Korzystając z Letniego Taniego Kinobrania w krakowskim Kinie pod Baranami postanowiłem
obejrzeć parę hitowych produkcji, które z powodu braku zgodności
hajsu umknęły mi w okresie jesienno-zimowo-wiosennym. Wiadomo
przecież nie od dziś, że oglądanie filmów na wielkim ekranie
trochę wypacza ich percepcję oraz zwyczajowo podnosi ich ocenę.
Niemniej zawsze ciekawie wypadają potem zestawienia wrażeń
kinowych oraz telewizyjno-komputerowych. Jakiś czas temu
recenzowałem "Argo", a tym razem przyszedł czas na polskie kino
wojenne, czyli "Obławę". Muszę przyznać, że Marcin
Krzyształowicz, reżyser i scenarzysta filmu w jednej osobie, to dla
mnie kompletny no name. Wybaczcie tę zaawansowaną
ignorancję, ale w ostatnich latach mam fatalne doświadczenia z
polską kinematografią, więc nie zawsze wiem who is who. Na
samą myśl o rodzimym kinie wojennym dostaję spazmów, bo czekają
mnie przygody z produkcjami typu "Hans Kloss. Stawka większa niż
śmierć" czy też "Tajemnica Westerplatte". Czytałem jednakże
parę recenzji "Obławy", na podstawie których stworzyłem sobie
pozytywne wyobrażenie filmu Kryształowicza. Czy się zawiodłem
przekonamy się poniżej.
Jak na polskie realia plakat nie żenuje... (źródło: http://film.wp.pl) |
Akcja "Obławy"
rozgrywa się późną jesienią 1943 roku. Kapral Wydra
(Marcin Dorociński) pełni funkcję egzekutora w leśnym zgrupowaniu
AK porucznika Maka (Andrzej Zieliński). Swoje zadania
wykonuje zwykle bezbłędnie, aczkolwiek jest mocno zafascynowany
oddziałową sanitariuszką Pestką (Weronika Rosati). I nie chodzi
tutaj raczej o romantyczną, platoniczną miłość. Z powodu
zbliżającej się zimy w oddziale zaczyna być słabo z prowiantem,
a na dodatek dowódca spodziewa się, że w ciągu najbliższych
tygodni Niemcy zorganizują tytułową obławę. Wydra dostaje
zatem kolejne zadanie: ma przyprowadzić na przesłuchanie
oskarżonego o kolaborację z hitlerowcami lokalnego, jakbyśmy dziś
powiedzieli, biznesmena, Kondolewicza (Maciej Stuhr). Z pozoru proste
zadanie przynosi jednakże nieoczekiwane konsekwencje.
źródło: http://film.wp.pl |
"Obława" rozpoczyna
się po prostu genialnie. W otwierającej scenie widzimy jedynie
plecy żołnierza mówiącego śląską gwarą, który przemierza
leśną gęstwinę rozmawiając z niewidocznym Wydrą.
Konwersacja na temat przedwojennego futbolu oraz motyw z drużyną
Gestapo Kielce po prostu mnie zmiażdżyły! Już wtedy wiedziałem,
że film Kryształowicza będzie wielki. Reżyser odszedł od
typowego dla polskiego kina sposobu ukazywania wojny. W "Obławie"
nie znajdziemy heroizmu, uczuć patriotycznych oraz bezwarunkowego
ukochania ojczyzny. I całe szczęście, ponieważ mam dosyć w
polskiej kinematografii dziadków pokroju Andrzeja Wajdy (człowieku
zrobiłeś "Kanał" oraz "Popiół i diament" - co się z tobą stało?!) czy Jerzego
Hoffmana. Tutaj nie ma chłopców w pięknych i czystych mundurach,
dla których honorowa śmierć za ukochaną Polskę to największy
zaszczyt. Wojna jest brudna, bezwzględna i dehumanizująca. Oddział
Maka stacjonujący w leśnej głuszy nie ma co jeść, więc
kucharz zbiera sromotniki, dzięki którym jego babka przeżyła
wielki głód na Ukrainie. Część partyzantów nie ma nawet
mundurów i korzysta ze zdobycznego na Niemcach odzienia. Co ciekawe
zarówno oficerowie, jak i zwykli żołnierze, nie posługują się
literacką polszczyzną cytując w wolnych chwilach klasykę polskiej
literatury, lecz bluzgają na potęgę. Delikatnie mówiąc aluzje
seksualne są na porządku dziennym. Wojakom nie obce są choroby, a
chłód panujący w ich ziemiankach można było niemal odczuć w
sali kinowej (przy czym na dworze było akurat 36.6 stopni C).
źródło: http://film.wp.pl |
Film Kryształowicza
imponuje pięknymi plenerami (szczególnie chodzi mi o leśne
ostępy), świetnym, gęstym klimatem oraz niezwykłą dbałością o
szczegóły. Jednakże moim zdaniem najlepszym zabiegiem okazały się
zabawy z chronologią i perspektywą poszczególnych wydarzeń.
Zwykle wyglądało to następująco: najpierw oglądamy efekt
działania bohatera, a następnie dowiadujemy się jak do niego
doszło. Czasami na opowieść spoglądamy z punktu widzenia różnych
postaci, co na pewno urozmaica rozrywkę. Jeżeli miałbym wymienić
natomiast jakieś wady "Obławy" to w zasadzie mam dwa zarzuty.
Po pierwsze jest to w końcu film wojenny, więc jeżeli decydujemy
się zrobić scenę walki z Niemcami, to powinna ona wyglądać
dobrze i być utrzymana na poziomie realizmu całości. Niestety
Wydra to superheros: ma 100% celność oraz rzut granatem
opanowany do mistrzostwa – jak tylko rzuci to co najmniej dwa fragi
gwarantowane. Można to było zrobić zdecydowanie lepiej. Drugi
zarzut dotyczy natomiast obsady. Uważam, że Kryształowicz mógł
zaangażować do obsady ról drugoplanowych większą ilość no
name'ów. Nie dość, że zaoszczędziłby na budżecie, to
jeszcze wykazałby się oryginalnością. Niemniej opisane powyżej
wady filmu nie wpływają drastycznie na jego odbiór, ponieważ
dobry scenariusz, świetne wykonanie oraz mocarna gra aktorska
dominują wrażenia z seansu.
źródło: http://film.wp.pl |
Najlepsze role w filmie?
Bez wątpienia Marcin Dorociński oraz Maciej Stuhr! Wydra w
wykonaniu tego pierwszego to postać magnetycznie przyciągająca
uwagę, za co należą się wielkie brawa aktorowi. Oklaski także
dla scenarzysty, gdyż nie jest to bohater nieskalany i wyraźnie
ciążą na nim demony przeszłości. Jeszcze lepiej wypada
Kondolewicz – człowiek odpychający, ale zarazem w pewien sposób
fascynujący. Na pewno nie można powiedzieć, że jest to typowy
czarny charakter, ponieważ momentami wykazuje się zaskakującą
dobrocią. Maciej Stuhr udowodnił, że jest niezwykle utalentowanym
aktorem. Jeśli chodzi o role kobiece to zdecydowanie chciałbym
wyróżnić Sonię Bohosiewicz za kreację żony Kondolewicza.
Oszczędna, ale niezwykle przekonująca gra aktorska. Nie będę
natomiast rozpływał się nad Weroniką Rosati, ponieważ jej Pestka
jakoś nie przypadła mi do gustu. Dobrze dostosowano jej wygląd do
ówczesnych realiów, ale poza tym wypadła moim zdaniem niezbyt
wiarygodnie. W rolach drugoplanowych zamiast no name'ów
zastępy znanych aktorów (nie zawsze potrzebnie) m.in.: Andrzej
Zieliński, Bartosz Żukowski, Alan Andersz, Andrzej Mastalerz,
Witold Dębicki.
źródło: http://film.wp.pl |
"Obława" to naprawdę
mocarne kino, chociaż tak naprawdę trudno uznać ją za film
wojenny sensu stricto. Jeśli liczycie na epickie boje
partyzantów z siepaczami III Rzeszy to będziecie z pewnością
rozczarowani. Znacznie bliżej tutaj do najlepszych produkcji
Wojciecha Smarzowskiego. Bohaterowie nie mogą być rozpatrywani
jedynie w kategoriach dobra i zła – każdy z nich jest
przynajmniej w części umoczony w niecne postępki, a nawet
największy skurwiel potrafi czasem wykazać się zaskakującą
dobrocią. Nie jest to zdecydowanie laurka dla AK i stąd prawicowe
hejty mogły spaść na Kryształowicza. Moim zdaniem ukazanie
zjawisk takich jak znęcanie się nad jeńcami, leśne egzekucje,
dekapitacja, kanibalizm czy kolaboracja z Niemcami (de facto jej
głównym ośrodkiem jest lokalny kościół) ma głęboki sens i
sprawia, że przedstawiona historia jest o wiele bliższa
rzeczywistości. Oby więcej takich filmów!
źródło: http://film.wp.pl |
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz