Pewnego nudnego dnia, w
czasie rutynowego przeglądania IMDb, natrafiłem na "Stoker". Z
niewiadomych przyczyn film od razu przykuł moją uwagę. Powodów
mogło być wiele (a tak daleko pamięcią sięgnąć nie jestem w
stanie), więc zastosujmy brzytwę Ockhama, ponieważ jak doskonale
wiemy, że nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę.
Najprostsze rozwiązanie to oczywiste skojarzenie tytułu z Bramem
Stokerem, twórcą powieści o najsłynniejszym wampirze w dziejach
(i nie chodzi mi o błyszczącego się Edwarda ze "Zmierzchu"). Rzut oka na owianą
mgiełką tajemnicy fabułę sprawił, że film Chan-wook Parka
znalazł się kategorii must see. Na koniec wstępu wielki
props dla dystrybutora za wyjątkowe i godne pochwały
powstrzymanie się od spierdolenia tytułu poprzez nieudolne
tłumaczenie, tudzież dodawanie zbędnych słów.
źródło: http://www.impawards.com |
Aby nie psuć Wam zabawy
postanowiłem ograniczyć opis fabuły "Stoker" jedynie do
niezbędnego minimum. Główną bohaterkę, 18-letnią Indię (Mia
Wasikowska), poznajemy w dniu pogrzebu jej ojca. Richard Stoker
(Dermot Mulroney) zginął w dosyć tajemniczym wypadku samochodowym.
W przeciwieństwie do swojej matki (Nicole Kidman), dziewczyna bardzo
mocno przeżywa śmierć ojca, ponieważ ich relacje były niezwykle
bliskie. Na dodatek India posiada dosyć ciężki charakter i bardzo
wyostrzone zmysły, przez co nie jest specjalnie towarzyską osobą.
W czasie pogrzebu pojawia się nikomu nieznany młodszy brat
Richarda, Charlie (Matthew Goode), który postanawia na jakiś czas
zamieszkać w rodowej posiadłości. I aby uwolnić się od zarzutów
o spoilerowanie na tym zakończę.
źródło: http://www.foxsearchlight.com |
Zdarzają się czasem
książki i filmy, które wciągają tak bardzo, że stajemy się
częścią kreowanego przez nie świata. Oglądając "Stoker"
poczułem się mniej więcej tak samo oderwany od rzeczywistości, jak w trakcie lektury
autobiograficznego Before the Dawn Gerry'ego Adamsa, które
przeniosło mnie w realia zachodniego Belfastu. Scenariusz został
skonstruowany na tyle doskonale, że India stała się dla mnie
bardzo istotną postacią i nie mogłem przejść obojętnie obok jej
perypetii. Niezwykle łatwo nawiązałem więź z postacią, chociaż
nie należy ona do najbardziej sympatycznych filmowych bohaterek.
Wszystko to jest zasługą niezwykle utalentowanego scenarzysty. I w
tym miejscu totalne zaskoczenie: autorem świetnego scenariusza jest
Wentworth Miller, legendarny Michael z "Prison Break". Aktor,
który przejechał cztery sezony serialu z tym samym wyrazem twarzy.
Któż by się spodziewał, że po udziale w takiej kompletnej padace
Miller będzie w stanie coś jeszcze w życiu osiągnąć? Wielki
props dla niego i również duży dla reżysera za przekucie
tekstu w wyborne kino z niezapomnianym klimatem. Nad "Stoker"
unosi się genialna aura tajemniczości, ba w pewnym momencie
zaczynamy się zastanawiać czy nie mamy do czynienia ze zjawiskami
paranormalnymi. Piękna, otoczona lasami posiadłość, zamieszkana
jedynie przez trójkę bohaterów dodatkowo potęguje nastrój. Jeśli
chodzi o wybór plenerów do kręcenia filmu to chyba naprawdę nie
mogło być lepiej!
źródło: http://www.foxsearchlight.com |
Pod względem fabularnym "Stoker" wcale nie rozczarowuje. W dzisiejszych czasach zdarza
się to wyjątkowo rzadko. Ileż już oglądałem świetnych filmów
psutych przez idiotyczne, pozbawione sensu zakończenia? Na szczęście
Miller ogarnął temat doskonale i zaproponował zakończenie, za
które naprawdę mogę go podziwiać. Poziom przemocy, mimo pewnej
sielskości filmu, jest nieoczekiwanie wysoki, co również
niezmiernie cieszy moją osobę. Nie chcę spoilować, ale po
prostu muszę napisać, że czasami jest wyjątkowo krwisto lub
makabrycznie (polecam scenę ze zjeżdżalnią i piaskownicą). A w
sumie idąc do kina myślałem: nie samą przemocą człowiek
żyje... Bardzo podobały mi się także urocze, a jednocześnie
niepokojące, krajobrazy Tennessee i większość zdjęć. Tu mam
jednak pewną drobną uwagę: w niektórych sekwencjach kamera
całkowicie niepotrzebnie latała jak paralityk. Zamiast
rozdygotanego stylu preferowałbym spokojne, statyczne ujęcia.
Niemniej jest to zarzut bardzo drobny, odnoszący się w zasadzie do
jednego czy dwóch momentów. Poszczególne sceny zostały genialnie
wyreżyserowane. Urzekły mnie samotne wycieczki i zabawy Indii, ale
największe brawa należą się twórcom za relacje w trójkącie
India – Charlie – Evelyn. Do tego świetne i prawdziwe dialogi,
które są momentami autentycznie zabawne – jak na przykład w
scenie wspólnej kolacji.
źródło: http://www.foxsearchlight.com |
"Stoker" nie byłby
dziełem aż tak wybitnym, gdyby nie idealnie dobrana obsada. Mia
Wasikowska stworzyła genialną kreację. India w jej wykonaniu to
niemal uosobienie wysublimowanej aspołeczności połączonej z
dobrym wychowaniem i edukacją na najwyższym poziomie. Pod wieloma
względami jej postać może wydawać się odpychająca, ale ja
naprawdę byłem nią zachwycony od samego początku. Każdy gest,
słowo czy też ruch doskonale wpisują się w styl, który
Wasikowska narzuciła swojej bohaterce. Aż dziw bierze, że przy tak
zagranej głównej postaci inna gwiazda może świecić równie
jasno. Matthew Goode dał chyba z siebie wszystko co najlepsze.
Charlie przyciąga uwagę od pierwszego momentu pojawienia się na
ekranie. Bohater magnetyczny, fascynujący, niezwykle elokwentny, ale
także skrywający w głębi siebie mroczne sekrety. Po "Stoker"
Goode zasługuje na najwyższe wyrazy uznania! Trójcę bohaterów
uzupełnia dobra kreacja Nicole Kidman, aczkolwiek muszę przyznać,
że zdecydowanie nie tak wybitna jak dwójki opisanej powyżej. Może
wynika to z faktu, iż nie po raz pierwszy oglądamy tę aktorkę w
roli matki zamieszkującej tajemniczą posiadłość? Jeśli chodzi o
wykonawców z drugiego planu, którzy szczególnie zapadli mi w
pamięć, to z pewnością chciałbym wyróżnić Phyllis Somerville,
Jacki Weaver oraz Dermota Mulroneya.
źródło: http://www.foxsearchlight.com |
Chociaż spodziewałem
się po "Stoker" naprawdę dobrego kina to muszę przyznać, że
aż tak wysoki poziom trochę mnie zaskoczył. Świetny scenariusz
Millera, doskonały i tajemniczy klimat podparty imponującym
aktorstwem Wasikowskiej i Goode'a okazały się przepisem na wyborny
film. Tym samym zaczynam pokładać w Chan-wook Parku spore nadzieje,
a i od teraz bacznie będę się przyglądał scenopisarskiej
karierze Wentwortha Millera. Gorąco polecam!
źródło: http://www.foxsearchlight.com |
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz