czwartek, 14 marca 2013

"Desperado"

"Desperado" to jedna z największych legend mojego dzieciństwa, oglądana milijon razy jako megahit Polsatu, ale również nie raz na zapomnianej dzisiaj technologii VHS. Jak wszyscy doskonale wiemy produkcja Roberta Rodrigueza z 1995 roku jest czymś w rodzaju swoistego remake'u legendarnego "El Mariachi". Wskutek ogromnej popularności filmu zrobionego za najprawdziwsze grosze, Rodriguez dostał znacznie większe środki finansowe na powtórzenie tego sukcesu w Hollywood. Chociaż patrząc ze współczesnej perspektywy budżet filmu wydaje się śmiesznie niski - to zaledwie 7 milionów USD! I tak właśnie powstało "Desperado" – hollywoodzka wariacja "El Mariachi" z gwiazdorską obsadą. W wielu przypadkach tego rodzaju przedsięwzięcia nie wychodzą zbyt dobrze, ale tym razem Rodriguez spisał się na medal. Nie będę ukrywał, że "Desperado" od razu weszło do kanonu moich ulubionych filmów i sprawia mi kupę radości za każdym razem, gdy je oglądam. A dlaczego tak się dzieje postaram wyjaśnić poniżej.
źródło: http://www.moviegoods.com/default.asp
"Desperado" to historia o zemście (widocznie jest to bardzo dobry temat na doskonałe filmy – vide "Kill Bill" czy "Payback"). Tym razem El Mariachi (Antonio Banderas) przemierza meksykańskie stepy poszukując legendarnego gangstera, zwanego Bucho (Joaquim de Almeida). Nasz bohater nie jest zwyczajnym muzykiem – jego futerał wypełnia broń, a serce chęć krwawej vendetty. Wszystko wskutek utraty ukochanej kobiety i przetrącenia kariery muzycznej, za które odpowiada oczywiście wspomniany wyżej czarny charakter. W końcu El Mariachi dociera do zadupnego miasteczka, w którym staje przed szansą ostatecznego wypełnienia swojej misji. Nieoczekiwanie poznaje tutaj piękną Carolinę (Salma Hayek), która może okazać się remedium dla jego poranionej duszy.
źródło: http://www.movieweb.com/
Fabularne nihil novi, powiecie pewnie. Jednakże w przypadku "Desperado" fabuła nie odgrywa pierwszorzędnego znaczenia, ale mimo wszystko wcale nie rozczarowuje widza, ponieważ do uniwersalnego kanonu zemsty wprowadzono wiele interesujących smaczków. Poza tym od pierwszych minut wiemy, iż nie jest to film do końca na poważnie, a raczej utrzymany w konwencji rozrywkowo-zabawowej. Każdy element "Desperado" ma służyć świetnej zabawie – nieśmiertelna chwała Rodriguezowi za to, że nie zrezygnował z tzw. brutalnej przemocy. Film niemal ocieka krwią, czerpiąc garściami z wcześniejszych dokonań Quentina Tarantino (który pojawia się na ekranie, ale o tym w dalszej części). W "Desperado" umiera się zwykle w niezwykle makabryczny sposób, tryskając posoką na wszystko wokół, ewentualnie płonąc żywcem w widowiskowej eksplozji. Scena rozwałki w barze przechodzi do kanonu kina akcji jako wyśmienita sekwencja niepozbawiona elementów humorystycznych (i w dodatku autentycznie zabawnych). Na całokształt oceny "Desperado" ogromny wpływ ma świetna scenografia. Zadupne, prowincjonalne miasteczko nie mogłoby być lepsze, a meksykańskie mordownie straszą tak autentycznym syfem i nędzą, że trudno sobie wyobrazić coś gorszego. Nie wierzycie? Zobaczcie scenę w której Tavo prowadzi Quentina Tarantino na zaplecze przez wyłączony z użycia kibel. Najgorszy WC jaki widziałem w życiu. Wielkie brawa za pomysł i niezwykle realistyczne wykonanie, ponieważ widz niemal czuje smród gówna rozmazanego po ścianach.
Bucho - my hero :)
źródło: http://www.movieweb.com/
Oczywiście hejterzy zarzucą "Desperado" czerstwość wątku romantycznego. Moim zdaniem w tym przypadku love story wybija się zdecydowanie ponad przeciętność i idealnie wpasowuje w całą konwencję filmu. Gorąca latynoska miłość – czyż można było wybrać lepszych aktorów niż Antonio Banderas i Salma Hayek? Nie sądzę, ponieważ na ekranie widać między nimi autentyczną chemię. Ponoć w czasie kręcenia sceny miłosnej (jakże doskonałej) na planie zjawiła się cała ekipa filmowa, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej ani później przez całe zdjęcia. Jakoś się nie dziwię. Do tego wszystkiego dodać należy wspaniałą ścieżkę dźwiękową z nieśmiertelnym motywem "Canción del Mariachi" ("Morena de Mi Corazón"). Idealnie dobrana muzyka podkreśla świetnie klimat filmu, tworząc odpowiedni nastrój poszczególnych scen. Nie może być przecież inaczej, skoro głównym bohaterem jest El Mariachi.
Najgorszy barman ever :)
źródło: http://www.movieweb.com/
Rzut oka na postacie i aktorstwo. Antonio Banderas urodził się by zagrać El Mariachi – nikt nigdy nie zrobi tego lepiej. Podobnie jest z Salmą Hayek, gdyż nie wyobrażam sobie aby jakakolwiek inna aktorka mogła wcielić się w postać Caroliny z takim efektem. Jednakże od zawsze moi ulubieni bohaterowie "Desperado" stali po stronie zła. Bucho (Joaquim de Almeida) to jeden z najlepszych villainów w dziejach kinematografii. Świetnie zagrana, ciekawa i magnetyczna postać, którą uwielbiam od dziecka. Na drugim miejscu stawiam natomiast Tuvo. Uwielbiam rolę Tito Larrivy, bowiem idealnie wpasował się w klimat podrzędnej speluny. Naprawdę ubolewam, że tak rzadko ten aktor i muzyk pojawia się na ekranie, aczkolwiek w "Desperado" zagrał rolę swojego życia. Z pewnością na wyróżnienie zasługuje również Cheech Marin – jak można nie lubić jego kreacji Barmana? Świetnie napisana postać, która tworzy doskonały duet z Tavo. Navajas to już motyw nie z tej ziemi. Z perspektywy lat można powiedzieć, że jest to pierwowzór Maczety i jedna z najfajniejszych ról Danny'ego Trejo. Oczywiście nikt lepiej nie mógłby wyglądać w takiej konwencji niż on. Oprócz wymienionych powyżej aktorów na ekranie pojawia się m.in. Quentin Tarantino (opowiadając bardzo zabawny dowcip o moczu), Steve Buscemi, czy Carlos Gómez wcielający się w prawą rękę Bucha. Nie ma sensu wymieniać wszystkich aktorów drugoplanowych. Należy natomiast nadmienić, że każda, choćby najmniejsza rólka, wnosi do "Desperado" nową jakość. Widać, że Rodriguez bardzo dokładnie rozplanował każdą postać i zadbał o niemal każdy szczegół.
Tavo - druga najlepsza postać w "Desperado"
źródło: http://www.movieweb.com/

Przejdźmy do podsumowania. A więc co oferuje widzowi "Desperado"? Przystojnego herosa i mistrza gitary brutalnie mszczącego się za śmierć ukochanej, piękną kobietę partycypującą w krwawej vendetcie, bezlitosnych przestępców, multum najbrutalniejszej przemocy, doskonałą muzykę oraz niezwykle czarny humor. Przepis na hit? Tak sądzę! Absolutnie polecam!
Navajas - pierwowzór Maczety
źródło: http://www.movieweb.com/
Ocena: 9/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz