wtorek, 11 sierpnia 2015

"Disco Polo"



W tegorocznej edycji Letniego Taniego Kinobrania postanowiłem się skupić na polskich produkcjach, ponieważ uznałem, iż dla przeciętnego człowieka nie dysponującego dostępem do Canal+, a także mającego w głębokiej pogardzie oglądanie filmów on-line w marnej, pikselotycznej jakości, bycie na czasie bez regularnego chodzenia do kina jest niemal niemożliwe do wykonania (właśnie napisałem pięcolinijkowe zdanie wielokrotnie złożone!). Recenzję "Służb Specjalnych" mieliście okazję czytać całkiem niedawno, a dzisiaj przyszedł czas na "Disco Polo". Gwoli wyjaśnienia muszę przyznać, że zdecydowanie daleko mi do fascynacji tym kiedyś powszechnie wyszydzanym gatunkiem muzycznym, który mimo przeciwności losu zdołał podbić serca Januszów całego świata, a obecnie zdaje się przeżywać kolejny już renesans. Zatem, jak zarymował kiedyś Wojtek Sokół - wróćmy teraz na boisko podstawówki. W nostalgicznych latach 90-tych, spędzając corocznie większość wakacji na wsi, gdzie liczba kanałów telewizyjnych ograniczała się w porywach do pięciu (jeśli mieliśmy dobry sygnał), zostałem skazany na coniedzielne oglądanie legendarnego, polsatowskiego Disco Relaxu. Sięgając pamięcią do lat młodości, wspominam, iż były to seanse raczej radosne i tegoż właśnie oczekiwałem od "Disco Polo".
Kwintesencja przaśności plakatu.
( źródło: http://www.filmweb.pl)
Tak naprawdę trudno określić kiedy dokładnie rozgrywa się akcja "Disco Polo". W zasadzie nie ma to większego znaczenia dla fabuły, więc przyjmijmy, iż jest to jeden z okresów disco-polowego boomu. Młody gniewny Tomek (Dawid Ogrodnik), egzystując na jakimś polskim zadupiu, marzy o muzycznej karierze, górach hajsu i pięknych kobietach. W końcu, w akcie totalnej desperacji, stawia wszystko na jedną kartę: wraz z utalentowanym muzycznie Rudym (Piotr Głowacki) oraz techniczną o wdzięcznej ksywie Mikser (Aleksandra Hamkało) tworzy zespół Laser. Droga na disco-polowy Parnas nie jest jednakże usłana różami, a wszystko w garści trzyma szef topowej wytwórni muzycznej, Daniel Polak (Tomasz Kot).
źródło: http://www.filmweb.pl
Szczere powiedziawszy (a raczej napisawszy) spodziewałem się, że "Disco Polo" będzie całkowicie innym filmem: typową historią od zera do bohatera, tyle że tym razem w disco-polowej tonacji. Abstrahując jednakże od trochę czerstwego westernowego wstępu (chociaż Tomasz Knapik na wiecznym propsie), produkcję Macieja Bochniaka należy uznać za jeden z najbardziej oryginalnych projektów w dziejach polskiej kinematografii. Pierdolnięcie, z jakim na ekranie pojawia się fikcyjny zespół Atomic wykonujący prawdziwy utwór Cztery osiemnastki, oraz epickość teledysku trudno oddać słowami. Nie przypominam sobie kiedy ostatnio widziałem polski film, z którego hektolitrami tryskałaby fascynacja najbardziej tandetną, lunaparkową Ameryką. Za kostiumy oraz scenografię należą się ogromne oklaski, bowiem nawet Warszawę niemal udało się przerobić na pełne neonów Las Vegas. Show jest totalny i obejmuje również zdjęcia, montaż oraz użyte w filmie rekwizyty (sprawdźcie choćby wystrój przyczepy kempingowej babci Rudego, mundury klawiszów czy choćby auta, którymi przemieszczają się bohaterowie). Nie przypominam sobie również, kiedy ostatnio widziałem polski film napakowany tak bezpośrednimi, a jednocześnie znakomitymi nawiązaniami do zagranicznej produkcji (pytanie o jajka wywołało salwy śmiechu u uświadomionej filmowo części widowni). Jeśli zastanawiacie się dlaczego w "Disco Polo" pojawiają się dwie przyodziane w biel postacie, dzierżące w rękach kije golfowe, to odpowiedź na powyższe pytanie znajdziecie oglądając "Funny Games".
źródło: http://www.filmweb.pl
Nie da się ukryć, że "Disco Polo' to spiżowy pomnik wystawiony tytułowemu gatunkowi muzycznemu. Czas i miejsce akcji nie mają większego znaczenia, przede wszystkim liczy się bowiem muzyka. W filmie można nie tylko usłyszeć największe przeboje disco polo, ale także zobaczyć czołowych wykonawców (m.in. Tomasz Niecik czy Radosław Liszewski z Weekendu) w autoironicznych epizodach. Zrobiono to na tyle dobrze, że muzyka naprawdę nie żenuje, a co po niektórzy zaczęli się nawet bujać w jej rytmie, uparcie twierdząc, iż to właśnie gra się na weselach (w tym miejscu gorące pozdro dla mojej towarzyszki!). De gustibus non est disputandum. Fabuła nie jest niestety aż tak kolorowa jak scenografia, chociaż pojawia się kilka smaczków (m.in. kameralny występ w więzieniu czy też propozycja zaśpiewania piosenki dla kandydata na prezydenta RP). "Disco Polo" to niemalże bajkowa opowieść o zawrotnej karierze zespołu muzycznego ze wszystkimi typowymi elementami, przewidywalnym love story oraz obowiązkowym morałem. Jednakże w tym przypadku sztampowość opowieści została zbilansowana przez pozostałe składowe i nie wywołuje u widza uczucia żenady. Akcja napiera naprawdę w zawrotnym tempie, a także wyeliminowano mielizny fabularne, dzięki czemu nie ma czasu na nudę. Jak na kompletnie no name’owego reżysera (przynajmniej dla mnie) Maciej Bochniak odwalił kawał solidnej roboty.
źródło: http://www.filmweb.pl
Aktorstwo to niezaprzeczalna zaleta "Disco Polo". Z mojej perspektywy dopiero w tym filmie w pełni rozbłysła gwiazda Dawida Ogrodnika, kompletnie nijakiego Rahima z "Jesteś bogiem". Aktor, niczym mityczny Atlas, wziął na swoje bary niemal cały ciężar produkcji. Niemal, ponieważ nie sposób nie docenić kolejnej znakomitej roli Tomasza Kota. Postać Daniela Polaka po prostu urywa dupę! Trzecie miejsce na podium otrzymuje natomiast Mariusz Drężek, wcielający się w przerysowanego do bólu, ale jednocześnie pełnego zajebistości Rolanda, prowadzącego disco-polowy show. Reszta wykonawców nie zrobiła na mnie niestety większego wrażenia. Joanna Kulig (Anka) gra raczej typową rolę pozornie zimnego wampa, który w rzeczywistości skrywa głęboko nieprzebrane pokłady wrażliwości. Nie specjalnie wyróżniają się również postali członkowie zespołu Laser – Piotr Głowacki oraz Aleksandra Hamkało (w jej przypadku jest to już jazda po bandzie). Na małe propsiki zasłużyli natomiast Juliusz Chrząstowski (ojciec Tomka), Iwona Bielska (babcia Rudego) oraz niezawodny Janusz Chabior.
źródło: http://www.filmweb.pl
"Disco Polo" to dla mnie jedno z największych pozytywnych zaskoczeń polskiej kinematografii ostatnich lat. Mimo, że spodziewałem się całkowicie innego kalibru, to film no name’owego reżysera dysponuje takim początkowym pierdolnięciem i tempem, iż nie sposób wystawić niską notę. Dodatkowe zalety to oczywiście jawna inspiracja Ameryką oraz znakomite kostiumy i scenografia (dla fanów tej muzyki niezaprzeczalnym atutem będą największe klasyki gatunku). A że wszystko dotyczy disco polo? W zasadzie nie ma to dla mnie znaczenia – opowieść o Tomku i jego marzeniach można potraktować jako uniwersalną przypowiastkę. Sprawdźcie sami!
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz