czwartek, 1 sierpnia 2013

"Obława"

Korzystając z Letniego Taniego Kinobrania w krakowskim Kinie pod Baranami postanowiłem obejrzeć parę hitowych produkcji, które z powodu braku zgodności hajsu umknęły mi w okresie jesienno-zimowo-wiosennym. Wiadomo przecież nie od dziś, że oglądanie filmów na wielkim ekranie trochę wypacza ich percepcję oraz zwyczajowo podnosi ich ocenę. Niemniej zawsze ciekawie wypadają potem zestawienia wrażeń kinowych oraz telewizyjno-komputerowych. Jakiś czas temu recenzowałem "Argo", a tym razem przyszedł czas na polskie kino wojenne, czyli "Obławę". Muszę przyznać, że Marcin Krzyształowicz, reżyser i scenarzysta filmu w jednej osobie, to dla mnie kompletny no name. Wybaczcie tę zaawansowaną ignorancję, ale w ostatnich latach mam fatalne doświadczenia z polską kinematografią, więc nie zawsze wiem who is who. Na samą myśl o rodzimym kinie wojennym dostaję spazmów, bo czekają mnie przygody z produkcjami typu "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć" czy też "Tajemnica Westerplatte". Czytałem jednakże parę recenzji "Obławy", na podstawie których stworzyłem sobie pozytywne wyobrażenie filmu Kryształowicza. Czy się zawiodłem przekonamy się poniżej.
Jak na polskie realia plakat nie żenuje...
(źródło: http://film.wp.pl)
Akcja "Obławy" rozgrywa się późną jesienią 1943 roku. Kapral Wydra (Marcin Dorociński) pełni funkcję egzekutora w leśnym zgrupowaniu AK porucznika Maka (Andrzej Zieliński). Swoje zadania wykonuje zwykle bezbłędnie, aczkolwiek jest mocno zafascynowany oddziałową sanitariuszką Pestką (Weronika Rosati). I nie chodzi tutaj raczej o romantyczną, platoniczną miłość. Z powodu zbliżającej się zimy w oddziale zaczyna być słabo z prowiantem, a na dodatek dowódca spodziewa się, że w ciągu najbliższych tygodni Niemcy zorganizują tytułową obławę. Wydra dostaje zatem kolejne zadanie: ma przyprowadzić na przesłuchanie oskarżonego o kolaborację z hitlerowcami lokalnego, jakbyśmy dziś powiedzieli, biznesmena, Kondolewicza (Maciej Stuhr). Z pozoru proste zadanie przynosi jednakże nieoczekiwane konsekwencje.
źródło: http://film.wp.pl
"Obława" rozpoczyna się po prostu genialnie. W otwierającej scenie widzimy jedynie plecy żołnierza mówiącego śląską gwarą, który przemierza leśną gęstwinę rozmawiając z niewidocznym Wydrą. Konwersacja na temat przedwojennego futbolu oraz motyw z drużyną Gestapo Kielce po prostu mnie zmiażdżyły! Już wtedy wiedziałem, że film Kryształowicza będzie wielki. Reżyser odszedł od typowego dla polskiego kina sposobu ukazywania wojny. W "Obławie" nie znajdziemy heroizmu, uczuć patriotycznych oraz bezwarunkowego ukochania ojczyzny. I całe szczęście, ponieważ mam dosyć w polskiej kinematografii dziadków pokroju Andrzeja Wajdy (człowieku zrobiłeś "Kanał" oraz "Popiół i diament" - co się z tobą stało?!) czy Jerzego Hoffmana. Tutaj nie ma chłopców w pięknych i czystych mundurach, dla których honorowa śmierć za ukochaną Polskę to największy zaszczyt. Wojna jest brudna, bezwzględna i dehumanizująca. Oddział Maka stacjonujący w leśnej głuszy nie ma co jeść, więc kucharz zbiera sromotniki, dzięki którym jego babka przeżyła wielki głód na Ukrainie. Część partyzantów nie ma nawet mundurów i korzysta ze zdobycznego na Niemcach odzienia. Co ciekawe zarówno oficerowie, jak i zwykli żołnierze, nie posługują się literacką polszczyzną cytując w wolnych chwilach klasykę polskiej literatury, lecz bluzgają na potęgę. Delikatnie mówiąc aluzje seksualne są na porządku dziennym. Wojakom nie obce są choroby, a chłód panujący w ich ziemiankach można było niemal odczuć w sali kinowej (przy czym na dworze było akurat 36.6 stopni C).
źródło: http://film.wp.pl
Film Kryształowicza imponuje pięknymi plenerami (szczególnie chodzi mi o leśne ostępy), świetnym, gęstym klimatem oraz niezwykłą dbałością o szczegóły. Jednakże moim zdaniem najlepszym zabiegiem okazały się zabawy z chronologią i perspektywą poszczególnych wydarzeń. Zwykle wyglądało to następująco: najpierw oglądamy efekt działania bohatera, a następnie dowiadujemy się jak do niego doszło. Czasami na opowieść spoglądamy z punktu widzenia różnych postaci, co na pewno urozmaica rozrywkę. Jeżeli miałbym wymienić natomiast jakieś wady "Obławy" to w zasadzie mam dwa zarzuty. Po pierwsze jest to w końcu film wojenny, więc jeżeli decydujemy się zrobić scenę walki z Niemcami, to powinna ona wyglądać dobrze i być utrzymana na poziomie realizmu całości. Niestety Wydra to superheros: ma 100% celność oraz rzut granatem opanowany do mistrzostwa – jak tylko rzuci to co najmniej dwa fragi gwarantowane. Można to było zrobić zdecydowanie lepiej. Drugi zarzut dotyczy natomiast obsady. Uważam, że Kryształowicz mógł zaangażować do obsady ról drugoplanowych większą ilość no name'ów. Nie dość, że zaoszczędziłby na budżecie, to jeszcze wykazałby się oryginalnością. Niemniej opisane powyżej wady filmu nie wpływają drastycznie na jego odbiór, ponieważ dobry scenariusz, świetne wykonanie oraz mocarna gra aktorska dominują wrażenia z seansu.
źródło: http://film.wp.pl

Najlepsze role w filmie? Bez wątpienia Marcin Dorociński oraz Maciej Stuhr! Wydra w wykonaniu tego pierwszego to postać magnetycznie przyciągająca uwagę, za co należą się wielkie brawa aktorowi. Oklaski także dla scenarzysty, gdyż nie jest to bohater nieskalany i wyraźnie ciążą na nim demony przeszłości. Jeszcze lepiej wypada Kondolewicz – człowiek odpychający, ale zarazem w pewien sposób fascynujący. Na pewno nie można powiedzieć, że jest to typowy czarny charakter, ponieważ momentami wykazuje się zaskakującą dobrocią. Maciej Stuhr udowodnił, że jest niezwykle utalentowanym aktorem. Jeśli chodzi o role kobiece to zdecydowanie chciałbym wyróżnić Sonię Bohosiewicz za kreację żony Kondolewicza. Oszczędna, ale niezwykle przekonująca gra aktorska. Nie będę natomiast rozpływał się nad Weroniką Rosati, ponieważ jej Pestka jakoś nie przypadła mi do gustu. Dobrze dostosowano jej wygląd do ówczesnych realiów, ale poza tym wypadła moim zdaniem niezbyt wiarygodnie. W rolach drugoplanowych zamiast no name'ów zastępy znanych aktorów (nie zawsze potrzebnie) m.in.: Andrzej Zieliński, Bartosz Żukowski, Alan Andersz, Andrzej Mastalerz, Witold Dębicki.
źródło: http://film.wp.pl
"Obława" to naprawdę mocarne kino, chociaż tak naprawdę trudno uznać ją za film wojenny sensu stricto. Jeśli liczycie na epickie boje partyzantów z siepaczami III Rzeszy to będziecie z pewnością rozczarowani. Znacznie bliżej tutaj do najlepszych produkcji Wojciecha Smarzowskiego. Bohaterowie nie mogą być rozpatrywani jedynie w kategoriach dobra i zła – każdy z nich jest przynajmniej w części umoczony w niecne postępki, a nawet największy skurwiel potrafi czasem wykazać się zaskakującą dobrocią. Nie jest to zdecydowanie laurka dla AK i stąd prawicowe hejty mogły spaść na Kryształowicza. Moim zdaniem ukazanie zjawisk takich jak znęcanie się nad jeńcami, leśne egzekucje, dekapitacja, kanibalizm czy kolaboracja z Niemcami (de facto jej głównym ośrodkiem jest lokalny kościół) ma głęboki sens i sprawia, że przedstawiona historia jest o wiele bliższa rzeczywistości. Oby więcej takich filmów!
źródło: http://film.wp.pl

Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz