sobota, 12 października 2013

"Seven Psychopaths"

Na zakończenie tegorocznego Letniego Taniego Kinobrania postanowiłem obejrzeć film zdecydowanie lżejszy gatunkowo, ponieważ odczuwałem już wyraźne zmęczenie poważnymi tematami. "Seven Psychopaths" przykuło moją uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na osobę reżysera – Martina McDonagha, człowieka odpowiedzialnego za genialne "In Bruges" (nigdy nie pytajcie proszę o polski tytuł) oraz w miarę zabawnego "The Guard". Drugą, i może nawet ważniejszą przyczyną, była natomiast imponująca obsada: Colin Farrell, Christopher Walken, Sam Rockwell, Woody Harrelson, Michael Pitt, Tom Waits oraz Olga Kurylenko. To naprawdę robi wrażenie! W szczególności, gdy jest się fanem Farrella, Walkena i Harrelsona, a na dodatek od czasu do czasu lubi się popatrzeć na panią Kurylenko (abstrahując od hejtów na jej grę aktorską). Liczyłem zatem na przyzwoite kino rozrywkowe, ale raczej wybitnej produkcji nie przeczuwałem.
źródło: http://www.impawards.com
"Seven Psychopaths", podobnie jak pewien film z Cage'm, obraca się wokół postaci hollywoodzkiego scenarzysty-alkoholika. Marty (Colin Farrell), pogrążając się w oparach alkoholu, przeżywa właśnie kryzys twórczy. Na dodatek jego relacje z dziewczyną (Abbie Cornish) ulegają stopniowej degradacji. Szansą na wyjście z niemocy staje się scenariusz filmu o tytułowych siedmiu psychopatach. Niemniej naszemu bohaterowi pisanie idzie jak po grudzie. Ależ od czego się przyjaciele! Najlepszy kumpel Marty'ego, Billy (Sam Rockwell), postanawia wyciągnąć kolegę z alkoholowo-twórczego kryzysu i co rusz podrzuca mu masę fabularnych pomysłów. Jednakże wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności chłopcy wplątują się w kryminalną aferę i muszą stawić czoła siepaczom bezwzględnego Charliego (Woody Harrelson).
źródło: http://collider.com
"Seven Psychopaths" to dziwny film. Obejrzałem bowiem pierwszą (bardzo dobrą swoją drogą) scenę i już byłem gotów sklasyfikować dzieło McDonagha jako lekką, wielowątkową komedię kryminalną. A jednak nie: typowo polewkowa tonacja została momentami podlana bardzo gorzkimi i poważnymi zwrotami akcji (m.in. sceny w szpitalu), które trochę zaburzają lekką konwencję całości. Inną cechą charakterystyczną "Seven Psychopaths" jest totalna nierówność. Obok motywów wysoce upośledzonych, których niestety nie brakuje, pojawiają się wątki prawdziwie genialne – moim faworytem jest historia o mściwym kwakrze. Ponadto film McDonagha niemal epatuje brutalnością, co z pewnością należy uznać za zaletę. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena śmierci hipisa – a to zdarza się naprawdę rzadko. Wracając do upośledzonych motywów: podobnie jak w "Killing Them Softly" bohaterowie trudnią się porywaniem psów. Tym razem jednakże nie wywożą ich na Florydę, lecz oddają je właścicielom, inkasując spore nagrody. Rozumiem, że w kraju tak specyficznym jak USA takie rzeczy mogą mieć miejsce, ale nie jest to jeszcze powód bym musiał oglądać je na ekranie.
źródło: http://collider.com
W zasadzie nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego co rusz publika w kinie wybuchała śmiechem. Dialogi nie były aż tak błyskotliwe i zabawne – przynajmniej dla mnie, niemniej ja już dawno zgorzkniałem. Ponadto wydawało mi się, że wszystko jest robione na siłę i zdecydowanie brakuje naturalności, a przede wszystkim świeżości. Spójrzmy na przykład na zabawne intro filmu: dwóch gangsterów średniego szczebla czyhających na ofiarę i toczących ze sobą dysputę o postrzale w twarz. Ale tak naprawdę czyż nie widzieliśmy już takich obrazków w przeszłości? Niemniej zakończenie tejże sceny wydaje mi się wysoce ironiczne. W pewnym momencie akcja filmu traci kompletnie jakikolwiek sens, a poczynania bohaterów cechuje brak logiki. Zupełnie jak w scenariuszu pomysłu Billy'ego, który de facto staje się samospełniającą przepowiednią. Wydaje mi się po prostu, że twórcom wyraźnie zabrakło pomysłu na zakończenie "Seven Psychopaths" i dlatego właśnie pod koniec film zamienia się w nie wiadomo co.
źródło: http://collider.com
A jak wypadła na ekranie wymieniona we wstępie galeria sław? Otóż z uwagi na sympatię do Colina Farrella odbieram jego występ pozytywnie, niemniej zdecydowanie nie jest to rola na poziomie "London Boulevard" czy wspomnianego "In Bruges". Niestety nie jest to również scenariusz z tej samej ligi, więc trudno czepiać się aktora. Farrell hańby sobie nie przyniósł, ale również jakoś specjalnie się nie wyróżnił. A przecież wcielając się w alkoholika-scenarzystę mierzył się z legendą Cage'a! Przez większość część filmu wydawało mi się, że twórcy nie wykorzystali do końca ogromnego potencjału Christophera Walkena. Wiadomo powszechnie, że tak doskonały aktor robi różnicę samym pojawieniem się na ekranie, ale w "Seven Psychopaths" powinien zostać lepiej pokierowany. Tego zarzutu nie można postawić natomiast Woody'emy Harrelsonowi, który bardzo dobrze zagrał brutalnego gangstera kochającego nad życie swojego pieska. Niemniej wyróżnienie za najlepszy występ bezapelacyjnie zgarnia Sam Rockwell. Nie chcę spoilować, toteż napiszę tyle, że zagrał postać może z deka przegiętą, ale naprawdę należy docenić jego warsztat aktorski. Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe, to większość z nich pojawia się na chwilę, przez co trudno kogokolwiek specjalnie pochwalić.
źródło: http://collider.com
Trudno powiedzieć jak miał wyglądać finalny kształt "Seven Psychopaths" w zamyśle Martina McDonagha. Dostrzegam bowiem wyraźną dychotomię pomiędzy uderzeniem w tony totalnie komediowe a zrobieniem filmu serio. Niestety reżyser nie był w stanie zdecydować się w którą stronę ostatecznie pójść, więc jego dzieło przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. A stojąc nad przepaścią nie jest łatwo utrzymać stabilny poziom, stąd poważne wahania scenariusza. Mimo wszystko zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu "Killing Them Softly", które zachowuje o wiele większą wewnętrzną spójność. Naprawdę szkoda mi to pisać, ale "Seven Psychopaths" było najgorszym filmem, jaki miałem okazję obejrzeć w tegorocznej edycji Letniego Taniego Kinobrania w krakowskim Kinie pod Baranami. Zwykle oglądanie filmów na dużym ekranie podnosi ich ocenę, toteż strach pomyśleć, jaką notę wystawiłbym po seansie na kompie lub w TV.
źródło: http://collider.com
Ocena: 5/10 (głównie za historię o kwakrze).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz