksykańska policja
(czynnik wysoce korupcjogenny), Policía Federal, a za obstawę naszych bohaterów
posłużyli nieumundurowani członkowie DELTA Force. Nie zapominajcie również o
Alejandro, reprezentującym opcję określaną jako Medellín. Imponujące, nieprawdaż?
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
Samo przedstawienie Ciudad Juárez
może robić ogromne wrażenie – bezkresna plątanina uliczek, prawdziwa miejska
dżungla, w której na każdym kroku roi się od członków karteli narkotykowych
oraz przekupnych, lokalnych policjantów, a nocą urządza się tzw. fajerwerki. Miejsce raczej średnio
wygodne do życia, a przecież mieszka tam prawie półtora miliona ludzi! W
kontekście wizualnego piękna warto również zwrócić uwagę na bezsprzecznie
znakomite pustynne pejzaże – wielkie oklaski za te zdjęcia! Ponadto na plus
należy zaliczyć poziom brutalności – krwawe strzelaniny, wieszanie ludzi na
wiaduktach, tortury rodem z Guantanamo czy zamurowywanie ciał w ścianach
budynków (zawsze zastanawiałem się po co?) są na porządku dziennym – aczkolwiek
muszę przyznać, że nie są to rzeczy, o których nie słyszałbym już wcześniej.
Jednakże prawdziwe wrażenie wywarła na mnie scena kolacji brutalnie przerwana
przez Alejandro – takich rzeczy nie ogląda się na co dzień w Hollywood, więc
daję dodatkową gwiazdkę za odwagę.
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
Jeśli natomiast miałbym poprawić
parę rzeczy, to z pewnością zacząłbym od konstrukcji głównej bohaterki. Moim
zdaniem doszło tutaj troszkę do małej konfuzji. O wiele lepiej przyjąłbym Kate
z jej idealistycznym zacięciem, gdyby była zwyczajną funkcjonariuszką FBI, a
nie, jak się zresztą wspomina w "Sicario", od samego początku kariery zajmowała
się wyważaniem drzwi, by w końcu stanąć na czele jednostki taktycznej
odbijającej zakładników z rąk porywaczy. Osobiście nie spodziewam się po takich
ludziach moralnych wątpliwości, lecz niemal ślepego posłuszeństwa i wykonywania
rozkazów bez ich kwestionowania (przy czym nie uznaję tego za jakiś przytyk).
Druga rzecz to wyciskający pot z dupy wątek meksykańskiego policjanta Silvio
(Maximiliano Hernández) i jego kochającego grać w piłkę synka. Rozumiem, że w
tej wojnie biorą udział głównie zwykli ludzie, ale naprawdę średnio interesuje
mnie co jedzą na śniadanie.
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
O głównej bohaterce napisałem już
kilka słów, ale muszę przyznać, że Emily Blunt dosyć dobrze odegrała emocje
targające Kate. Nie jest to może oscarowa kreacja, aczkolwiek nie mam większych
uwag (może oprócz tego, że tym razem nie wygląda zjawiskowo). Josh Brolin
kontynuuje dobrą passę z
"Inherent Vice", tworząc całkiem sympatyczną postać.
Jednak nie jestem w stanie oprzeć się wrażeniu, że Matt to taki trochę Lebowski
świata służb specjalnych: wiecznie wyluzowany,
zblatowany z kim trzeba, noszący wyjątkowo obskurne obuwie oraz nie
przejmujący się praktycznie niczym – Jeff Bridges zawsze
na propsie! Abstrahując od tych solidnych kreacji to moim zdaniem
największe brawa należą się Benicio Del Toro. Alejandro to po pierwsze
znakomicie napisana postać, a po drugie świetnie zagrana – małomówność bohatera
wymiernie wzmaga aurę tajemniczości. Wielkie brawa! Z wkurwiających postaci
wyróżnia się natomiast Daniel Kaluuya – praworządny i sprawiedliwy, jak
przystało na prawnika w szeregach FBI.
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
"Sicario" to naprawdę solidne
kino, epatujące momentami wyjątkową brutalnością, aczkolwiek doskonale
ukazujące złożoną sieć powiązań napędzających meksykańską wojnę narkotykową
oraz wcielanie w życie zasady, iż cel uświęca środki. Co prawda można było o
wiele lepiej skonstruować główną bohaterkę, ale jest to szczegół, który nie
przeszkadza aż tak bardzo w cieszeniu się filmem. Polecam bardzo bardzo!
|
źródło: http://www.sicariofilm.com/ |
Ocena: 8/10 (byłaby mocarna siódemka, ale jedna dodatkowa gwiazdka za
scenę rodzinnej kolacji z Alejandro)