czwartek, 21 marca 2013

"Superprodukcja"

Juliusz Machulski wielkim reżyserem był i ogrom dobra dla polskiej kinematografii wykonał. Niestety w nowym millenium jego gwiazda przestała świecić dawnym blaskiem, chociaż i tak na tle co po niektórych "twórców" wypada całkiem nieźle. Dziś na warsztat biorę dzieło mistrza komedii, które udało się zdecydowanie mniej, a nawet moim skromnym zdaniem nie udało się wcale. Chociaż od premiery filmu (2003) minęła już ponad dekada, to ja dopiero teraz obejrzałem "Superprodukcję" po raz pierwszy. Mimo wielokrotnego molestowania mojej osoby fragmentami filmu z YouTube (pozdro Maru z tej okazji) usztywniłem twarde stanowisko, iż tego nie mam zamiaru oglądać. Niemniej recenzując "Weekend" otworzyłem puszkę Pandory z polskim chujowym kinem, więc postanowiłem być konsekwentny i drążyć temat dalej. Dzisiaj zatem hipokrytyczny paszkwil na chujowość polskiej kinematografii, który w gruncie rzeczy sam doskonale się wpisuje w powyższy nurt.
Plakat nie wróży niczego dobrego...
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
Głównym bohaterem "Superprodukcji" jest filmowy krytyk born to hate Yanek (Rafał Królikowski), który nieustannie pomstuje polskie produkcje za komercję, marny warsztat i ogólną chujozę. Niefortunnym zrządzeniem losu nasz bohater staje przed szansą wyreżyserowania własnego filmu. Jędrzej Koniecpolski (Piotr Fronczewski), warszawski capo di tutti capi i znany biznesmen, chce nakręcić produkcję w której wystąpi jego ukochana Donata (Anna Przybylska). Jak łatwo się domyślić kobieta gangstera nie prezentuje zbyt wielkich aktorskich umiejętności, ale skoro jest kasa i przymus w postaci potencjalnego wpierdolu od karków to czemuż nie kręcić? Zważywszy, że obrotny producent Zdzisław (Janusz Rewiński) napisał już cały biznesplan na przekręt, łącznie z podziałem kaski dla zainteresowanych.
Donata, Yanek i Gipson
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
Janusz Machulski postanowił nakręcić zjadliwy paszkwil na polską kinematografię i muszę przyznać, że parę żartów w tym temacie udało się wybornie. Wspomnijmy choćby monolog producenta Zdzisława o spaleniu dekoracji w finałowej scenie filmu, aby ukryć ile naprawdę kosztowały (true story: vide "Quo Vadis" Kawalerowicza). Równie zabawna była konwersacja wspomnianego wyżej Zdzisława z pokrzywdzonym reżyserem Bartkiem (Krzysztof Globisz). Teksty typu: "rocznie jest XXX festiwali, Krzysztof Zanussi da nam listę" czy "on jeździ na wszystkie festiwale, bo nakręcił film na czarno-białej taśmie" made my day. Ogromnie rozbawiły mnie także plakaty z największymi dziełami Bartka – trylogią "Świństwo", "Kurewstwo" i "Dziadostwo". Ale niestety, choć bardzo zabawne, są to jedynie wyjątki. Z przykrością zauważam, że "Superprodukcji" znacznie bliżej do filmów, które wyśmiewa niż do inteligentnej komedii. Niestety Janusz Machulski nie poszedł na całość w swoim hejtingu i nie uderzył z pełną mocą. No chyba, że uznamy parodiowanie wypowiedzi mistrza Wajdy za szczyt odwagi w tej kwestii. Poza tym zbyt płasko pokazano wiele zjawisk – m.in. środowisko krytyków, które zostało przerysowane do granic możliwości i przez to kompletnie niewiarygodne. Nieprawdą jest, iż ludzie hejtują wyłącznie dlatego, że mają smutne życie – niektórzy hejtują, bo to leży w ich naturze. Oczywiście taka jednowymiarowość hejtingu ma na celu uszlachetnienie głównego bohatera i jego zaiste szlachetnych ideałów, ale ja dziękuję za takie familijne rozwiązania.
Duet bez przypału - Bartek i Zdzisław
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
Niestety również pod względem fabularnym jest strasznie słabo. Główna historia jest totalnie wyssana z dupy, a poboczne opowiastki dodatkowo pogarszają obraz całości. Wątek spotkania przestępców z całego świata w Warszawie jest co najmniej przykry. Wątek z ABW? Wiele zniosłem chujni i pewnie jeszcze więcej przede mną, ale to już zbyt grube przegięcie. Rozwiązanie scenariuszowe poniżej godności. Gangsterzy są wyjątkowo filmowi – w tym negatywnym znaczeniu, przez co wydają się kompletnie odrealnieni. O ile prezes Jędrzej (Piotr Fronczewski) i jego pomagier Gipson (Robert Jarociński) jeszcze jakoś dają radę to zwróćcie uwagę na postać Napoleona (Andrzej Grabowski) - dla mnie totalna porażka scenariuszowa. Finał "Superprodukcji" to chyba jakiś chory i okrutny żart. Niemniej myślę, że gdy strzela się z prawdziwego pistoletu do aktorów grających dumnych żołnierzy III Rzeszy to chyba powinni oni umierać albo chociaż krwawić? Ale widocznie nakładając mundur Wehrmachtu zyskuje się nieśmiertelność. Tu przy okazji poruszę problem efektów specjalnych, którymi w dosyć nietypowy sposób uraczył nas Machulski. Mogę docenić pomysł, ale za takie wykonanie i nawiązania to ja bardzo dziękuję. Naprawdę szkoda wydawać pieniądze w ten sposób.
Dziobu - świetna postać
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
W tym filmie są chyba prawie wszyscy. Nie ma nawet opcji, abym otagował wszystkie sławy występujące w "Superprodukcji", gdyż musiałbym wielokrotnie przekroczyć limit znaków. W zasadzie nie ma też większego sensu wymieniać wszystkich aktorów, albowiem nobody gives a fuck. Skupię się zatem jedynie na rolach głównych oraz bohaterach, którzy mi się spodobali. Rafał Królikowski jako Yanek wypada nawet przekonująco, ale jest to niestety straszliwie sztampowa i przewidywalna w swojej ułomności postać. Iluż jeszcze takich Yanków będę musiał oglądać do kurwy nędzy? Na szczęście jest świetna trójca w "Superprodukcji": producent Zdzisław (Janusz Rewiński), reżyser Bartek (Krzysztof Globisz) oraz gwiazdor filmowy Dziobu (Janusz Józefowicz). Wszyscy trzej dostają ode mnie wielkie brawa – a Globisz za scenę "więcej żalu" i Józefowicz za motyw z butami otrzymują dodatkowe wyróżnienia. O gangsterach pisałem przy okazji fabuły, więc przejdę do oceny ról żeńskich. Anna Przybylska (Donata) dostaje nagrodę roku w kategorii występ poniżej godności, zwyciężając Magdalenę Schejbal (Marysia). Naprawdę chociaż panią Schejbal bardzo lubię (za co kurwa?!) to z bólem oglądałem jej popisy aktorskie. Na koniec jeszcze małe wyróżnienie dla sympatycznej rólki Tomasza Sapryka (kierownik planu). A oprócz tego rzesza sław w epizodach, w których grają najczęściej samych siebie m.in.: Krystyna Janda, Jan Englert, Szymon Majewski, Robert Gliński, Małgorzata Kożuchowska, Jan Machulski – naprawdę długo by można wymieniać.
Jest i Węckiewicz nawet...
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
Z "Superprodukcji" zapamiętam z pewnością totalnie zmarnowany potencjał, ultra-czerstwe dialogi, wiele występów poniżej godności oraz multum żenujących scen (vide narkotrip podczas napada na stację benzynową) z niedorzecznym i po prostu przykrym finałem na czele. W porównaniu do poprzednich osiągnięć Machulskiego spadek formy jest niezaprzeczalny i aż trudno uwierzyć, że to on odpowiada za hity takie jak "Vabank", "Kiler", "Kingsajz" czy "Seksmisja". Niemniej kilka scen udało się naprawdę dobrze, aczkolwiek to zdecydowanie za mało aby wywindować ocenę do magicznego 4/10. Polecam jedynie ortodoksyjnym fanom polskiej kinematografii, potrafiącym bez mrugnięcia okiem przyjmować na klatę największe pokłady żenady.
Napoleon z ekipą
(źródło: http://www.filmweb.pl/)
Ocena: 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz