Legendarny, amerykański
spring break to dla mnie zaiste
fascynujące zjawisko. Istny fenomen godzien rozpraw naukowych. Wczesnowiosenny
tydzień wolnego zamieniono bowiem w obowiązkowe wyjazdy do ciepłych miejscówek
(szczególnie na Florydę), gdzie młodzież, przyszłość narodu, oddaje się tzw.
totalnemu melanżowi (dla nieświadomych:
alko, sex i prochy bardzo). Z czasów, gdy jeszcze oglądałem MTV, pamiętam
specjalne programy poświęcone wyłącznie na pokazywanie ludzi oddających się imprezom
na pięknych plażach. Tradycja raczej nie do przełożenia na polskie realia,
ponieważ w naszej pszenno-buraczanej ojczyźnie wczesna wiosna kojarzy się
raczej z napierdalającym zewsząd śniegiem, a nie z drinkami i bikini. Poza tym
jakoś nie mamy okazji wyjechać na Key West, a alternatywa Radomia lub Sosnowca
wydaje się mało przekonująca. Niemniej, aby oderwać się od szarej
rzeczywistości, zawsze można popatrzeć na zwyczaje panujące w zamorskich
krajach. I w taką właśnie podróż zabiera nas Harmony Korine w
"Spring Breakers".
|
źródło: http://www.impawards.com |
Akcja filmu rozpoczyna się w jakimś
zadupnym, randomowym amerykańskim miasteczku, pozbawionym wszelkiego blasku. Cztery
wyjątkowo znudzone uczennice lokalnego college’u postanawiają spędzić tytułowy spring break w o wiele ciekawszej
miejscówce na Florydzie. Jednakże cierpią na uniwersalny problem większości
nastolatków: brak hajsu. Aby zdobyć fundusze Candy (Vanessa Hudgens), Brit
(Ashley Benson) oraz Cotty (Rachel Korine) przy pomocy młotków oraz pistoletów
na wodę obrabiają miejscową restaurację. Wiedząc, że uczęszczająca regularnie
do kościoła Faith (Selena Gomez) raczej nie będzie zachwycona takim
rozwiązaniem, informują ją post factum.
Dziewczyny ruszają na Florydę, niemniej dosyć szybko przepuściwszy kasę kończą
w areszcie. Z pomocą przychodzi im miejscowych raper oraz gangster Alien (James
Franco), dzięki czemu never ending party
może rozwijać się dalej.
|
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Gdyby "Spring Breakers" nakręcono
w Polsce to zapewne głównymi bohaterami byłyby
gimby bujające się w ubraniach Local Heroes. Z tego miejsca wielkie
pozdro i szacunek dla Karoliny i Arety za wizję, wykonanie i konsekwencję w
działaniu. Oby wiodło się Wam jak najlepiej! Kończąc prywatę muszę wspomnieć,
że pierwsza rzecz jaka uderzyła mnie w produkcji Korine’a to genialne zdjęcia. Naprawdę
rzadko zdarza się aby w tego rodzaju filmie (budżet jedynie 5 milionów USD) można
było zobaczyć tak wspaniałe ujęcia oraz bezbłędnie wystylizowane kadry. Mój
faworyt to różowo-fioletowe molo z samej końcówki – zaiste imponujące! Poza tym
jestem zachwycony wykorzystaniem
slow
motion, szczególnie w sekwencjach melanżowych. Pod tym względem "Spring
Breakers" powinno być wykorzystywane jako narzędzie instruktażowe dla adeptów
sztuki filmowej. Gdyby ktokolwiek w Polsce umiał się tak przyłożyć do kręcenia
filmów pod względem technicznym! Prawdziwa
masakracja!
|
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Fabularnie "Spring Breakers" w
zasadzie nie wnosi niczego nowego. Ot, znudzone codziennym, szarym życiem
dzieciaki chcą przeżyć coś nowego i ekscytującego. Przeciętnemu widzowi trochę
zaskakująca może wydać się finałowa skala ekranowej przemocy, ale dla mnie to
nihil novi (w szczególności po "Funny
Games U.S."). Najfajniejsze jest to, że przedstawiona w filmie tęsknota za
lepszym
życiem została ukazana w bardzo autentyczny sposób. Już na początku mamy
brutalne zderzenie prozy życia z melanżami z Florydy: sceny z plażowej imprezy
skonfrontowane z nudnym wykładem i kółkiem religijnym Faith dają dużo do
myślenia o tym, czego można oczekiwać od życia. Ujęcia melanżowe mają jawnie
szowinistyczny charakter, dlatego bardzo mi się podobały. Swoją drogą można
obejrzeć film jedynie dla dosyć chętnie ukazywanych dziewczęcych wdzięków. "Spring
Breakers" wypada jednak czasami trochę groteskowo. Wystarczy wspomnieć choćby
sekwencje napadów, pod które podłożono piosenkę Britney Spears, wspólne
śpiewanie przy fortepianie na tle zachodzącego słońca czy też różowe kominiarki
bohaterek. Niemniej wszystko to wpisuje się w konwencję, którą przyjął Korine i
nie mogę napisać, aby mnie szczególnie raziło.
|
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Wielką zaletą "Spring Breakers"
jest aktorstwo. Alien w wykonaniu Jamesa Franco to jedna z najfajniejszych
postaci, jakie miałem ostatnio przyjemność oglądać. Raper, gangster, handlarz
prochem i bronią w jednej osobie, a przy tym jawny hedonista, którego głównymi
celami życiowymi się pieniądze i zabawa. Tworząc swoją postać Franco nie popadł
ani w skrajność ani w śmieszność czy też pastisz. Naprawdę wielkie brawa!
Również małolaty w większości dają radę. Na wielki plus zaliczam występy
Vanessy Hudgens oraz Ashley Benson. W tym duecie zaistniała potworna chemia,
naprawdę trudno oderwać od nich oczy. Neutralnie traktuję rolę Rachel Korine,
ponieważ nie wyróżniła się niczym szczególnym (z drugiej strony dosyć często
pojawia się topless za co oczywiście należą się ogromne brawa). Prawdziwie
wkurwiającą postacią jest natomiast Faith i muszę przyznać, że Selena Gomez
zrobiła wiele, aby mnie do niej zniechęcić. Nie wiem czy na scenariusz mieli
wpływ menadżerowie panny Gomez, ale obsadzenie jej w roli tak dobrej, niewinnej i
grzecznej dziewczynki wydaje się troszkę absurdalne po tym, co wyczynia w
swoich teledyskach.
|
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Jeśli pewnego dnia najdzie Was
tęsknota za laskami w bikini, koksem i hektolitrami alko na ekranie zapodajcie
sobie "Spring Breakers". Film niezwykle nieskomplikowany, idealny nawet na
najcięższe migreny wynikające z upojenia alkoholowego. A jednocześnie doskonały
wizualnie i charakteryzujący się całkiem niezłym aktorstwem. Jak dla mnie
bardzo pozytywne zaskoczenie.
Kontem oka
dostrzegam przyszłość i widzę
hejterskie
zarzuty typu:
jak mogłeś dać temu ścierwu
6/10, jesteś pojebany na umyśle, "Grand Budapest Hotel" dostał przecież taką
samą notę! Kiedyś moja ex ogromnie zbulwersowała
się faktem, iż do oceny
"Lincolna" i
"Dredda" miałem czelność posłużyć się taką
samą skalą i na dodatek wystawić identyczne noty. Na marginesie przyznam
szczerze, że radości z seansu "Dredda" było znacznie więcej i cały czas
zastanawiam się czy nie podnieść do 8/10. Zaiste, mogłem to zrobić i co lepsze:
Yo Adrien! I did it! A co do
ewentualnego
hejteryzmu odnośnie "Spring Breakers" –
Maicon don’t give a fuck!
|
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz