niedziela, 31 sierpnia 2014

"The Running Man" (1987)



Po obejrzeniu "Cobry" postanowiłem kontynuować wyprawę w lata 80-te ubiegłego stulecia. Tym razem na warsztat musiała trafić jednakże produkcja z największym rywalem Sylvestra Stallone’a, czyli samym Arnoldem Schwarzeneggerem. Długo rozważałem czy postawić na "Commando" czy też uderzyć w "The Running Man". Ostatecznie zdecydowałem się jednakże na drugi film, ponieważ oglądałem go bardzo dawno temu i dysponuję niezwykle mglistymi wspomnieniami (to znaczy, że nie pamiętałem prawie nic). Zatem tym razem przenosimy się do roku 1987. Warto zauważyć, że "Uciekinier" oparty został na książce Stephena Kinga zatytułowanej niezwykle zaskakująco – The Running Man. A czy warto oglądać przekonacie się poniżej!
źródło: http://www.impawards.com
W 2017 roku kryzys zniszczył podstawy światowej gospodarki. W efekcie na gruzach Stanów Zjednoczonych powstało totalitarne społeczeństwo oddające się wyłącznie brutalnym, telewizyjnym rozrywkom. Porucznik Ben Richards (Arnold Schwarzenegger), dokładnie tak jak Reno Raines, zostaje skazany za zbrodnię, której nie popełnił – niemniej w tym przypadku chodziło o dokonanie masakry buntującej się ludności cywilnej. Po brawurowej ucieczce z więzienia i nieoczekiwanej zdradzie zostaje ponownie schwytany przez funkcjonariuszy opresyjnego reżimu. Tym razem potężny telewizyjny gwiazdor, Damon Kilian (Richard Dawson), zmusza Richardsa do wzięcia udziału w najpopularniejszym programie świata, tytułowym The Running Man, będącym czymś w rodzaju współczesnych walk gladiatorów.
Arnie taki doskonały!
(źródło: http://www.moviestillsdb.com)
Podobnie jak recenzowana niedawno "Cobra", "The Running Man" to naprawdę mocne uderzenie lat 80-tych. Jednakże tym razem na ekranie możemy podziwiać Arnolda Schwarzeneggera w szczycie formy fizycznej, z nieodłącznym cygarem i złotymi one-linerami na ustach. Pod względem fabularnym "Uciekinier" nie jest może najwybitniejszą produkcją w dziejach kinematografii, ale przynajmniej niesie jakieś przesłanie dotyczące szkodliwości telewizji i manipulacji faktami przez współczesne media. Co prawda poważny przekaz filmu to zaledwie ułamek całości, ponieważ mamy lata 80-te i liczy się prawdziwa akcja z brutalną przemocą, ale warto odnotować zaistnienie tegoż faktu. A czy jest naprawdę brutalnie? Momentami tak, na mnie największe wrażenie zrobiła brawurowa dekapitacja, której doznał jeden z osadzonych w obozie pracy. Imponujące! Oprócz tego oczywiście eksplozje, strzelaniny, rozcinanie ludzi piłami łańcuchowymi, rażenie prądem i wiele, wiele innych atrakcji! Jasne, mogłoby być jeszcze więcej krwistej posoki, ale cieszmy się z tego, co przynosi dzieło Paula Michaela Glasera.
Maria Conchita Alonso zawsze wygląda uroczo.
(źródło: http://www.moviestillsdb.com)
Na pewno w kwestii przeciwników Richardsa można było się postarać bardziej, ponieważ są straszliwie komiksowi. Sub Zero pozostawię bez komentarza, ponieważ jest zbyt absurdalny. Buzzsaw i Fireball są jeszcze do przyjęcia, ale Dynamo to prawdziwa porażka. Postać wyglądająca jak tłusta, obleśna choinka i na dodatek poruszająca się w dziwacznym, kompletnie bezużytecznym pojeździe i wyśpiewująca operowe arie. Jak dla mnie do odstrzału. Na pewno najlepszym czarnym charakterem byłby Captain Freedom (świetny Jesse Ventura), ale twórcy zmarnowali jego potencjał nie doprowadzając do starcia z Richardsem. Co się w ogóle stało z tą postacią to nie mam nawet pojęcia! "The Running Man" bardzo dobrze oddaje za to realia telewizyjnego show z charyzmatycznym prowadzącym, który w gruncie rzeczy jest totalnym kutasem. Pod tym względem echa "Uciekiniera" z pewnością można dostrzec w wielu późniejszych produkcjach, a najbardziej oczywistym skojarzeniem są oczywiście "Igrzyska Śmierci". Niestety znowu mamy do czynienia z jakąś lewackim ruchem oporu, który planuje przeprowadzić rewolucję ku uciesze plebejuszy. Niemniej sztampowe rozwiązania fabularne szybko idą w zapomnienie, ponieważ z ust Arniego co chwilę padają znakomite one-linery z nieśmiertelnym I’ll be back na czele.
Ostatnia rola Richarda Dawsona.
(źródło: http://www.moviestillsdb.com)
W "The Running Man" naprawdę z przyjemnością ogląda się Arnolda Schwarzeneggera, wsłuchując się w jego austriacki akcent. Co ciekawe również główna postać kobieca, grana przez uroczą Marię Conchita Alonso (Amber Mendez), mówi po angielsku z mocnym latynoskim akcentem. Potraficie wskazać drugi amerykański film, w którym para głównych bohaterów znajduje się podobnej sytuacji językowej? Niemniej należy zwrócić uwagę, że Arnie i Maria świetnie się uzupełniają na ekranie, tworząc naprawdę zgrany duet. Jako villain doskonale wypada Richard Dawson, dla którego była to niestety ostatnia rola w karierze. Jednakże moją ulubioną postacią drugoplanową jest wspomniany Captain Freedom. Bardzo dobra rola Jesse’ego Ventury, który w latach 1998 – 2003 pełnił urząd gubernatora Minnesoty. Z ciekawostek muzycznych natomiast warto wspomnieć, że w postać Mica wciela się sam Mick Fleetwood z legendarnego zespołu Fleetwood Mac.
Captain Freedom po cywilnemu.
(źródło: http://www.moviestillsdb.com)
"Uciekinier" to momentami znakomita rozrywka, niemal filmowa esencja stylu lat 80-tych, przepełniona wprost wybornymi one-linerami. Twórcy dobrze zbilansowali brutalność i zabawowość, aczkolwiek nie wszystko poszło tak doskonale. Scenariusz mógłby być zdecydowanie lepszy, a przede wszystkim głębszy oraz poważniejszy. Na stanowisku reżysera można było posadzić prawdziwego, doświadczonego gracza, a nie telewizyjnego wyrobnika. Niemniej mimo powyższych ułomności "The Running Man" potrafi przynieść naprawdę sporo radości i dlatego właśnie otrzymał tak relatywnie wysoką ocenę.
Dynamo - jedna z najgorszych postaci ever.
(źródło: http://www.moviestillsdb.com)


Ocena 6/10 (przede wszystkim za wyborne one-linery).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz