piątek, 9 maja 2014

"Thor: The Dark World"

Jak wszyscy doskonale wiemy Hollywood nie znosi próżni. W próżni nie można zarabiać pieniędzy, więc jest to wysoce niepożądany stan. Wielu uważa, że pierwszy "Thor" był po prostu filmem, który miał przygotować widownię na "The Avengers". Niemniej produkcja Kennetha Branagha zrobiła na mnie spore wrażenie, mimo oczywistych ułomności. Wątek romansu Thora i Natalie Portman z pewnością można zaliczyć do jednych z najgorszych miłostek w dziejach kinematografii. Abstrahując od żenującego romansu "Thor" był sprawnie zrealizowanym i solidnym filmem, który przyniósł mi sporo radości. Jako, że premiera "The Avengers 2" coraz bliżej hollywoodzcy decydenci postanowili wypuścić drugą część przygód nieustraszonego boga pioruna, zatytułowaną "The Dark World".
źródło: http://www.impawards.com
Prolog "Thor: The Dark World" przenosi nas w czasy, gdy świat dopiero podnosił się z mroków. Nie wszyscy byli z tego procesu równie zadowoleni. Rzesze reakcjonistycznych, zrodzonych z ciemności, mrocznych elfów pod wodzą Malekitha (Christopher Eccleston) postanowiły przywrócić status quo ante. Na przeszkodzie stanęły jednakże postępowe siły Asgardu kierowane przez ojca Odyna, Borra. Jak łatwo się domyślić reakcjoniści zostali zwyciężeni, a ich najpotężniejszy oręż został starannie ukryty w odmętach kosmosu. Swoją drogą nazwa tej broni masowej zagłady na pewno ucieszy zwolenników narkotykowej teorii dziejów, ponieważ znana była jako Eter. Poznawszy już historię krwawej wojny Asgardu i mrocznych elfów wracamy do czasów współczesnych. Akcja "Thor: The Dark World" rozgrywa się w dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części. Thor wraz ze swoją dzielną ekipą przywraca porządek (tj. hegemonię Asgardu) w poszczególnych światach. Tymczasem zbliżająca się, występująca raz na kilka tysięcy lat koniunkcja, przypadkowo uaktywnia zapomniany od stuleci Eter. Ponadto jak się wkrótce okazuje wbrew oczekiwaniom Odyna, jego starszy nie zdołał eksterminować wszystkich mrocznych elfów.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę podczas projekcji "Thor: The Dark World" to permanentnie pogłębiający się dysonans między Asgardem i Midgardem. Jak doskonale pamiętacie z pierwszej części ojczyzna Thora to bling blingowa kraina skąpana w złocie i purpurze. W drugiej odsłonie nie chodzi nawet o same porównanie warunków bytowych. Mieszkańcy Ziemi to po prostu banda debilów, którzy nie są zdolni do samodzielnego działania bez groźby zniszczenia całego kosmosu. Zauważyłem niestety niepokojącą tendencję spadku inteligencji ziemskich bohaterów w każdej kolejnej części. Proces ten przypomina bardzo upadek rodzaju ludzkiego z serii "Transformers" Michaela Baya. Naprawdę przykro patrzeć jak Natalie Portman i Stellan Skarsgård inspirują się wybitną kreacją Shia'a LeBeoufa z "Transformers 3". Totalnie żenująco wypadły sceny, w których Skarsgård biega na waleta po Stonehenge, a Portman poznaje Odyna. Naprawdę, porażka rodzaju ludzkiego w każdym aspekcie. Dziwię się zatem niezmiernie dlaczegóż Asgard nie zniewolił tej idiotycznej krainy, a jej mieszkańców nie zamienił w niewolników. Oprócz wyraźniej supremacji intelektualnej królestwo Odyna w dalszym ciągu epatuje bling blingowym designem. Najlepsze scenografie CGI, świetne kostiumy einherjarów, znakomite efekty specjalne i ciekawa wizja Asgardu to najważniejsze zalety "Thor: The Dark World".
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Fabularnie "Thor: The Dark World" to typowa hollywoodzka produkcja z rozmachem. Bohaterowie filmu po raz kolejny stają do walki o wielką stawkę (tym razem ratowanie całego kosmosu przed zagładą). Niestety villain w postaci Malekitha (Christopher Eccleston) jest kompletnie bez wyrazu i jestem przekonany, że wszyscy zapomną o nim zaraz po projekcji. Tak słaby antagonista nie godzien jest nawet polerować włóczni Lokiego! Mroczne elfy nie są specjalnie inteligentne, chociaż niekiedy potrafią zasiać prawdziwe spustoszenie w Asgardzie. Ich przywódca to niestety bardzo niekompetentny strateg, który prawdopodobnie nie słyszał nigdy o odwrocie taktycznym. Zamiast wycofać żołnierzy z pola bitwy w obliczu nieuchronnej porażki, postanowił poświęcić ich życie dla realizacji bezsensownej idei. Patrząc na zniszczenia, jakich dokonał tylko jeden okręt wojenny mrocznych elfów, decyzja Malekitha wydaje się horrendalnie bezsensowna. Warto dodać, że miłośnicy mroku korzystają z romulańskiej technologii kamuflażu. W dalszym ciągu twórcy epatują poprawnością polityczną. Nie dość, że drużyna Thora jest wielorasowa, a Heimdall czarnoskóry, to jeden z liderów mrocznych elfów jest dosłownie dark. Oczywiście mamy również typowe dla serii cliché. Thor znowu sprzeciwia się woli Odyna, bo wie lepiej, niemal doprowadza do zniszczenia kosmosu, ale rzutem na taśmę wszystko naprawia, dzięki czemu finalnie przybija piątkę z ojcem. Chociaż może tym razem nie jest to takie oczywiste, ponieważ zakończenie "Thor: The Dark World" było dosyć przewrotne i naprawdę czekam na rozwiązanie tegoż ambarasu.
Malekith - villain debil.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Aktorstwo. Generalnie "Thor: The Dark World" powinien opierać się na kreacji Chrisa Hemswortha, który de facto ponownie bardzo dobrze sprawdza się swojej roli. Jednakże wszelkie laury zbiera Tom Hiddleston, wcielający się w niezwykle interesującego Lokiego. Jest to niemal wybitna kreacja, a aktor kradnie każdą scenę, w której się pojawia. W zasadzie nie będę zdziwiony, jeśli pewnego dnia w Hollywood zapadnie decyzja o nakręceniu spin offu o przygodach Lokiego. Anthony Hopkins dalej wypada majestatycznie jako Odyn, a ponadto dzielnie wspiera go Rene Russo wcielająca się we Friggę. Również Stringer Bell Idris Elba w dalszym ciągu sprawia, że czarnoskóry Heimdall nie wzbudza większego zdziwienia. Jak wspominałem wyżej Christopher Eccleston w roli Malekitha wypada niestety kompletnie bezbarwnie i jednowymiarowo. Niemniej w porównaniu do Natalie Portman i Stellana Skarsgårda można uznać jego rolę za wybitną. Za takim żenującym pohańbieniem dwójki tak dobrych aktorów musiały stać naprawdę grube PLNY.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
W momencie, gdy skończyłem oglądać "Thor: The Dark World" byłem przekonany, że wystawię ocenę dokładnie taką samą jak pierwszej części, czyli 6/10. Niestety powyższy pogląd został brutalnie zweryfikowany w trakcie pisania recenzji. Otóż nawet sam Loki przy wsparciu Thora nie pociągnie oceny do tego magicznego poziomu. Do dziś męczy mnie trauma Stellana Skarsgårda biegającego z pytą i żenujące popisy Natalie Portman. U Kennetha Branagha takich rzeczy nie uświadczyłem. Gwiazdka w dół.
Heimdall tak bardzo znakomity.
źródło: http://www.aceshowbiz.com
Ocena: 5/10.

Recenzje pozostałych części:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz