Dzięki rozlicznym zajęciom
pobocznym oraz znakomitemu
terminarzowi na tegorocznej edycji Letniego Taniego Kinobrania zameldowałem się
dopiero w upalną sobotę pierwszego weekendu sierpnia (jeszcze ledwo zdążyłem na
seans z powodu awarii tramwajowej). Na rozdziewiczenie kolejnej odsłony
festiwalu z powodów patriotycznych wybrałem oczywiście polską produkcję (wieczna chwała wielkiej Polsce!). "Kamper" w reżyserii debiutującego
Łukasza Grzegorzka zapowiadał się jako nie lada rozrywka utrzymana w klimatach
Warszawy znanej z wczesnego etapu twórczości Taco Hemingwaya (w szczególności
doskonałego Trójkąta warszawskiego
czy wybornej Umowy o dzieło). Albo
przynajmniej mi się tak wydawało z powodu przebłysków z dawno przeczytanej
recenzji. W zasadzie mogło dotyczyć całkowicie innego filmu lub nie mieć
miejsca wcale – ostatnio ponownie oglądałem "Zagubioną autostradę" Davida
Lyncha, więc trudno ocenić co jest prawdą, a co imaginacją umysłu. Dla tych,
którzy mieli niewielką styczność z grami komputerowymi służę wyjaśnieniem
odnośnie tytułu filmu. Nie chodzi o samochód turystyczny, lecz o pewną taktykę
polegającą na zajmowaniu trudno dostępnych pozycji i biernym oczekiwaniu na
przeciwnika.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Tytułowy Kamper (Piotr Żurawski)
to około 30-letni team leader zespołu testującego gry komputerowe. Dla wielu
moich znajomych z paździerzowego przełomu podstawówki i liceum oraz
zdecydowanej większości czytelników CD Action, taka praca była po prostu
spełnieniem marzeń. Oprócz fajnej i niezaprzeczalnie interesującej pracy Kamper
posiada oddaną małżonkę Manię (Marta Nieradkiewicz), mocno zainteresowaną
kuchnią, oraz dosyć przestronne mieszkanie kupione za hajs teściów. Jednakże w
tym na pozór doskonałym życiu nie wszystko jest całkowicie idealne.
Niedojrzałość emocjonalna i idiotyczne żarty naszego bohatera coraz bardziej
irytują jego żonę. Idylla dobiega końca, gdy pewnego dnia Mania wyznaje
Kamperowi, że zdradziła go z uznanym szefem kuchni Markiem Baną (Jacek
Braciak).
źródło: http://www.filmweb.pl |
Chociaż po seansie wydaje się to
mocno bezpodstawne, to w "Kamperze" pokładałem dosyć spore nadzieje na dobre
kino. Niestety już wkrótce po rozpoczęciu się filmu Łukasza Grzegorzka dopadły
mnie wątpliwości. Pod względem fabularnym jest to totalnie zwyczajna opowieść,
która nie wyróżnia się kompletnie niczym z wyjątkiem może wysokiego stopnia
niedojrzałości emocjonalnej głównego bohatera (przykładowo dla jego żony uprana
pościel oznacza, że małżonek musiał uprawiać seks pod jej nieobecność). Nie
oczekujcie zatem spektakularnych zwrotów akcji czy błyskotliwych konwersacji z
ostrymi jak maczeta ripostami (do dialogów wrócimy jeszcze później). Jest
naprawdę bardzo zwyczajnie: bohaterowie jedzą śniadania, rozmawiają, pracują,
wychodzą do baru – ot, najzwyklejsza w świecie proza życia. W zasadzie jedynym
wyjątkiem od zwyczajności egzystencji jest postać Luny (Sheily Jimenez), zmysłowej nauczycielki języka hiszpańskiego, wyjętej jakby z innej rzeczywistości
(i dodajmy jeszcze: lecącej na takiego frajera). Tak naprawdę po tygodniu od seansu
ciężko sobie przypomnieć z filmu coś więcej niż dosłownie kilka migawek, choć
nie mogę powiedzieć, żebym specjalnie nudził się w kinie (warto podkreślić w tym miejscu, że "Kamper" trwa tylko półtorej godziny). Oprócz Luny z pewnością zapadła mi w
pamięć znakomita parodia programów kulinarnych pokroju MasterChefa, w której po
prostu bryluje Jacek Braciak.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Zdecydowanie brakuje mi choćby
oddania specyficznego klimatu współczesnej Warszawy (po co te wszystkie
panoramy miasta?). Chociaż z drugiej strony dzięki pominięciu atmosfery
panującej w stolicy, film nabiera uniwersalnego wymiaru, dzięki któremu mógłby
się rozgrywać w prawie każdym większym mieście z przeszklonymi biurowcami i
foodtruckami. Zgodnie z obietnicą wróćmy na chwilę do dialogów. Współcześnie
dochodzimy do bardzo dynamicznej zmiany w sposobie mówienia młodych ludzi
(trzydziestolatków też to dotyczy). Pewne powiedzonka czy słowa, niczym memy (z których de facto często się wywodzą), mają określony żywot i to co kiedyś
było na czasie, teraz brzmi trochę drętwo, żeby nie powiedzieć sztucznie. I tak
właśnie odbieram frazy wypowiadane przez bohaterów. Ponadto już po seansie
naczytałem się sporo o rzekomej głębi i przenikliwości "Kampera". Kurwa, głębię
i przenikliwość to można znaleźć na przykład w Nieznośniej lekkości bytu Milana Kundery, a nie w opowieści o
kolesiu, który nie wie gdzie kupić kołdrę, ponieważ nagle musiał przestać być
dużym dzieckiem! Muszę jednak dodać, że jak na reżyserski debiut to Łukasz
Grzegorzek poradził sobie pod względem realizacyjnym całkiem nieźle, a mimo
wymienionych wyżej wad "Kamper" nie jest jawnie tragiczny i ociera się o
solidność.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Warto również pochwalić twórców
za doskonałe dobranie aktora do roli głównej. Piotr Żurawski zarówno pod
względem fizycznym, jak i mentalnym, znakomicie nadaje się do występu jako
Kamper. W odgrywaniu niedojrzałości intelektualnej wydaje się tak naturalny, że
zacząłem się obawiać czy nie gra po prostu samego siebie (ale miejmy nadzieję,
że jest po prostu dobrym aktorem). Marta Nieradkiewicz postawiła z kolei na
kompletne wtopienie w zwyczajność produkcji. Jakże blado wygląda na tle
pomysłowej Golshifteh Farahani z niedawno recenzowanego "Patersona"! A przecież
Polka miała do zagrania o wiele więcej dramy i emocji! W zasadzie zapamiętałem
jej jedną przejmująca scenę – wybuch długo skrywanej frustracji do nieoczekiwanie
realistycznym podejściu Kampera do pomysłu z foodtruckiem. Bartłomiej Świderski
(Carlos) oraz Justyna Suwała (Dorota) jako postacie drugoplanowe są całkiem w
porządku. Jednak prawdziwą wisienką na torcie jest Jacek Braciak, wcielający
się w znającego życie szefa kuchni. Naprawdę, genialny występ!
źródło: http://www.filmweb.pl |
"Kamper" zawiódł moje oczekiwania
po całości, ale nie jest to produkcja, którą należy całkowicie skreślić. Jeżeli
kiedyś będziecie dysponować wolnym czasem to można sobie od biedy zapuścić –
średnio wzbogaci to Wasze życie intelektualne, ale również nie poczujecie się
zubożeni. Idealny film do obejrzenia i zapomnienia. Łukasz Grzegorzek jest
dopiero na początku budowania własnej legendy, więc miejmy nadzieję, że jego
kolejne produkcje będą znacznie lepsze – solidność już prawie osiągnął.
źródło: http://www.filmweb.pl |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz