piątek, 14 lutego 2014

"The Great White Hype"


Odkąd tylko pamiętam "The Great White Hype" kojarzy mi się z sielskim niedzielnym popołudniem i żółtym słoneczkiem Polsatu. Wynika to zapewne z faktu, że film Reginalda Hudlina jest puszczany wyłącznie w tenże wyjątkowo leniwy dzień, mniej więcej o tej samej porze i zawsze na tym samym kanale. Niemniej chociaż "Wielką białą pięść" widziałem już milijon razy, to jest mi bardzo trudno odmówić sobie kolejnej projekcji. Czemuż? Otóż jest to dzieło zawierające w sobie dosyć rasistowskie żarty na temat mieszkańców Irlandii. Przejawiając wysoki poziom zainteresowania Wyspami Brytyjskimi wszelkie tego rodzaju wstawki zawsze mnie ogromnie bawiły, toteż wspomnianą produkcję darzę sporą estymą.
źródło: http://www.impawards.com
"The Great White Hype" obraca się w kręgu tematyki sportowej, a dokładniej boksu zawodowego. Doświadczony promotor, wielebny Sultan (Samuel L. Jackson), stwierdza, że wskutek długotrwałej supremacji dotychczasowego mistrza, dochody z walk są coraz mniejsze. Sytuację dodatkowo pogarsza postawa championa. James The Grim Reaper Roper (Damon Wayans) z każdą walką pogrąża się w nonszalancji, a jego podejście do treningów daleko odbiega od zachowań przykładnych sportowców. Sultan wpada zatem na genialny pomysł, by sprawić aby hajs się znowu zgadzał. Jadąc na sprawdzonym patencie (tzw. ostatnia nadzieja białych) postanawia zorganizować walkę z jedynym człowiekiem, który pokonał obecnego mistrza. Niemniej nie jest to proste zadanie, ponieważ pojedynek odbył się jeszcze w czasach amatorskich, a Terry Conklin (Peter Berg) zamiast kontynuować karierę na ringu postanowił zostać frontmanem zespołu rockowego.
źródło: http://www.cineplex.com
"The Great White Hype" nie jest może dziełem wybitnym ani szczególnie ambitnym, ale jako parodia kina sportowego sprawdza się bardzo dobrze. Oczywiście główne przesłanie filmu odnoście postępującej komercjalizacji sportu oraz dziennikarstwa w żaden sposób nie straciło na aktualności. Rozwiązania fabularne zastosowana w filmie są momentami niezwykle zabawne i ożywcze. Do mnie najbardziej przemawiają wszystkie zabiegi mające ugruntować dosyć wątpliwą pozycję pretendenta. Przykładowo aby uzyskać dodatkowe uznanie białych obywateli USA, Terry wkrótce zyskuje ksywę Irish, chociaż jak sam często podkreśla nie posiada żadnych irlandzkich korzeni. Mimo to wyjście Conklina na ring poprzedza słynna irlandzka ballada Danny Boy, a tuż przed dzielnym irlandzkim herosem kroczą karły przebrane za leprechauny. Jednakże moim ulubionym akcentem jest angielski trener Terry'ego, Johnny Windsor (John Rhys-Davies). Jestem przekonany, że jest to jeden z najlepszych coachów na filmowych ekranie. Windsor, wypowiadający swoje doskonałe kwestie wyrażające pogardę dla Irlandczyków (m.in.: Terry, listen to me: do this for the white race. You may be Irish, but they're almost white), jest bezbłędnie skonstruowany. Oczywiście na wszelkie zarzuty Conklina o rasizm ma przygotowaną doskonałą ripostę – Gdybym był rasistą nie mógł bym Cię trenować. Zaiste, takie postacie chcę oglądać na ekranie znacznie częściej!
źródło: http://www.cineplex.com
Fajnie ukazano również degrengoladę obecnego mistrza. James The Grim Reaper Roper poczuł się na tyle pewny własnej supremacji, że zamiast ciężko trenować zaczął obżerać się lodami oglądając "Dolemite" z 1975 roku. Kto nie widział tegoż wspaniałego wytworu blaxploitation może tylko żałować. Jest to kino równie wspaniałe jak nie mniej słynne "Black Gestapo". Jak łatwo sobie wyobrazić Roper bardzo zamienia się w tzw. miśka, budzącego jedynie politowanie u kibiców. Upadek mistrza oraz zabiegi marketingowe wokół pretendenta to zdecydowanie najlepsze fragmenty "The Great White Hype". Oprócz nich w filmie znajdziemy jedno całkiem niezłe nawiązanie do "Pulp Fiction", występ samego Method Mana oraz galerię całkiem fajnych postaci. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się świetny jak zawsze Samuel L. Jackson, aczkolwiek jak już wspominałem najbardziej lubię oglądać Johna Rhysa-Daviesa jako Johnny'ego Windsora. Doskonale w upadłego mistrza wcielił się Damon Wayans, ale również Peter Berg ani na krok nie odstępuje swojego filmowego rywala. Muszę przyznać, że nawet Jeff Goldblum, za którym normalnie niezbyt przepadam, w roli sprzedajnego dziennikarza wypada całkiem solidnie. A w epizodycznych rolach cała plejada uznanych aktorów m.in.: Cheech Marin (jako sprzedajny działacz federacji boksu wypada znakomicie), Albert Hall, Michael Jace czy choćby Jamie Foxx.
źródło: http://www.cineplex.com
Największym zarzutem jaki mogę postawić "Wielkiej białej pięści" jest czas trwania filmu – to jedynie 91 minut. Wyraźnie widać, że twórcom zabrakło inwencji na lepsze zakończenie, ponieważ czułem spory niedosyt, gdy zobaczyłem napisy końcowe. Oczywiście, przy dużym nagromadzeniu żartów, nie wszystkie trzymają odpowiedni poziom. Niemniej większość z nich jest naprawdę wyborna i potrafi bawić nawet po kilkukrotnym obejrzeniu filmu. Co więcej, jak na pastisz filmów sportowych "The Great White Hype" wypada o niebo lepiej niż wiele produkcji kręconych na poważnie. Pod płaszczykiem humoreski ukazono bowiem naprawdę negatywne mechanizmy, dzięku którym obecnie wiele dziedzin sportu wygląda tak, a nie inaczej. Za to należą się wielkie brawa i ocena trochę wyższa niż początkowo planowałem.
źródło: http://www.cineplex.com

Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz