piątek, 31 marca 2017

"A Walk Among the Tombstones"



Całkiem niedawno miałem okazję wybrać się w pożegnalną podróż do stolicy Bohemii praktycznie wycofującym się z Polski Lux Expressem (zostaje tylko połączenie do Wilna, co w sumie mnie bardzo cieszy, ponieważ chętnie wrócę nad uroczą Wilię). Czasu było w bród, więc podjąłem decyzję by zapoznać się z kinową oferta podkładową autokaru. Na moje nieszczęście większość produkcji miałem przyjemność (lub nie) już obejrzeć, więc postanowiłem postawić na niepewną kartę – współczesny film z Liamem Neesonem. Od razu przyznam szczerze, że nigdy nie byłem fanem serii "Taken", więc ryzyko zawodu było tym większe. Niemniej plakat filmu wyglądał całkiem fajnie, a tytuł "A Walk Among the Tombstones" brzmiał nawet interesująco i poważnie (szczerze powiedziawszy przez chwilę liczyłem nawet na dramat). Jak się później okazało reżyser Scott Frank nie dysponował zbyt dużym bagażem doświadczeń reżyserskich, ale był co najmniej solidnym scenarzystą (m.in. "Get Shorty" czy "Minority Report"). Tytułem wstępu warto dodać, że film oparto na powieści Lawrence’a Blocka pod takim samym tytułem (w skład cyklu wchodzi łącznie 18 książek).
źródło: http://www.impawards.com
Akcja filmu o długim tytule (w Polszy znanym jako "Krocząc wśród cieni") rozpoczyna się w 1991 roku w Nowym Jorku. Doświadczony gliniarz-alkoholik Matt Scudder (Liam Neeson) w trakcie porannego spożywania whiskey w lokalnym barze jest świadkiem próby wymuszenia haraczu. Ponieważ nasz bohater działa raczej w stylu Harry’ego Callahana nierozważna banda Portoryków szybko kończy swój marny, przestępczy żywot. Jednakże ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie dane nam poznać skutków tej błyskotliwej akcji oczyszczania miasta z elementu, gdyż niespodziewanie przeskakujemy do 1999 roku. Scudder nie jest już funkcjonariuszem NYPD, a jedynie prywatnym detektywem (i to na dodatek pozbawionym licencji). Gdy lokalny ćpun Peter (Boyd Holbrook) prosi o pomoc w odnalezieniu żony swojego bardziej ogarniętego brata Kenny’ego (Dan Stevens), Matt początkowo odmawia. Jednakże nietypowe okoliczności porwania nie dają spać spokojne byłemu policjantowi.
źródło: http://www.imdb.com
"A Walk Among the Tombstones" zaczęło się naprawdę obiecująco. Scena solidnego, policyjnego rozpierdolu Portoryków przez Scuddera po kilku banieczkach wygląda bardzo realistycznie i interesująco. Ponadto moją uwagę przyciągnęła znakomita sekwencja torturowania żony Kenny’ego, wywołująca skojarzenia, nie bójmy się tego powiedzieć, z tak genialnymi filmami jak choćby "Nocturnal Animals". Niemniej, jak mówi stare kieleckie przysłowie: im dalej w film, tym więcej chujni. Wraz z rozwojem akcji pojawia się coraz więcej schematów, wtórności oraz możliwości bezbłędnego przewidzenia finału. Po pierwszych scenach łatwo dostrzec w filmie Scotta Franka ukryty potencjał na naprawdę solidny kryminał, który został kompletnie zaprzepaszczony w trakcie produkcji (a może już na etapie pisania scenariusza?). Ileż to już razy oglądałem upadłego gliniarza pokutującego za grzechy przeszłości? Swoją drogą wydaje mi się, że gdyby Scudder nie był na bani w 1991 roku, to i tak mogłoby dojść do tego tragicznego w skutkach wydarzenia. Niemniej nasz bohater szuka odkupienia w uczęszczaniu na żenujące spotkania ludzi uzależnionych od różnorakich używek oraz w nielegalnej pracy detektywistycznej. Jedyne co może zaskakiwać to ukazanie dilerów narkotykowych jako w gruncie rzeczy spoko kolesiów, którzy nie afiszują się z nadmiarem hajsu (dysonans: dilowanie spoko; picie alko niedobre).
źródło: http://www.imdb.com
Na szczęście dla starzejącego się Liama Neesona w "A Walk Among the Tombstones" nie przewidziano zbyt wielu okazji do wykazania się tężyzną fizyczną (doskonale znane pokonywanie płotu z siatki w czternastu ujęciach), chociaż sceny wpierdolu i zbierania srogiego oklepu są nad wyraz solidne. W zasadzie dosyć ciekawe wydaje się, że nie próbowano w żaden sposób uzasadnić motywacji czarnych charakterów do wyrządzania kobietom tak okrutnych czynów. Zgodnie ze scenariuszem możemy zatem przyjąć a priori, iż byli kompletnymi pojebami. Ukazane na ekranie metody pracy prywatnego detektywa są dosyć rozczarowujące, ponieważ każdy trop czy wskazówka posuwają śledztwo do przodu. Absurdalna ponad miarę wydaje się być postać Jonasa, cmentarnego ciecia, który już na pierwszy rzut oka wydaje się być srogim zwyrolem. Niemniej jeszcze bardziej poronionym pomysłem wydaje się bezdomny, czarnoskóry, małoletni pomocnik Scuddera, TJ (Astro), który nie może zbyt długo przebywać na deszczu, ponieważ umrze – serio (sic!).
źródło: http://www.imdb.com
Liam Neeson wydaje się niemal stworzony do roli smutnego alko-samotnika. Matt Scudder w jego wykonaniu wypada naprawdę świetnie i bardzo ubolewam, że twórcy nie postarali się by osadzić prywatnego bohatera w znacznie lepszym otoczeniu fabularnym. Na zdecydowany plus zaliczam również rolę Dana Stevensa wcielającego się w na pozór beznamiętnego narkotykowego dilera, który przekłada pieniądze nad życie małżonki. Zaiste, świetny występ, który w innych okolicznościach mógłby przynieść aktorowi o wiele więcej korzyści. Pozostałe role są natomiast tak miałkie, że ledwie zasługują, żeby o nich wspomnieć. Z postaci drugoplanowych warto by wyróżnić Boyda Holbrooke’a za dosyć przekonującą kreację narkomana, ale resztę obsady w zasadzie można pominąć milczeniem.
źródło: http://www.imdb.com
"A Walk Among the Tombstones" to kolejny przykład filmu, który niósł ze sobą spory potencjał na sukces. Niestety liczy, wtórny scenariusz oraz mało przekonujące występy drugoplanowe (TJ!!!) dopełniły dzieła zniszczenia. Pozycja obowiązkowa wyłącznie dla najbardziej hardcore’owych fanów Liama Neesona.
źródło: http://www.imdb.com
Ocean: 4/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz