"Kingdom of Heaven"
należy do moich ulubionych filmów historycznych. Mam świadomość,
że dziełu Ridleya Scotta można zarzucić ogrom przekłamań,
nieścisłości, uproszczeń historycznych i rzeszę różnego
rodzaju innych wad, ale darzę tę produkcję wielką estymą. W
niniejszej recenzji postaram się uzasadnić moją postawę i
wyjaśnić to epizodyczne odejście od hejteryzmu. Niemniej na samym
wstępie pragnę docenić wysiłek tłumaczów, którzy tym razem
wyjątkowo nie zawiedli. "Królestwo niebieskie" to
niezwykle zgrabny tytuł, który doskonale oddaje sens opowieści
Ridleya Scotta. Aczkolwiek jest to malutka perełka w bezkresnym
oceanie fatalnych tłumaczeń. Aha, zanim przejdziemy do recenzji
jeszcze jedna ważna uwaga: poniższy tekst dotyczy reżyserskiej
wersji "Kingdom of Heaven" trwającej 192 minuty, więc
wielu opisanych scen nie znajdziecie w znacznie zubożonej wersji
telewizyjnej (144 minuty).
źródło: http://www.impawards.com |
Fabuła "Królestwa
niebieskiego" przenosi nas na tereny dzisiejszej Francji u
schyłku XII wieku. Osławiony krzyżowiec, Godfrey z Ibelinu (Liam
Neeson), powraca do ojczyzny by zabrać do Ziemi Świętej swojego
bękarta. Balian (Orlando Bloom), zdolny kowal i konstruktor maszyn
oblężniczych, właśnie stracił żonę, która popełniła
samobójstwo. Jak powszechnie wiadomo odebranie sobie życia nie było
zbyt dobrze przyjmowane w mrocznych wiekach, toteż sytuacja naszego bohatera jest
niełatwa. Na dodatek pogrążony w rozpaczy Balian morduje lokalnego
księdza, który sprofanował ciało ukochanej kobiety. Stając się
renegatem przystaje do swojego ojca i wyrusza w podróż pełną
niebezpieczeństw, by odkupić swoje grzechy w Jerozolimie.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Pierwsza rzecz jaka
uderza widza w "Kingdom of Heaven" to piękne plenery i
niesamowite zdjęcia. Ridley Scott dopracował w najdrobniejszym
szczególe niemal każdy kadr, aby dostarczyć naszym oczom jak
najwięcej uciechy. Odważnie stwierdzam, że pod względem wizualnym
"Królestwo Niebieskie" to jeden z najpiękniejszych
filmów, jakie miałem okazję oglądać w moim życiu. Oczywiście
palmę pierwszeństwa mocno dzierży "Hero", ale Scottowi
naprawdę niewiele zabrakło do totalnej perfekcji. Wraz z
krzyżowcami zwiedzamy średniowieczną Francję, Messynę, ale
najwięcej uwagi poświęcono oczywiście Ziemi Świętej.
Imponujące wrażenie zrobiła na mnie Jerozolima, bardzo podobał mi
się również Kerak, a ciekawe wrażenie pozostawił zdecydowanie
ascetyczny Ibelin. Pustynne krajobrazy mają natomiast taki urok, że
widzom od razu robi się troszkę cieplej. Jednakże jeśli miałbym
dokonać wyboru najładniejszego kadru w całym filmie to wskazałbym
scenę, w której Reynald z Chatillon (Brendan Gleeson) poznaje
siostrę Saladyna stojącą w łanach zielonego zboża. Doskonałe
wizualia uzupełnia świetna muzyka – tutaj ponownie polecam wersję
reżyserską, ponieważ poszczególne części filmu zostały
poprzedzone klimatycznymi przerwami, w których możemy posłuchać utworów w dłuższych wersjach.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Budżet filmu wyniósł
130 milionów USD i trzeba przyznać, że to naprawdę widać na
ekranie. Setki statystów, świetne kostiumy, multum sprzętu i koni
mogą się podobać. Co prawda można zarzucić Scottowi, że
zrezygnował z pokazania bitwy pod Rogami Hittinu, ale moim zdaniem
potyczka kawalerii pod Kerakiem oraz epickie oblężenie Jerozolimy
znakomicie to rekompensują. Jeśli chodzi o rozwiązania fabularne
to oczywiście można (a nawet należy) czepiać się wielu rzeczy, o
których wspominałem we wstępie. Niemniej "Królestwo
Niebieskie" nie odstaje na tym polu od klasyków gatunku w
rodzaju choćby "Braveheart" czy też "Gladiatora".
Z tego powodu nie mam zamiaru wytykać każdego błędu oraz
nieścisłości historycznej. Dzieło Ridleya Scotta nie pretenduje
przecież do bycia podręcznikiem historycznym. Jeśli kogoś wciągną
krucjaty to na pewno znajdzie sobie odpowiednie źródło by pogłębić
wiedzę. Warto także zauważyć, że chociaż w filmie Scotta pełno
jest patosu (za który odpowiada głównie Balian), to jednak da się
go znieść bez wyłączania fonii. Bardzo fajnie natomiast, że
pokazano bezmyślny fanatyzm obu stron konfliktu, nie wartościując żadnej z
nich. Chrześcijaństwo dostało nawet trochę mocniej, ponieważ w
filmie wiesza się templariuszy mordujących muzułmańskich kupców,
a rolę villaina dostał niedoceniony wizjoner swoich czasów
Reynald z Chatillon.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Oceniając popisy
aktorskie w "Królestwie Niebieskim" pragnę zauważyć, że
Orlando Bloom otrzymał rolę podobną jak w "Piratach z
Karaibów". Do bólu szlachetny i prawy Balian nie może budzić
sympatii u osoby mojego formatu. Chociaż fajnie, że nie jest to
rycerz całkiem bez skazy, gdyż w końcu zamordował nieuzbrojonego
człowieka. Niemniej Bloom pasuje do tego rodzaju postaci i wypada
poprawnie, lecz bez szału. Dla odmiany Liam Neeson stworzył bardzo
fajną rolę i jego widok na ekranie cieszył moje oko. Jeszcze
bardziej cieszyłem się na widok Evy Green (Sibylla), ale niestety
tym razem nie była skąpo odziana. Z tego powodu smuteczek,
aczkolwiek pod względem aktorskim wypadła całkiem młodzieżowo.
Świetną kreację stworzył także Edward Norton (Baldwin IV
Trędowaty), który przez większość filmu ukrywa swoją twarz za
maską – należą się duże oklaski. Niezły poziom trzyma Jeremy
Irons, wcielający się w Tyberiusza (wariacja na temat Rajmunda III
z Trypolisu).
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Jednakże w "Królestwie
Niebieskim" od pierwszej projekcji fascynowały mnie trzy inne
role. Pierwsza to niezawodny David Thewlis tym razem wcielający się
w nie do końca realnego Szpitalnika, będącego swoistym opiekunem
Baliana. Odwołując się do mistyczności tej postaci musi pojawić
się kolejne nawiązanie do wersji reżyserskiej: zastanawialiście
się czemu nagle, kompletnie z dupy, Balian pojawia się siedząc pod
palmą? Otóż wyjaśnieniem jest genialna scena z gorejącym krzewem
na pustyni. Thewlis jest świetnym aktorem i tutaj naprawdę gra na
najwyższych obrotach. Na ogromne brawa zasługuje także Alexander
Siddig wcielający się w sympatycznego Imada. Na koniec zostawiam
wielkiego wodza i największego Kurda w historii. Salah ad-Din al-Ajjubi w
wykonaniu Ghassana Massouda to rola, którą należy zapamiętać na
długo. Chociaż każda scena z udziałem muzułmańskiego wodza jest
genialna to pragnę wyróżnić moje ulubione: w szczególności
zwróćcie uwagę na rozmowy w muzułmańskim obozie przed i po
bitwie pod Rogami Hittinu oraz na dialog Salah ad-Dina i Baliana. Na
koniec warto jeszcze wspomnieć o wielu świetnych epizodycznych
rolach – w filmie pojawiają się m.in. Michael Sheen, Brendan
Gleeson, Marton Csokas czy choćby Kevin McKidd.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Chociaż "Królestwo
Niebieskie" ma bardzo wiele mankamentów, to po prostu uwielbiam
tę produkcję Ridleya Scotta. Po ostatniej projekcji telewizyjnej
zauważyłem, że wersja zubożona jest znacznie gorsza, dlatego
wszystkich zachęcam do oglądania wyłącznie rozszerzonej edycji
reżyserskiej (w której poznamy m.in. wątek syna Sibylli). Jak na
realia Hollywood jest to epickie widowisko z pięknymi zdjęciami
oraz doskonałą muzyką, wzbogacone świetną grą aktorską i
niebanalnym tematem. I nawet patos tak nie razi jak zwykle! Na serio
polecam!
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz