Odkąd tylko pamiętam "The Great White Hype" kojarzy mi się z sielskim niedzielnym
popołudniem i żółtym słoneczkiem Polsatu. Wynika to zapewne z
faktu, że film Reginalda Hudlina jest puszczany wyłącznie w tenże
wyjątkowo leniwy dzień, mniej więcej o tej samej porze i zawsze na
tym samym kanale. Niemniej chociaż "Wielką białą pięść"
widziałem już milijon razy, to jest mi bardzo trudno odmówić
sobie kolejnej projekcji. Czemuż? Otóż jest to dzieło zawierające
w sobie dosyć rasistowskie żarty na temat mieszkańców Irlandii.
Przejawiając wysoki poziom zainteresowania Wyspami Brytyjskimi
wszelkie tego rodzaju wstawki zawsze mnie ogromnie bawiły, toteż
wspomnianą produkcję darzę sporą estymą.
źródło: http://www.impawards.com |
"The Great White Hype"
obraca się w kręgu tematyki sportowej, a dokładniej boksu
zawodowego. Doświadczony promotor, wielebny Sultan (Samuel L.
Jackson), stwierdza, że wskutek długotrwałej supremacji
dotychczasowego mistrza, dochody z walk są coraz mniejsze. Sytuację
dodatkowo pogarsza postawa championa. James The Grim Reaper
Roper (Damon Wayans) z każdą walką pogrąża się w nonszalancji,
a jego podejście do treningów daleko odbiega od zachowań
przykładnych sportowców. Sultan wpada zatem na genialny pomysł, by
sprawić aby hajs się znowu zgadzał. Jadąc na sprawdzonym patencie
(tzw. ostatnia nadzieja białych) postanawia zorganizować
walkę z jedynym człowiekiem, który pokonał obecnego mistrza.
Niemniej nie jest to proste zadanie, ponieważ pojedynek odbył się
jeszcze w czasach amatorskich, a Terry Conklin (Peter Berg) zamiast
kontynuować karierę na ringu postanowił zostać frontmanem zespołu
rockowego.
źródło: http://www.cineplex.com |
"The Great White Hype"
nie jest może dziełem wybitnym ani szczególnie ambitnym, ale jako
parodia kina sportowego sprawdza się bardzo dobrze. Oczywiście
główne przesłanie filmu odnoście postępującej komercjalizacji
sportu oraz dziennikarstwa w żaden sposób nie straciło na
aktualności. Rozwiązania fabularne zastosowana w filmie są
momentami niezwykle zabawne i ożywcze. Do mnie najbardziej
przemawiają wszystkie zabiegi mające ugruntować dosyć wątpliwą
pozycję pretendenta. Przykładowo aby uzyskać dodatkowe uznanie
białych obywateli USA, Terry wkrótce zyskuje ksywę Irish,
chociaż jak sam często podkreśla nie posiada żadnych irlandzkich
korzeni. Mimo to wyjście Conklina na ring poprzedza słynna
irlandzka ballada Danny Boy, a tuż przed dzielnym irlandzkim
herosem kroczą karły przebrane za leprechauny. Jednakże moim
ulubionym akcentem jest angielski trener Terry'ego, Johnny Windsor
(John Rhys-Davies). Jestem przekonany, że jest to jeden z
najlepszych coachów na filmowych ekranie. Windsor, wypowiadający
swoje doskonałe kwestie wyrażające pogardę dla Irlandczyków
(m.in.: Terry, listen to me: do this for the white race. You may
be Irish, but they're almost white), jest bezbłędnie
skonstruowany. Oczywiście na wszelkie zarzuty Conklina o rasizm ma
przygotowaną doskonałą ripostę – Gdybym był rasistą nie
mógł bym Cię trenować. Zaiste, takie postacie chcę oglądać
na ekranie znacznie częściej!
źródło: http://www.cineplex.com |
Fajnie ukazano również
degrengoladę obecnego mistrza. James The Grim Reaper
Roper poczuł się na tyle pewny własnej supremacji, że zamiast
ciężko trenować zaczął obżerać się lodami oglądając "Dolemite" z 1975 roku. Kto nie widział tegoż wspaniałego
wytworu blaxploitation
może tylko żałować. Jest to kino równie wspaniałe jak nie mniej
słynne "Black Gestapo". Jak łatwo sobie wyobrazić Roper bardzo
zamienia się w tzw. miśka,
budzącego jedynie politowanie u kibiców. Upadek mistrza oraz
zabiegi marketingowe wokół pretendenta to zdecydowanie najlepsze
fragmenty "The Great White Hype". Oprócz nich w filmie
znajdziemy jedno całkiem niezłe nawiązanie do "Pulp Fiction",
występ samego Method Mana oraz galerię całkiem fajnych postaci.
Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się świetny jak zawsze Samuel
L. Jackson, aczkolwiek jak już wspominałem najbardziej lubię
oglądać Johna Rhysa-Daviesa jako Johnny'ego Windsora. Doskonale w
upadłego mistrza wcielił się Damon Wayans, ale również Peter
Berg ani na krok nie odstępuje swojego filmowego rywala. Muszę
przyznać, że nawet Jeff Goldblum, za którym normalnie niezbyt
przepadam, w roli sprzedajnego dziennikarza wypada całkiem solidnie.
A w epizodycznych rolach cała plejada uznanych aktorów m.in.:
Cheech Marin (jako sprzedajny działacz federacji boksu wypada
znakomicie), Albert Hall, Michael Jace czy choćby Jamie Foxx.
źródło: http://www.cineplex.com |
Największym
zarzutem jaki mogę postawić "Wielkiej białej pięści" jest
czas trwania filmu – to jedynie 91 minut. Wyraźnie widać, że
twórcom zabrakło inwencji na lepsze zakończenie, ponieważ czułem
spory niedosyt, gdy zobaczyłem napisy końcowe. Oczywiście, przy
dużym nagromadzeniu żartów, nie wszystkie trzymają odpowiedni
poziom. Niemniej większość z nich jest naprawdę wyborna i potrafi
bawić nawet po kilkukrotnym obejrzeniu filmu. Co więcej, jak na
pastisz filmów sportowych "The Great White Hype" wypada o niebo
lepiej niż wiele produkcji kręconych na poważnie. Pod płaszczykiem
humoreski ukazono bowiem naprawdę negatywne mechanizmy, dzięku
którym obecnie wiele dziedzin sportu wygląda tak, a nie inaczej. Za
to należą się wielkie brawa i ocena trochę wyższa niż
początkowo planowałem.
źródło: http://www.cineplex.com |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz