"Kill Switch" (u nas znany jako "Zabójczy cel")
to ciekawy przykład filmu ze Stevenem Seagalem. Niby wydawałoby
się, że wszystko jest już ustawione i upadły gwiazdor kina
kopanego będzie skazany na kręcenie niskobudżetowych produkcji w
Europie Środkowo-Wschodniej do końca swoich dni. Wyrok zapadł,
apelacje odrzucone, nie możliwości ułaskawienia. A jednak...
"Zabójczy cel" w porównaniu do dotychczasowych
europejskich wycieczek Seagala i Snipesa wygląda jak "Gladator"
przy polskim "Quo Vadis". Budżet w wysokości 10 milionów
USD? To widać na ekranie i to musi robić wrażenie! Wielu z Was
może się dziwić po co oglądać tego rodzaju filmy (choć
podejrzewam, że większość don't give a fuck). Odpowiedź
jest prosta: lubię chujowe produkcje, a ich oglądanie sprawia mi
ogromną radość oraz poprawia nastrój.
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
Rzut okiem na fabułę i
już wiadomo, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym. Jacob (Steven
Seagal) jest policjantem, co świadczy o ogromnej odwadze i
oryginalności twórców, gdyż tak mało filmów nakręcono o
dzielnych stróżach prawa! Niemniej Jacob to gliniarz bardzo
nietypowy, dysponujący niezwykle ciekawym warsztatem. Przykład?
Proszę bardzo: na początku filmu nasz bohater brutalnie
przesłuchuje podejrzanego, a zamiast aresztować go w tradycyjnym
sposób, mocnym kopem z obrotu wyrzuca potencjalnego przestępcę
przez okno mniej więcej z trzeciego piętra. Wspaniałe, nieprawdaż?
Któż zatem jak nie Jacob może stawić czoło seryjnemu zabójcy
grasującemu po mieście? Serial killa nosi ksywę Astrolog i
co zaskakujące interesuje się astrologią! Zostawia także notki z
tajemniczym szyfrem, co oczywiście nie wywołuje u widza uczucia
wtórności i rżnięcia po całości.
źródło: http://www.imdb.com/ |
Postać, w którą wciela
się Steven Seagal, to prawdziwy gliniarz renesansu, a jednocześnie
bezlitosna maszyna do zabijania. Nie dość, że mistrzowsko
wyszkolony w martial arts to na dodatek w wolnych chwilach
para się kryptologią (level: master). Jacob jest tak pochłonięty
pracą, że nie ma nawet czasu na seks z ponętną i napaloną Celine (Karyn Michelle Baltzer), która
upija się winem na jego kwadracie. Oczywiście nie jest to postać
całkowicie pozbawiona słabości, gdyż w naszym wszechświecie może
istnieć tylko jeden Michael "Mike" Danton. Jacoba
nawiedzają niejasne flashbacki z dzieciństwa, a poza tym nie umie
powiedzieć "przepraszam". Zamiast poprosić kogoś, aby go
przepuścił woli złamać mu nogę lub rękę. Na jego tle reszta
postaci jawi się mało interesująco. Storm (Chris Thomas King), czarny partner naszego
bohatera jest kryształowo uczciwy. Oczywiście nasi dzielni
gliniarze dostają do pomocy niedoświadczoną agentkę FBI Frankie
Miller (Holly Elissa). Jako typowa rookie rzyga przy sekcji zwłok i
nie ma szacunku u Jacoba. Jak łatwo się domyślić udział agentów
federalnych w śledztwie prowadzi do częstych utarczek z miejscową
policją. Chyba jest to jakiś hollywoodzki kanon, którego nie może
zabraknąć w żadnym filmie o stróżach prawa. W kwestii
przeciwników Jacoba również nie ma szału, gdyż co
jeden to większy pojeb i w zasadzie nikt nie może zostać uznany za
normalnego geniusza zbrodni. Podsumowując jedyną fajną postacią
obok Jacoba jest koroner, grany przez legendarnego i niestety nieżyjącego
już Isaaca Hayesa.
źródło: http://www.imdb.com/ |
"Zabójczy cel"
bardzo mnie zaskoczył pod względem brutalności. Od pierwszych scen
z radością patrzyłem jak Jacob co rusz spuszcza przeciwnikom
ciężki wpierdol. Nie ma tu litości i odpuszczania. Wymuszanie
zeznań młotkiem lub poprzez metodyczne łamanie zębów? Czemu nie,
jeśli tylko przynosi efekty (a uwierzcie, że przynosi). Odnośnie
sceny z młotkiem chciałem początkowo użyć stwierdzenia "bije
młotkiem", aczkolwiek nie oddaje ono w żaden sposób tego co
dzieje się na ekranie. Znacznie trafniejsze wydaje się "napierdala
młotkiem". Ponadto widać wyraźną fascynację twórców
tłuczonym szkłem – w filmie naprawdę zużyto imponujące
ilości tego surowca. "Zabójczy cel" powinien zatem
służyć jako sztandarowy przykład ukazujący jak powinna wyglądać
brutalność we współczesnym kinie. Niestety rozwój akcji nie ma
praktycznie żadnego sensu, a fabuła to same klisze. Co robi Jacob
gdy chce zdobyć potrzebny informacje? Otóż udaje się do
miejscowej biblioteki (zapewne w USA do dzisiejszego dnia nie
wynaleziono jeszcze internetu) i przesłuchuje bibliotekarkę ze
znajomości współczesnej poezji oraz astrologii – szkoda, że nie
młotkiem lub sekatorem! Okazuje się ponadto, że nawet jeśli ktoś
jest stróżem prawa na poziomie pro, to prawdopodobieństwo
trafienia przeciwnika z odległości pięciu metrów wynosi poniżej
1%. Co ciekawe dla porównania każdy strzał w randomową rurę
powoduje eksplozję. Co za ironia! W kwestii montażu zastosowano
ciekawy efekt: powtarzanie w slow motion kilku kolejnych ujęć.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wykorzystano tego efektu w co
drugiej scenie, przez co szybko staje się nieznośnie nużący.
źródło: http://www.imdb.com/ |
Odrębny akapit
postanowiłem poświęcić na zakończenie "Zabójczego celu".
Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Uczuć jakie towarzyszyły
mi podczas oglądania ostatnich scen filmu nie da się wyrazić w
żadnym ze znanych języków ludzi, elfów czy krasnoludów. Jest to
chyba najbardziej absurdalny, bezsensowny i niczym nie uzasadniony
finał jaki miałem okazję oglądać. Możliwe, że twórcom się
coś pomyliło i w takcie montażu wkleili do "Zabójczego celu"
zakończenie z jakiejś innej produkcji. Totalnie nie wiem jak można
było coś takiego zrobić! Gdyby nie wysoki poziom brutalności
dałbym bez wahania 2/10, aczkolwiek postanowiłem być litościwy.
Zatem trójka, ale jedna z najsłabszych w dziejach.
źródło: http://www.imdb.com/ |
Ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz