Choose your future, Veronika. Choose life.
Zawsze bardzo sceptycznie
podchodzę do kręcenia sequeli czy też
prequeli bardzo udanych filmów, a w
szczególności, jeżeli ma to miejsce dwie dekady po premierze oryginału. Bez
przesady mogę stwierdzić, że "Trainspotting" to z pewnością jeden z
najważniejszych filmów mojego życia. Jeżeli niektórzy z Was na parnasie
narkotykowego kina stawiają "Requium dla snu" to ja na 150% wybiorę jednak
legendarną produkcję Danny’ego Boyle’a z 1996 roku. Chociaż moje doświadczenia
z narkotykami nie są może zbyt bogate, jak choćby w kontekście bohaterów "Fear
and Loathing in Las Vegas" (niemniej umiłowanie alkoholu przekracza czasem
dopuszczalne granice), to miałem znajomych, którzy z większą lub mniejszą
częstotliwością oddawali się heroinowemu nałogowi i to z kompletnie różnych (w
większości przypadków najczęściej kretyńskich) przyczyn. Zatem z powodu
znajomości zagadnienia od wczesnego liceum "Trainspotting" zawsze miał dla
mnie, oprócz swej niepodważalnej doskonałości, wysoce emocjonalne podłoże. Dlatego
też, o wiele bardziej niż zwykle, obawiałem się końcowego efektu sequela
Danny’ego Boyle’a.
żródło: http://www.impawards.com |
Od wydarzeń przedstawionych w
pierwszej części minęły dwie dekady. Po kompletnie nieoczekiwanej zapaści
Renton (Ewan McGregor), postanawia przyjechać na kilka dni do rodzinnego Edynburga.
Wracając na stare śmieci nie spodziewa się, że niemal natychmiast po powrocie przyjdzie
mu uratować dawnego kumpla heroinistę Spuda (Ewen Bremner), który z rozpaczy
postanowił wreszcie zakończyć swoją marną egzystencję. Całkowicie nieoczekiwana
sytuacja prowadzi do spotkania z kolejnym kolegą z dawnych czasów. Sick Boy
(Jonny Lee Miller) wraz z piękną Veroniką (Anjela Nedyalkova) zajmujący się
szantażami ma w planach otworzenie epickiego burdelu, który przyniesie mu miliony monet. Tymczasem z lokalnego
więzienia ucieka czwarty kompanion – w dalszym ciągu po upływie dwudziestu
lat żądny zemsty bezwzględny i nie do
końca zrównoważony psychicznie Begbie (Robert Carlyle).
© 2017 TriStar Pictures, Inc. |
Muszę przyznać, że moje obawy
dotyczące poziomu drugiej części "Trainspotting" rozwiały się w ciągu kilku
pierwszych minut seansu. Oczywiście nie mogę zaprzeczyć, że sequel nie ma aż takiego ciężaru
gatunkowego jak oryginał, ale niesie w sobie potężne pokłady gorzkiego rozczarowania
obecną egzystencją naszych bohaterów oraz ich niespełnionych marzeń (coś jak Umowa o dzieło Taco Hemingwaya). Film
Danny’ego Boyle’a ogląda się po prostu znakomicie, akcja bardzo szybko posuwa
się do przodu, niemniej nie zabrakło sentymentalnych wstawek nawiązujących do
pierwowzoru. W zasadzie największym nawiązaniem jest chyba główna oś fabuły i śmiało
można to potraktować jako sporą wadę, ponieważ znając oryginał bardzo łatwo
jest przewidzieć dalszy rozwój wydarzeń. Niemniej w tym przypadku ma to
znaczenie kompletnie drugorzędne z uwagi na powrót starych, znakomitych postaci
oraz narkotykowego półświatka Edynburga. Renton wygłasza kolejny znakomity
monolog pod tytułem Choose Life,
sporo rozmawia się o zamierzchłych czasach futbolowej chwały, a jawnie
antykatolicki występ wokalny w lojalistycznym klubie to już prawdziwa maestria
(dla takich właśnie scen się żyje)! Tak naprawdę oglądając "Trainspottig 2" ma
się wrażenie, że świat poszedł do przodu, a chłopacy
dalej są tacy, jak dwie dekady wcześniej.
© 2017 TriStar Pictures, Inc. |
"Trainspotting 2" to swoiste
skonfrontowanie pocztówkowego piękna Edynburga (jak choćby w scenie biegania
Rentona i Spuda) i Szkocji z dzielnicami nędzy, gdzie narkotyki i ciężkie
wpierdole są na porządku dziennym, a wszystkim rządzą silnoręcy gangsterzy pokroju Doyle’a (Bradley Welsh). Oczywiście z
powodu przestępczej natury naszych bohaterów, zdecydowaną większość seansu
spędzamy w miejscach, których nie zwiedzają normalni turyści. Tego rodzaju
depresyjne klimaty mogą naprawdę przytłoczyć, ale nie ukrywajmy – w niemal każdym
mieście można znaleźć takie miejscówki (przykładowo w CK zapraszam na
ulicę Młodą 4, który idealnie nadaje się na nakręcenie polskiej wersji "Trainspotting" albo nawet "Dredda"). Warto zwrócić uwagę na sprawność
realizacyjną Danny’ego Boyle’a. Akcja wartko posuwa się do przodu, czasem przy
wykorzystaniu dosyć nietypowych ujęć czy rozwiązań technicznych. Jeśli dodamy
do tego także znakomitą ścieżkę dźwiękową to otrzymamy kompletne dzieło na
wysokim poziomie.
© 2017 TriStar Pictures, Inc. |
Niepodważalną zaletę "Trainspotting 2" stanowi zebranie starej ekipy aktorskiej z oryginału. Wracający
do roli Rentona Ewan McGregor rozkręca się z każdą minutą, wspaniale oddając na
ekranie psychikę swojego bohatera. Po stonowanym początku (może się przecież wydać, że
Mark ustabilizował swoje życie w Amsterdamie) dostajemy bowiem wszystko to, co
w Rentonie kochamy najbardziej. I na dodatek ten błysk kompletnej
nieprzewidywalności w oku! Jonny Lee Miller również znakomicie ożywił postać
Sick Boya, choć tym razem Simon to zdecydowanie bardziej zawzięty i nastawiony
na aspekty finansowe skurwiel. W wielkim stylu powrócił również Robert Carlyle,
który wcielił się we Franco tak doskonale jak w pierwowzorze. Niemniej udało mu
się również realistycznie oddać pewną i dosyć nieoczekiwaną przemianę
psychiczną Begbie’ego. Na oklaski zasłużył również znakomity Ewen Bremner za
niedocenianą przeze mnie w oryginale, acz poruszającą rolę Spuda. Bagaż emocji,
który niesie ten występ jest po prostu imponujący. W kwestii ról kobiecych
warto zwrócić uwagę na fajną kreację Anjeli Nedyalkovej, wcielającej się w
Weronikę. Całkiem młodzieżowo zaprezentowała się również gwiazda "Boardwalk Empire", dorosła już Kelly Macdonald (Diane).
© 2017 TriStar Pictures, Inc. |
Seans "Trainspotting 2" to jak
powrót po latach na rodzinne osiedle, spotkanie dawno nie widzianych ziomków i
bezwzględne chłostanie z nimi wódy na ławce pod blokiem. Czasem zabawnie, czasem gorzko,
ale przede wszystkim nostalgiczne wspominanie starych czasów. Jeżeli mam
oglądać sequele na poziomie produkcji Danny’ego Boyle’a to jestem na tak!
© 2017 TriStar Pictures, Inc. |
Ocena: mocarne 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz