sobota, 21 stycznia 2017

"Konwój"



Nie da się ukryć, że od pewnego czasu moja przygoda z polską kinematografią zalicza się do bardzo udanych przedsięwzięć. Trafnie dobierając filmy do oglądania przekonałem się, że rodzimy biznes potrafi stworzyć całkiem interesujące produkcje na zaskakująco wysokim poziomie. Gdy zobaczyłem wielgachny billboard reklamujący "Konwój", pomyślałem sobie, że dzieło wyreżyserowane przez Macieja Żaka (jak dla mnie kompletny no name, ale jednocześnie muszę przyznać, że na polu krajowym jestem w ignorancji podobny do brzasku) podtrzyma doskonałą passę. Oczywiście swoje zrobiły nazwiska: Janusz Gajos, Robert Więckiewicz, Przemysław Bluszcz – każdego z wymienionych aktorów niezwykle szanuję. Dodatkowo obsadę uzupełnili starzy znajomi z "Demona" (Agnieszka Żulewska oraz Tomasz Ziętek), więc widowisko zapowiadało się wprost znakomicie.
źródło: http://www.filmweb.pl
Nowacki (Janusz Gajos), dyrektor więzienia, wyciąga z kompletnego, narkotykowego niebytu sierżanta Zawadę (Robert Więckiewicz). Wierny sprawie funkcjonariusz Służby Więziennej dostaje od swojego przełożonego misję przetransportowania niebezpiecznego przestępcy (Ireneusz Czop) do zakładu psychiatrycznego. Skład ochrony konwoju uzupełniają doświadczony sierżant Berg (Przemysław Bluszcz), kompletnie niedoświadczony rookie i przy okazji zięć dyrektora Nowackiego Feliks (Tomasz Ziętek) oraz nieznany nikomu funkcjonariusz Grup Interwencyjnych Służby Więziennej (Łukasz Simlat), zwany pieszczotliwie czarnuchem. Już od samego początku misji z powodu wyjątkowo ciężkiego narkotykowego zjazdu sierżanta Zawady nic nie idzie po myśli konwojentów, ale jak się szybko okazuje jest to dopiero kropla w bezdennym oceanie problemów.
źródło: http://www.filmweb.pl
Pierwsze sceny "Konwoju" do złudzenia przypominają trochę inny film z Robertem Więckiewiczem. Jednakże w przeciwieństwie do głównego bohatera "Pod Mocnym Aniołem" sierżant Zawada szprycuje się narkotykami zamiast wlewać w siebie monstrualne ilości gorzeliny. Otwierająca scena niemalże wygląda jakby nakręcił ją Wojtek Smarzowski, chociaż do pełni szczęścia brakuje ukazania jakichś fekaliów rozmazanych po ścianach. Jednakże zanim miałem okazję pierwszy raz zobaczyć bohaterów filmu, zostałem zmuszony do zapoznania się z mniej więcej 60 nazwami organizacji, instytucji oraz wszelakich sponsorów, którzy przyczynili się do powstania produkcji. Jakież było moje zdziwienie (szczególnie w kontekście jakości), gdy na tej długiej liście objawił się nagle Polski Instytut Sztuki Filmowej! Czy ktoś tam naprawdę czyta albo chociaż przegląda te scenariusze czy dotacje są przyznawane na podstawie kulek z maszyny losującej? Stwierdzić, że scenariusz "Konwoju" jest głupawy to tak jakby napisać w szkolnym wypracowaniu, że Józef Stalin raczej nie jest postacią godną do naśladowania. Kurwa, ten scenariusz jest po prostu kuriozalny, a im bliżej końca tym mniejsze są powiązania przyczyno-skutkowe między poszczególnymi wydarzeniami na ekranie.
źródło: http://www.filmweb.pl
Przykłady? Oczywiście, chętnie służę pomocą. Abstrahując już od jeżdżenia więźniarką gdzie tylko się komu podoba (na przykład, żeby zakupić prochy), strzelaniu do siebie na parkingu pod restauracją (nikt nie dzwoni na policję oczywiście) czy mordobiciach w konwojenckiej drużynie to najbardziej absurdalna i idiotyczna wydaje się być konfrontacja pod szpitalem psychiatrycznym. Co ciekawe, wspomniana instytucja wydaje się być dla bohaterów czymś w rodzaju Mekki lub ziemi obiecanej pod względem bezpieczeństwa – nikt nie zakłada bowiem, że eskortowanemu więźniowi może się w tym przybytku przydarzyć jakiś nieszczęśliwy wypadek. Jest to tym bardziej dziwne, że skoro jeden z bohaterów ma do dyspozycji własny oddział S.W.A.T. to czemu nie może mieć na usługach jakiegoś przekupnego pielęgniarza zarabiającego najniższą krajową? Chyba prościej o nieszczęśliwy wypadek typu pośliznął się na mokrej posadzce i uderzył w głowę niż totalną konfrontację z niepewnym wynikiem, która na 100% przyciągnie uwagę postronnych?
źródło: http://www.filmweb.pl
W pewnym momencie pomyślałem sobie: oka, to już koniec, czas się zwijać z kina, zło zatryumfowało, więc dam jedną gwiazdkę więcej. I gdy w zniecierpliwieniu czekałem na napisy końcowe moim oczom zaczęły się ukazywać kolejne sceny, a po nich następne. Co gorsze, każda kolejna była jeszcze głupsza i bardziej zbędna od poprzedniej. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej byłoby pozostawić scenę masakry bohaterów pod szpitalem psychiatrycznym bez jej ukazywania, aby widz mógł sam sobie wyimaginować jej przebieg (w ostatecznym rozrachunku wyszłoby też taniej). Natomiast po tym co zobaczyłem na ekranie, nie jestem w stanie uwierzyć, aby normalna osoba przyjęła przebieg wydarzeń zaprezentowany w raporcie dyrektora Nowackiego. Kolejny problem to działalność pana prokuratora, który kompletnie z dupy nagle wszystko odkrywa w magiczny sposób (oczywiście na ekranie nie uświadczyłem, w jaki sposób tenże niepozorny tytan dedukcji doszedł do swoich wniosków). Następna porażka to dialogi opierające się na pierdolnięciu co jakiś czas soczystym bluzgiem – jak dla mnie na dłuższą metę dosyć męczące i wtórne. Jeżeli miałbym natomiast wskazać jakiekolwiek zalety tego dzieła to mogę pochwalić kilka naprawdę ładnych ujęć (m.in. zdjęcia kompleksu więziennego filmowane z powietrza).
źródło: http://www.filmweb.pl
Kiedy w obsadzie jest tylu znakomitych aktorów można mieć naprawdę spore oczekiwania. Niestety chujowy scenariusz oraz nieudolnie rozpisani bohaterowie w znaczący sposób wpłynęli na ograniczenie ich możliwości. Janusz Gajos kreację komendanta Nowackiego oparł chyba na słynnej scenie z "Psów" – Chemik ma być wolny! Skurwysynu! (zauważcie jak cedzi bluzgi). Robert Więckiewicz z kolei stworzył niezwykle oryginalną upadłego twardziela z problemami narkotykowymi, który jednak na koniec okazuje się być gościem z zasadami. Naprawdę odkrywcze! Nie lepiej jest z Tomaszem Ziętkiem, który dostał do zagrania sztampową rolę świeżaka z krystaliczną moralnością i nie jest jeszcze blatny. Aktor znakomicie wpisał się w tę wtórną konwencję, nie dokładając kompletnie nic od siebie. Łukasz Simlat, wcielający się w bezimiennego, małomównego funkcjonariusza GISW, byłby w zasadzie spoko postacią, gdyby scenariusz nie zmuszał go do bycia brutalnym, nieprzewidywalnym pojebem. Na tym tle Przemysław Bluszcz, którego bardzo lubię oglądać na ekranie, wypadł chyba najbardziej przekonująco unikając przerysowania – sierżant Berg to wydaje się najbardziej realistyczną postacią w całym filmie. Postacie kobiece to natomiast dramat, ale nie ma w tym żadnej winy aktorek, tylko wynika to z nieudolności reżysera. Jedynym zadaniem Doroty Kolak (żona Nowackiego) jest pytanie czy mąż przyjdzie na obiad, natomiast Agnieszka Żulewska (żona Feliksa) jest w filmie tylko po to, by się rozebrać w scenie łóżkowej.
źródło: http://www.filmweb.pl
Niestety przypadkowo zauważyłem wiele pozytywnych komentarzy zamieszczonych przez użytkowników Filmweb.pl odnośnie 'Konwoju". I tak się zastanawiam jakie gówno muszą na co dzień oglądać ludzie, żeby wypisywać takie rzeczy bez wstydu? Na szczęście nie mam podłączonej telewizji, więc koncentruję się wyłącznie na tym co dobieram sobie wedle własnego uznania. Filmu Macieja Żaka nie polecam, ponieważ nie jest nawet na tyle chujowy, żeby można było toczyć z niego bekę przy oglądaniu ze znajomymi lub pod wpływem substancji odurzających.
źródło: http://www.filmweb.pl
Ocena: 3//10 (chociaż w sumie za co?).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz