Ponieważ już dawno nie było
niczego z Polszy, dzisiaj wyruszymy w pasjonującą (to się akurat jeszcze okaże)
podróż do początków transformacji ustrojowo-gospodarczej. W tym celu na
warsztat biorę oczywiście słynną niedawno "Yumę" w reżyserii no name’a Piotra Mularuka. Produkcję z
2012 roku początkowo zaklasyfikowałem jako coś w rodzaju prequela prequela legendarnych "Młodych Wilków" – tylko nie
zmuszajcie mnie do ponownego oglądania "Młodych Wilków ½"! Swoją drogą co za
wyjątkowo zjebany pomysł na numerację – nie dość że ułamek dziesiętny
wyglądałby o wiele lepiej, to dodatkowo wywoływałby z pewnością przyjemne
skojarzenia. Ale wracając do głównego tematu to muszę przyznać, że "Yuma"
zapowiadała się całkiem solidnie, mimo niemal całkowitej no name’owości reżysera. Rzut na oka na obsadę to moim zdaniem
najlepsza rekomendacja do obejrzenia filmu. Ponadto okazało się, że
przedstawiona historia została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami
(cokolwiek to znaczy).
źródło: http://www.filmweb.pl |
Tak jak wspominałem we wstępie "Yuma" przenosi nas do siermiężnej, szarej rzeczywistości przełomu lat 80-tych
i 90-tych XX wieku. Z prologu rozgrywającego się, gdy socjalizm jeszcze nie
umarł całkowicie, dowiadujemy się, że czasem za nieuiszczenie rachunku może
spotkać naprawdę okrutna kara (chociaż w zasadzie łudząco podobny motyw pojawił
się w "Poranku Kojota"). Na oczach młodego Zygi (Jakub Gierszał) następuje
kompletny rozkład dotychczasowej rzeczywistości. Chłopak, zamieszkujący
przygraniczne miasteczko pozbawione jakichkolwiek perspektyw, marzy o wyrwaniu
się z zaklętego kręgu ubóstwa Ragnara Nurksego. Najbardziej pożądanym obiektem
luksusu są nowe adidasy, ponieważ nasz bohater codziennie przemierza miasto w jebanych sofixach lub tekturowych butach do trumny. Nadzieją
na lepsze życie nieoczekiwanie staje się ciotka Zygi, Halinka (Katarzyna
Figura), prowadząca miejscowy dom rozkoszy, a od czasu do czasu trudniąca się
szmuglem papierosów do ponownie zjednoczonego Reichu.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Na początek mała uwaga do
twórców: jeżeli chcecie pokazać w filmie definicję jakiegoś terminu to
proponuję posłużyć się bardziej wiarygodnym źródłem niż Wikipedia. Niemniej
pozwólcie, że przytoczę znakomity fragment z wyjaśnienia pojęcia juma/yuma: zwany był wtórnym, słowiańskim, sprawiedliwym podziałem dóbr osobistych.
Pod względem fabularnym "Yuma" to raczej sztampowa historia od zera do
bohatera, nad którym majaczy widmo nieuchronnego i spektakularnego upadku. Jak
przystało na tego typu opowieści oglądamy oczywiście porażającą biedę, szarość
i brak perspektyw. Młodzi ludzie szlajają się po zatopionym w beznadziei
miasteczku: nie ma pracy, nie ma pieniędzy, a zamiast egzystencji na poziomie
jest marna wegetacja w oczekiwaniu na kompletnie nie wiadomo co. Jak zatem w tak
niekorzystnych warunkach zaimponować pięknej Majce (Karolina Chapko)? Trzeba
oddać twórcom, że ukazanie tej beznadziei
totalnej wyszło im całkiem nieźle. Gdyby przyznawano order imienia Rycha Peji
za ekranowe reprezentowanie biedy to "Yuma" z pewnością znalazłaby się w gronie
faworytów. Oczywiście sytuacja Zygi zmienia się diametralnie, gdy w trakcie
szmuglowania papierosów odkrywa, że w Rzeszy można dokonać relatywnie łatwej
redystrybucji dóbr luksusowych. Dzięki wrodzonej przedsiębiorczości chłopak
rekrutuje dzielną drużynę szabrowników, szybko osiągając pozycję zbawcy przygranicznego
miasteczka.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Oczywiście, jak w każdej tego
rodzaju opowieści, spektakularne sukcesy wieszczą jeszcze bardziej
spektakularną porażkę. Coraz bardziej brawurowe akcje ekipy Zygi szybko
przyciągają uwagę szerszego otoczenia. Co prawda zagrożenie ze strony okrutnie
pohańbionego w prologu byłego kumpla Rysia (Kazimierz Mazur), który został
stróżem prawa, jest znikome, gdyż na niego wystarczy kontrolna lepa na ryj. Warto w tym miejscu wspomnieć o wysoce
żenującej scenie szczekania w barze – totalna porażka. Jednakże prawdziwe
niebezpieczeństwo dla Zygi stanowi Opat (Tomasz Kot), rezydent rosyjskiej mafii
doglądający czujnym okiem szmuglowania przez granicę przemysłowych ilości
spirytusu. O ile początkowo historia przedstawiona w "Yumie" jest nawet wciągająca
i ciekawa, to wraz z upływem czasu wszystko zaczyna się rozsypywać. Finał to po
prostu kompletna porażka, na dodatek okraszona jednymi z najsłabszych efektów
specjalnych, jakie widziałem w życiu. Można jedynie wyrazić ubolewanie, że
wysokiego poziomu z początku filmu nie udało się dociągnąć do końca. Niestety
Mularuk nie ustrzegł się innych błędów. W "Yumie" znajdziemy pełną gamę klisz
typowych dla historii od zera do bohatera (m.in. niedostrzeganie oczywistego
zainteresowania ze strony bliskiej znajomej, uganianie się za nieosiągalną
wybranką, nielojalni towarzysze itp.).
źródło: http://www.filmweb.pl |
Jeśli chodzi o aktorstwo to z
pewnością należy wyróżnić odtwórcę głównej roli. Jakub Gierszał, wcielający się
w Zygę, stworzył bardzo dobrą kreację i kupuję w całości tego chłopaka. Niestety
na drugim planie jest o wiele gorzej. Oczywiście bezapelacyjne propsy należą się Katarzynie Figurze za
chyba najlepszą w filmie rolę ciotki Halinki – a przecież już od dawna byłem
przekonany, że ta polska aktorka odeszła na zawsze do licznego grona parodystów.
Na oklaski zaliczył również Tomasz Kot, wcielający się w bezwzględnego Opata. W
tym miejscu po raz kolejny apeluję do polskich twórców: jeżeli chcecie mieć w
swoim filmie postać rosyjskojęzyczną to wpierdolcie polskie napisy, gdy używa
tegoż języka kurwa mać!!! Przypominam, że czasy się zmieniły i już nie każdy w
Polszy legitymuje się znajomością mowy wschodnich przyjaciół. Za wyjątkowo
uroczy wygląd na ekranie pragnę natomiast wyróżnić Karolinę Chapko – Majka tak
bardzo kojarzy mi się z Marusią Ogoniok!
Poza trójką wymienionych reszta postaci drugoplanowych nie wyróżnia się niczym
nadzwyczajnym – są to po prostu typowe, płaskie role. Zarówno ekipa Zygi (Jakub
Kamieński, Krzysztof Skonieczny oraz Helena Sujecka), burmistrz Bronek
(Przemysław Bluszcz), pocieszny Niemiec Ernest (Tomasz Schuchardt) czy
policjant Rysio (Kazimierz Mazur) to jednowymiarowi bohaterowie do szybkiego
zapomnienia. Z tego kręgu ubóstwa wybija się jedynie Mieczysław Grąbka,
wcielający się w sympatycznego celnika, a przy okazji chrzestnego Zygi.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Niestety "Yuma" to kolejny
przykład zmarnowanego potencjału. Film Piotra Mularuka to w gruncie rzeczy
sztampowa opowieść o wzlocie i upadku, aczkolwiek charakteryzująca się bardzo
dobrym oddaniem realiów początkowego okresu polskiego transformacji
ustrojowo-gospodarczej. Głównych przyczyn porażki upatruję w ułomności
scenariusza (im bliżej końca tym bardziej monumentalny zjazd) oraz
niedoświadczeniu reżysera. Biorąc pod uwagę całokształt to "Młode Wilki" z 1995
roku w dalszym ciągu pozostają niedoścignionym wzorem.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz