Juliusz Machulski wielkim
reżyserem był i ogrom dobra dla polskiej kinematografii wykonał.
Niestety w nowym millenium jego gwiazda przestała świecić dawnym
blaskiem, chociaż i tak na tle co po niektórych "twórców"
wypada całkiem nieźle. Dziś na warsztat biorę dzieło mistrza
komedii, które udało się zdecydowanie mniej, a nawet moim skromnym
zdaniem nie udało się wcale. Chociaż od premiery filmu (2003) minęła
już ponad dekada, to ja dopiero teraz obejrzałem "Superprodukcję"
po raz pierwszy. Mimo wielokrotnego molestowania mojej osoby
fragmentami filmu z YouTube (pozdro Maru z tej okazji) usztywniłem twarde
stanowisko, iż tego nie mam zamiaru oglądać. Niemniej recenzując
"Weekend" otworzyłem puszkę Pandory z polskim chujowym
kinem, więc postanowiłem być konsekwentny i drążyć temat dalej.
Dzisiaj zatem hipokrytyczny paszkwil na chujowość polskiej
kinematografii, który w gruncie rzeczy sam doskonale się wpisuje w
powyższy nurt.
Plakat nie wróży niczego dobrego... (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
Głównym bohaterem
"Superprodukcji" jest filmowy krytyk born to hate Yanek (Rafał
Królikowski), który nieustannie pomstuje polskie produkcje za
komercję, marny warsztat i ogólną chujozę. Niefortunnym
zrządzeniem losu nasz bohater staje przed szansą wyreżyserowania
własnego filmu. Jędrzej Koniecpolski (Piotr Fronczewski),
warszawski capo di tutti capi i znany biznesmen, chce nakręcić
produkcję w której wystąpi jego ukochana Donata (Anna Przybylska).
Jak łatwo się domyślić kobieta gangstera nie prezentuje zbyt wielkich
aktorskich umiejętności, ale skoro jest kasa i przymus w postaci
potencjalnego wpierdolu od karków to czemuż nie kręcić?
Zważywszy, że obrotny producent Zdzisław (Janusz Rewiński)
napisał już cały biznesplan na przekręt, łącznie z podziałem
kaski dla zainteresowanych.
Donata, Yanek i Gipson (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
Janusz Machulski
postanowił nakręcić zjadliwy paszkwil na polską kinematografię i
muszę przyznać, że parę żartów w tym temacie udało się
wybornie. Wspomnijmy choćby monolog producenta Zdzisława o spaleniu
dekoracji w finałowej scenie filmu, aby ukryć ile naprawdę
kosztowały (true story: vide "Quo Vadis" Kawalerowicza).
Równie zabawna była konwersacja wspomnianego wyżej Zdzisława z
pokrzywdzonym reżyserem Bartkiem (Krzysztof Globisz). Teksty typu:
"rocznie jest XXX festiwali, Krzysztof Zanussi da nam listę"
czy "on jeździ na wszystkie festiwale, bo nakręcił film na
czarno-białej taśmie" made my day. Ogromnie rozbawiły
mnie także plakaty z największymi dziełami Bartka – trylogią
"Świństwo", "Kurewstwo" i "Dziadostwo".
Ale niestety, choć bardzo zabawne, są to jedynie wyjątki. Z
przykrością zauważam, że "Superprodukcji" znacznie
bliżej do filmów, które wyśmiewa niż do inteligentnej komedii.
Niestety Janusz Machulski nie poszedł na całość w swoim hejtingu
i nie uderzył z pełną mocą. No chyba, że uznamy parodiowanie
wypowiedzi mistrza Wajdy za szczyt odwagi w tej kwestii. Poza tym
zbyt płasko pokazano wiele zjawisk – m.in. środowisko krytyków,
które zostało przerysowane do granic możliwości i przez to
kompletnie niewiarygodne. Nieprawdą jest, iż ludzie hejtują wyłącznie
dlatego, że mają smutne życie – niektórzy hejtują, bo to leży
w ich naturze. Oczywiście taka jednowymiarowość hejtingu ma na
celu uszlachetnienie głównego bohatera i jego zaiste szlachetnych
ideałów, ale ja dziękuję za takie familijne rozwiązania.
Duet bez przypału - Bartek i Zdzisław (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
Niestety również pod
względem fabularnym jest strasznie słabo. Główna historia jest
totalnie wyssana z dupy, a poboczne opowiastki dodatkowo pogarszają
obraz całości. Wątek spotkania przestępców z całego świata w
Warszawie jest co najmniej przykry. Wątek z ABW? Wiele zniosłem
chujni i pewnie jeszcze więcej przede mną, ale to już zbyt grube
przegięcie. Rozwiązanie scenariuszowe poniżej godności.
Gangsterzy są wyjątkowo filmowi – w tym negatywnym znaczeniu,
przez co wydają się kompletnie odrealnieni. O ile prezes Jędrzej
(Piotr Fronczewski) i jego pomagier Gipson (Robert Jarociński)
jeszcze jakoś dają radę to zwróćcie uwagę na postać Napoleona
(Andrzej Grabowski) - dla mnie totalna porażka scenariuszowa. Finał
"Superprodukcji" to chyba jakiś chory i okrutny żart.
Niemniej myślę, że gdy strzela się z prawdziwego pistoletu do
aktorów grających dumnych żołnierzy III Rzeszy to chyba powinni
oni umierać albo chociaż krwawić? Ale widocznie nakładając mundur
Wehrmachtu zyskuje się nieśmiertelność. Tu przy okazji poruszę
problem efektów specjalnych, którymi w dosyć nietypowy sposób
uraczył nas Machulski. Mogę docenić pomysł, ale za takie
wykonanie i nawiązania to ja bardzo dziękuję. Naprawdę szkoda
wydawać pieniądze w ten sposób.
Dziobu - świetna postać (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
W tym filmie są chyba
prawie wszyscy. Nie ma nawet opcji, abym otagował wszystkie sławy
występujące w "Superprodukcji", gdyż musiałbym
wielokrotnie przekroczyć limit znaków. W zasadzie nie ma też
większego sensu wymieniać wszystkich aktorów, albowiem nobody
gives a fuck. Skupię się zatem jedynie na rolach głównych
oraz bohaterach, którzy mi się spodobali. Rafał Królikowski jako
Yanek wypada nawet przekonująco, ale jest to niestety straszliwie
sztampowa i przewidywalna w swojej ułomności postać. Iluż jeszcze
takich Yanków będę musiał oglądać do kurwy nędzy? Na szczęście
jest świetna trójca w "Superprodukcji": producent
Zdzisław (Janusz Rewiński), reżyser Bartek (Krzysztof Globisz)
oraz gwiazdor filmowy Dziobu (Janusz Józefowicz). Wszyscy trzej
dostają ode mnie wielkie brawa – a Globisz za scenę "więcej
żalu" i Józefowicz za motyw z butami otrzymują dodatkowe
wyróżnienia. O gangsterach pisałem przy okazji fabuły, więc
przejdę do oceny ról żeńskich. Anna Przybylska (Donata) dostaje
nagrodę roku w kategorii występ poniżej godności, zwyciężając
Magdalenę Schejbal (Marysia). Naprawdę chociaż panią Schejbal
bardzo lubię (za co kurwa?!) to z bólem oglądałem jej popisy
aktorskie. Na koniec jeszcze małe wyróżnienie dla sympatycznej
rólki Tomasza Sapryka (kierownik planu). A oprócz tego rzesza sław
w epizodach, w których grają najczęściej samych siebie m.in.:
Krystyna Janda, Jan Englert, Szymon Majewski, Robert Gliński,
Małgorzata Kożuchowska, Jan Machulski – naprawdę długo by można
wymieniać.
Jest i Węckiewicz nawet... (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
Z "Superprodukcji"
zapamiętam z pewnością totalnie zmarnowany potencjał,
ultra-czerstwe dialogi, wiele występów poniżej godności oraz
multum żenujących scen (vide narkotrip podczas napada na
stację benzynową) z niedorzecznym i po prostu przykrym finałem na
czele. W porównaniu do poprzednich osiągnięć Machulskiego spadek
formy jest niezaprzeczalny i aż trudno uwierzyć, że to on
odpowiada za hity takie jak "Vabank", "Kiler",
"Kingsajz" czy "Seksmisja". Niemniej kilka scen
udało się naprawdę dobrze, aczkolwiek to zdecydowanie za mało aby
wywindować ocenę do magicznego 4/10. Polecam jedynie ortodoksyjnym
fanom polskiej kinematografii, potrafiącym bez mrugnięcia okiem przyjmować na klatę
największe pokłady żenady.
Napoleon z ekipą (źródło: http://www.filmweb.pl/) |
Ocena: 3/10.