poniedziałek, 3 lutego 2014

"Pod Mocnym Aniołem"


Chociaż jestem już w życia wędrówce, na połowie czasu to dotychczas nie miałem żadnej styczności z prozą Jerzego Pilcha. W zasadzie trudno to wytłumaczyć, ponieważ nie raz i nie dwa byłem zdecydowany przeczytać którąś z jego książek, ale widocznie the odds were not in my favor. Niemniej skoro nie wyszło z literaturą, to przy okazji najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego nadarzyła się okazja, by sprawdzić jak wypada twórczość Pilcha na dużym ekranie. Jednakże trailer "Pod Mocnym Aniołem" nie zapowiadał wybitnego kina. Co więcej, od razu przywoływał skojarzenia z niezbyt dobrą "Drogówką", którą z nieznanych mi przyczyn (czyli hajs się musi zgadzać) hołubili wszelacy recenzenci. Zapowiedź sprawiała wrażenie bardzo zabawowego kina – podłożenie słynnego motywu z "Zorby" do dziś wydaje mi się wyjątkowo miałkim chwytem. Do tego żenujące (przynajmniej dla mnie) tag line: Film, który zachwieje Polską. What the fuck?! Rozumiem, że czasem trzeba grać pod publikę, ale przecież Smarzowski nie słynie z kręcenia filmów dla plebsu. Ostatecznie okazało się, że te wyjątkowe okoliczności nie są na tyle porażające by odpuścić sobie kinową projekcję "Pod Mocnym Aniołem". Zebrawszy solidną ekipę udaliśmy się do krakowskiego kina Kijów. Wspominam o tej lokalizacji, ponieważ tuż przed seansem mieliśmy okazję zobaczyć błyskotliwą akcję miejscowej prewencji, którą można jedynie skomentować hasłem – Mój kraj, taki piękny (R.I.P. Życie i Śmierć). Co z tego, że na krakowskich osiedlach ludzie giną od maczety, skoro najpoważniejszym przestępstwem jest rzucenie peta na chodnik (bo oczywiście kosza na śmieci brak)?
źródło: http://www.filmweb.pl
"Pod Mocnym Aniołem" to opowieść o znanym pisarzu Jurku (wyraźne wątki autobiograficzne Pilcha), który zmaga się z alkoholizmem. Nie jest to jednakże nałóg postępujący, ba nawet nie dowiadujemy się z jakiego powodu bohater zaczął pić tak brutalnie – zresztą w kontekście tej historii nie ma to większego znaczenia. Jureczek nie tyle pije, co raczej chleje totalnie. Cały jego żywot to pasmo nieustających libacji, z rzadka przerywanych pobytem w ośrodku dla uzależnionych. Jednakże muszę Was przestrzec: nie liczcie nie linearną fabułę. "Pod Mocnym Aniołem" to po prostu zbiór randomowych scen z życia Jurka i jego kompanionów: libacje, odwyk, halucynacje pod wpływem, majaki oraz imaginacje. Czas ani tym bardziej realność wydarzeń nie mają żadnego znaczenia. W zasadzie poszczególne sceny można sobie zaaplikować w dowolnej kolejności, a finalny efekt i tak będzie taki sam.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/
"Pod Mocnym Aniołem" wpisuje się w dosyć szeroki nurt filmów poruszających temat alkoholizmu. Jednakże Wojciech Smarzowski, zgodnie ze swoim stylem, przedstawia picie jako proces dążący do totalnego upodlenie człowieka. Na ekranie oglądamy zatem wszystkie możliwe efekty uboczne hardcorowych libacji, totalny syf i brud (m.in. regularne taplanie się gunwie i wymiotach bez względu na płeć). Nie wiem jakie macie doświadczenia z alkoholizmem, ale mając styczność z paroma alkoholikami w żaden w sposób nie jestem zaskoczony tym, co widziałem na ekranie. Film Smarzowskiego nie próbuje na szczęście pouczać widza by przestał pić – w zasadzie spoglądając na niektórych moich towarzyszy z seansu wywołał efekt kompletnie odwrotny. U mnie natomiast pogłębił pewną refleksję. Nie raz po kolejnym melanżu, budząc się po 16 w fatalnym stanie, zastanawiałem się ile mi jeszcze brakuje do przekroczenia cienkiej, czerwonej linii? Jak blisko jestem by dzierżąc życie w reklamówce żulówce ze sztajnesami stać na winklu przy wspomnieniach i wódce? Możliwe, że już znalazłem się na linii pochyłej. Zważywszy, że piszę recenzję sącząc chilijski merlot jest to niezwykle interesująca kwestia. Nie raz w stanie upojenia podejmowało się fatalne w skutkach decyzje, jednakże absolutnym hitem dla mnie pozostaje pewien zakład z czasów licealnych. Mocno nietrzeźwy znajomy w trakcie partii bilarda założył się o własną dziewczynę i … przegrał. O skutki zakładu nie pytajcie, równie dobrze mogliście tam być. Tymczasem skończmy prywatę i wróćmy do filmu Smarzowskiego.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/
Jak już wspomniałem powyżej "Pod Mocnym Aniołem" ma dosyć epizodyczną formę. Niektóre sceny mogą bawić (szósta w południe), inne autentycznie odstręczać naturalizmem, ale niestety do większości filmu mam stosunek całkowicie obojętny. Nie mam zamiaru czepiać się rozwiązań fabularnych, ponieważ Smarzowski ekranizuje powieść Pilcha. Niemniej, jeżeli książkowy oryginał ma taką samą formę, to pojawia się zasadnicze pytanie: dlaczego filmować coś, czego dobrze sfilmować się nie da? Nie wiem jakie motywacje stały za Smarzowskim, gdy podejmował tę decyzję, ale patrząc na końcowy efekt jestem przekonany, że był to nietrafny wybór. Oglądając film ani przez chwilę nie czułem żadnej wizji reżysera, nie dostrzegłem również niczego, co spięłoby perypetie Jurka w jakąś całość. Większość akcji rozgrywa się w Krakowie, więc miło zobaczyć na ekranie ulice, po których stąpam na co dzień. Honor tytułowej knajpy pełniła Cafe Szafe na ul. Felicjanek. Do tego dodano wiele scen m.in. na Plantach (chyba moje ulubione ujęcia z ogorzałym ryłem Jurka i butelką wódki), Rynku czy też nad Wisłą. Niemniej pod względem scenografii pojawiają się pewne zgrzyty. Jeżeli mamy retrospekcję z 1997 roku to troszkę mało realne wydaje się być picie wódki Krupnik, która po prostu jeszcze wtenczas nie istniała. Swoją drogą na ekranie leją się hektolitry Maximusa, więc muszę pochwalić producenta tego trunku za niebywale odważny product placement.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/
Jak zwykle u Smarzowskiego oglądamy praktycznie te same twarze. Jeden z moich towarzyszy niezwykle trafnie określił to zjawisko jako uniwersum Smarzowskiego. A więc ponownie jest Marian Dziędziel, Arkadiusz Jakubik (najlepsza stylówa w całym filmie), Kinga Preis (genialna charakteryzacja i świetna rola), Marcin Dorociński (epizod całkowicie zbędny), Lech Dyblik, Andrzej Grabowski, Agata Kulesza oraz Jacek Braciak. Chociaż lubię i szanuję każdego z tych aktorów, to szczerze powiedziawszy nie mam ochoty oglądać ich w każdym filmie Smarzowskiego. Szczęśliwie w roli głównej obsadzony został Robert Węckiewicz, który w postaci Jurka odnalazł się znakomicie. Nie jest łatwo grać pijanego, gdyż bardzo łatwo można przegiąć i stworzyć komediową kreację. Węckiewicz sprawdził się doskonale i co najważniejsze również wiarygodnie. Partnerująca mu Julia Kijowska niestety nie zrobiła furory, aczkolwiek zagrała bez większego przypału. Adam Woronowicz wypadł całkiem spoko, aczkolwiek jak słusznie zauważyła dziewczyna siedząca za mną w kinie - mógł nie zdejmować czapki. Bardzo podobał mi się swoisty follow up do "Drogówki" - zwróćcie uwagę na policjanta z alkomatem. Po tej jednej scenie można wywnioskować, że Smarzowski ma spory dystans do własnej twórczości.
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/
Niestety kilka fajnych ról nie zdołało uratować tego filmu. Najlepszym podsumowaniem całości był dźwięk szklanej butelki wrzucanej do kosza tuż przed końcem seansu, co wywołało prawdziwą euforię na sali kinowej. Szkoda, że spontaniczna radość nie wynikała z tego, co działo się na ekranie. Nie da się ukryć, że "Pod Mocnym Aniołem" to kolejne rozczarowanie w twórczości Wojciecha Smarzowskiego. Rozpatrując jego ostatnie dokonania wyraźnie zarysowuje się trend spadkowy. "Drogówkę" można było uznać za wypadek przy pracy, aczkolwiek ekranizacja książki Pilcha udowadnia, że utalentowany reżyser znalazł się na równi pochyłej. Nie miałbym wielkich pretensji, gdyby "Pod Mocnym Aniołem" nakręcił jakiś rookie albo no name. Jednakże od twórcy "Wesela" oraz "Domu Złego" wymagam znacznie więcej – skoro zawiesza się poprzeczkę tak wysoko, to nie można nagle tak drastycznie obniżać poziomu. Pytam zatem rozpaczliwie: quo vadis Wojciechu?
źródło: http://podmocnymaniolem.pl/
Ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz