wtorek, 12 lutego 2013

"Batman Begins"

Chociaż po raz pierwszy oglądałem "Batman Begins" w odmętach czasu, to doskonale pamiętam, że było to na HBO i mniej więcej w godzinach popołudniowych. Nie interesowałem się wtedy kinem jeszcze tak mocno, jak w ostatnim czasie i nie sądziłem, że kiedykolwiek będę prowadził bloga na ten temat. Skłaniałem się raczej ku karierze naukowej, optymistycznie (i jak się okazało bardzo naiwnie) wierząc, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Abstrahując jednakże od wątków autobiograficznych nowe podejście do Batmana przypadło mi do gustu i wystawiłem dosyć solidną ocenę (7/10). Niemniej po fatalnych doświadczeniach z ostatnią częścią trylogii Christophera Nolana nadarzyła się okazja, aby jeszcze raz przyjrzeć się pierwszej odsłonie. Skwapliwie z niej skorzystałem, gdyż jak doskonale wiecie, w części trzeciej powracają echa "Batman Begins". Poza tym byłem ciekaw czy Nolan kręcąc pierwszą część miał już w głowie całą trylogię czy też "Dark Knight Rises" uzyskało ostateczny kształt dopiero w wyniku niespodziewanej śmierci Heatha Ledgera?
źródło: http://www.impawards.com/index.html
"Batman Begins" to opowieść o trudnych początkach Batmana, a w zasadzie o walce z własnym strachem. Poznajemy więc małoletniego Bruce'a Wayne oraz jego rodziców-miliarderów, którzy de facto poruszają się po Gotham City kolejką wybudowaną, aby ulżyć biednym mieszkańcom miasta. Thomas Wayne (Linus Roache) to prawdziwe uosobienie cnót szlachetnego kapitalisty: nie dość, że wybudował plebejuszom tani transport miejski, to na dodatek zamiast faszystowskimi metodami nadzorować ich wyzysk w swoim przedsiębiorstwie postanowił oddać się pracy w szpitalu. Będąc dzieckiem Bruce wpadł do starej studni wypełnionej nietoperzami, przez co lęka się ich będąc już dorosłym człowiekiem. Niemniej to nie jedyna trauma z dzieciństwa. Jak doskonale wiedzą wszyscy znający historię Batmana rodzice chłopca zostali zamordowani na jego oczach podczas napadu rabunkowego. Bruce pała żądzą zemsty i będąc dorosłym człowiekiem próbuje nawet wyeliminować mordercę, ale ubiega go Falcone (Tom Wilkinson), potężny gangster trzęsący całym Gotham. Jak się później okazuje, był to przełomowy moment w życiu panicza Wayne'a, który od tego momentu postanawia zwalczać wszelkie zło i występek. A jakże chce to czynić? Otóż sam stając się przestępcą chce poznać motywacje ludzi, które skłaniają ich do czynienia zła. W końcu w trzeciorzędnym więzieniu na głębokim zadupiu cywilizacji poznaje Ducarda (Liam Neeson), który pokazuje mu inną ścieżkę walki ze złem – mistyczną organizację zwaną Ligą Cieni.
źródło: http://www.starpulse.com/
Wielkim plusem "Batman Begins" są bardzo ładne krajobrazy w czasie podróży i szkolenia Bruce Wayne'a. W tej odsłonie Gotham City może nie wygląda jeszcze tak imponująco jak w kolejnych, ale trafiło się kilka niezłych ujęć. W każdym razie jako miasto pogrążające się w totalnym chaosie wypada całkiem poprawnie. Pod względem fabularnym film Nolana wypada niestety znacznie gorzej niż za pierwszym razem, gdy go oglądałem. Ciekawie wypada scena, w której Ducard opowiada o swojej przeszłości i żonie, którą mu kiedyś odebrano (o córce jakoś widocznie sobie zapomniał). Nie rozumiem za to na przykład dlaczego Liga Cieni chce zniszczyć Gotham City. Ra's Al Ghul (Ken Watanabe) i Ducard zamiast to wytłumaczyć w normalny sposób opowiadają jakieś bełkotliwe farmazony o determinizmie historycznym. Kilka motywów ma wysoce żenujący charakter. Szczególnie przoduje w tej kategorii ultra przykra śmierć Ra's Al Ghula, który pożegnał się z ziemskim padołem przygnieciony przez pięć płonących sztachetek. Równie gorszący był skill Batmana nietoperze na żądanie, z którego szczęśliwie skorzystał tylko raz. Generalnie efekty specjalne zaliczam na plus, niemniej nie są ani specjalnie porywające ani specjalnie słabe.
źródło: http://www.starpulse.com/
Kontem oka przyjrzyjmy się postaciom i aktorstwu. Panicz Wayne jest miałki, nawet nie umie stracić człowieka oskarżonego o zabójstwo i domaga się dla niego sądu w kraju trzeciego świata. No ale jak się miało tak wspaniałego ojca to postawy moralne tego rodzaju nie powinny dziwić. Christian Bale wypada nawet w porządku, potrafi być przekonujący. Niemniej świetną kreację, przykuwającą uwagę, stworzył Michael Caine, wcielający się w wiernego i niezawodnego lokaja Alfreda. Oczywiście po stronie dobra występuje również nieprzekupna i urocza asystentka prokuratora Rachel (Katie Holmes), prywatnie znajoma Bruce'a z dzieciństwa. Istna emanacja dobra. Warto zwrócić również uwagę na nieprzekupnego i prawego sierżanta Gordona (Gary Oldman), który został chyba jedynym uczciwym gliną w mieście oraz pomysłowego wynalazcę Foxa (Morgan Freeman). Pod względem zła też jest ciekawie. Fajne role Toma Wilkinsona (Falcone) oraz Cilliana Murphy (dr Crane z Arcam). Jednak najwięcej do powiedzenia na tym polu ma Liam Neesson (Ducard), którego postać wydaje mi się najbardziej interesująca w całym filmie. Oprócz tego mamy wiele ciekawych ról epizodycznych: pojawia się m.in. znany z serialu "Sons of Anarchy" Mark Boone Junior czy też Rutger Hauer. Zaiste niebywały gwiazdozbiór aktorski!
źródło: http://www.starpulse.com/
Po upływie czasu postanowiłem jednakże zredukować ocenę "Batman Begins". Mimo doborowej obsady oraz poprawnych efektów film rozczarował mnie znacznie pod względem fabularnym. Kilka lat temu wydawało się to całkiem fajne, ale patrząc z perspektywy całej trylogii Nolana czuję się troszkę rozczarowany. Mimo wszystko uważam, że jest pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów kina rozrywkowego, gdyż stoi na wysokim poziomie pod względem realizacji. Jednym zdaniem dobre, acz rzemieślnicze kino o umiarkowanych ambicjach (ach ta walka z własnymi słabościami!) i ciekawe otwarcie nowej serii o Człowieku-Nietoperzu.
źródło: http://www.starpulse.com/
Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz