czwartek, 8 sierpnia 2013

"Shadow Dancer"


W tym roku z okazji St. Patrick's Day planowałem przygotować ranking 10 najlepszych filmów dotyczących szeroko pojętej kwestii irlandzkiej (Republika, Ulster, liczna diaspora w USA). Niemniej, chociaż rozpocząłem wstępne prace nad zestawieniem, nie udało mi się ich sfinalizować z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze marzec był miesiącem, w którym dysponowałem znacznie mniejszą ilością czasu niż obecnie – wtedy działo się naprawdę dużo. Po drugie zanim powstał ten oto wspaniały wytwór mojej kreatywności i niezbadanego talentu publikowałem swoje recenzje na Facebooku. I właśnie w ubiegłym roku w ramach tego ważnego irlandzkiego święta stworzyłem premierową dziesiątkę najlepszych produkcji o Irlandii. Oczywiście miałem niezwykle ambitne plany aktualizacji zestawienia o nowe filmy (m.in. "Hunger", "Fifty Dead Man Walking"), ale z różnych względów poniosłem porażkę. Nie chcąc zatem powtarzać się z wielkim żalem musiałem zrezygnować z tej idei i odłożyć ją na bliżej nieokreśloną przyszłość. Dziś na powetowanie strat moralnych z tego tytułu recenzja filmu Jamesa Marsha, który polski dystrybutor opatrzył tytułem "Kryptonim: Shadow Dancer".
źródło: http://www.impawards.com
Akcja "Shadow Dancer" rozpoczyna się w 1973 roku w Belfaście okupowanym przez brytyjskich imperialistów. A był to okrutny czas, gdyż Irlandia Północna zamieniła się w strefę bezwzględnej wojny między Tymczasową IRA oraz Brytyjczykami wspieranymi przez paramilitarne organizacje lojalistów. My jednak nie oglądamy konfliktu, a jedynie sielskie obrazki z życia irlandzkiej rodziny. Mała Collette przekonuje swojego braciszka by zamiast niej poszedł kupić ojcu papierosy. Chłopiec zostaje postrzelony na ulicy i wkrótce umiera. Co prawda nie dowiadujemy się kto odpowiada za jego śmierć, ale dalsze losy dziewczynki wskazują, że wina spadła na dumnych synów Albionu. Mija dwadzieścia lat – jakby ktoś miał problemy z algebrą to chodzi o rok 1993. Collette (Andrea Riseborough) jest już dorosłą kobietą, mocno zaangażowaną w walkę o wyzwolenie Ulsteru spod brytyjskiego jarzma. Po nieudanym zamachu bombowym w londyńskim metrze zostaje schwytana przez agentów MI5. Funkcjonariusz kontrwywiadu Mac (Clive Owen) stawia republikankę przed prostym wyborem: albo zacznie współpracować z Brytyjczykami kapując własną rodzinę albo resztę życia spędzi w angielskim więzieniu.
źródło: http://www.magpictures.com
Bardzo podobało mi się, że twórcy zrezygnowali z jakiegokolwiek wstępu o historii konflikcie północnoirlandzkim i rzucili widzów od razu w środek akcji. Ja odnalazłem się bez problemu, ale mam świadomość, że przeciętna osoba bez poznania specyfiki Ulsteru nigdy nie zrozumie pewnych aspektów filmu. Czy wyświetlenie kilku zdań o ponad osiemdziesięcioletniej walce o zjednoczenie Irlandii mogłoby cokolwiek pomóc? Nie sądzę. Chciałbym żeby filmy były jak najbardziej wyspecjalizowane w temacie i wymagały od nas posiadania pewnej wiedzy na dany temat. Niestety targetem większości produkcji jest bezrefleksyjny widz masowy, któremu trzeba wszystko łopatologicznie tłumaczyć. Oglądając "Shadow Dancer" zastanówcie się dlaczego w scenie aresztowania głównej bohaterki północnoirlandzka policja jest ubezpieczana przez oddział brytyjskiej armii albo czemu podobna sytuacja występuje w trakcie pogrzebu? Zwróćcie również uwagę na świetny motyw z żołnierskim pogrzebem, na który nie chcieli wyrazić zgody policjanci. Warto także zauważyć, że na dokumentach z autopsji brata Collette (zapewne sfabrykowanych przez MI5) pojawia się karabin szturmowy Armalite AR-18, ukochana broń Tymczasowej IRA i Drużyny A. O ile jednak ekipa Hannibala Smitha nigdy nikogo z niej nie zabiła, to w szeregach Provos zyskał zaszczytne miano Widowmaker. Takie smaczki bardzo mi się podobały i cieszę się, że umieszczono je w filmie.
źródło: http://www.magpictures.com
Intryga przedstawiona w "Shadow Dancer" jest dosyć interesująca i wciągająca, aczkolwiek relacje Collette i Maca w pewnym punkcie osiągają spodziewany żenujący poziom. W tym momencie byłem gotów pokarać odjęciem dwóch gwiazdek, ale na szczęście finał uratował ostateczną ocenę. W filmie znalazła się za to genialna scena rozmowy Kevina z Collette, w czasie której w pokoju obok zakapior, za którego oczami człowieka nie ma, rozkłada folię by nie pobrudzić podłogi krwią, jeśli konwersacja zakończy się niepomyślnie dla naszej bohaterki. Niestety obok momentów bardzo dobrych znalazło się kilka elementów, które nie przypadły mi do gustu. Na pierwszy plan wybija się postać Maca, prawego agenta MI5 o szlachetnym sercu i łagodnym usposobieniu. Postać niemal bajkowa, prawdziwy agent kontrwywiadu powinien zgwałcić Collette albo grozić zabiciem jej syna, a nie zachowywać się w ten sposób. Straszliwie czerstwy bohater, a na dodatek Clive Owen po raz kolejny powrócił z tym samym warsztatem aktorskim, określanym jako pełne zatwardzenie. Poza tym można czepiać się, że Collette tak łatwo przeszła na stronę wroga. Tutaj jednakże mała dygresja: pamiętajmy, że nie była ona herosem wykutym ze stali, lecz zwykłą kobietą, na dodatek samotnie wychowującą syna. Na koniec zarzut co do wątku tytułowego Shadow Dancer – nie czuję się do końca usatysfakcjonowany!
źródło: http://www.magpictures.com
W powyższym akapicie zhejtowałem Clive'a Owena za jego wysiłki aktorskie lub też niezwykle ekspresyjną walką z zatwardzeniem, którą toczy od lat. Jednakże muszę przyznać, że na tle całej obsady jako jedyny wypada negatywnie. Andrea Riseborough dostała już ode mnie propsy za świetną rolę drugoplanową w "Oblivion", ale widzę, że doskonale radzi sobie również na pierwszym planie. Nie dość, że aktorka udźwignęła ciężkie brzemię to jeszcze stworzyła kreację, z którą zacznę utożsamiać chyba wszystkie republikanki z Ulsteru. Prawdziwą sztuką jest zagrać zwykłą dziewczynę, ba naprawdę niewiele aktorek ma predyspozycje by nawet wyglądać zwyczajnie. Andrei się to udało znakomicie i po raz kolejny wielki props ode mnie. Wśród ról drugoplanowych wyrazy uznania należą się w szczególności trzem graczom: Aiden Gillen (Gerry), Domhnall Gleeson (Connor) oraz David Wilmot (Kevin). Gillen od niepamiętnych czasów wreszcie mnie nie mierził na ekranie. Warto również wspomnieć o ciekawej roli Gillian Anderson (Kate Fletcher). Słynna agentka Scully zmieniła się na tyle, że trochę czasu zajęło mi uświadomienie sobie z kim mam do czynienia.
źródło: http://www.magpictures.com
Gdyby wyrzucić z filmu postać Maca (ewentualnie zdecydowanie lepiej ją zarysować) "Shadow Dancer" mógłby stać się wybitny. Niestety w obecnej postaci dzieło Jamesa Marsha jawi się jako raczej średnie kino z wielkimi momentami, ale i kilkoma wyraźnymi wadami. Na szczęście uniknięto jakiegokolwiek wartościowania stron. Nikt nie mówi, że Brytyjczycy spowodowali całe zło na irlandzkiej ziemi, a Irlandczycy to banda zapijaczonych rebeliantów dążących do całkowitej anarchii w Ulsterze. To bardzo cenne, ponieważ każdy widz może sobie wyrobić własne zdanie na temat poszczególnych bohaterów. Na sam koniec chciałbym zwrócić uwagę na kwestię dosyć często pomijaną przy filmach o Ulsterze: nie tylko republikanie walczyli zbrojnie o swoje cele. Lojaliści za pomocą paramilitarnych organizacji takich jak UDA, UVF czy Red Hand Commando również mordowali nie tylko swoich przeciwników, ale też bezbronnych cywilów. Warto o tym pamiętać oglądając "Shadow Dancer".
źródło: http://www.magpictures.com
Ocena: 7/10 (może troszkę zawyżona, ale w słusznej sprawie!)

Ps.
Recenzja była naturalnie pisana ku chwale zjednoczonej Irlandii za grube dolary od amerykańskiej diaspiory. A tak na serio to minął rok odkąd prowadzę tego bloga i z tej okazji chciałbym podziękować wszystkim Czytelnikom za spędzony razem czas. Mam nadzieję, że jeszcze wiele przed nami, a tymczasem piję Wasze zdrowie! Sláinte!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz