niedziela, 19 maja 2013

"Bangkok Dangerous"

W tym roku złamałem wieloletnią tradycję i zamiast jechać na festiwal do Cannes zostałem w naszej przaśnej ojczyźnie. Spytacie pewnie czemuż zostawiłem plaże Lazurowego Wybrzeża na rzecz polskiego gówna w polu? Otóż otrzymałem pół jawne informacje, że TVP zamierza wyemitować "Bangkok Dangerous". Jakże niewiele znaczy festiwal w Cannes wobec kompletnego upadku Cage'a! Wielki kiedyś aktor i laureat Oscara dziś chałturzy w Tajlandii, niemal jak Wesley Snipes w Rumunii. W przypadku Snipesa to mogę jeszcze zrozumieć – w końcu hajs się musi zgadzać, a Wesley miał z tym trochę problemów (niedawno jeszcze siedział pod celą za przekręty podatkowe). Czy jednak Cage również potrzebuje milionów monet? Czy też po prostu kompletnie zatracił intuicję i przyjmuje bez selekcji wszystkie propozycje? Spójrzmy na kilka ostatnich tragicznych tytułów z jego udziałem: "Ghost Rider", "Season of the Witch", "Seeking Justice" czy quasi remake "Złego porucznika". Jedynymi sensownymi filmami z jego udziałem w ciągu ostatniej dekady były „Lord of War” oraz "Drive Angry" (sorry, ale "Kick-Ass" znudził mnie na tyle, że nie obejrzałem do końca). Z deczka słabo. Swoją drogą "Bangkok Dangerous" to remake tajlandzkiej produkcji z 1999 roku. Pewnie liczono na powtórkę sukcesu "Infernal Affairs" i "Infiltracji", ale zatrudniając Cage'a przekreślono wszelkie nadzieje.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Aby odpowiednio przygotować się do projekcji zasiadłem ze szklaneczką wybornej 53% old plum brandy z lodem. Dodam, że na jednej się nie skończyło, toteż percepcja filmu mogła zostać delikatnie zaburzona. Już w pierwszej scenie zaatakowała mnie totalna chujoza. Nocne ujęcia Pragi i czerstwy voiceover Cage'a wprowadzają widza w historię Joe (Nicolas Cage). Za chwilę poznajemy fach głównego bohatera, gdyż eliminacja człowieka z karabinu snajperskiego nie pozostawia wątpliwości. Otóż Joe jest wypalonym zawodowo płatnym mordercą, na dodatek straszliwie umęczonym swoim losem. Wypalony zawodowo Joe udaje się do Bangkoku by wykonać ostatnie zlecenie (a w zasadzie cztery) i zniknąć raz na zawsze. Na miejscu tradycyjnie dobiera sobie tymczasowego współpracownika. Miejscowy pół-retard pół-człowiek Kong (Shahkrit Yamnarm) nadaje się do tej roboty jak Michael Jackson do opieki na dziećmi, bowiem trudni się sutenerstwem oraz uliczną sprzedażą podróbek zegarków. Niemniej wesoły duet przystępuje do działania i rozpoczyna 4 etapową misję w stolicy Tajlandii.
Photo © Lionsgate Films. All Rights Reserved.
Pierwsza rzecz jaka wkurwia w "Bangkok Dangerous" to wspomniany mega-czerstwy voiceover Cage'a, w którym opisuje swoje żale. Jest to zabieg tak wtórny, że aż brak mi słów. Na dodatek słysząc teksty o mentalnym wypaleniu oglądamy twarz Joe, na której przez większość filmu wyryty jest bezgraniczny smutek. Jak wspaniale Cage odgrywa emocje chyba pisać nie muszę. Tutaj, czerpiąc zapewne inspirację od Wentwortha Millera z "Prison Break", postanowił ograniczyć warsztat jedynie do smutku lub radości. Totalne drewno, które wypełnia zdecydowanie zbyt dużą część projekcji. W ten sposób już po pierwszych minutach zniechęciłem się mocno do filmu. Dodatkowo fabuła nie rozpieszcza, ponieważ nie ma nawet średniego poziomu. Po jakimś czasie "Bangkok Dangerous" zamienia się po prostu w wysoce upośledzoną wersję "Leona Zawodowca". Love story przedstawione w filmie to chyba jeden z najgorszych wątków miłosnych w dziejach kinematografii. Okazuje się bowiem, że bezwzględny dotychczas killer potrafi zakochać się głuchoniemej tajlandzkiej aptekarce (sic!), będącej chodzącym wcieleniem dobra. W szczególności polecam zobaczyć słitaśną scenę z karmieniem słonia. Nie wiem czy twórcy filmu w swojej naiwności zaplanowali tego rodzaju romans na typowy wyciskacz łez, ale w tym momencie całkowicie skreśliłem ich dzieło.
Photo © Lionsgate Films. All Rights Reserved.
Po poziomie love story już nic nie mogło uratować "Bangkok Dangerous" przed całkowitą katastrofą. Niestety twórcy nie podjęli nawet najmniejszego wysiłku, aby zmienić to żenujące gówno w coś, co nadaje się do oglądania. Wtórność, miałkość, schematyczność i totalna żenada dominowały na ekranie przez całą projekcję. Efekty specjalne ograniczono do motoru, który w coś uderzył i wybuchł (tak jak w prawdziwym życiu) oraz do odcięcia ręki przez śrubę motorówki – żal patrzeć naprawdę! Ach prawie zapomniałbym, że była jeszcze eksplozja – Joe przeżył, bo schował się w wannie (co za wtórność!). "Bangkok Dangerous" wpisuje się również w nurt produkcji udowadniających, że najlepszym kamuflażem jest bejsbolówka zsunięta niemal na oczy (vide "Prison Break") - jakby Cage nie wyróżniał się w Tajlandii samym kolorem skóry. Poza tym profesjonalizm Joe najdobitniej uwidacznia się w scenie finałowej assasynacji polityka, którego „kochają Tajlandczycy”. Finał to już totalny bezsens, ponieważ nieśmiertelny Cage młóci przeciwników jak jakieś tępe boty. Co ciekawe twórcy nie pojechali po totalnej żenadzie i zdecydowali się na dosyć odważny krok w kontekście dotychczasowej chujozy. Chwała im za to niewielka, gdyż oprócz regularnego dobijania przeciwników, jest to w zasadzie jedyny plus filmu.
Photo © Lionsgate Films. All Rights Reserved.
Jeśli chodzi o popisy aktorskie to film przedstawia się dramatycznie. Jak już pisałem powyżej Cage czerpie warsztat aktorski od gwiazdora "Prison Break", który przejechał cztery sezony serialu z jednym wyrazem twarzy. Joe w jego wykonaniu to istne uosobienie drewnianej gry braci Mroczków. Naprawdę trudno uwierzyć, że Cage grał kiedyś w dobrych albo chociaż solidnych filmach. Zasadniczo o reszcie obsady nie ma co wspominać, ponieważ składa się azjatyckich no nameów. Przydupas Joe, Kong to marna postać i nie można za wiele z niej wykrzesać, dlatego też nie mam pretensji do Shahkrita Yamnarma. Podobnie jest w przypadku Charlie Yeung (Fong), ale ona przynajmniej ładnie prezentuje się na ekranie. Zleceniodawcy Joe to z kolei niemal idioci, ciężko się na nich patrzy. Jeśli chodzi o ocenę "Bangkok Dangerous" to było niezmiernie łatwo wystawić adekwatną notę. Film jest fatalny i naprawdę dawno nie widziałem czegoś tak okropnego z pierwszoligowym hollywoodzkim aktorem. Normalni widzowie zdecydowanie nie zasługują by oglądać tego rodzaju żenujące produkcje. "Bangkok Dangerous" mogę polecić jedynie najbardziej ortodoksyjnym fanom Cage'a, którzy jeszcze wierzą, że kiedykolwiek podniesie się z rynsztoka chujowego kina. Ja już dawno porzuciłem wszelką nadzieję.
Photo © Lionsgate Films. All Rights Reserved.
Ocena: 2/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz