Talk about something cool, like food or clothes
or Joan Didion!
"Ingrid Goes West" to kolejny
przykład interesującego filmu wygrzebanego gdzieś na jakiejś śmietnikowej
liście podsumowującej zeszłoroczne dokonania kinematograficzne. W tym miejscu
po raz kolejny przesyłam wielkie propsy
dla wszystkich twórców tego rodzaju zestawień - bez Was ominęłoby mnie tyle
znakomitych produkcji! Oprócz tego, że akcja została osadzona w mojej ukochanej
Kalifornii, to film Matta Spicera dotyka bowiem bardzo aktualnego tematu:
znaczenia mediów społecznościowych dla egzystencji współczesnej młodzieży.
Osobiście wywodzę się ze starych, mrocznych czasów, gdy szybki Internet nie był
ogólnodostępny, a pierwszą komórkę dostałem po skończeniu czteroletniego
liceum, a nie na komunię, dlatego też czasem jestem po prostu przerażony
zachodzącymi zmianami. Niemniej bardzo martwi mnie fakt, że coraz więcej imprez
w gronie znajomych polega po prostu na grupowym scrollowaniu Facebooka albo nieustannym wpatrywaniu się w świecący
zimnym blaskiem ekran smartphone’a. Jeśli miałbym wskazać Wam idealną piosenkę
do czytania recenzji to bez wahania polecam Świecące
prostokąty Taco Hemingwaya (ogólnie doradzam zapoznać się z jego
twórczością, chociaż Szprycer nie
jest w moim stylu).
Znakomity plakat! © 2017 NEON |
Tytułowa Ingrid (Aubrey Plaza) to
typowy, współczesny nolife żyjący
wyłącznie mediami społecznościowymi. Po dosyć niefortunnym występie na weselu instagramowej koleżanki dziewczyna
postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie i wyruszyć na Zachód (The west is the best; Get here, and we'll do
the rest) za ciężkie hajsy
otrzymane w spadku po śmierci matki. Po dotarciu do Los Angeles Ingrid
postanawia za wszelką cenę zaprzyjaźnić się z popularną blogerką Taylor Sloane
(Elizabeth Olsen). Realizacja tego ambitnego celu wymaga wielu poświęceń, ale
obsesja naszej bohaterki przyjmuje na tyle potężne rozmiary, że dziewczyna jest
dosłownie gotowa na wszystko.
© 2017 NEON |
"Ingrid Goes West" charakteryzuje
się znakomitym klimatem. Zresztą nie mogłoby być inaczej, skoro akcja filmu
została osadzona w gorącej Kalifornii (to jak wiadomo dla mnie już na samym
wstępie stanowi ogromną zaletę). Kontrast między nudą i monotonią rodzinnego
miasteczka Ingrid a możliwościami oferowanymi przez Miasto Aniołów wydaje się
być wprost porażający. Niemniej choć w produkcji wyreżyserowanej przez Matta
Spicera nie brakuje luzackich imprez i melanży, to jednak nie sposób nie
dostrzec wyraźnego nacisku na poważne problemy współczesnej młodzieży (czytaj:
uzależnienie od wszelkiej maści portali społecznościowych). Przyglądając się
uważnie życiu prowadzonemu przez główną bohaterkę w L.A. łatwo można zauważyć,
że nie wnosi ono kompletnie niczego i w zasadzie można je określić jako
bezsensownie pustą egzystencję. Wszystkie działania podejmowane przez Ingrid
mają bowiem na celu jak największe zbliżenie się do Taylor i opływanie w
wypracowany w pocie czoła internetowy fame.
Nawet romans z sympatycznym sąsiadem Danem (O’Shea Jackson Jr.) nie wynika ze
szczerego uczucia, a raczej z wyrachowania i nieodpartej konieczności przypodobania
się powszechnie znanej blogerce, a co za tym idzie zdobycia większej ilości
polubień. Jakże smutny jest fakt, że rzesze ludzi wolą żyć czyimś życiem, niż
postarać się zmienić własną egzystencję na lepsze.
© 2017 NEON |
Skoro już w dzisiejszych czasach
dla wielu ludzi głównym życiowym celem jest zdobywanie jak największej liczby de facto bezwartościowych polubień na
Facebooku albo Instagramie to czy nasza cywilizacja chyli się ku
spektakularnemu upadkowi? "Ingrid Goes West" porusza również problem drugiej
strony barykady, czyli tzw. idoli
opływających w internetowy fame. Dla nich lajki mają akurat często znaczenie finansowe, więc trzeba bujać się
wyłącznie po modnych knajpach, oglądać gorące filmy i znać ostatnie
bestsellery. Twórcy świetnie wykorzystali w tym celu postać Taylor. W gruncie
rzeczy to sympatyczna dziewczyna, która przeszła podobną jak Ingrid drogę
przybywając do Los Angeles z małego miasteczka. Niemniej, niemalże na plecach
swojego chłopaka Ezry (Wyatt Russell) i jego wyjątkowo szerokich horyzontach,
udało jej się wykreować na przyjazną intelektualistkę o niebanalnych pasjach.
Tworząc do tego wyidealizowaną egzystencję w Mieście Aniołów, której
zazdroszczą jej setki, jeśli nie tysiące internetowych fanek. "Ingrid Goes
West" stawia również istotne pytanie: ile jesteście w stanie poświęcić, aby
osiągnąć fame? Odpowiedź niestety nie
jest zbyt optymistyczna… Nie dołujmy się jednak kompletnie przekazem filmu i
zwróćmy jeszcze uwagę na kilka istotnych zalet. Po pierwsze znakomite zdjęcia:
Kalifornia wygląda po prostu znakomicie! Świetne miejscówki ukazano z należną
im klasą. Po drugie dzieło Matta Spicera niesie ze sobą ogromne pokłady
autentycznie zabawnych wydarzeń, które mogą wydawać się głupawe, ale idealnie
wpisują się w logikę działania głównej bohaterki. Trzecia sprawa to oczywiście
fajny soundtrack, podkreślający unikalny klimat Złotego Stanu.
© 2017 NEON |
Przechodząc do postaci oraz
aktorstwa zdecydowanie pozostajemy w kręgu zalet filmu. Oczywiście na pierwszym
planie niezaprzeczalnie bryluje Aubrey Plaza. Ingrid to świetnie zagrana, wysoce
emocjonalnie niestabilna postać, co znakomicie uwidacznia się w scenie
nagrywania wiadomości na pocztę głosową Taylor. Amerykanka genialne oddała na
ekranie pełnię obsesyjnej psychiki swojej bohaterki, która nawet w obliczu
poważnego zagrożenia własnego życia skupia się na zdobywaniu kolejnych lajków. Również niczego sobie wypada
wspomniana wyżej Taylor, w którą wcieliła się Elizabeth Olsen (kolejna po "Wind River" bardzo fajna kreacja). Sławna blogerka to sympatyczna i otwarta osoba,
która mógłby tak naprawdę polubić każdy z nas. Przechodząc natomiast do
panów warto zwrócić uwagę przede wszystkich na odtwórcę Dana. Naprawdę ciężko
uwierzyć, że dla O’Shea Jacksona Jr. jest to dopiero druga produkcja w życiu
(debiutował bezbłędnie wcielając się w swojego ojca Ice Cube’a w "Straight Outta Compton"). Dan to naprawdę klawy i poczciwy chłopak, z który miałbym
ochotę wyżłopać kilka piwerek. Podobnie sprawa wygląda w przypadku filmowego
partnera Taylor – Ezry. Wyatt Russell zaprezentował się już całkiem młodzieżowo
w "Everybody Wants Some!!", ale tutaj wprost idealnie roztapia się w kalifornijskim
klimacie (zresztą urodził się w L.A.).
© 2017 NEON |
"Ingrid Goes West" to bardzo
ciekawa produkcja, o której większość z Was nawet by nie usłyszała, gdybym nie
napisał tej recenzji (nawet nikomu się nie chciało zrobić polskich napisów). Bardzo boleję nad faktem, że film poruszający tak
aktualne i ważne tematy, a przede wszystkim znakomicie zagrany, ginie w oceanie
popkulturowego stolca. Zatem naprawdę zachęcam Was do obejrzenia produkcji
wyreżyserowanej przez Matta Spicera. A jeśli film zyska uznanie to zróbcie mu
solidną reklamę u znajomych.
© 2017 NEON |
Ocena: 8/10 (za Kalifornię ocena idzie w górę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz