sobota, 19 grudnia 2015

"Macbeth"



By the pricking of my thumbs,
Something wicked this way comes. 

Od dawna chciałem zobaczyć w teatrze którąś z klasycznych sztuk Williama Shakespeare'a (a raczej lorda Edwarda de Vere, siedemnastego earla Oxford). Niestety współczesne interpretacje tych epickich dramatów wywołują u mnie lęk i odrazę. Wydaje mi się bowiem, że poszczególni reżyserowie prześcigają się w kolejnych, coraz bardziej odjechanych adaptacjach, które zatracają jakiekolwiek cechy wspólne z literackimi pierwowzorami. I to wszystko ma miejsce, kiedy ja pragnę czystego, nieskażonego współczesnymi wpływami, przedstawienia! Jakkolwiek projekt teatralny na razie został zawieszony, tak z nieoczekiwaną pomocą przyszła kinematografia. Ujrzawszy, bezsprzecznie doskonały w swej epickości, plakat "Macbetha" wiedziałem, że film w reżyserii Justina Kurzela, będzie dokładnie tym, czego poszukuję od lat. W tymże przekonaniu utwierdził mnie również znakomity trailer oraz kilkuminutowa owacja po pokazie filmu na festiwalu w Cannes.
źródło: http://www.impawards.com
Akcja filmu rozgrywa się w pogrążonej w krwawej wojnie domowej Szkocji. Macbeth (Michael Fassbender), tan Glamis, dzielny i niezłomny sojusznik prawowitego króla Duncana (David Thewlis) prowadzi wojsko do walki ze zdrajcami swej ojczyzny i uzurpatorami tronu Kaledonii. W trakcie bezlitosnego starcia, wśród bitewnego zgiełku, nasz bohater spotyka trzy (a w zasadzie cztery, ponieważ jedna jest mocno nieletnia) wiedźmy, które przepowiadają mu, iż wkrótce otrzyma godność tana Cawdoru, a następnie króla Szkocji, natomiast jego wierny druh Banquo (Paddy Considine) zostanie ojcem przyszłych władców tej krainy. Macbeth początkowo powątpiewa w przepowiednię, niemniej, gdy zgodnie z proroctwem zostaje tanem Cawdoru, zaczyna zastanawiać się nad przyspieszeniem nieuniknionego biegu wydarzeń.
źródło: http://www.macbeth-movie.com
Nie będę dłużej ukrywał: "Macbeth" zachwycił mnie już od pierwszych kadrów. Ogromną zaletą filmu są bowiem pięknie ukazane surowe szkockie krajobrazy (kręcono między innymi na Isle of Skye), do których wprost idealnie dopasowano znakomitą ścieżkę dźwiękową. Prawdziwą sztuką jest oprzeć się tak doskonałym wrażeniom wizualno-słuchowym. Poszczególne sekwencje porażają niezwykłym pięknem – zwróćcie uwagę na kapitalne spowolnienia w scenach batalistycznych, pełne mistyczności spotkania z wiedźmami czy pożar lasu Birnam. W niektórych scenach czuć najprawdziwszą filmową magię, za którą tak często wyrażam tęsknotę pisząc recenzje – ostatnia scena to już totalne mistrzostwo (de facto o wiele lepiej przedstawia wątek Fleance’a niż książka). Na dodatek scenariusz wcale nie odbiega znacząco od literackiego pierwowzoru (kilka słów o najbardziej rzucających się w oczy różnicach znajdziecie na samym końcu recenzji), co w dzisiejszych czasach jest niemalże niespotykane. Oprzeć się pokusie poprawienia gdzieniegdzie autora? Wprost niebywałe!
źródło: http://www.macbeth-movie.com
Przy całej pięknej audiowizualnej otoczce nie można nie odnieść wrażenia, że mimo wszystko "Macbeth" epatuje klimatem srogim i surowym niczym szkocki Highland. Niemniej atmosfera filmu idealnie wpisuje się w przepełnioną mrokiem średniowieczną opowieść, której głównym tematem są dosyć opłakane skutki ulegania bezwzględnej żądzy władzy. Minimalistyczne dialogi, często zamieniające się w monologi wygłaszane przez poszczególnych bohaterów, podkreślają jedynie surowość przedstawionej historii. Warto zauważyć, że zostały one żywcem przeniesione z książki, aczkolwiek ich anachronizm raczej dodaje filmowi wiarygodności niż stanowi dla widza przeszkodę. Jakże dobrze czasem posłuchać oryginalnych kwestii niż po raz kolejny wsłuchiwać się w uwspółcześnione dla masowych potrzeb dialogi! Niemniej, po projekcji mogę śmiało stwierdzić, że nie odważyłbym się obejrzeć "Macbetha" bez polskojęzycznych napisów. Gdy sytuacja tego wymaga jest odpowiednio krwawo i makabrycznie – nie ma zmiłuj, to jest kategoria R! Dekapitacje, skrytobójstwa oraz palenie żywcem na stosie kobiet i dzieci w rzeczywistości Macbetha są na porządku dziennym. Oczywiście, można by pójść jeszcze dalej w kierunku gore, ale nie zapominajmy, że jest to przecież Shakespeare lord de Vere!
źródło: http://www.macbeth-movie.com
Michael Fassbender idealnie sprawdził się w roli Macbetha. Aktor doskonale przedstawił postać targanego rozterkami szkockiego tana, który z powodu niezaspokojonej żądzy władzy wszedł na bezpowrotną ścieżkę okrutnych zbrodni. Fassbender znakomicie odegrał również stopniowe osuwanie się krwawego króla Szkocji w odmęty szaleństwa. Wyborna rola, dla której warto wybrać się do kina! Wszyscy doskonale wiemy, jak ważną postacią dla światowego dorobku kulturowego jest Lady Macbeth. Będąc na miejscu Justina Kurzela nie postawiłbym raczej na Marion Cotillard z dwóch powodów. Po pierwsze nie przepadam za nią osobiście, a po drugie uważam, że jest zdecydowanie zbyt delikatna do tej roli. Jako małżonkę Macbetha widziałbym o wiele bardziej przykładowo Evę Green, ale niestety jest jak jest. Niemniej Francuzka zagrała całkiem solidnie, ale z przyczyn wymienionych wyżej nie potrafię się zachwycać tą kreacją. Szczęśliwie, na drugim planie dzieje się naprawdę wiele. Co prawda David Thewlis kreacją króla Duncana nie urwał żadnego z moich członków, ale momentami bywa naprawdę grubo. Na ogromne oklaski zasłużyli z pewnością Paddy Considine, wcielający się w Banquo’a, wiernego przyjaciela Macbetha oraz Jack Reynor (Malcolm, prawowity dziedzic króla Duncana). Jednakże niemal cały drugi plan zagarnął dla siebie Sean Harris (Macduff) i trzeba przyznać, że zrobił to już po raz kolejny (sprawdźcie "’71").
źródło: http://www.macbeth-movie.com

Po obejrzeniu "Macbetha" mogę śmiało napisać, że dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. Justin Kurzel wykonał świetną robotę tworząc bezkompromisową, brutalną, surową, a przede wszystkim niezwykle wierną ekranizację sztuki Shakespeare'a lorda de Vere. Od razu widać, że gość zna się na rzeczy – oby tak dalej!

Ocena: 9/10.
źródło: http://www.macbeth-movie.com

O różnicach między dramatem a filmem słów kilka

W zasadzie ekranizacja Justina Kurzela jest niezwykle wierna literackiemu pierwowzorowi. Niemniej uważny czytelnik wyłapie kilka różnic. Otwierająca film scena pogrzebu dziecka Macbetha jest oczywiście fantazją scenarzysty, aczkolwiek trzeba przyznać, że idealnie wpasowuje się w ból głównego bohatera wynikający z jałowości jego berła. Ponadto w dramacie żołnierze Malcolma szturmujący zamek Dunsinane użyli gałęzi drzew, aby zamaskować swoją liczebność, a nie podpalili las Birnam. Troszkę inaczej wyglądała również śmierć samego Macbetha, chociaż muszę przyznać, że zmiany wprowadzone przez twórców zdecydowanie przypadły mi do gustu i nie uważam ich za choćby najmniejsze wypaczenie dzieła Shakespeare'a lorda de Vere.

4 komentarze:

  1. Chodź nigdy nie przeczytałem tego dramatu Shakespeare'a (lorda de Vere) ani nie obejrzałem adaptacji kinowej to Twoja recenzja zainspirowała mnie do poznania tych dzieł. Ps. Ćwiczysz już na sylwestra ?? ponieważ się u was zjawie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże miłe to słowa. W kwestii tychże dzieł polecam wydanie Świata Książki "Dwanaście Dramatów" z 1999 roku z przypisami i wstępem Anny Staniewskiej - solidne info o poszczególnych dramatach.

      Usuń
  2. Zdecydowanie się zgadzam z recenzją. Niesamowite wrażenia robią zdjęcia i efekty - np. rozchodzące się fale z geometryczną precyzją podczas kąpieli Makbeta (czego autor recenzji nie zauważył podczas filmu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor nie osiągnął jeszcze pełnej doskonałości, aczkolwiek jest na dobrej drodze. Poza tym dotychczas żywił mocne przekonanie, iż fale zawsze się rozchodzą w ten sposób ;)

      Usuń