piątek, 30 sierpnia 2013

"Stoker"


Pewnego nudnego dnia, w czasie rutynowego przeglądania IMDb, natrafiłem na "Stoker". Z niewiadomych przyczyn film od razu przykuł moją uwagę. Powodów mogło być wiele (a tak daleko pamięcią sięgnąć nie jestem w stanie), więc zastosujmy brzytwę Ockhama, ponieważ jak doskonale wiemy, że nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę. Najprostsze rozwiązanie to oczywiste skojarzenie tytułu z Bramem Stokerem, twórcą powieści o najsłynniejszym wampirze w dziejach (i nie chodzi mi o błyszczącego się Edwarda ze "Zmierzchu"). Rzut oka na owianą mgiełką tajemnicy fabułę sprawił, że film Chan-wook Parka znalazł się kategorii must see. Na koniec wstępu wielki props dla dystrybutora za wyjątkowe i godne pochwały powstrzymanie się od spierdolenia tytułu poprzez nieudolne tłumaczenie, tudzież dodawanie zbędnych słów.
źródło: http://www.impawards.com
Aby nie psuć Wam zabawy postanowiłem ograniczyć opis fabuły "Stoker" jedynie do niezbędnego minimum. Główną bohaterkę, 18-letnią Indię (Mia Wasikowska), poznajemy w dniu pogrzebu jej ojca. Richard Stoker (Dermot Mulroney) zginął w dosyć tajemniczym wypadku samochodowym. W przeciwieństwie do swojej matki (Nicole Kidman), dziewczyna bardzo mocno przeżywa śmierć ojca, ponieważ ich relacje były niezwykle bliskie. Na dodatek India posiada dosyć ciężki charakter i bardzo wyostrzone zmysły, przez co nie jest specjalnie towarzyską osobą. W czasie pogrzebu pojawia się nikomu nieznany młodszy brat Richarda, Charlie (Matthew Goode), który postanawia na jakiś czas zamieszkać w rodowej posiadłości. I aby uwolnić się od zarzutów o spoilerowanie na tym zakończę.
źródło: http://www.foxsearchlight.com
Zdarzają się czasem książki i filmy, które wciągają tak bardzo, że stajemy się częścią kreowanego przez nie świata. Oglądając "Stoker" poczułem się mniej więcej tak samo oderwany od rzeczywistości, jak w trakcie lektury autobiograficznego Before the Dawn Gerry'ego Adamsa, które przeniosło mnie w realia zachodniego Belfastu. Scenariusz został skonstruowany na tyle doskonale, że India stała się dla mnie bardzo istotną postacią i nie mogłem przejść obojętnie obok jej perypetii. Niezwykle łatwo nawiązałem więź z postacią, chociaż nie należy ona do najbardziej sympatycznych filmowych bohaterek. Wszystko to jest zasługą niezwykle utalentowanego scenarzysty. I w tym miejscu totalne zaskoczenie: autorem świetnego scenariusza jest Wentworth Miller, legendarny Michael z "Prison Break". Aktor, który przejechał cztery sezony serialu z tym samym wyrazem twarzy. Któż by się spodziewał, że po udziale w takiej kompletnej padace Miller będzie w stanie coś jeszcze w życiu osiągnąć? Wielki props dla niego i również duży dla reżysera za przekucie tekstu w wyborne kino z niezapomnianym klimatem. Nad "Stoker" unosi się genialna aura tajemniczości, ba w pewnym momencie zaczynamy się zastanawiać czy nie mamy do czynienia ze zjawiskami paranormalnymi. Piękna, otoczona lasami posiadłość, zamieszkana jedynie przez trójkę bohaterów dodatkowo potęguje nastrój. Jeśli chodzi o wybór plenerów do kręcenia filmu to chyba naprawdę nie mogło być lepiej!
źródło: http://www.foxsearchlight.com
Pod względem fabularnym "Stoker" wcale nie rozczarowuje. W dzisiejszych czasach zdarza się to wyjątkowo rzadko. Ileż już oglądałem świetnych filmów psutych przez idiotyczne, pozbawione sensu zakończenia? Na szczęście Miller ogarnął temat doskonale i zaproponował zakończenie, za które naprawdę mogę go podziwiać. Poziom przemocy, mimo pewnej sielskości filmu, jest nieoczekiwanie wysoki, co również niezmiernie cieszy moją osobę. Nie chcę spoilować, ale po prostu muszę napisać, że czasami jest wyjątkowo krwisto lub makabrycznie (polecam scenę ze zjeżdżalnią i piaskownicą). A w sumie idąc do kina myślałem: nie samą przemocą człowiek żyje... Bardzo podobały mi się także urocze, a jednocześnie niepokojące, krajobrazy Tennessee i większość zdjęć. Tu mam jednak pewną drobną uwagę: w niektórych sekwencjach kamera całkowicie niepotrzebnie latała jak paralityk. Zamiast rozdygotanego stylu preferowałbym spokojne, statyczne ujęcia. Niemniej jest to zarzut bardzo drobny, odnoszący się w zasadzie do jednego czy dwóch momentów. Poszczególne sceny zostały genialnie wyreżyserowane. Urzekły mnie samotne wycieczki i zabawy Indii, ale największe brawa należą się twórcom za relacje w trójkącie India – Charlie – Evelyn. Do tego świetne i prawdziwe dialogi, które są momentami autentycznie zabawne – jak na przykład w scenie wspólnej kolacji.
źródło: http://www.foxsearchlight.com
"Stoker" nie byłby dziełem aż tak wybitnym, gdyby nie idealnie dobrana obsada. Mia Wasikowska stworzyła genialną kreację. India w jej wykonaniu to niemal uosobienie wysublimowanej aspołeczności połączonej z dobrym wychowaniem i edukacją na najwyższym poziomie. Pod wieloma względami jej postać może wydawać się odpychająca, ale ja naprawdę byłem nią zachwycony od samego początku. Każdy gest, słowo czy też ruch doskonale wpisują się w styl, który Wasikowska narzuciła swojej bohaterce. Aż dziw bierze, że przy tak zagranej głównej postaci inna gwiazda może świecić równie jasno. Matthew Goode dał chyba z siebie wszystko co najlepsze. Charlie przyciąga uwagę od pierwszego momentu pojawienia się na ekranie. Bohater magnetyczny, fascynujący, niezwykle elokwentny, ale także skrywający w głębi siebie mroczne sekrety. Po "Stoker" Goode zasługuje na najwyższe wyrazy uznania! Trójcę bohaterów uzupełnia dobra kreacja Nicole Kidman, aczkolwiek muszę przyznać, że zdecydowanie nie tak wybitna jak dwójki opisanej powyżej. Może wynika to z faktu, iż nie po raz pierwszy oglądamy tę aktorkę w roli matki zamieszkującej tajemniczą posiadłość? Jeśli chodzi o wykonawców z drugiego planu, którzy szczególnie zapadli mi w pamięć, to z pewnością chciałbym wyróżnić Phyllis Somerville, Jacki Weaver oraz Dermota Mulroneya.
źródło: http://www.foxsearchlight.com
Chociaż spodziewałem się po "Stoker" naprawdę dobrego kina to muszę przyznać, że aż tak wysoki poziom trochę mnie zaskoczył. Świetny scenariusz Millera, doskonały i tajemniczy klimat podparty imponującym aktorstwem Wasikowskiej i Goode'a okazały się przepisem na wyborny film. Tym samym zaczynam pokładać w Chan-wook Parku spore nadzieje, a i od teraz bacznie będę się przyglądał scenopisarskiej karierze Wentwortha Millera. Gorąco polecam!
źródło: http://www.foxsearchlight.com

Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz