W tegorocznej edycji Letniego
Taniego Kinobrania postanowiłem się skupić na polskich produkcjach, ponieważ
uznałem, iż dla przeciętnego człowieka nie dysponującego dostępem do Canal+, a
także mającego w głębokiej pogardzie oglądanie filmów on-line w marnej, pikselotycznej jakości, bycie na czasie
bez regularnego chodzenia do kina jest niemal niemożliwe do wykonania (właśnie
napisałem pięcolinijkowe zdanie wielokrotnie złożone!). Recenzję "Służb Specjalnych" mieliście okazję czytać całkiem niedawno,
a dzisiaj przyszedł czas na "Disco Polo". Gwoli wyjaśnienia muszę przyznać, że
zdecydowanie daleko mi do fascynacji tym kiedyś powszechnie wyszydzanym
gatunkiem muzycznym, który mimo przeciwności losu zdołał podbić serca Januszów
całego świata, a obecnie zdaje się przeżywać kolejny już renesans. Zatem, jak
zarymował kiedyś Wojtek Sokół - wróćmy
teraz na boisko podstawówki. W nostalgicznych latach 90-tych, spędzając
corocznie większość wakacji na wsi, gdzie liczba kanałów telewizyjnych ograniczała
się w porywach do pięciu (jeśli mieliśmy dobry sygnał), zostałem skazany na
coniedzielne oglądanie legendarnego, polsatowskiego Disco Relaxu. Sięgając
pamięcią do lat młodości, wspominam, iż były to seanse raczej radosne i tegoż
właśnie oczekiwałem od "Disco Polo".
Kwintesencja przaśności plakatu. ( źródło: http://www.filmweb.pl) |
Tak naprawdę trudno określić
kiedy dokładnie rozgrywa się akcja "Disco Polo". W zasadzie nie ma to większego
znaczenia dla fabuły, więc przyjmijmy, iż jest to jeden z okresów
disco-polowego boomu. Młody gniewny Tomek (Dawid Ogrodnik), egzystując na
jakimś polskim zadupiu, marzy o muzycznej karierze, górach hajsu i pięknych
kobietach. W końcu, w akcie totalnej desperacji, stawia wszystko na jedną
kartę: wraz z utalentowanym muzycznie Rudym (Piotr Głowacki) oraz techniczną o
wdzięcznej ksywie Mikser (Aleksandra Hamkało) tworzy zespół Laser. Droga na
disco-polowy Parnas nie jest jednakże usłana różami, a wszystko w garści trzyma
szef topowej wytwórni muzycznej, Daniel Polak (Tomasz Kot).
źródło: http://www.filmweb.pl |
Szczere powiedziawszy (a raczej
napisawszy) spodziewałem się, że "Disco Polo" będzie całkowicie innym filmem:
typową historią od zera do bohatera, tyle że tym razem w disco-polowej tonacji.
Abstrahując jednakże od trochę czerstwego westernowego wstępu (chociaż Tomasz
Knapik na wiecznym propsie),
produkcję Macieja Bochniaka należy uznać za jeden z najbardziej oryginalnych
projektów w dziejach polskiej kinematografii. Pierdolnięcie, z jakim na ekranie
pojawia się fikcyjny zespół Atomic wykonujący prawdziwy utwór Cztery osiemnastki, oraz epickość
teledysku trudno oddać słowami. Nie przypominam sobie kiedy ostatnio widziałem
polski film, z którego hektolitrami tryskałaby fascynacja najbardziej tandetną,
lunaparkową Ameryką. Za kostiumy oraz scenografię należą się ogromne oklaski,
bowiem nawet Warszawę niemal udało się przerobić na pełne neonów Las Vegas. Show
jest totalny i obejmuje również zdjęcia, montaż oraz użyte w filmie rekwizyty
(sprawdźcie choćby wystrój przyczepy kempingowej babci Rudego, mundury
klawiszów czy choćby auta, którymi przemieszczają się bohaterowie). Nie
przypominam sobie również, kiedy ostatnio widziałem polski film napakowany tak
bezpośrednimi, a jednocześnie znakomitymi nawiązaniami do zagranicznej
produkcji (pytanie o jajka wywołało salwy śmiechu u uświadomionej filmowo
części widowni). Jeśli zastanawiacie się dlaczego w "Disco Polo" pojawiają się
dwie przyodziane w biel postacie, dzierżące w rękach kije golfowe, to odpowiedź
na powyższe pytanie znajdziecie oglądając "Funny Games".
źródło: http://www.filmweb.pl |
Nie da się ukryć, że "Disco Polo'
to spiżowy pomnik wystawiony tytułowemu gatunkowi muzycznemu. Czas i miejsce
akcji nie mają większego znaczenia, przede wszystkim liczy się bowiem muzyka. W
filmie można nie tylko usłyszeć największe przeboje disco polo, ale także
zobaczyć czołowych wykonawców (m.in. Tomasz Niecik czy Radosław Liszewski z
Weekendu) w autoironicznych epizodach. Zrobiono to na tyle dobrze, że muzyka
naprawdę nie żenuje, a co po niektórzy zaczęli się nawet bujać w jej rytmie,
uparcie twierdząc, iż to właśnie gra się
na weselach (w tym miejscu gorące pozdro dla mojej towarzyszki!). De gustibus non est disputandum. Fabuła
nie jest niestety aż tak kolorowa jak scenografia, chociaż pojawia się kilka
smaczków (m.in. kameralny występ w więzieniu czy też propozycja zaśpiewania piosenki dla kandydata na prezydenta RP). "Disco Polo" to niemalże bajkowa opowieść o zawrotnej karierze zespołu
muzycznego ze wszystkimi typowymi elementami, przewidywalnym love story oraz obowiązkowym morałem.
Jednakże w tym przypadku sztampowość opowieści została zbilansowana przez pozostałe
składowe i nie wywołuje u widza uczucia żenady. Akcja napiera naprawdę w zawrotnym
tempie, a także wyeliminowano mielizny fabularne, dzięki czemu nie ma czasu na
nudę. Jak na kompletnie no name’owego
reżysera (przynajmniej dla mnie) Maciej Bochniak odwalił kawał solidnej roboty.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Aktorstwo to niezaprzeczalna
zaleta "Disco Polo". Z mojej perspektywy dopiero w tym filmie w pełni rozbłysła
gwiazda Dawida Ogrodnika, kompletnie nijakiego Rahima z "Jesteś bogiem". Aktor,
niczym mityczny Atlas, wziął na swoje bary niemal cały ciężar produkcji. Niemal,
ponieważ nie sposób nie docenić kolejnej znakomitej roli Tomasza Kota. Postać
Daniela Polaka po prostu urywa dupę! Trzecie miejsce na podium otrzymuje
natomiast Mariusz Drężek, wcielający się w przerysowanego do bólu, ale
jednocześnie pełnego zajebistości Rolanda, prowadzącego disco-polowy show.
Reszta wykonawców nie zrobiła na mnie niestety większego wrażenia. Joanna Kulig
(Anka) gra raczej typową rolę pozornie zimnego wampa, który w rzeczywistości
skrywa głęboko nieprzebrane pokłady wrażliwości. Nie specjalnie wyróżniają się
również postali członkowie zespołu Laser – Piotr Głowacki oraz Aleksandra
Hamkało (w jej przypadku jest to już jazda po bandzie). Na małe propsiki zasłużyli natomiast Juliusz
Chrząstowski (ojciec Tomka), Iwona Bielska (babcia Rudego) oraz niezawodny Janusz Chabior.
źródło: http://www.filmweb.pl |
"Disco Polo" to dla mnie jedno z
największych pozytywnych zaskoczeń polskiej kinematografii ostatnich lat. Mimo,
że spodziewałem się całkowicie innego kalibru, to film no name’owego reżysera dysponuje takim początkowym pierdolnięciem i tempem,
iż nie sposób wystawić niską notę. Dodatkowe zalety to oczywiście jawna
inspiracja Ameryką oraz znakomite kostiumy i scenografia (dla fanów tej muzyki
niezaprzeczalnym atutem będą największe klasyki gatunku). A że wszystko dotyczy
disco polo? W zasadzie nie ma to dla mnie znaczenia – opowieść o Tomku i jego
marzeniach można potraktować jako uniwersalną przypowiastkę. Sprawdźcie sami!
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz