poniedziałek, 11 lutego 2013

"Kill Switch"

"Kill Switch" (u nas znany jako "Zabójczy cel") to ciekawy przykład filmu ze Stevenem Seagalem. Niby wydawałoby się, że wszystko jest już ustawione i upadły gwiazdor kina kopanego będzie skazany na kręcenie niskobudżetowych produkcji w Europie Środkowo-Wschodniej do końca swoich dni. Wyrok zapadł, apelacje odrzucone, nie możliwości ułaskawienia. A jednak... "Zabójczy cel" w porównaniu do dotychczasowych europejskich wycieczek Seagala i Snipesa wygląda jak "Gladator" przy polskim "Quo Vadis". Budżet w wysokości 10 milionów USD? To widać na ekranie i to musi robić wrażenie! Wielu z Was może się dziwić po co oglądać tego rodzaju filmy (choć podejrzewam, że większość don't give a fuck). Odpowiedź jest prosta: lubię chujowe produkcje, a ich oglądanie sprawia mi ogromną radość oraz poprawia nastrój.
źródło: http://www.impawards.com/index.html
Rzut okiem na fabułę i już wiadomo, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym. Jacob (Steven Seagal) jest policjantem, co świadczy o ogromnej odwadze i oryginalności twórców, gdyż tak mało filmów nakręcono o dzielnych stróżach prawa! Niemniej Jacob to gliniarz bardzo nietypowy, dysponujący niezwykle ciekawym warsztatem. Przykład? Proszę bardzo: na początku filmu nasz bohater brutalnie przesłuchuje podejrzanego, a zamiast aresztować go w tradycyjnym sposób, mocnym kopem z obrotu wyrzuca potencjalnego przestępcę przez okno mniej więcej z trzeciego piętra. Wspaniałe, nieprawdaż? Któż zatem jak nie Jacob może stawić czoło seryjnemu zabójcy grasującemu po mieście? Serial killa nosi ksywę Astrolog i co zaskakujące interesuje się astrologią! Zostawia także notki z tajemniczym szyfrem, co oczywiście nie wywołuje u widza uczucia wtórności i rżnięcia po całości.
źródło: http://www.imdb.com/
Postać, w którą wciela się Steven Seagal, to prawdziwy gliniarz renesansu, a jednocześnie bezlitosna maszyna do zabijania. Nie dość, że mistrzowsko wyszkolony w martial arts to na dodatek w wolnych chwilach para się kryptologią (level: master). Jacob jest tak pochłonięty pracą, że nie ma nawet czasu na seks z ponętną i napaloną Celine (Karyn Michelle Baltzer), która upija się winem na jego kwadracie. Oczywiście nie jest to postać całkowicie pozbawiona słabości, gdyż w naszym wszechświecie może istnieć tylko jeden Michael "Mike" Danton. Jacoba nawiedzają niejasne flashbacki z dzieciństwa, a poza tym nie umie powiedzieć "przepraszam". Zamiast poprosić kogoś, aby go przepuścił woli złamać mu nogę lub rękę. Na jego tle reszta postaci jawi się mało interesująco. Storm (Chris Thomas King), czarny partner naszego bohatera jest kryształowo uczciwy. Oczywiście nasi dzielni gliniarze dostają do pomocy niedoświadczoną agentkę FBI Frankie Miller (Holly Elissa). Jako typowa rookie rzyga przy sekcji zwłok i nie ma szacunku u Jacoba. Jak łatwo się domyślić udział agentów federalnych w śledztwie prowadzi do częstych utarczek z miejscową policją. Chyba jest to jakiś hollywoodzki kanon, którego nie może zabraknąć w żadnym filmie o stróżach prawa. W kwestii przeciwników Jacoba również nie ma szału, gdyż co jeden to większy pojeb i w zasadzie nikt nie może zostać uznany za normalnego geniusza zbrodni. Podsumowując jedyną fajną postacią obok Jacoba jest koroner, grany przez legendarnego i niestety nieżyjącego już Isaaca Hayesa.
źródło: http://www.imdb.com/
"Zabójczy cel" bardzo mnie zaskoczył pod względem brutalności. Od pierwszych scen z radością patrzyłem jak Jacob co rusz spuszcza przeciwnikom ciężki wpierdol. Nie ma tu litości i odpuszczania. Wymuszanie zeznań młotkiem lub poprzez metodyczne łamanie zębów? Czemu nie, jeśli tylko przynosi efekty (a uwierzcie, że przynosi). Odnośnie sceny z młotkiem chciałem początkowo użyć stwierdzenia "bije młotkiem", aczkolwiek nie oddaje ono w żaden sposób tego co dzieje się na ekranie. Znacznie trafniejsze wydaje się "napierdala młotkiem". Ponadto widać wyraźną fascynację twórców tłuczonym szkłem – w filmie naprawdę zużyto imponujące ilości tego surowca. "Zabójczy cel" powinien zatem służyć jako sztandarowy przykład ukazujący jak powinna wyglądać brutalność we współczesnym kinie. Niestety rozwój akcji nie ma praktycznie żadnego sensu, a fabuła to same klisze. Co robi Jacob gdy chce zdobyć potrzebny informacje? Otóż udaje się do miejscowej biblioteki (zapewne w USA do dzisiejszego dnia nie wynaleziono jeszcze internetu) i przesłuchuje bibliotekarkę ze znajomości współczesnej poezji oraz astrologii – szkoda, że nie młotkiem lub sekatorem! Okazuje się ponadto, że nawet jeśli ktoś jest stróżem prawa na poziomie pro, to prawdopodobieństwo trafienia przeciwnika z odległości pięciu metrów wynosi poniżej 1%. Co ciekawe dla porównania każdy strzał w randomową rurę powoduje eksplozję. Co za ironia! W kwestii montażu zastosowano ciekawy efekt: powtarzanie w slow motion kilku kolejnych ujęć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wykorzystano tego efektu w co drugiej scenie, przez co szybko staje się nieznośnie nużący.
źródło: http://www.imdb.com/
Odrębny akapit postanowiłem poświęcić na zakończenie "Zabójczego celu". Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Uczuć jakie towarzyszyły mi podczas oglądania ostatnich scen filmu nie da się wyrazić w żadnym ze znanych języków ludzi, elfów czy krasnoludów. Jest to chyba najbardziej absurdalny, bezsensowny i niczym nie uzasadniony finał jaki miałem okazję oglądać. Możliwe, że twórcom się coś pomyliło i w takcie montażu wkleili do "Zabójczego celu" zakończenie z jakiejś innej produkcji. Totalnie nie wiem jak można było coś takiego zrobić! Gdyby nie wysoki poziom brutalności dałbym bez wahania 2/10, aczkolwiek postanowiłem być litościwy. Zatem trójka, ale jedna z najsłabszych w dziejach.
źródło: http://www.imdb.com/
Ocena: 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz