Chociaż po raz pierwszy
oglądałem "Batman Begins" w odmętach czasu, to doskonale
pamiętam, że było to na HBO i mniej więcej w godzinach
popołudniowych. Nie interesowałem się wtedy kinem jeszcze tak
mocno, jak w ostatnim czasie i nie sądziłem, że kiedykolwiek będę
prowadził bloga na ten temat. Skłaniałem się raczej ku karierze
naukowej, optymistycznie (i jak się okazało bardzo naiwnie)
wierząc, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Abstrahując jednakże od
wątków autobiograficznych nowe podejście do Batmana przypadło
mi do gustu i wystawiłem dosyć solidną ocenę (7/10). Niemniej po
fatalnych doświadczeniach z ostatnią częścią trylogii
Christophera Nolana nadarzyła się okazja, aby jeszcze raz przyjrzeć
się pierwszej odsłonie. Skwapliwie z niej skorzystałem, gdyż jak
doskonale wiecie, w części trzeciej powracają echa "Batman
Begins". Poza tym byłem ciekaw czy Nolan kręcąc pierwszą
część miał już w głowie całą trylogię czy też "Dark
Knight Rises" uzyskało ostateczny kształt dopiero w wyniku
niespodziewanej śmierci Heatha Ledgera?
źródło: http://www.impawards.com/index.html |
"Batman Begins"
to opowieść o trudnych początkach Batmana, a w zasadzie o walce z
własnym strachem. Poznajemy więc małoletniego Bruce'a Wayne oraz
jego rodziców-miliarderów, którzy de facto poruszają się po
Gotham City kolejką wybudowaną, aby ulżyć biednym mieszkańcom
miasta. Thomas Wayne (Linus Roache) to prawdziwe uosobienie cnót szlachetnego
kapitalisty: nie dość, że wybudował plebejuszom tani transport
miejski, to na dodatek zamiast faszystowskimi metodami nadzorować ich wyzysk w
swoim przedsiębiorstwie postanowił oddać się pracy w szpitalu.
Będąc dzieckiem Bruce wpadł do starej studni wypełnionej
nietoperzami, przez co lęka się ich będąc już dorosłym
człowiekiem. Niemniej to nie jedyna trauma z dzieciństwa. Jak
doskonale wiedzą wszyscy znający historię Batmana rodzice chłopca
zostali zamordowani na jego oczach podczas napadu rabunkowego. Bruce
pała żądzą zemsty i będąc dorosłym człowiekiem próbuje nawet wyeliminować
mordercę, ale ubiega go Falcone (Tom Wilkinson), potężny gangster trzęsący
całym Gotham. Jak się później okazuje, był to przełomowy moment w życiu
panicza Wayne'a, który od tego momentu postanawia zwalczać wszelkie
zło i występek. A jakże chce to czynić? Otóż sam stając się
przestępcą chce poznać motywacje ludzi, które skłaniają ich do
czynienia zła. W końcu w trzeciorzędnym więzieniu na głębokim
zadupiu cywilizacji poznaje Ducarda (Liam Neeson), który pokazuje mu
inną ścieżkę walki ze złem – mistyczną organizację zwaną
Ligą Cieni.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Wielkim plusem "Batman
Begins" są bardzo ładne krajobrazy w czasie podróży i
szkolenia Bruce Wayne'a. W tej odsłonie Gotham City może nie
wygląda jeszcze tak imponująco jak w kolejnych, ale trafiło się
kilka niezłych ujęć. W każdym razie jako miasto pogrążające
się w totalnym chaosie wypada całkiem poprawnie. Pod względem
fabularnym film Nolana wypada niestety znacznie gorzej niż za
pierwszym razem, gdy go oglądałem. Ciekawie wypada scena, w której Ducard opowiada o swojej przeszłości i żonie, którą mu
kiedyś odebrano (o córce jakoś widocznie sobie zapomniał). Nie
rozumiem za to na przykład dlaczego Liga Cieni chce zniszczyć
Gotham City. Ra's Al Ghul (Ken Watanabe) i Ducard zamiast to wytłumaczyć w normalny
sposób opowiadają jakieś bełkotliwe farmazony o determinizmie
historycznym. Kilka motywów ma wysoce żenujący charakter.
Szczególnie przoduje w tej kategorii ultra przykra śmierć Ra's Al Ghula, który pożegnał się z ziemskim padołem przygnieciony przez
pięć płonących sztachetek. Równie gorszący był skill Batmana
nietoperze na żądanie, z którego szczęśliwie skorzystał
tylko raz. Generalnie efekty specjalne zaliczam na plus, niemniej nie
są ani specjalnie porywające ani specjalnie słabe.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Kontem oka
przyjrzyjmy się postaciom i aktorstwu. Panicz Wayne jest miałki,
nawet nie umie stracić człowieka oskarżonego o zabójstwo i domaga
się dla niego sądu w kraju trzeciego świata. No ale jak się miało
tak wspaniałego ojca to postawy moralne tego rodzaju nie powinny
dziwić. Christian Bale wypada nawet w porządku, potrafi być
przekonujący. Niemniej świetną kreację, przykuwającą uwagę,
stworzył Michael Caine, wcielający się w wiernego i niezawodnego
lokaja Alfreda. Oczywiście po stronie dobra występuje również
nieprzekupna i urocza asystentka prokuratora Rachel (Katie Holmes),
prywatnie znajoma Bruce'a z dzieciństwa. Istna emanacja dobra. Warto
zwrócić również uwagę na nieprzekupnego i prawego sierżanta
Gordona (Gary Oldman), który został chyba jedynym uczciwym gliną w
mieście oraz pomysłowego wynalazcę Foxa (Morgan Freeman). Pod
względem zła też jest ciekawie. Fajne role Toma Wilkinsona (Falcone) oraz Cilliana Murphy (dr
Crane z Arcam). Jednak najwięcej do powiedzenia na tym polu ma
Liam Neesson (Ducard), którego postać wydaje mi się najbardziej
interesująca w całym filmie. Oprócz tego mamy wiele ciekawych ról
epizodycznych: pojawia się m.in. znany z serialu "Sons of
Anarchy" Mark Boone Junior czy też Rutger Hauer. Zaiste niebywały gwiazdozbiór aktorski!
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Po upływie czasu
postanowiłem jednakże zredukować ocenę "Batman Begins". Mimo
doborowej obsady oraz poprawnych efektów film rozczarował mnie
znacznie pod względem fabularnym. Kilka lat temu wydawało się to
całkiem fajne, ale patrząc z perspektywy całej trylogii Nolana
czuję się troszkę rozczarowany. Mimo wszystko uważam, że jest
pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów kina rozrywkowego, gdyż
stoi na wysokim poziomie pod względem realizacji. Jednym zdaniem
dobre, acz rzemieślnicze kino o umiarkowanych ambicjach (ach ta
walka z własnymi słabościami!) i ciekawe otwarcie nowej serii o
Człowieku-Nietoperzu.
źródło: http://www.starpulse.com/ |
Ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz