We never lose our demons, we only learn to live
above them.
Dzisiaj co prawda postanowiłem na
chwilę wypaść z głównego nurtu tegorocznych Oscarów i skupić się na
reprezentancie kina czysto rozrywkowego, pozbawionego większej ambicji.
Niemniej, gwoli sprawiedliwości, muszę zaznaczyć, że także "Doctor Strange"
miał szansę na wygranie jednej statuetki w kategorii najlepsze efekty wizualne
(czy jak ktoś woli Best Achievement in Visual Effects), aczkolwiek przegrał z
kolejną wersją "Księgi Dżungli". Przyznam szczerze, że, tak jak w większości
przypadków dotyczących produkcji sygnowanych logiem Marvela czy DC Comics, nie
miałem okazji zapoznać się z komiksową serią stanowiącą kanwę dla filmu
(autorami pierwowzoru z 1963 roku są Stan Lee oraz Steve Ditko). Jakoś bardzo
mi nie po drodze z komiksami o superbohaterach – chociaż muszę przyznać, że
ostatnio zrobiłem wyjątek dla Watchmen,
aczkolwiek pod tym i wieloma względami jest to wręcz unikalny przypadek. Reżyser
Scott Derrickson kojarzy mi się natomiast jedynie z bardzo miałkim "The Day the
Earth Stood Still" z 2008 roku, w którym nad wyraz drewnianym aktorstwem
popisał się Keanu Reeves.
źródło: http://www.impawards.com |
Dr Stephen Strange (Benedict
Cumberbatch) to światowej sławy neurochirurg, cechujący się ponadto
ponadprzeciętną inteligencją. Co prawda w uniwersum Marvela pojawiło się już
kilku podobnych geniuszy, niemniej nasz bohater wyróżnia się na ich tle
kompletnym brakiem empatii, totalnym zadufaniem we własne umiejętności oraz po
prostu byciem kutasem dla swoich współpracowników. W trakcie brawurowo
lekkomyślnej jazdy sportowym samochodem (dodajmy, że hajs się zgadza bardziej
niż powinien), Strange ma wypadek, przez który traci swoje niezwykłe zdolności
manualne. Podczas żmudnej rehabilitacji wybitny lekarz powoli żegna się z
myślą, że konwencjonalne metody pozwolą odzyskać mu pełnię władzy w rękach.
Dodatkowo postępujące zgorzknienie wywołane tym faktem, niszczy obiecującą
relację z koleżanką z pracy, Christine (Rachel McAdams). Usłyszawszy pogłoski o
cudownym uzdrowieniu jednego z pacjentów swojego rehabilitanta, Strange
postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyrusza do Nepalu szukać
tajemniczego zakonu.
© 2016 Marvel. |
Kiedy "Doctor Strange" jeszcze
brylował na ekranach kinoplebsów
przeczytałem dosyć pozytywną recenzję, aczkolwiek, jeśli dobrze pamiętam, wiele
pisano o zmarnowanym potencjale i tym podobnych. Zasiadając do projekcji gdzieś
z tyłu głowy miałem nikłą nadzieję, że być może wprowadzenie czystej magii do
uniwersum Marvela będzie wyglądało trochę inaczej niż dotychczasowe produkcje o
superbohaterach, z których estymą darzę praktycznie wyłącznie serię o
przygodach Thora. Początek filmu wydawał się być jeszcze w miarę, gdyż dawno
nie widziałem tak odpychającego protagonisty. Niemniej wraz z rozwojem (bardzo
dynamicznym rozwojem) akcji produkcja Scotta Derricksona zaczęła się coraz
bardziej upodabniać do typowych tworów filmowych Marvela. Któryż to już raz
okaleczony w jakiś sposób geniusz musi nauczyć się panować nad nowymi,
potężnymi mocami? Po raz który antagonista z bandą nijakich pomocników postanawia
obalić istniejący porządek i przyzwać z innego wymiaru czy też odmętów kosmosu
pradawną istotę będącą esencją zła (tym razem jest to niejaki Dormammu)?
Fabularna miałkość kolejnej produkcji Marvela jest wprost porażająca – niby
otoczka magii, Przedwieczny, czy nowe, potężne artefakty, ale w gruncie rzeczy
jest to kolejny wtórny scenariusz oparty na tym samym schemacie. Czy naprawdę w
mnogości komiksów Marvela nie można znaleźć jakiejś bardziej ambitnej i
oryginalnej fabuły?
© 2016 Marvel. |
O ile pod względem fabularnym
można czepiać się "Doctora Strange’a" niemal w nieskończoność (polecam
sprawdzić w tej kwestii niezawodne HISHE oraz Honest Trailers na YouTube), o
tyle należy oddać Marvelowi, że pod względem realizacyjnym po raz kolejny
dopracowano film niemal w najmniejszym detalu. Efekty specjalne, na które
wyłożono grube miliony imperialistycznych dolarów (budżet szacuje się na 165
milionów USD), prezentują na ekranie po prostu znakomicie. W szczególności
zaskoczyło mnie naginanie rzeczywistości, które trochę przypomina mi zabawy
miejską architekturą z "Incepcji" Christophera Nolana. Ponadto scenografia,
kostium oraz artefakty trzymają wysoki poziom, do którego przyzwyczaiły widzów
ostatnie produkcje osadzone w uniwersum Marvela. Czuję jednak pewien niedosyt,
gdyż na kluczowe punkty ziemskiego systemu obrony wybrano tak mało egzotyczne
miejscówki jak Londyn, Hong Kong oraz Nowy Jork, ale cóż poradzić. Bardzo
średnio wypadła natomiast ścieżka dźwiękowa, ponieważ jej kompletnie nie
pamiętam, mimo, że Strange jawi się jako chodząca muzyczna Wikipedia. Nieoczekiwanie "Doctor Strange" zaskoczył mnie kilkoma autentycznie zabawnymi i niegłupawymi
scenami humorystycznymi (przy czym nie zaliczam do nich na pewno sceny
rozgrywającej się po napisach końcowych).
© 2016 Marvel. |
Benedict Cumberbatch wcielający
się w skrzyżowanie doktora House’a oraz współczesnego, serialowego Sherlocka
Holmesa (pod względem aspołeczności) wypada całkiem naturalnie, przez co dosyć
przyjemnie ogląda się ekranowe poczynania Brytyjczyka. I w zasadzie tyle
pozytywne można napisać o popisach aktorskich w produkcji Marvela. Zaskakujące,
że wśród wielu pozostałych postaci pojawiających się w filmie praktycznie nikt
nie był w stanie wyjść ponad przeciętność i wtórność. Chiwetel Ejiofor,
wcielający się w Mordo, niezwykle prawego i sprawiedliwego kompana Doktora
Strange’a, to rola do zapomnienia zaraz po napisach końcowych z powodu
wybujałego, wręcz nienaturalnego poczucia sprawiedliwości. Tilda Swinton jako
Przedwieczna również doskonale wpisuje się w konwencję przeciętności. Po raz
kolejny brakuje także interesującego przeciwnika. Mads Mikkelsen (Kaecilius)
udowodnił choćby w "Casino Royale", że w tej kwestii ma spory potencjał, ale w
tym przypadku scenariuszowe ograniczenia jego postaci są nie do
przezwyciężenia. Warto jednakże podkreślić całkiem sympatyczne występy Rachel McAdams
oraz Benedicta Wonga (Wong).
© 2016 Marvel. |
Wbrew oczekiwaniom "Doctor
Strange" to typowy wyrób filmowy ze stajni Marvela. Niestety sprawność
realizacyjna oraz efekty specjalne nie są w stanie zrekompensować ewidentnych
wad projektu takich jak wtórna fabuła czy niezwykle przeciętna konstrukcja
postaci. Jest to idealna produkcja na niedzielny obiad albo łóżkową marnację po
srogim melanżu.
© 2016 Marvel. |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz