Po obejrzeniu "Cobry"
postanowiłem kontynuować wyprawę w lata 80-te ubiegłego stulecia. Tym razem na
warsztat musiała trafić jednakże produkcja z największym rywalem Sylvestra
Stallone’a, czyli samym Arnoldem Schwarzeneggerem. Długo rozważałem czy
postawić na "Commando" czy też uderzyć w "The Running Man". Ostatecznie
zdecydowałem się jednakże na drugi film, ponieważ oglądałem go bardzo dawno
temu i dysponuję niezwykle mglistymi wspomnieniami (to znaczy, że nie
pamiętałem prawie nic). Zatem tym razem przenosimy się do roku 1987. Warto zauważyć,
że "Uciekinier" oparty został na książce Stephena Kinga zatytułowanej niezwykle
zaskakująco – The Running Man. A czy
warto oglądać przekonacie się poniżej!
źródło: http://www.impawards.com |
W 2017 roku kryzys zniszczył
podstawy światowej gospodarki. W efekcie na gruzach Stanów Zjednoczonych
powstało totalitarne społeczeństwo oddające się wyłącznie brutalnym,
telewizyjnym rozrywkom. Porucznik Ben Richards (Arnold Schwarzenegger),
dokładnie tak jak Reno Raines, zostaje skazany za zbrodnię, której nie popełnił
– niemniej w tym przypadku chodziło o dokonanie masakry buntującej się ludności
cywilnej. Po brawurowej ucieczce z więzienia i nieoczekiwanej zdradzie zostaje
ponownie schwytany przez funkcjonariuszy opresyjnego reżimu. Tym razem potężny
telewizyjny gwiazdor, Damon Kilian (Richard Dawson), zmusza Richardsa do
wzięcia udziału w najpopularniejszym programie świata, tytułowym The Running
Man, będącym czymś w rodzaju współczesnych walk gladiatorów.
Arnie taki doskonały! (źródło: http://www.moviestillsdb.com) |
Podobnie jak recenzowana niedawno "Cobra", "The Running Man" to naprawdę mocne uderzenie lat 80-tych. Jednakże tym
razem na ekranie możemy podziwiać Arnolda Schwarzeneggera w szczycie formy
fizycznej, z nieodłącznym cygarem i złotymi one-linerami
na ustach. Pod względem fabularnym "Uciekinier" nie jest może najwybitniejszą
produkcją w dziejach kinematografii, ale przynajmniej niesie jakieś przesłanie
dotyczące szkodliwości telewizji i manipulacji faktami przez współczesne media.
Co prawda poważny przekaz filmu to zaledwie ułamek całości, ponieważ mamy lata
80-te i liczy się prawdziwa akcja z brutalną
przemocą, ale warto odnotować zaistnienie tegoż faktu. A czy jest naprawdę
brutalnie? Momentami tak, na mnie największe wrażenie zrobiła brawurowa
dekapitacja, której doznał jeden z osadzonych w obozie pracy. Imponujące!
Oprócz tego oczywiście eksplozje, strzelaniny, rozcinanie ludzi piłami
łańcuchowymi, rażenie prądem i wiele, wiele innych atrakcji! Jasne, mogłoby być
jeszcze więcej krwistej posoki, ale cieszmy się z tego, co przynosi dzieło
Paula Michaela Glasera.
Maria Conchita Alonso zawsze wygląda uroczo. (źródło: http://www.moviestillsdb.com) |
Na pewno w kwestii przeciwników
Richardsa można było się postarać bardziej, ponieważ są straszliwie komiksowi.
Sub Zero pozostawię bez komentarza, ponieważ jest zbyt absurdalny. Buzzsaw i
Fireball są jeszcze do przyjęcia, ale Dynamo to prawdziwa porażka. Postać
wyglądająca jak tłusta, obleśna choinka i na dodatek poruszająca się w
dziwacznym, kompletnie bezużytecznym pojeździe i wyśpiewująca operowe arie. Jak dla mnie do odstrzału. Na
pewno najlepszym czarnym charakterem byłby Captain Freedom (świetny Jesse
Ventura), ale twórcy zmarnowali jego potencjał nie doprowadzając do starcia z
Richardsem. Co się w ogóle stało z tą postacią to nie mam nawet pojęcia! "The
Running Man" bardzo dobrze oddaje za to realia telewizyjnego show z
charyzmatycznym prowadzącym, który w gruncie rzeczy jest totalnym kutasem. Pod
tym względem echa "Uciekiniera" z pewnością można dostrzec w wielu późniejszych
produkcjach, a najbardziej oczywistym skojarzeniem są oczywiście "Igrzyska Śmierci". Niestety znowu mamy do czynienia z jakąś lewackim ruchem oporu, który
planuje przeprowadzić rewolucję ku uciesze plebejuszy. Niemniej sztampowe
rozwiązania fabularne szybko idą w zapomnienie, ponieważ z ust Arniego co
chwilę padają znakomite one-linery z
nieśmiertelnym I’ll be back na czele.
Ostatnia rola Richarda Dawsona. (źródło: http://www.moviestillsdb.com) |
W "The Running Man" naprawdę z
przyjemnością ogląda się Arnolda Schwarzeneggera, wsłuchując się w jego
austriacki akcent. Co ciekawe również główna postać kobieca, grana przez uroczą
Marię Conchita Alonso (Amber Mendez), mówi po angielsku z mocnym latynoskim
akcentem. Potraficie wskazać drugi amerykański film, w którym para głównych
bohaterów znajduje się podobnej sytuacji językowej? Niemniej należy zwrócić
uwagę, że Arnie i Maria świetnie się uzupełniają na ekranie, tworząc naprawdę
zgrany duet. Jako villain doskonale
wypada Richard Dawson, dla którego była to niestety ostatnia rola w karierze. Jednakże
moją ulubioną postacią drugoplanową jest wspomniany Captain Freedom. Bardzo
dobra rola Jesse’ego Ventury, który w latach 1998 – 2003 pełnił urząd
gubernatora Minnesoty. Z ciekawostek muzycznych natomiast warto wspomnieć, że w
postać Mica wciela się sam Mick Fleetwood z legendarnego zespołu Fleetwood Mac.
Captain Freedom po cywilnemu. (źródło: http://www.moviestillsdb.com) |
"Uciekinier" to momentami
znakomita rozrywka, niemal filmowa esencja stylu lat 80-tych, przepełniona wprost
wybornymi one-linerami. Twórcy dobrze
zbilansowali brutalność i zabawowość, aczkolwiek nie wszystko poszło tak
doskonale. Scenariusz mógłby być zdecydowanie lepszy, a przede wszystkim
głębszy oraz poważniejszy. Na stanowisku reżysera można było posadzić
prawdziwego, doświadczonego gracza, a nie telewizyjnego wyrobnika. Niemniej
mimo powyższych ułomności "The Running Man" potrafi przynieść naprawdę sporo
radości i dlatego właśnie otrzymał tak relatywnie wysoką ocenę.
Dynamo - jedna z najgorszych postaci ever. (źródło: http://www.moviestillsdb.com) |
Ocena 6/10 (przede wszystkim za wyborne one-linery).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz