Całkiem niedawno miałem okazję
wybrać się w pożegnalną podróż do stolicy Bohemii praktycznie wycofującym się z
Polski Lux Expressem (zostaje tylko połączenie do Wilna, co w sumie mnie bardzo
cieszy, ponieważ chętnie wrócę nad uroczą Wilię). Czasu było w bród, więc
podjąłem decyzję by zapoznać się z kinową oferta podkładową autokaru. Na moje
nieszczęście większość produkcji miałem przyjemność (lub nie) już obejrzeć,
więc postanowiłem postawić na niepewną kartę – współczesny film z Liamem Neesonem.
Od razu przyznam szczerze, że nigdy nie byłem fanem serii "Taken", więc ryzyko
zawodu było tym większe. Niemniej plakat filmu wyglądał całkiem fajnie, a tytuł "A Walk Among the Tombstones" brzmiał nawet interesująco i poważnie (szczerze
powiedziawszy przez chwilę liczyłem nawet na dramat). Jak się później okazało
reżyser Scott Frank nie dysponował zbyt dużym bagażem doświadczeń reżyserskich,
ale był co najmniej solidnym scenarzystą (m.in. "Get Shorty" czy "Minority
Report"). Tytułem wstępu warto dodać, że film oparto na powieści Lawrence’a
Blocka pod takim samym tytułem (w skład cyklu wchodzi łącznie 18 książek).
źródło: http://www.impawards.com |
Akcja filmu o długim tytule (w Polszy znanym jako "Krocząc wśród
cieni") rozpoczyna się w 1991 roku w Nowym Jorku. Doświadczony
gliniarz-alkoholik Matt Scudder (Liam Neeson) w trakcie porannego spożywania
whiskey w lokalnym barze jest świadkiem próby wymuszenia haraczu. Ponieważ nasz
bohater działa raczej w stylu Harry’ego Callahana nierozważna banda Portoryków szybko kończy swój marny,
przestępczy żywot. Jednakże ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie dane nam poznać
skutków tej błyskotliwej akcji oczyszczania miasta z elementu, gdyż
niespodziewanie przeskakujemy do 1999 roku. Scudder nie jest już
funkcjonariuszem NYPD, a jedynie prywatnym detektywem (i to na dodatek
pozbawionym licencji). Gdy lokalny ćpun Peter (Boyd Holbrook) prosi o pomoc w
odnalezieniu żony swojego bardziej ogarniętego brata Kenny’ego (Dan Stevens),
Matt początkowo odmawia. Jednakże nietypowe okoliczności porwania nie dają spać
spokojne byłemu policjantowi.
źródło: http://www.imdb.com |
"A Walk Among the Tombstones"
zaczęło się naprawdę obiecująco. Scena solidnego, policyjnego rozpierdolu Portoryków przez Scuddera po kilku
banieczkach wygląda bardzo realistycznie i interesująco. Ponadto moją uwagę
przyciągnęła znakomita sekwencja torturowania żony Kenny’ego, wywołująca
skojarzenia, nie bójmy się tego powiedzieć, z tak genialnymi filmami jak choćby "Nocturnal Animals". Niemniej, jak mówi stare kieleckie przysłowie: im dalej w film, tym więcej chujni. Wraz
z rozwojem akcji pojawia się coraz więcej schematów, wtórności oraz możliwości
bezbłędnego przewidzenia finału. Po pierwszych scenach łatwo dostrzec w filmie
Scotta Franka ukryty potencjał na naprawdę solidny kryminał, który został
kompletnie zaprzepaszczony w trakcie produkcji (a może już na etapie pisania
scenariusza?). Ileż to już razy oglądałem upadłego gliniarza pokutującego za
grzechy przeszłości? Swoją drogą wydaje mi się, że gdyby Scudder nie był na
bani w 1991 roku, to i tak mogłoby dojść do tego tragicznego w skutkach
wydarzenia. Niemniej nasz bohater szuka odkupienia w uczęszczaniu na żenujące
spotkania ludzi uzależnionych od różnorakich używek oraz w nielegalnej pracy
detektywistycznej. Jedyne co może zaskakiwać to ukazanie dilerów narkotykowych
jako w gruncie rzeczy spoko kolesiów, którzy nie afiszują się z nadmiarem
hajsu (dysonans: dilowanie spoko; picie alko niedobre).
źródło: http://www.imdb.com |
Na szczęście dla starzejącego się
Liama Neesona w "A Walk Among the Tombstones" nie przewidziano zbyt wielu
okazji do wykazania się tężyzną fizyczną (doskonale znane pokonywanie płotu z
siatki w czternastu ujęciach), chociaż sceny wpierdolu i zbierania srogiego oklepu są nad wyraz solidne. W zasadzie
dosyć ciekawe wydaje się, że nie próbowano w żaden sposób uzasadnić motywacji
czarnych charakterów do wyrządzania kobietom tak okrutnych czynów. Zgodnie ze
scenariuszem możemy zatem przyjąć a
priori, iż byli kompletnymi pojebami. Ukazane na ekranie metody pracy
prywatnego detektywa są dosyć rozczarowujące, ponieważ każdy trop czy wskazówka
posuwają śledztwo do przodu. Absurdalna ponad miarę wydaje się być postać
Jonasa, cmentarnego ciecia, który już na pierwszy rzut oka wydaje się być
srogim zwyrolem. Niemniej jeszcze
bardziej poronionym pomysłem wydaje się bezdomny, czarnoskóry, małoletni
pomocnik Scuddera, TJ (Astro), który nie może zbyt długo przebywać na deszczu, ponieważ umrze –
serio (sic!).
źródło: http://www.imdb.com |
Liam Neeson wydaje się niemal
stworzony do roli smutnego alko-samotnika. Matt Scudder w jego wykonaniu wypada
naprawdę świetnie i bardzo ubolewam, że twórcy nie postarali się by osadzić
prywatnego bohatera w znacznie lepszym otoczeniu fabularnym. Na zdecydowany
plus zaliczam również rolę Dana Stevensa wcielającego się w na pozór
beznamiętnego narkotykowego dilera, który przekłada pieniądze nad życie
małżonki. Zaiste, świetny występ, który w innych okolicznościach mógłby
przynieść aktorowi o wiele więcej korzyści. Pozostałe role są natomiast tak
miałkie, że ledwie zasługują, żeby o nich wspomnieć. Z postaci drugoplanowych
warto by wyróżnić Boyda Holbrooke’a za dosyć przekonującą kreację narkomana,
ale resztę obsady w zasadzie można pominąć milczeniem.
źródło: http://www.imdb.com |
"A Walk Among the Tombstones" to
kolejny przykład filmu, który niósł ze sobą spory potencjał na sukces. Niestety
liczy, wtórny scenariusz oraz mało przekonujące występy drugoplanowe (TJ!!!)
dopełniły dzieła zniszczenia. Pozycja obowiązkowa wyłącznie dla najbardziej
hardcore’owych fanów Liama Neesona.
źródło: http://www.imdb.com |
Ocean: 4/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz