Dzięki recenzji "The 6th Day" wiemy już czym zajmował się Arnold Schwarzenegger na
przełomie wieków (a raczej w jakich chujowiznach brał udział).
Dziś natomiast przyjrzymy się działalności jego największego
rywala z lat chwały w analogicznym okresie. Od czasów recenzowanego
kiedyś "Specjalisty" do pierwszych prób reaktywacji Rocky'ego i
Johna Rambo minęła ponad dekada. W tym czasie Sylvester Stallone
brał udział w wysoce żenujących projektach, o których po prostu
żal pisać. Można zatem stwierdzić, że podobnie jak w przypadku
Arniego, jego kariera aktorska przeżywała wówczas głęboki regres. W
2000 roku Sly wystąpił w remake'u angielskiego klasyka z 1971 roku.
Oryginalne "Get Carter" z Michaelem Cainem w roli głównej jest
uznawane za jeden z najlepszych filmów poświęconych tematyce
kryminalnej w dziejach dumnego Albionu. Wydaje się, że nowa wersja
niestety nie podbiła serc widowni, o czym najlepiej świadczy
wymowne 24% na Metascore. Tak wysoka ocena stanowiła dla mnie sporą
zachętę, ponieważ tęskniłem za dobrym hejtingiem. Od razu
przyznaję, że nie widziałem jeszcze oryginału (nad czym bardzo
ubolewam), toteż w recenzja nie będzie miała charakteru
porównawczego.
źródło: http://www.impawards.com |
Kilkanaście lat temu
Jack Carter (Sylvester Stallone) porzucił rodzinne Seattle na rzecz
Las Vegas. W jaskini hazardu zajął się odzyskiwaniem należności
od opornych i zapominalskich dłużników (metoda wpierdol + wpierdol), przez
co całkowicie olał swoją rodzinę. Dopiero wieść o śmierci
brata skłoniła go do powrotu do miasta. Jack od samego początku ma
wątpliwości, ponieważ wypadek w którym po pijaku zginął Richie
wydaje mu się wysoce podejrzany. Ponadto sam będąc uwikłanym w
ciemnie interesy zaczyna wierzyć, że również jego brat wplątał
się w jakąś kryminalną aferę. Zatem jak w milijonie
podobnych produkcji Carter rozpoczyna prywatne śledztwo, które ma
doprowadzić go do domniemanych zabójców Richiego.
Dobra stylówka to podstawa sukcesu. źródło: http://www.imdb.com |
W zasadzie po obejrzeniu "Get Carter" nie mogę się dziwić, że nowa wersja stała się
obiektem powszechnego hejtingu. W filmie Stephena Kaya (dla mnie
kompletny reżyserski no name) trudno znaleźć jakiekolwiek
elementy, które wyróżniałyby go na tle setek podobnych produkcji.
Pierwszy zarzut mogę postawić samej intrydze – jest mocno średnio
wciągająca, w zasadzie nudna, całkowicie nieprzekonująca, a na
dodatek łatwo przewidywalna. W efekcie powstała miałka i rozlazła
produkcja, na której naprawdę ciężko skupić uwagę. Za dużo
tutaj udziwnień – po co wprowadzono postać multimilionera
Kinneara (Alan Cumming)? Czy wnosi cokolwiek ważnego do fabuły? A
już pomieszanie jego wątku z branżą porno wydaje się być
kompletnie bezsensowne. Brak napięcia był widoczny aż nadto, przez
co w dupie miałem los głównego bohatera. I nawet nie mam za bardzo
pretensji do Stallone'a za jego wysiłki aktorskie, bo widać, że
się chłopak stara, ale z takiego scenariusza nic wykrzesać sam nie
zdołał. Nawet pościg samochodowy był kompletnie pozbawiony
dynamiki i choćby śladowych emocji. Jedyne skojarzenie jakie nasuwa
mi się do określenia dialogów to czerstwe.
"Jebać biedę!" źródło: http://www.imdb.com |
Jeśli miałbym wskazać
jakiekolwiek plusy to z pewnością będzie to ścieżka dźwiękowa,
ładne górskie plenery z pola golfowego oraz scena rozgrywająca się
cmentarzu w czasie pogrzebu Richiego. Zasadniczo mogę również
pochwalić starania by nadać filmowi jakiś klimat. W większości
ujęć albo pada deszcz albo jest pochmurno, co bardzo dobrze oddaje
wylansowany przez Hollywood wizerunek Seattle. Słońce pojawia się
jedynie na samym końcu, ale jest to zagrywka bardzo sztampowa –
swoiste i kompletnie zbędne podkreślenie takiego, a nie innego
zakończenia. Ponadto w tym bezkresnym oceanie filmowej nędzy nieźle
zarysowano relację Jacka z jego bratanicą Doreen (Rachael Leigh
Cook). Ich konwersacje wydawały mi się w miarę interesujące –
oczywiście jeżeli spojrzymy przez pryzmat całego "Get Carter".
Niewiele więcej mogę napisać o zaletach filmu. Przynajmniej dla
mnie Stallone dosyć dziwnie wygląda w garniturze i trochę czasu
zajęło mi przyzwyczajenie się do takiego outfitu. Przecież przez lata zapierdalał po dżungli lub po ringu obnażony do pasa! Niemniej
jako twardy i nieustępliwy Jack Carter wypada całkiem poprawnie –
nie twierdzę, że jest to jakaś szczególnie zajebista rola, ale
można go znieść bez bólu. Oprócz Sly'a w "Get Carter"
znalazło się kilku niezłych aktorów. W ukłonie dla oryginału
zarekrutowano Michaela Caine'a (Brumby), który tym razem nie gra
jeszcze wariacji Alfreda z Batmana. Brawa dla twórców za angaż, bo
Caine to klasa sama w sobie, ale następnym razem mogliby się
postarać bardziej, ponieważ występ w takiej produkcji powodem do
chwały nie jest. W roli głównego badassa oczywiście
pojawia się Mickey Rourke (Cyrus). Aktor nie musiał się nawet
specjalnie starać, ponieważ wygląd jego parszywej mordy sprawia,
że automatycznie klasyfikujemy go jako czarny charakter. Jeśli
chodzi o ocenę jego roli to fajnie, że jest, ale poza tym wiele nie
wnosi do filmu. Brawa natomiast z pewnością należą się Rachael
Leigh Cook, ponieważ jak wspominałem wyżej jej kreacja wnosi pewne
ożywienie do tego wszechobecnego marazmu. Oprócz wymienionych wyżej w "Get Carter" pojawia się m.in.: Rhona Mitra, John C. McGinley
oraz znany z "Sons of Anarchy" Mark Boone Junior.
Na bogato. źródło: http://www.imdb.com |
Czy jestem zatem
rozczarowany po obejrzeniu "Get Carter"? Zdecydowanie nie,
ponieważ doskonale wiedziałem czego się spodziewać po tym
remake'u. Niemniej nie jest to film aż tak zły by zasługiwać na
wyjątkowo niską notę z Metascore. W trakcie oglądania
zastanawiałem się nawet nad wystawieniem trochę wyższej wyceny
niż poniżej, aczkolwiek pisząc recenzję zreflektowałem się, iż
nie mam żadnych argumentów by ją obronić. Jednakże "Get
Carter" podobał mi się o wiele bardziej niż "The 6th Day" i
jeśli kiedyś będzie możliwość, to podniosę mu ocenę o połowę
(chociaż w sumie nie wiem skąd taka potrzeba u mnie występuje). Z
seansu zapamiętam na pewno ogromny marazm twórców i Stallone'a w
garniturze – widok dla mnie wyjątkowy. Kino typu obejrzeć, ocenić
i zapomnieć!
"Zobacz, elegancko jest na ulicy." źródło: http://www.imdb.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz