poniedziałek, 4 maja 2015

"Yuma"



Ponieważ już dawno nie było niczego z Polszy, dzisiaj wyruszymy w pasjonującą (to się akurat jeszcze okaże) podróż do początków transformacji ustrojowo-gospodarczej. W tym celu na warsztat biorę oczywiście słynną niedawno "Yumę" w reżyserii no name’a Piotra Mularuka. Produkcję z 2012 roku początkowo zaklasyfikowałem jako coś w rodzaju prequela prequela legendarnych "Młodych Wilków" – tylko nie zmuszajcie mnie do ponownego oglądania "Młodych Wilków ½"! Swoją drogą co za wyjątkowo zjebany pomysł na numerację – nie dość że ułamek dziesiętny wyglądałby o wiele lepiej, to dodatkowo wywoływałby z pewnością przyjemne skojarzenia. Ale wracając do głównego tematu to muszę przyznać, że "Yuma" zapowiadała się całkiem solidnie, mimo niemal całkowitej no name’owości reżysera. Rzut na oka na obsadę to moim zdaniem najlepsza rekomendacja do obejrzenia filmu. Ponadto okazało się, że przedstawiona historia została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami (cokolwiek to znaczy).
źródło: http://www.filmweb.pl
Tak jak wspominałem we wstępie "Yuma" przenosi nas do siermiężnej, szarej rzeczywistości przełomu lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Z prologu rozgrywającego się, gdy socjalizm jeszcze nie umarł całkowicie, dowiadujemy się, że czasem za nieuiszczenie rachunku może spotkać naprawdę okrutna kara (chociaż w zasadzie łudząco podobny motyw pojawił się w "Poranku Kojota"). Na oczach młodego Zygi (Jakub Gierszał) następuje kompletny rozkład dotychczasowej rzeczywistości. Chłopak, zamieszkujący przygraniczne miasteczko pozbawione jakichkolwiek perspektyw, marzy o wyrwaniu się z zaklętego kręgu ubóstwa Ragnara Nurksego. Najbardziej pożądanym obiektem luksusu są nowe adidasy, ponieważ nasz bohater codziennie przemierza miasto w jebanych sofixach lub tekturowych butach do trumny. Nadzieją na lepsze życie nieoczekiwanie staje się ciotka Zygi, Halinka (Katarzyna Figura), prowadząca miejscowy dom rozkoszy, a od czasu do czasu trudniąca się szmuglem papierosów do ponownie zjednoczonego Reichu.
źródło: http://www.filmweb.pl
Na początek mała uwaga do twórców: jeżeli chcecie pokazać w filmie definicję jakiegoś terminu to proponuję posłużyć się bardziej wiarygodnym źródłem niż Wikipedia. Niemniej pozwólcie, że przytoczę znakomity fragment z wyjaśnienia pojęcia juma/yuma: zwany był wtórnym, słowiańskim, sprawiedliwym podziałem dóbr osobistych. Pod względem fabularnym "Yuma" to raczej sztampowa historia od zera do bohatera, nad którym majaczy widmo nieuchronnego i spektakularnego upadku. Jak przystało na tego typu opowieści oglądamy oczywiście porażającą biedę, szarość i brak perspektyw. Młodzi ludzie szlajają się po zatopionym w beznadziei miasteczku: nie ma pracy, nie ma pieniędzy, a zamiast egzystencji na poziomie jest marna wegetacja w oczekiwaniu na kompletnie nie wiadomo co. Jak zatem w tak niekorzystnych warunkach zaimponować pięknej Majce (Karolina Chapko)? Trzeba oddać twórcom, że ukazanie tej beznadziei totalnej wyszło im całkiem nieźle. Gdyby przyznawano order imienia Rycha Peji za ekranowe reprezentowanie biedy to "Yuma" z pewnością znalazłaby się w gronie faworytów. Oczywiście sytuacja Zygi zmienia się diametralnie, gdy w trakcie szmuglowania papierosów odkrywa, że w Rzeszy można dokonać relatywnie łatwej redystrybucji dóbr luksusowych. Dzięki wrodzonej przedsiębiorczości chłopak rekrutuje dzielną drużynę szabrowników, szybko osiągając pozycję zbawcy przygranicznego miasteczka.
źródło: http://www.filmweb.pl
Oczywiście, jak w każdej tego rodzaju opowieści, spektakularne sukcesy wieszczą jeszcze bardziej spektakularną porażkę. Coraz bardziej brawurowe akcje ekipy Zygi szybko przyciągają uwagę szerszego otoczenia. Co prawda zagrożenie ze strony okrutnie pohańbionego w prologu byłego kumpla Rysia (Kazimierz Mazur), który został stróżem prawa, jest znikome, gdyż na niego wystarczy kontrolna lepa na ryj. Warto w tym miejscu wspomnieć o wysoce żenującej scenie szczekania w barze – totalna porażka. Jednakże prawdziwe niebezpieczeństwo dla Zygi stanowi Opat (Tomasz Kot), rezydent rosyjskiej mafii doglądający czujnym okiem szmuglowania przez granicę przemysłowych ilości spirytusu. O ile początkowo historia przedstawiona w "Yumie" jest nawet wciągająca i ciekawa, to wraz z upływem czasu wszystko zaczyna się rozsypywać. Finał to po prostu kompletna porażka, na dodatek okraszona jednymi z najsłabszych efektów specjalnych, jakie widziałem w życiu. Można jedynie wyrazić ubolewanie, że wysokiego poziomu z początku filmu nie udało się dociągnąć do końca. Niestety Mularuk nie ustrzegł się innych błędów. W "Yumie" znajdziemy pełną gamę klisz typowych dla historii od zera do bohatera (m.in. niedostrzeganie oczywistego zainteresowania ze strony bliskiej znajomej, uganianie się za nieosiągalną wybranką, nielojalni towarzysze itp.).
źródło: http://www.filmweb.pl
Jeśli chodzi o aktorstwo to z pewnością należy wyróżnić odtwórcę głównej roli. Jakub Gierszał, wcielający się w Zygę, stworzył bardzo dobrą kreację i kupuję w całości tego chłopaka. Niestety na drugim planie jest o wiele gorzej. Oczywiście bezapelacyjne propsy należą się Katarzynie Figurze za chyba najlepszą w filmie rolę ciotki Halinki – a przecież już od dawna byłem przekonany, że ta polska aktorka odeszła na zawsze do licznego grona parodystów. Na oklaski zaliczył również Tomasz Kot, wcielający się w bezwzględnego Opata. W tym miejscu po raz kolejny apeluję do polskich twórców: jeżeli chcecie mieć w swoim filmie postać rosyjskojęzyczną to wpierdolcie polskie napisy, gdy używa tegoż języka kurwa mać!!! Przypominam, że czasy się zmieniły i już nie każdy w Polszy legitymuje się znajomością mowy wschodnich przyjaciół. Za wyjątkowo uroczy wygląd na ekranie pragnę natomiast wyróżnić Karolinę Chapko – Majka tak bardzo kojarzy mi się z Marusią Ogoniok! Poza trójką wymienionych reszta postaci drugoplanowych nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym – są to po prostu typowe, płaskie role. Zarówno ekipa Zygi (Jakub Kamieński, Krzysztof Skonieczny oraz Helena Sujecka), burmistrz Bronek (Przemysław Bluszcz), pocieszny Niemiec Ernest (Tomasz Schuchardt) czy policjant Rysio (Kazimierz Mazur) to jednowymiarowi bohaterowie do szybkiego zapomnienia. Z tego kręgu ubóstwa wybija się jedynie Mieczysław Grąbka, wcielający się w sympatycznego celnika, a przy okazji chrzestnego Zygi.
źródło: http://www.filmweb.pl
Niestety "Yuma" to kolejny przykład zmarnowanego potencjału. Film Piotra Mularuka to w gruncie rzeczy sztampowa opowieść o wzlocie i upadku, aczkolwiek charakteryzująca się bardzo dobrym oddaniem realiów początkowego okresu polskiego transformacji ustrojowo-gospodarczej. Głównych przyczyn porażki upatruję w ułomności scenariusza (im bliżej końca tym bardziej monumentalny zjazd) oraz niedoświadczeniu reżysera. Biorąc pod uwagę całokształt to "Młode Wilki" z 1995 roku w dalszym ciągu pozostają niedoścignionym wzorem.
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz