Chociaż jestem już w
życia wędrówce, na połowie czasu to dotychczas nie miałem
żadnej styczności z prozą Jerzego Pilcha. W zasadzie trudno to
wytłumaczyć, ponieważ nie raz i nie dwa byłem zdecydowany
przeczytać którąś z jego książek, ale widocznie the odds
were not in my favor. Niemniej skoro nie wyszło z literaturą,
to przy okazji najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego nadarzyła
się okazja, by sprawdzić jak wypada twórczość Pilcha na dużym
ekranie. Jednakże trailer "Pod Mocnym Aniołem" nie zapowiadał
wybitnego kina. Co więcej, od razu przywoływał skojarzenia z
niezbyt dobrą "Drogówką", którą z nieznanych mi przyczyn
(czyli hajs się musi zgadzać) hołubili wszelacy recenzenci.
Zapowiedź sprawiała wrażenie bardzo zabawowego kina – podłożenie
słynnego motywu z "Zorby" do dziś wydaje mi się wyjątkowo
miałkim chwytem. Do tego żenujące (przynajmniej dla mnie) tag
line: Film, który zachwieje Polską. What the fuck?! Rozumiem, że czasem trzeba grać
pod publikę, ale przecież Smarzowski nie słynie z kręcenia filmów
dla plebsu. Ostatecznie okazało się, że te wyjątkowe
okoliczności nie są na tyle porażające by odpuścić sobie
kinową projekcję "Pod Mocnym Aniołem". Zebrawszy solidną
ekipę udaliśmy się do krakowskiego kina Kijów. Wspominam o tej
lokalizacji, ponieważ tuż przed seansem mieliśmy okazję zobaczyć
błyskotliwą akcję miejscowej prewencji, którą można jedynie
skomentować hasłem – Mój kraj, taki piękny (R.I.P. Życie
i Śmierć). Co z tego, że na krakowskich osiedlach ludzie giną od
maczety, skoro najpoważniejszym przestępstwem jest rzucenie peta na
chodnik (bo oczywiście kosza na śmieci brak)?
źródło: http://www.filmweb.pl |
"Pod Mocnym Aniołem"
to opowieść o znanym pisarzu Jurku (wyraźne wątki
autobiograficzne Pilcha), który zmaga się z alkoholizmem. Nie jest
to jednakże nałóg postępujący, ba nawet nie dowiadujemy się z
jakiego powodu bohater zaczął pić tak brutalnie – zresztą w
kontekście tej historii nie ma to większego znaczenia. Jureczek nie
tyle pije, co raczej chleje totalnie. Cały jego żywot to pasmo
nieustających libacji, z rzadka przerywanych pobytem w ośrodku dla
uzależnionych. Jednakże muszę Was przestrzec: nie liczcie nie
linearną fabułę. "Pod Mocnym Aniołem" to po prostu zbiór
randomowych scen z życia Jurka i jego kompanionów: libacje,
odwyk, halucynacje pod wpływem, majaki oraz imaginacje. Czas ani tym
bardziej realność wydarzeń nie mają żadnego znaczenia. W
zasadzie poszczególne sceny można sobie zaaplikować w dowolnej
kolejności, a finalny efekt i tak będzie taki sam.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/ |
"Pod Mocnym Aniołem"
wpisuje się w dosyć szeroki nurt filmów poruszających temat
alkoholizmu. Jednakże Wojciech Smarzowski, zgodnie ze swoim stylem,
przedstawia picie jako proces dążący do totalnego upodlenie
człowieka. Na ekranie oglądamy zatem wszystkie możliwe efekty
uboczne hardcorowych libacji, totalny syf i brud (m.in.
regularne taplanie się gunwie i wymiotach bez względu na płeć).
Nie wiem jakie macie doświadczenia z alkoholizmem, ale mając
styczność z paroma alkoholikami w żaden w sposób nie jestem
zaskoczony tym, co widziałem na ekranie. Film Smarzowskiego nie
próbuje na szczęście pouczać widza by przestał pić – w
zasadzie spoglądając na niektórych moich towarzyszy z seansu
wywołał efekt kompletnie odwrotny. U mnie natomiast pogłębił
pewną refleksję. Nie raz po kolejnym melanżu, budząc się po 16 w
fatalnym stanie, zastanawiałem się ile mi jeszcze brakuje do
przekroczenia cienkiej, czerwonej linii? Jak blisko jestem by
dzierżąc życie w reklamówce żulówce ze sztajnesami stać na
winklu przy wspomnieniach i wódce? Możliwe, że już znalazłem
się na linii pochyłej. Zważywszy, że piszę recenzję sącząc
chilijski merlot jest to niezwykle interesująca kwestia. Nie raz w
stanie upojenia podejmowało się fatalne w skutkach decyzje,
jednakże absolutnym hitem dla mnie pozostaje pewien zakład z czasów
licealnych. Mocno nietrzeźwy znajomy w trakcie partii bilarda
założył się o własną dziewczynę i … przegrał. O skutki
zakładu nie pytajcie, równie dobrze mogliście tam być. Tymczasem
skończmy prywatę i wróćmy do filmu Smarzowskiego.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/ |
Jak już wspomniałem
powyżej "Pod Mocnym Aniołem" ma dosyć epizodyczną formę.
Niektóre sceny mogą bawić (szósta w południe), inne
autentycznie odstręczać naturalizmem, ale niestety do większości
filmu mam stosunek całkowicie obojętny. Nie mam zamiaru czepiać
się rozwiązań fabularnych, ponieważ Smarzowski ekranizuje powieść
Pilcha. Niemniej, jeżeli książkowy oryginał ma taką samą formę,
to pojawia się zasadnicze pytanie: dlaczego filmować coś, czego
dobrze sfilmować się nie da? Nie wiem jakie motywacje stały za
Smarzowskim, gdy podejmował tę decyzję, ale patrząc na końcowy
efekt jestem przekonany, że był to nietrafny wybór. Oglądając
film ani przez chwilę nie czułem żadnej wizji reżysera, nie
dostrzegłem również niczego, co spięłoby perypetie Jurka w jakąś
całość. Większość akcji rozgrywa się w Krakowie, więc miło
zobaczyć na ekranie ulice, po których stąpam na co dzień. Honor
tytułowej knajpy pełniła Cafe Szafe na ul. Felicjanek. Do tego
dodano wiele scen m.in. na Plantach (chyba moje ulubione ujęcia z
ogorzałym ryłem Jurka i butelką wódki), Rynku czy też nad Wisłą.
Niemniej pod względem scenografii pojawiają się pewne zgrzyty.
Jeżeli mamy retrospekcję z 1997 roku to troszkę mało realne
wydaje się być picie wódki Krupnik, która po prostu jeszcze
wtenczas nie istniała. Swoją drogą na ekranie leją się
hektolitry Maximusa, więc muszę pochwalić producenta tego trunku
za niebywale odważny product placement.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/ |
Jak zwykle u
Smarzowskiego oglądamy praktycznie te same twarze. Jeden z moich
towarzyszy niezwykle trafnie określił to zjawisko jako uniwersum
Smarzowskiego. A więc ponownie jest Marian Dziędziel, Arkadiusz
Jakubik (najlepsza stylówa w całym filmie), Kinga Preis (genialna
charakteryzacja i świetna rola), Marcin Dorociński (epizod
całkowicie zbędny), Lech Dyblik, Andrzej Grabowski, Agata Kulesza
oraz Jacek Braciak. Chociaż lubię i szanuję każdego z tych
aktorów, to szczerze powiedziawszy nie mam ochoty oglądać ich w
każdym filmie Smarzowskiego. Szczęśliwie w roli głównej
obsadzony został Robert Węckiewicz, który w postaci Jurka odnalazł
się znakomicie. Nie jest łatwo grać pijanego, gdyż bardzo łatwo
można przegiąć i stworzyć komediową kreację. Węckiewicz
sprawdził się doskonale i co najważniejsze również wiarygodnie.
Partnerująca mu Julia Kijowska niestety nie zrobiła furory,
aczkolwiek zagrała bez większego przypału. Adam Woronowicz wypadł
całkiem spoko, aczkolwiek jak słusznie zauważyła dziewczyna
siedząca za mną w kinie - mógł nie zdejmować czapki.
Bardzo podobał mi się swoisty follow up do "Drogówki" -
zwróćcie uwagę na policjanta z alkomatem. Po tej jednej scenie
można wywnioskować, że Smarzowski ma spory dystans do własnej
twórczości.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/ |
Niestety kilka fajnych
ról nie zdołało uratować tego filmu. Najlepszym podsumowaniem
całości był dźwięk szklanej butelki wrzucanej do kosza tuż
przed końcem seansu, co wywołało prawdziwą euforię na sali
kinowej. Szkoda, że spontaniczna radość nie wynikała z tego, co
działo się na ekranie. Nie da się ukryć, że "Pod Mocnym
Aniołem" to kolejne rozczarowanie w twórczości Wojciecha
Smarzowskiego. Rozpatrując jego ostatnie dokonania wyraźnie
zarysowuje się trend spadkowy. "Drogówkę" można było uznać
za wypadek przy pracy, aczkolwiek ekranizacja książki Pilcha
udowadnia, że utalentowany reżyser znalazł się na równi
pochyłej. Nie miałbym wielkich pretensji, gdyby "Pod Mocnym
Aniołem" nakręcił jakiś rookie albo no name.
Jednakże od twórcy "Wesela" oraz "Domu Złego" wymagam
znacznie więcej – skoro zawiesza się poprzeczkę tak wysoko, to
nie można nagle tak drastycznie obniżać poziomu. Pytam zatem
rozpaczliwie: quo vadis Wojciechu?
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/ |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz