Anything is possible, because I am not the girl I used to be.
Dzisiaj na warsztacie wylądował "The Girl on the Train", w Polszy znany pod zwięzłym i tym razem niezwykle
trafnym tłumaczeniem "Dziewczyna z pociągu". Skąd pomysł na akurat tego rodzaju
kino? Otóż nie będę ukrywał, że stoją za tym jakieś głębokie motywacje czy inne
pierdoły. Po prostu darzę Emily Blunt sporą estymą, więc nie mógłbym sobie odpuścić
produkcji, w której gra pierwsze skrzypce. Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie
czytałem książkowego pierwowzoru autorstwa Pauli Hawkins, toteż w niniejszej
recenzji nie znajdziecie różnić między powieścią a jej ekranizacją. Przyznam
jednakże, iż całkiem niedawno miałem okazję potrzymać w rękach debiut
brytyjskiej pisarki (oczywiście wydanie filmowe – hajs się musi zgadzać) i wszystko byłoby w porządku, gdybym nie
spojrzał na tył okładki. Dawno nie uświadczyłem takiego natężenia miałkich
sloganów reklamowych i kompletnie nieistotnych statystyk (zapewne
zmanipulowanych), które miałyby zachęcić do przeczytania tego dzieła. Zaiste,
raczej zniesmaczony niż zachęcony, przystąpiłem zatem do seansu.
źródło: http://www.impawards.com |
"The Girl on the Train"
przedstawia historię Rachel (Emily Blunt), która jakiś czas temu przeżyła
burzliwy rozwód. Każdego dnia kobieta dojeżdża do pracy w Nowym Jorku tytułowym
podmiejskim pociągiem, poświęcając podróż na wnikliwą obserwację doskonale znanego
jej otoczenia. Mijając po drodze swój dawny dom, Rachel skupia się na byłych
sąsiadach, których zaczyna uważać za wprost idealne małżeństwo (w
przeciwieństwie do swojego nieudanego związku). Od czasu do czasu lubi również
sięgnąć po gorzałkę i katować swojego byłego męża pijackimi smsami oraz
bełkotliwymi rozmowami telefonicznymi o niczym. Niemniej, gdy pewnego dnia
Rachel całkowicie przypadkowo odkrywa, że związek Megan (Haley Bennett) oraz
Scotta (Luke Evans) nie jest aż tak doskonały, popada w niezbezpieczną obsesję.
© 2017 Universal Pictures Home Entertainment |
Zważając na dosyć średnie oceny "Dziewczyny z pociągu" oraz opinie moich znajomych nie miałem zbyt wielkich
oczekiwań co do poziomu produkcji wyreżyserowanej przez Tate’a Taylora (nie
miałem wcześniej przyjemności obcować z jego twórczością). I jak w wielu dotychczasowych
przypadkach nie zawiodłem się wcale w tej kwestii, a co więcej mogę nawet
napisać, że moje prognozy sprawdziły się w 100%. Na pierwszy rzut oka może się
jednak wydawać, że "The Girl on the Train" jest ciekawym, wciągającym filmem. Z
pewnością jest to efekt wprowadzenia do fabuły kilku linii czasowych,
przeplatanych licznymi retrospekcjami oraz aktualnymi wydarzeniami. Gdyby
zaprezentować tę historię w sposób linearny straciłaby naprawdę sporo ze swego
potencjalnego uroku. Wszystko wygląda
zatem tajemniczo, fabuła się rozwija odkrywając nowe wątki i trzymając widza w
ciągłym napięciu. Niemniej, jak w wielu innych produkcjach, im bliżej końca,
tym łatwiej przewidywać kolejne wydarzenia, a także głowić się na bezsensownymi
zachowaniami bohaterów lub brakiem wystarczającego uzasadnienia ich motywacji.
Swoją drogą, jak na film o alkoholiczce, to przekaz jest dosyć kontrowersyjny:
alkohol jest w sumie spoko, a wszystkie złe rzeczy, które po nim robicie
wkręcają wam wasi znajomi. Super przesłanie! To lubię!
© 2017 Universal Pictures Home Entertainment |
Oczywiście jeżeli film ma budżet
w wysokości 45 milionów USD to musi wyglądać dobrze (no chyba, że jest kręcony
w Polsce i w ramach finansowego przekrętu spłonęły dekoracje). Pod względem
wizualnym trudno się czepiać –w tym aspekcie "Dziewczyna z pociągu" to naprawdę
solidna, rzemieślnicza robota (przy czym jednocześnie pozbawiona błysku). Ścieżka
dźwiękowa była tak doskonała, że nie potrafię sobie przypomnieć kompletnie
żadnego utworu. Wracając na chwilę do rozwiązań fabularnych to mam świadomość,
że alkoholizm jest poważnym problemem społecznym, ale tak jak pisałem pod
koniec poprzedniego akapitu bardzo łatwo można odnieść wręcz przeciwne wrażenie po
seansie (w szczególności, jeżeli dysponujecie dosyć nietypowym poczuciem
humoru). Niemniej śledztwo prowadzone
przez wiecznie najebaną Rachel ma takie znamiona realizmu jak dowolna produkcja
TVN kręcona w Warszawie. Swoją drogą przedstawianie na ekranie ochlejstwa
naszej bohaterki wygląda momentami naprawdę komicznie i można nawet zatęsknić
za naturalizmem Wojciecha Smarzowskiego z "Pod Mocnym Aniołem".
© 2017 Universal Pictures Home Entertainment |
W kwestii aktorstwa spodziewałem
się, że Emily Blunt totalnie zawłaszczy film. Niestety, chociaż na ekranie
przebywa bardzo często, to jednak Rachel w jej wykonaniu momentami wygląda
naprawdę niepoważnie (sceny największego ochleju), a dodatkowo wypada dosyć
nieatrakcyjnie (co jest akurat zrozumiałe w kontekście alkoholizmu bohaterki –
polecam scenę ze szminką w pociągu). Emily powinna przyjechać do Polski na warsztaty albo
chociaż obejrzeć występ Roberta Więckiewicza w "Pod Mocnym Aniołem", ponieważ
wygląda na to, że niewiele wie o skutkach nadmiernego spożycia. Jednak na
usprawiedliwienie wysiłków aktorki należy dodać, że w trakcie kręcenia filmu
była w ciąży, więc nie mogła na bieżąco wzbogacać swojego warsztatu o nowe
doświadczenia. Całkowicie nieoczekiwanie największym pozytywnym doświadczeniem
z "Dziewczyny z pociągu" okazał się występ Haley Bennett, której wdzięki
sławiłem już przy okazji "Hardcore Henry". Kolejna fajna rola, która zapisała
się w mojej pamięci – mam nadzieję, że to dopiero początek pięknej kariery. O
występie Rebecki Ferguson (Anna) mogę napisać tyle, że dobrze wcieliła się w
troskliwą matkę i zazdrosną żonę. Z kolei Luke Evans wygląda jakby warsztat
aktorski czerpał z najbardziej epickiego momentu walki z permanentnym
zatwardzeniem Clive’a Owena. Justin Theroux (Tom) dostał rolę tak odrażającego
pod każdym względem typa, że postanowił zagrać ją kompletnie nijako i totalnie
sztampowo.
© 2017 Universal Pictures Home Entertainment |
"Dziewczyna z pociągu" nie
stanowi dla mnie rozczarowania, ponieważ nie spodziewałem się praktycznie
niczego wielkiego po tym filmie. Szczerze powiedziawszy trudno dostrzec tutaj
nawet krzty zmarnowanego potencjału na naprawdę dobre kino. Książkowy oryginał
po seansie wydaje się być kompletnie odpychający, więc raczej nie przekonam się
na ile sprawę spierdolił Tate Taylor a na ile wina leży po stronie Pauli
Hawkins. Szkoda czasu na takie czytadła, gdy każdego dnia można odkrywać
wspaniałych pisarzy (obecnie trwa moja fascynacja Phillipem Rothem).
© 2017 Universal Pictures Home Entertainment |
Ocena: 4/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz