czwartek, 1 maja 2014

"Spring Breakers"


Legendarny, amerykański spring break to dla mnie zaiste fascynujące zjawisko. Istny fenomen godzien rozpraw naukowych. Wczesnowiosenny tydzień wolnego zamieniono bowiem w obowiązkowe wyjazdy do ciepłych miejscówek (szczególnie na Florydę), gdzie młodzież, przyszłość narodu, oddaje się tzw. totalnemu melanżowi (dla nieświadomych: alko, sex i prochy bardzo). Z czasów, gdy jeszcze oglądałem MTV, pamiętam specjalne programy poświęcone wyłącznie na pokazywanie ludzi oddających się imprezom na pięknych plażach. Tradycja raczej nie do przełożenia na polskie realia, ponieważ w naszej pszenno-buraczanej ojczyźnie wczesna wiosna kojarzy się raczej z napierdalającym zewsząd śniegiem, a nie z drinkami i bikini. Poza tym jakoś nie mamy okazji wyjechać na Key West, a alternatywa Radomia lub Sosnowca wydaje się mało przekonująca. Niemniej, aby oderwać się od szarej rzeczywistości, zawsze można popatrzeć na zwyczaje panujące w zamorskich krajach. I w taką właśnie podróż zabiera nas Harmony Korine w "Spring Breakers".
źródło: http://www.impawards.com
Akcja filmu rozpoczyna się w jakimś zadupnym, randomowym amerykańskim miasteczku, pozbawionym wszelkiego blasku. Cztery wyjątkowo znudzone uczennice lokalnego college’u postanawiają spędzić tytułowy spring break w o wiele ciekawszej miejscówce na Florydzie. Jednakże cierpią na uniwersalny problem większości nastolatków: brak hajsu. Aby zdobyć fundusze Candy (Vanessa Hudgens), Brit (Ashley Benson) oraz Cotty (Rachel Korine) przy pomocy młotków oraz pistoletów na wodę obrabiają miejscową restaurację. Wiedząc, że uczęszczająca regularnie do kościoła Faith (Selena Gomez) raczej nie będzie zachwycona takim rozwiązaniem, informują ją post factum. Dziewczyny ruszają na Florydę, niemniej dosyć szybko przepuściwszy kasę kończą w areszcie. Z pomocą przychodzi im miejscowych raper oraz gangster Alien (James Franco), dzięki czemu never ending party może rozwijać się dalej.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Gdyby "Spring Breakers" nakręcono w Polsce to zapewne głównymi bohaterami byłyby gimby bujające się w ubraniach Local Heroes. Z tego miejsca wielkie pozdro i szacunek dla Karoliny i Arety za wizję, wykonanie i konsekwencję w działaniu. Oby wiodło się Wam jak najlepiej! Kończąc prywatę muszę wspomnieć, że pierwsza rzecz jaka uderzyła mnie w produkcji Korine’a to genialne zdjęcia. Naprawdę rzadko zdarza się aby w tego rodzaju filmie (budżet jedynie 5 milionów USD) można było zobaczyć tak wspaniałe ujęcia oraz bezbłędnie wystylizowane kadry. Mój faworyt to różowo-fioletowe molo z samej końcówki – zaiste imponujące! Poza tym jestem zachwycony wykorzystaniem slow motion, szczególnie w sekwencjach melanżowych. Pod tym względem "Spring Breakers" powinno być wykorzystywane jako narzędzie instruktażowe dla adeptów sztuki filmowej. Gdyby ktokolwiek w Polsce umiał się tak przyłożyć do kręcenia filmów pod względem technicznym! Prawdziwa masakracja!
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Fabularnie "Spring Breakers" w zasadzie nie wnosi niczego nowego. Ot, znudzone codziennym, szarym życiem dzieciaki chcą przeżyć coś nowego i ekscytującego. Przeciętnemu widzowi trochę zaskakująca może wydać się finałowa skala ekranowej przemocy, ale dla mnie to nihil novi (w szczególności po "Funny Games U.S."). Najfajniejsze jest to, że przedstawiona w filmie tęsknota za lepszym życiem została ukazana w bardzo autentyczny sposób. Już na początku mamy brutalne zderzenie prozy życia z melanżami z Florydy: sceny z plażowej imprezy skonfrontowane z nudnym wykładem i kółkiem religijnym Faith dają dużo do myślenia o tym, czego można oczekiwać od życia. Ujęcia melanżowe mają jawnie szowinistyczny charakter, dlatego bardzo mi się podobały. Swoją drogą można obejrzeć film jedynie dla dosyć chętnie ukazywanych dziewczęcych wdzięków. "Spring Breakers" wypada jednak czasami trochę groteskowo. Wystarczy wspomnieć choćby sekwencje napadów, pod które podłożono piosenkę Britney Spears, wspólne śpiewanie przy fortepianie na tle zachodzącego słońca czy też różowe kominiarki bohaterek. Niemniej wszystko to wpisuje się w konwencję, którą przyjął Korine i nie mogę napisać, aby mnie szczególnie raziło.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Wielką zaletą "Spring Breakers" jest aktorstwo. Alien w wykonaniu Jamesa Franco to jedna z najfajniejszych postaci, jakie miałem ostatnio przyjemność oglądać. Raper, gangster, handlarz prochem i bronią w jednej osobie, a przy tym jawny hedonista, którego głównymi celami życiowymi się pieniądze i zabawa. Tworząc swoją postać Franco nie popadł ani w skrajność ani w śmieszność czy też pastisz. Naprawdę wielkie brawa! Również małolaty w większości dają radę. Na wielki plus zaliczam występy Vanessy Hudgens oraz Ashley Benson. W tym duecie zaistniała potworna chemia, naprawdę trudno oderwać od nich oczy. Neutralnie traktuję rolę Rachel Korine, ponieważ nie wyróżniła się niczym szczególnym (z drugiej strony dosyć często pojawia się topless za co oczywiście należą się ogromne brawa). Prawdziwie wkurwiającą postacią jest natomiast Faith i muszę przyznać, że Selena Gomez zrobiła wiele, aby mnie do niej zniechęcić. Nie wiem czy na scenariusz mieli wpływ menadżerowie panny Gomez, ale obsadzenie jej w roli tak dobrej, niewinnej i grzecznej dziewczynki wydaje się troszkę absurdalne po tym, co wyczynia w swoich teledyskach.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Jeśli pewnego dnia najdzie Was tęsknota za laskami w bikini, koksem i hektolitrami alko na ekranie zapodajcie sobie "Spring Breakers". Film niezwykle nieskomplikowany, idealny nawet na najcięższe migreny wynikające z upojenia alkoholowego. A jednocześnie doskonały wizualnie i charakteryzujący się całkiem niezłym aktorstwem. Jak dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie. Kontem oka dostrzegam przyszłość i widzę hejterskie zarzuty typu: jak mogłeś dać temu ścierwu 6/10, jesteś pojebany na umyśle, "Grand Budapest Hotel" dostał przecież taką samą notę! Kiedyś moja ex ogromnie zbulwersowała się faktem, iż do oceny "Lincolna" i "Dredda" miałem czelność posłużyć się taką samą skalą i na dodatek wystawić identyczne noty. Na marginesie przyznam szczerze, że radości z seansu "Dredda" było znacznie więcej i cały czas zastanawiam się czy nie podnieść do 8/10. Zaiste, mogłem to zrobić i co lepsze: Yo Adrien! I did it! A co do ewentualnego hejteryzmu odnośnie "Spring Breakers" – Maicon don’t give a fuck!
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Ocena: 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz