Jak wszyscy doskonale
wiemy Hollywood nie znosi próżni. W próżni nie można zarabiać
pieniędzy, więc jest to wysoce niepożądany stan. Wielu uważa, że
pierwszy "Thor" był po prostu filmem, który miał
przygotować widownię na "The Avengers". Niemniej produkcja
Kennetha Branagha zrobiła na mnie spore wrażenie, mimo oczywistych
ułomności. Wątek romansu Thora i Natalie Portman z pewnością
można zaliczyć do jednych z najgorszych miłostek w dziejach
kinematografii. Abstrahując od żenującego romansu "Thor"
był sprawnie zrealizowanym i solidnym filmem, który przyniósł mi
sporo radości. Jako, że premiera "The Avengers 2" coraz
bliżej hollywoodzcy decydenci postanowili wypuścić drugą część
przygód nieustraszonego boga pioruna, zatytułowaną "The Dark
World".
źródło: http://www.impawards.com |
Prolog "Thor: The Dark World" przenosi nas w czasy, gdy świat dopiero podnosił się z
mroków. Nie wszyscy byli z tego procesu równie zadowoleni. Rzesze
reakcjonistycznych, zrodzonych z ciemności, mrocznych elfów pod
wodzą Malekitha (Christopher Eccleston) postanowiły przywrócić status quo ante. Na przeszkodzie stanęły jednakże postępowe siły Asgardu
kierowane przez ojca Odyna, Borra. Jak łatwo się domyślić
reakcjoniści zostali zwyciężeni, a ich najpotężniejszy oręż
został starannie ukryty w odmętach kosmosu. Swoją drogą nazwa tej
broni masowej zagłady na pewno ucieszy zwolenników narkotykowej
teorii dziejów, ponieważ znana była jako Eter. Poznawszy już
historię krwawej wojny Asgardu i mrocznych elfów wracamy do czasów
współczesnych. Akcja "Thor: The Dark World" rozgrywa się w
dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części. Thor wraz ze swoją
dzielną ekipą przywraca porządek (tj. hegemonię Asgardu) w
poszczególnych światach. Tymczasem zbliżająca się, występująca
raz na kilka tysięcy lat koniunkcja, przypadkowo uaktywnia zapomniany
od stuleci Eter. Ponadto jak się wkrótce okazuje wbrew oczekiwaniom
Odyna, jego starszy nie zdołał eksterminować wszystkich mrocznych
elfów.
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Pierwsza rzecz, na jaką
zwróciłem uwagę podczas projekcji "Thor: The Dark World" to
permanentnie pogłębiający się dysonans między Asgardem i
Midgardem. Jak doskonale pamiętacie z pierwszej części ojczyzna
Thora to bling blingowa kraina skąpana w złocie i purpurze.
W drugiej odsłonie nie chodzi nawet o same porównanie warunków
bytowych. Mieszkańcy Ziemi to po prostu banda debilów, którzy nie
są zdolni do samodzielnego działania bez groźby zniszczenia całego
kosmosu. Zauważyłem niestety niepokojącą tendencję spadku
inteligencji ziemskich bohaterów w każdej kolejnej części. Proces
ten przypomina bardzo upadek rodzaju ludzkiego z serii "Transformers"
Michaela Baya. Naprawdę przykro patrzeć jak Natalie Portman i
Stellan Skarsgård inspirują się wybitną kreacją Shia'a LeBeoufa z
"Transformers 3". Totalnie żenująco wypadły sceny, w
których Skarsgård biega na waleta po Stonehenge, a Portman
poznaje Odyna. Naprawdę, porażka rodzaju ludzkiego w każdym
aspekcie. Dziwię się zatem niezmiernie dlaczegóż Asgard nie
zniewolił tej idiotycznej krainy, a jej mieszkańców nie zamienił
w niewolników. Oprócz wyraźniej supremacji intelektualnej
królestwo Odyna w dalszym ciągu epatuje bling blingowym
designem. Najlepsze scenografie
CGI, świetne kostiumy einherjarów, znakomite efekty specjalne i
ciekawa wizja Asgardu to najważniejsze zalety "Thor: The Dark
World".
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Fabularnie "Thor:
The Dark World" to typowa hollywoodzka produkcja z rozmachem.
Bohaterowie filmu po raz kolejny stają do walki o wielką stawkę
(tym razem ratowanie całego kosmosu przed zagładą). Niestety
villain w postaci Malekitha (Christopher Eccleston) jest
kompletnie bez wyrazu i jestem przekonany, że wszyscy zapomną o nim
zaraz po projekcji. Tak słaby antagonista nie godzien jest nawet
polerować włóczni Lokiego! Mroczne elfy nie są specjalnie
inteligentne, chociaż niekiedy potrafią zasiać prawdziwe
spustoszenie w Asgardzie. Ich przywódca to niestety bardzo
niekompetentny strateg, który prawdopodobnie nie słyszał nigdy o
odwrocie taktycznym. Zamiast wycofać żołnierzy z pola bitwy w
obliczu nieuchronnej porażki, postanowił poświęcić ich życie
dla realizacji bezsensownej idei. Patrząc na zniszczenia, jakich
dokonał tylko jeden okręt wojenny mrocznych elfów, decyzja
Malekitha wydaje się horrendalnie bezsensowna. Warto dodać, że
miłośnicy mroku korzystają z romulańskiej technologii kamuflażu.
W dalszym ciągu twórcy epatują poprawnością polityczną. Nie
dość, że drużyna Thora jest wielorasowa, a Heimdall czarnoskóry,
to jeden z liderów mrocznych elfów jest dosłownie dark.
Oczywiście mamy również typowe dla serii cliché. Thor
znowu sprzeciwia się woli Odyna, bo wie lepiej,
niemal doprowadza do zniszczenia kosmosu, ale rzutem na taśmę
wszystko naprawia, dzięki czemu finalnie przybija piątkę z ojcem.
Chociaż może tym razem nie jest to takie oczywiste, ponieważ
zakończenie "Thor: The Dark World" było dosyć przewrotne
i naprawdę czekam na rozwiązanie tegoż ambarasu.
Malekith - villain debil. źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Aktorstwo.
Generalnie "Thor: The Dark World" powinien opierać się na
kreacji Chrisa Hemswortha, który de facto
ponownie bardzo dobrze sprawdza się swojej roli. Jednakże wszelkie laury zbiera Tom Hiddleston, wcielający się w niezwykle interesującego
Lokiego. Jest to niemal wybitna kreacja, a aktor kradnie każdą
scenę, w której się pojawia. W zasadzie nie będę zdziwiony,
jeśli pewnego dnia w Hollywood zapadnie decyzja o nakręceniu spin
offu o przygodach Lokiego.
Anthony Hopkins dalej wypada majestatycznie jako Odyn, a ponadto
dzielnie wspiera go Rene Russo wcielająca się we Friggę. Również
Stringer Bell Idris Elba w dalszym ciągu sprawia, że czarnoskóry
Heimdall nie wzbudza większego zdziwienia. Jak wspominałem wyżej
Christopher Eccleston w roli Malekitha wypada niestety kompletnie
bezbarwnie i jednowymiarowo. Niemniej w porównaniu do Natalie
Portman i Stellana Skarsgårda
można uznać jego rolę za wybitną. Za takim żenującym
pohańbieniem dwójki tak dobrych aktorów musiały stać naprawdę
grube PLNY.
źródło: http://www.aceshowbiz.com |
W
momencie, gdy skończyłem oglądać "Thor: The Dark World"
byłem przekonany, że wystawię ocenę dokładnie taką samą jak
pierwszej części, czyli 6/10. Niestety powyższy pogląd został
brutalnie zweryfikowany w trakcie pisania recenzji. Otóż nawet sam
Loki przy wsparciu Thora nie pociągnie oceny do tego magicznego
poziomu. Do dziś męczy mnie trauma Stellana Skarsgårda
biegającego z pytą i żenujące popisy Natalie Portman. U Kennetha
Branagha takich rzeczy nie uświadczyłem. Gwiazdka w dół.
Heimdall tak bardzo znakomity. źródło: http://www.aceshowbiz.com |
Ocena:
5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz