sobota, 27 sierpnia 2016

"Hardcore Henry"



Like my father always said, a grenade a day keeps the enemy at bay.

Muszę przyznać, że kiedy zobaczyłem trailer "Hardcore Henry" byłem wniebowzięty. Wreszcie, po latach jałowych oczekiwań, ktoś z jajami wykutymi z hartowanej stali zebrał się na odwagę, by nakręcić film w całości w FPP (first-person perspective). Któż mógłby zebrać się na coś tak niebanalnego? Oczywiście Rosjanin – Ilya Naishuller! Wiedziałem, że się to w końcu stanie, gdy obejrzałem znakomitą, prekursorską sekwencję FPP w "Doomie" Andrzeja Bartkowiaka, który po dziś dzień jest naprawdę niedocenianą produkcją. Gwoli sprawiedliwości muszę jednak napisać, że "Hardcore Henry" nie jest wcale pierwszym filmem nakręconym w całości z perspektywy głównego bohatera. Co ciekawe dekady temu, a dokładniej w 1947 roku, Robert Montgomery postanowił w taki właśnie sposób zekranizować powieść Raymonda Chandlera o legendarnym detektywie Phillipie Marlowe. W efekcie powstało "Lady in the Lake" uznane przez krytykę za ciekawy, acz raczej średnio udany eksperyment. Reżyserowi zarzucano niewykorzystanie potencjału, jaki daje perspektywa głównego bohatera i to na tyle skutecznie, że musiało minąć naprawdę sporo czasu aż ktoś ponownie podjął wyzwanie.
źródło: http://www.impawards.com
Pozwólcie, że dzisiaj do opisu fabuły posłużę się jednym zdaniem zaczerpniętym z IMDb: Henry is resurrected from death with no memory, and he must save his wife (Estelle – Haley Bennett) from a telekinetic warlord (Akan – Danila Kozlovsky) with a plan to bio-engineer soldiers. Muszę przyznać, że autor tejże frazy niezwykle celnie zobrazował wszystkie fabularne aspekty "Hardcore Henry" na wyjątkowo niewielkiej przestrzeni. I naprawdę trudno dodać cokolwiek więcej, ponieważ film przypomina raczej kompletnie zwariowany i wyjątkowo krwawy rampage z GTA niż typową, współczesną produkcję kina akcji.
© 2016 STX Productions, LLC.
"Hardcore Henry" to najprawdziwsza jazda bez trzymanki, w której tak naprawdę fabuła ma znaczenie drugorzędne wobec nieustannej akcji toczącej się w zawrotnym tempie. Jeżeli zdanie z powyższego akapitu opisujące aspekty fabularne uznacie za głupawe to chętnie się z Wami zgodzę i przybiję piątkę. Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi (np. dlaczego jedynie Akan dysponuje zdolnościami telekinetycznymi?), wiele wątków pojawia się nagle i znika jeszcze szybciej (przykładowo: dlaczego w filmie nagle pojawiają się Katya i Olga, dominatrixy jeżdżące na motorach?), ale jedno pozostaje constans: akcja zapierdala szybciej niż Usain Bolt w biegu na 100 metrów! Jeśli chodzi zatem o fabułę to twórcy mogli zdecydowanie bardziej się postarać i wymyślić coś o wiele lepszego i ciekawszego. Po zakończeniu seansu znalazłem się w totalnej konfuzji i tak naprawdę do dziś nie wiem o co tam chodziło. Wydaje mi się, że rezygnacja z tej całej, kompletnie niedorzecznej otoczki s-f i pójście w stronę czegoś trochę bardziej przyziemnego (jak na przykład "Crank") wyszłoby o wiele fajniej. Nakręcenie filmu z perspektywy głównego bohatera to już na tyle spore i niebanalne osiągnięcie, że nie trzeba tam wpierdalać na siłę kolejnych udziwnień.
© 2016 STX Productions, LLC.
"Hardcore Henry" jest z pewnością brutalnym filmem – na ekranie ginie ponad dwieście osób (ludzi, cyborgów i co to tam jeszcze tylko Akan wyhodował). Trzeba zatem przyznać, że przelewa się sporo krwi, a niektóre ze zgonów są naprawdę finezyjne. Pod tym względem zdecydowanie plus za nieograniczoną, niczym nieskrępowaną, rosyjską wyobraźnię dotyczącą pozbawiania życia kolejnych postaci i statystów. Moje ulubione sceny to oczywiście niezwykle oryginalne podejście do słów: Henry! Henry! Listen to your heart!, motyw związany z najbardziej pedalską kurtką, jaką widziałem w życiu oraz krótka walka z moskiewskimi dresami. Efekty specjalne stoją na solidnym poziomie i w tej kwestii nie uświadczyłem lipy. Co prawda na początku trochę dziwnie oglądało się film, ale po jakimś czasie przywykliśmy do FPP. Dodatkowe wrażenie robią znajome, słowiańsko-socrealistyczne plenery (film został nakręcony głównie w Moskwie oraz okolicach), które sprawiają, że oglądając "Hardcore Henry" możemy się poczuć niemal jak w domu. Wielka zaleta filmu to dynamiczna ścieżka dźwiękowa doskonale dopasowana do akcji rozgrywającej się w zawrotnym tempie. Aha, pooglądajcie sobie napisy końcowe, w których otwarta została furtka na sequel!
© 2016 STX Productions, LLC.
W przypadku "Hardcore Henry" trudno cokolwiek napisać o głównym bohaterze, ponieważ nie oglądamy jego facjaty, a dodatkowo postać została pozbawiona głosu . Trochę ubolewam z tego powodu, bo można było napisać kilka fajnych one-linerów. Skupmy się zatem na pozostałych bohaterach. Demoniczny Akan (Danila Kozlovsky) to typowy pscho-pojeb dysponujący ponadnaturalnymi skłonnościami i wizją budowy niezwyciężonej armii cyborgów. Cóż można dodać więcej? Z pewnością na plus mogę zaliczyć występ Haley Bennett, która wcieliła się w troskliwą żonę Henry’ego, Estelle. Amerykańska aktorka bardzo ładnie prezentuje się na ekranie i kiedy trzeba potrafi być naprawdę przekonująca. Jednakże na największe oklaski zasłużył Sharlto Copley, wcielający się w Jimmy’ego i jego przeróżne avatary/klony. Bardzo sobie chwalę duże zróżnicowanie postaci i co jeszcze lepsze, każda z nich potrafi zapaść w pamięć. A dodatkowo w filmie epizodycznie pojawia się Tim Roth.
© 2016 STX Productions, LLC.
Może "Hardcore Henry" nie jest najbardziej udanym filmem, który miałem okazję oglądać (fabuła wołająca o pomstę do nieba!), ale mimo wszystko produkcja Ilyi Naishullera ma swój niezaprzeczalny urok. Dynamiczna akcja, świetnie dobrana muzyka, słowiańskie realia oraz perspektywa głównego bohatera robią naprawdę dobrą robotę. Jeżeli macie ochotę zobaczyć wyjątkową produkcję pozbawioną głębszego przesłania to "Hardcore Henry" stanowi idealną propozycję.
© 2016 STX Productions, LLC.
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz