Like my father always
said, a grenade a day keeps the enemy at bay.
Muszę przyznać, że kiedy
zobaczyłem trailer "Hardcore Henry"
byłem wniebowzięty. Wreszcie, po latach jałowych oczekiwań, ktoś z jajami wykutymi z
hartowanej stali zebrał się na odwagę, by nakręcić film w całości w FPP (first-person perspective).
Któż mógłby zebrać się na coś tak niebanalnego? Oczywiście Rosjanin – Ilya
Naishuller! Wiedziałem, że się to w końcu stanie, gdy obejrzałem znakomitą,
prekursorską sekwencję FPP w "Doomie" Andrzeja Bartkowiaka, który po dziś dzień
jest naprawdę niedocenianą produkcją. Gwoli sprawiedliwości muszę jednak
napisać, że "Hardcore Henry" nie jest wcale pierwszym filmem nakręconym w
całości z perspektywy głównego bohatera. Co ciekawe dekady temu, a dokładniej w
1947 roku, Robert Montgomery postanowił w taki właśnie sposób zekranizować
powieść Raymonda Chandlera o legendarnym detektywie Phillipie Marlowe. W
efekcie powstało "Lady in the Lake" uznane przez krytykę za ciekawy, acz raczej
średnio udany eksperyment. Reżyserowi zarzucano niewykorzystanie potencjału,
jaki daje perspektywa głównego bohatera i to na tyle skutecznie, że musiało
minąć naprawdę sporo czasu aż ktoś ponownie podjął wyzwanie.
źródło: http://www.impawards.com |
Pozwólcie,
że dzisiaj do opisu fabuły posłużę się jednym zdaniem zaczerpniętym z IMDb: Henry is resurrected from death with no memory, and he must save his
wife (Estelle –
Haley Bennett) from a telekinetic warlord
(Akan – Danila Kozlovsky) with a plan
to bio-engineer soldiers. Muszę przyznać, że autor tejże frazy
niezwykle celnie zobrazował wszystkie fabularne aspekty "Hardcore Henry" na wyjątkowo
niewielkiej przestrzeni. I naprawdę trudno dodać cokolwiek więcej, ponieważ
film przypomina raczej kompletnie zwariowany i wyjątkowo krwawy rampage z GTA niż typową, współczesną
produkcję kina akcji.
© 2016 STX Productions, LLC. |
"Hardcore Henry" to
najprawdziwsza jazda bez trzymanki, w której tak naprawdę fabuła ma znaczenie
drugorzędne wobec nieustannej akcji toczącej się w zawrotnym tempie. Jeżeli
zdanie z powyższego akapitu opisujące aspekty fabularne uznacie za głupawe to
chętnie się z Wami zgodzę i przybiję piątkę. Wiele pytań pozostaje bez
odpowiedzi (np. dlaczego jedynie Akan dysponuje zdolnościami
telekinetycznymi?), wiele wątków pojawia się nagle i znika jeszcze szybciej
(przykładowo: dlaczego w filmie nagle pojawiają się Katya i Olga, dominatrixy
jeżdżące na motorach?), ale jedno pozostaje constans:
akcja zapierdala szybciej niż Usain Bolt w biegu na 100 metrów! Jeśli chodzi
zatem o fabułę to twórcy mogli zdecydowanie bardziej się postarać i wymyślić
coś o wiele lepszego i ciekawszego. Po zakończeniu seansu znalazłem się w
totalnej konfuzji i tak naprawdę do dziś nie wiem o co tam chodziło. Wydaje mi
się, że rezygnacja z tej całej, kompletnie niedorzecznej otoczki s-f i pójście
w stronę czegoś trochę bardziej przyziemnego (jak na przykład "Crank") wyszłoby
o wiele fajniej. Nakręcenie filmu z perspektywy głównego bohatera to już na
tyle spore i niebanalne osiągnięcie, że nie trzeba tam wpierdalać na siłę
kolejnych udziwnień.
© 2016 STX Productions, LLC. |
"Hardcore Henry" jest z pewnością
brutalnym filmem – na ekranie ginie ponad dwieście osób (ludzi, cyborgów i co
to tam jeszcze tylko Akan wyhodował). Trzeba zatem przyznać, że przelewa się sporo krwi, a
niektóre ze zgonów są naprawdę finezyjne. Pod tym względem zdecydowanie plus za
nieograniczoną, niczym nieskrępowaną, rosyjską wyobraźnię dotyczącą pozbawiania
życia kolejnych postaci i statystów. Moje ulubione sceny to oczywiście
niezwykle oryginalne podejście do słów: Henry!
Henry! Listen to your heart!, motyw związany z najbardziej pedalską kurtką, jaką widziałem w życiu oraz krótka
walka z moskiewskimi dresami. Efekty specjalne stoją na solidnym poziomie i w
tej kwestii nie uświadczyłem lipy. Co prawda na początku trochę dziwnie
oglądało się film, ale po jakimś czasie przywykliśmy do FPP. Dodatkowe wrażenie
robią znajome, słowiańsko-socrealistyczne plenery (film został nakręcony
głównie w Moskwie oraz okolicach), które sprawiają, że oglądając "Hardcore
Henry" możemy się poczuć niemal jak w domu. Wielka zaleta filmu to dynamiczna
ścieżka dźwiękowa doskonale dopasowana do akcji rozgrywającej się w zawrotnym
tempie. Aha, pooglądajcie sobie napisy końcowe, w których otwarta została furtka na sequel!
© 2016 STX Productions, LLC. |
W przypadku "Hardcore Henry"
trudno cokolwiek napisać o głównym bohaterze, ponieważ nie oglądamy jego
facjaty, a dodatkowo postać została pozbawiona głosu . Trochę ubolewam z tego
powodu, bo można było napisać kilka fajnych one-linerów.
Skupmy się zatem na pozostałych bohaterach. Demoniczny Akan (Danila Kozlovsky)
to typowy pscho-pojeb dysponujący ponadnaturalnymi skłonnościami i wizją budowy
niezwyciężonej armii cyborgów. Cóż można dodać więcej? Z pewnością na plus mogę
zaliczyć występ Haley Bennett, która wcieliła się w troskliwą żonę Henry’ego,
Estelle. Amerykańska aktorka bardzo ładnie prezentuje się na ekranie i kiedy
trzeba potrafi być naprawdę przekonująca. Jednakże na największe oklaski
zasłużył Sharlto Copley, wcielający się w Jimmy’ego i jego przeróżne
avatary/klony. Bardzo sobie chwalę duże zróżnicowanie postaci i co jeszcze
lepsze, każda z nich potrafi zapaść w pamięć. A dodatkowo w filmie epizodycznie
pojawia się Tim Roth.
© 2016 STX Productions, LLC. |
Może "Hardcore Henry" nie jest
najbardziej udanym filmem, który miałem okazję oglądać (fabuła wołająca o
pomstę do nieba!), ale mimo wszystko produkcja Ilyi Naishullera ma swój niezaprzeczalny urok. Dynamiczna
akcja, świetnie dobrana muzyka, słowiańskie realia oraz perspektywa głównego
bohatera robią naprawdę dobrą robotę. Jeżeli macie ochotę zobaczyć wyjątkową
produkcję pozbawioną głębszego przesłania to "Hardcore Henry" stanowi idealną
propozycję.
© 2016 STX Productions, LLC. |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz