Niemal od razu "Killing Them Softly" zostało zaliczone do produkcji, które są mi
całkowicie obojętne. Byłem przekonany, że moje życie nie ulegnie
drastycznym zmianom, jeśli nigdy nie obejrzę tego filmu. Skąd taka
postawa? W zasadzie trudno znaleźć sensowne kryterium, na podstawie
którego dokonuję podziału na must see i pozostałe.
Ironicznie im gorszy film, tym większą mam ochotę go obejrzeć –
zapewne wynika to z intuicyjnej potrzeby zaspokojenia hejterskiej
części mojej osobowości. Po spojrzeniu kontem oka na "Killing Them Softly" produkcja Andrew Dominika nie zwiastowała
ani wielkiego kina ani totalnej porażki. Tym samym zyskała status
jakiego najbardziej obawiała się Angela Hayes z "American Beauty"
- ordinary. Ponadto do projekcji nie zachęcało z pewnością
genialne inaczej tłumaczenie angielskiego tytułu - "Zabić,
jak to łatwo powiedzieć". Kurwa, po prostu brak mi słów na
takie podejście! Niemniej nadszedł w końcu taki dzień, gdy nie
miałem nastroju ani na wielkie kino ani na hejty – po
prostu idealny czas na zwyczajne kino.
źródło: http://www.impawards.com |
Akcja filmu rozgrywa się
w wiecznie pochmurnym, deszczowym i po prostu brzydkim mieście.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że jest to Nowy
Orlean! Taka sceneria może służyć jedynie za tło filmu
kryminalnego, toteż nie może dziwić, że po raz kolejny obcujemy
ze światem przestępczym. Trzech lokalnych debili, mających się za
geniuszów zbrodni, postanawia obrobić lokalnego bonza, który
słynie z organizowania nielegalnych partyjek pokera. Markie (Ray
Liotta) w przeszłości zaliczył poważną wtopę na tym polu, więc
plan wydaje się pozornie doskonały. Niemniej jak łatwo przewidzieć
gangsterzy nie lubią być okradani i pragną krwawej zemsty za
doznane upokorzenie. Do roli mściciela zostaje zaangażowany płatny
morderca Jackie (Brad Pitt), który, jak się wkrótce okazuje, musi
nie tylko znaleźć sprawców rabunku ale także użerać się z
wypalonymi zabójcami oraz postępującą biurokratyzacją
organizacji przestępczych.
źródło: http://movies.eventful.com |
Historia przedstawiona w "Killing Them Softly" jest bardzo prosta i pozbawiona udziwnień,
przez co film trwa zaledwie 97 minut. Było to dosyć zaskakujące i
do dziś odczuwam z tego powodu pewien niedosyt. Do samej opowieści
nie mam zamiaru się przyczepić, ale naprawdę można było
rozciągnąć bardziej niektóre wątki – w szczególności
Dillona. Andrew Dominik przedstawił Nowy Orlean w odcieniu szarości
i brudu, za co mu chwała, ponieważ to miasto zawsze kojarzyło mi
się raczej z kolorowymi paradami, Mardi Gras i innymi podobnymi
eventami. Oczywiście po huraganie Katrina doszły
dodatkowe, mniej optymistyczne skojarzenia. Niemniej nawet w wysoce
chujowym quasi remake'u "Złego Porucznika" z 2009 roku
nie było takiego wszechobecnego, ponurego syfu. Za to można
pochwalić reżyseria, ponieważ świat wykreowany w "Killing Them
Softly" nosi wysokie znamiona realizmu tzw. prozy życia. Z
pewnością warto pochwalić twórców za sporą dawkę brutalności
i kilka fajnych motywów (moja ulubiona scena to monolog Jackie'go na
temat zabijania, z którego wywodzi się angielski tytuł), ale
generalnie trudno uznać film za coś więcej niż przeciętną
produkcję. Co mnie natomiast niezmiernie dziwi, jest to kolejne
dzieło, w którym występuje motyw porywania psów – wrócimy do
tego szerzej przy okazji recenzji "Seven Psychopaths", która
powstanie nie wiadomo kiedy.
źródło: http://movies.eventful.com |
W ciekawy sposób ukazane
zostały nowe reguły rządzące przestępczym światem. To już nie
te czasy, gdy Jackie mógł sobie po prostu eliminować kogo chciał,
aby dotrzeć do sprawców napadu. Obecnie na każde zabójstwo musi
uzyskać zgodę nieznanego bliżej kolektywu mafijnych bossów. Nie
muszę chyba dodawać, że powoduje to ogromną frustrację u naszego
bohatera. I właśnie tenże motyw nadmiernej biurokratyzacji, która
dotknęła nawet przestępcze syndykaty, wiąże się z ostateczną
wymową filmu. Moim zdaniem kompletnie niepotrzebnie wpleciono do "Killing Them Softly" motywy polityczne. Co ma ukazać kończące
film przemówienie Baracka Obamy? Głębię społeczno-polityczną
filmu Dominika? Sorry bardzo, ale ja nie kupuję takich zagrywek. Nie
wymagam od kryminału tego rodzaju ambicji i chcę się dobrze bawić,
a nie wysłuchiwać czerstwych tyrad politycznych. Z tego powodu
zostałem zmuszony do obniżenia ostatecznej oceny, która momentami
zahaczała o słabe, ale mimo wszystko 7/10.
źródło: http://movies.eventful.com |
Usłyszałem kiedyś, że
Brad Pitt nie jest do niczego potrzebny w "Killing Them Softly" i
lepiej było zatrudnić jakiegoś mniej znanego aktora. Może jest w
tym twierdzeniu trochę prawdy (na pewno jeśli spoglądamy bez
pryzmat budżetu), niemniej mnie jego widok na ekranie wcale nie
mierził. Co więcej, moim zdaniem Pitt dobrze wywiązał się ze
swojej roli, tworząc sympatyczną postać z zapadającą w pamięć
stylówką. Natomiast osobą, która mnie wyjątkowo irytowała był
Ray Liotta. Mimo, że mam ogromny szacunek do tego aktora za "Chłopców z ferajny", to od jakiegoś czasu niemal nie mogę na
niego patrzeć. Ciągle gra takie same postacie, na dodatek w ten sam
sposób. Niestety nie inaczej jest w "Killing Them Softly", co
tylko potwierdza hipotezę o schyłku kariery Liotty. Na oklaski
zasłużył natomiast Richard Jenkins (Driver) oraz wychwalany przez
wszystkich za jedną ze swoich ostatnich ról James Gandolfini
(Mickey), doskonale wcielający się w wypalonego życiem i
bezużytecznego zabójcę.
źródło: http://movies.eventful.com |
Podsumowując: gdyby z "Killing Them Softly" usunąć elementy, o których wspomniałem
wyżej i rozszerzyć pewne wątki, to otrzymalibyśmy murowanego
kandydata do 7/10. Niestety Andrew Dominik zdecydował się pójść
inną drogą i w efekcie jestem trochę rozczarowany. Niemniej mimo
wszystko udało mu się utrzymać solidny, acz przeciętny poziom.
Szkoda, że tylko ordinary.
źródło: http://movies.eventful.com |
Ocena: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz