niedziela, 3 sierpnia 2014

"Colors"



"Colors" znalazłem całkowicie przypadkowo w czasie rutynowego przeglądania IMDb. Wcześniej nigdy nie miałem okazji oglądać filmu Dennisa Hoppera. Co więcej, chociaż w uważam się za znawcę kina w jakimś tam stopniu (przynajmniej amerykańskiego), to powyższy tytuł był dla mnie kompletnie obcy. To dziwne, ponieważ tematyka produkcji wydaje mi się bardzo bliska. Gliniarze, bezwzględne wojny gangów oraz słoneczne Miasto Aniołów wyglądają na tyle zachęcająco, że "Colors" powinno zostać przeze mnie obejrzane kilka ładnych lat temu. Tak się jednakże nie stało, więc wreszcie przyszła dobra okazja by nadrobić zaległości.
źródło: http://www.impawards.com
"Colors" to oczywiście kino policyjne, w którego tle toczy się krwawy konflikt pomiędzy największymi ówczesnymi gangami L.A. – Crips oraz Bloods. Jeśli ktokolwiek z Was, Drodzy Czytelnicy, liznął kiedykolwiek gangsta rapu z West Coast (lub poczytał sobie Wikipedię), będzie miał choćby blade pojęcie, jakich problemów Miasta Aniołów dotyka film Hoppera. Jak przystało na standardowe kino policyjne mamy oczywiście do czynienia z duetem bohaterów. Starszy z nich, Bob Hodges (Robert Duvall), to doświadczony i roztropny gliniarz, który szuka zrozumienia na ulicach Los Angeles. Posiadłszy tzw. miejską mądrość ma świadomość, że nie zawsze brutalne metody policji muszą przynieść zamierzony efekt, a czasem trzeba po prostu wybrać mniejsze zło i przybić piątkę z jakimś homie albo ese. Młodziutki Danny McGavin (Sean Penn) to z kolei całkowite przeciwieństwo starszego kolegi. Narwany, niespokojny i epatujący skłonnością do przemocy pragnie dorwać każdego przestępcę w Mieście Aniołów. Warto dodać, że obaj funkcjonariusze LAPD pracują w CRASH (Community Resources Against Street Hoodlums), specjalnej jednostce powołanej do zwalczania gangów, która pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia poważnie umoczyła w tzw. aferze Rampart.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Tytuł filmu (tym razem bardzo zgrabnie przetłumaczony na polski – "Barwy") nawiązuje oczywiście do kolorów określających przynależność do gangów Crips oraz Bloods. Trzeba jednakże przyznać, że pojawiają się teorie, iż w szczytowym okresie wojny tak naprawdę brały w niej udział trzy organizacje. Oprócz wspomnianych Crips oraz Bloods największym i najpotężniejszym gangiem Miasta Aniołów miał być … LAPD. Zważywszy na późniejsze liczne skandale nie jest to do końca aż tak absurdalna teoria, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Niemniej w "Colors" gliniarze w większości epatują prawością oraz sprawiedliwością, a zjawisko korupcji nie występuje w ogóle. Pod względem fabularnym tak naprawdę nie dzieje się zbyt wiele. Nasi bohaterowie patrolują ulice L.A., na których rozgrywa się totalny Armagedon. Crips eksterminują Bloods, potem następuje oczywiście krwawy odwet, który nakręca niekończącą się spiralę przemocy. Cała akcja toczy się wokół relacji doświadczonego pro i wyjątkowo narwanego rookie, który wkrótce zyskuje znakomitą uliczną ksywkę Pacmana. Jeżeli oglądaliście dużo tego rodzaju filmów, to nie będziecie mieć żadnego problemu, żeby przewidzieć zakończenie. Tu niestety Dennis Hopper poszedł wyraźnie na łatwiznę i nie sądzę by ktokolwiek mógł być zaskoczony finałem. Nie można oczywiście zapomnieć o starej zasadzie kina policyjnego: im bliżej emerytury, tym bardziej wzrasta śmiertelność wśród stróżów prawa.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Wydaje mi się, że "Colors" stoi troszkę w rozkroku, ponieważ twórcy nie byli do końca zdecydowani czy chcą zrobić film o policjantach czy o gangach. Ostatecznie szala przechyliła się bardziej na stronę LAPD, aczkolwiek nie jest to produkcja ukazująca nieznane dotąd aspekty policyjnej pracy. Z kolei członkowie Crips i Bloods zostali ukazani jako narkopojeby o ogromnych skłonnościach do przemocy. Eksterminacja nie ma tutaj żadnego sensu ani widocznego celu (jak choćby zdobycia nowego terytorium dla gangu czy też wyeliminowania konkurencji handlującej anielskim pyłem). Najzwyczajniej w świecie randomowi członkowie jednego gangu dla rozrywki wykańczają randomowych gangsterów noszących inne barwy. Żadne morderstwo nie może pozostać bez odpowiedzi, więc tworzą się wielostopniowe vendetty, w których tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi, ponieważ większość zainteresowanych nie żyje. Pod względem realizacyjnym prawie nie uświadczyłem żenady. Co więcej podobał mi się nawet jeden dynamiczny pościg, niemniej jego zakończenie było sztampowo tragiczne (w USA samochody wybuchają od uderzeń w różne, dziwne rzeczy). Na pewno na ogromny plus zasługuje ścieżka dźwiękowa, którą wypełniają utwory znakomitych artystów takich jak Ice-T (tytułowe Colors), Eric B. & Rakim, Kool G. Rap czy choćby Salt-n-Pepa.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
"Colors" opiera się na zderzeniu trudnych charakterów głównych bohaterów, więc do ich ról potrzebni byli znakomici aktorzy. Zarówno Robert Duvall, jak i Sean Penn, świetnie wywiązali się z zadania, które postawił przed nimi Dennis Hopper. Duet takich znakomitych wykonawców ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Prawdziwa klasa i wielkie brawa za tak udany casting! Niestety na drugim planie niewiele jest postaci, które zwróciłyby uwagę przeciętnego widza. Z pewnością wyróżnia się niezwykle małomówny Don Cheadle (Rocket), którego można by bez przypału umieścić w "The Wire". Na oklaski zasłużył także Trinidad Silva (Frog), który zginął w wypadku kilka miesięcy po premierze filmu. And last but not least: zawsze fajnie popatrzeć na Marię Conchita Alonso (Loisa) i posłuchać jej angielskiego wzbogaconego o mocny latynoski akcent. Pozostałe postacie w "Colors" to randomowi gliniarze i członkowie gangów, którzy praktycznie niczym się nie wyróżniają i przeważnie bardzo szybko znikają z ekranu.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Jestem przekonany, że bez "Colors" nie powstałoby nigdy arcydzieło pokroju "End of Watch". Pod względem tematyki dzieło Davida Ayera czerpie z produkcji Dennisa Hoppera, aczkolwiek jest nieporównywalnie doskonalsze. Trzeba jednakże przyznać, że "Colors" to zdecydowanie solidne kino policyjne, które nie dostarcza widzowi zbyt wielu powodów do zażenowania. Obowiązkowa pozycja dla fanów Seana Penna oraz Roberta Duvalla, ale również miłośników Miasta Aniołów i gangsta rapu.
źródło: http://www.moviestillsdb.com
Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz