The earth is evil. We don’t need to grieve for
it.
Co prawda dosyć długo zabierałem
się do "Melancholii" wyreżyserowanej przez Larsa von Triera, aczkolwiek
wreszcie udało się zaliczyć seans. Przygodę z twórczością kontrowersyjnego
(warto dodać, że za żartobliwe uwagi
o rozumieniu Hitlera i nazizmie został usunięty z festiwalu filmowego w Cannes)
duńskiego reżyseria rozpocząłem już wieki temu przy okazji serialu "Królestwo".
Oczywiście potem bywało różnie, niemniej trudno zaprzeczyć, że Duńczyk jest
niezwykle oryginalnym i charakterystycznym twórcą. Wspomniana "Melancholia" z
2011 roku zaliczana jest do tzw. trylogii
depresji, w skład której wchodzą również "Antychryst" oraz obie części "Nimfomanki" traktowane jako całość. Wedle samego Larsa von Triera scenariusz filmu
powstał pod niezwykle silnym wpływem alkoholu oraz narkotyków, co jednocześnie
może stanowić wodę na młyn dla krytyków oraz hejterów tejże produkcji (a wydaje się, że ich nie brakuje).
źródło: http://www.impawards.com |
"Melancholia" to opowieść o
wiecznie niezadowolonej z własnej egzystencji Justine (Kirsten Dunst). Nawet w
dniu własnego, hucznego wesela zorganizowanego przez siostrę Claire (Charlotte
Gainsbourg) oraz jej męża Johna (Kiefer Sutherland), młoda kobieta musi
nieustannie walczyć, by choć na pozór wydawać się szczęśliwą. Niestety
nadludzkie, wręcz tytaniczne, wysiłki naszej bohaterki kończą się spektakularną klęską, w efekcie
której jej świeżo poślubiony małżonek Michael (Alexander Skarsgård) postanawia
porzucić swoją drugą połówkę niemalże na ślubnym kobiercu. Jednakże rodzinny dramat
rozgrywający się w pięknej posiadłości wydaje się niczym w obliczu globalnego
problemu, który stawia pod znakiem zapytania dalszą egzystencję rodzaju
ludzkiego. Niedawno odkryta, tajemnicza planeta Melancholia niebezpiecznie
zbliża się do Ziemi i choć prognozy przewidują, że nie dojdzie do epickiej,
kosmicznej katastrofy to jednakże ludzie z niepokojem oczekują krytycznego
momentu.
źródło: http://www.melancholiathemovie.com |
Pod wieloma względami "Melancholia" wydaje się być niezwykle oryginalnym przedsięwzięciem, gdyż łączy
w sobie kameralny dramat rodzinny z potencjalną, kosmiczną katastrofą mogącą
unicestwić rodzaj ludzki. Niemniej zasiadając do seansu nie należy się
spodziewać kina w rodzaju "Armageddona", gdyż wątek katastroficzny rozgrywa się
przeważnie w dalekim tle (chociaż im bliżej końca filmu, tym bardziej wzrasta
jego znaczenie dla bohaterów). A zatem przez większość projekcji twórcy
postanowili się skupić na trudnych relacjach dosyć ekscentrycznej matki
(Charlotte Rampling) z dwiema córkami oraz na niełatwych stosunkach między całkowicie
różniącymi się psychicznie siostrami. O ile przy tym Claire można uznać za
raczej typową i średnio wyróżniającą się postać, o tyle konstrukcja Justine to
prawdziwy majstersztyk. Trudno przypomnieć mi sobie podobną tak odpychającą,
ale jednocześnie niezwykle fascynującą główną bohaterkę. Wiecznie niezadowolona
z życia, niemalże pozbawiona wszelkiej empatii osoba dysponująca ponadto wysoce
depresyjnymi skłonnościami oraz przejawiająca tendencje do bycia prawdziwym
kutasem dla swoich najbliższych. No, to jest właśnie postać, którą można
zapamiętać na całe życie!
źródło: http://www.melancholiathemovie.com |
Nie da się ukryć, że ten filmowy
eksperyment ogląda się naprawdę znakomicie i to nie tylko dlatego, że widzowie
chcą się przekonać czy Melancholia rozpierdoli Ziemię w drobny mak czy też rodzaj
ludzki przetrwa niewzruszony kosmicznym niebezpieczeństwem. Jest o tyle dziwne,
że w filmie tak naprawdę nie dzieje się zbyt wiele, a akcja toczy się
nieśpiesznie od jednego depresyjnego epizodu Justine do kolejnego. Dodatkowo
osadzenie akcji pośród pałacowej, nad wyraz zamożniej scenerii, gdzie nikt nie
musi się martwić czy hajs się zgadza, ma dla trochę bajkowy, odrealniony
charakter. Lars von Trier świetnie ukazał narastający niepokój wynikający z
nieznanego zagrożenia o totalnym charakterze, przed którym tak naprawdę nie
istnieje żadna forma ratunku. Co zatem robią bogacze w obliczu całkowitej
anihilacji? Dziwią się, że kamerdyner nie przyszedł do pracy. Wiele scen można
odebrać dosyć dziwnie – najlepsze przykłady to limuzyna nie mogąca zmieścić się
w zakręcie czy też zuchwała kradzież sztućców dokonana przez ojca panny młodej
(John Hurt). Niemniej całokształt zaliczam na plus, uznając za niezaprzeczalne
zalety solidną ścieżkę dźwiękową oraz piękne plenery wokół pałacyku Tjolöholm
położonego w szwedzkim Fjärås.
źródło: http://www.melancholiathemovie.com |
Kolejne niezaprzeczalne atuty "Melancholii" to oczywiście prawdziwie gwiazdorska obsada oraz znakomita gra
aktorska. A kogóż tu nie ma! Kirsten Dunst, Alexander oraz Stellan Skarsgård, John
Hurt, Kiefer Sutherland, Udo Kier - nawet pojedynczo każde z tych nazwisk robi
na mnie spore wrażenie. Oczywiście najwięcej na ekranie oglądamy Kirsten Dunst,
która znakomicie wcieliła się w wysoce antypatyczną Justine – wielkie brawa za
tak zapadającą w pamięć rolę. Oklaski należą się również jej filmowej siostrze
– kreacja Charlotte Gainsbourg, chociaż całkowicie różna, potrafi także
zaimponować. Wśród postaci drugoplanowych z pewnością na wyróżnienie zasłużyła
Charlotte Rampling, wcielająca się w matkę sióstr oraz John Hurt w sposób wybitny grający ich ojca. Trochę
szkoda, że nie do końca udało się wykorzystać ogromny potencjał Alexandra Skarsgårda,
ale fajnie czasem zobaczyć tego aktora w roli odbiegającej od typowego
wizerunku icemana.
źródło: http://www.melancholiathemovie.com |
"Melancholia" to bardzo ciekawy
projekt, aczkolwiek jednocześnie film dosyć dziwny i raczej mało przystępny dla
przeciętnego widza (pod względem przystępności oraz klimatu dostrzegam
niezwykłe podobieństwo z "Lobsterem"). Niemniej, jeśli pozostały w Was resztki
młodzieńczej ambicji, a od kina wymagacie coś więcej niż oferuje Marvel, to
zachęcam do zmierzenia się z tym dziełem Larsa von Triera.
źródło: http://www.melancholiathemovie.com |
Ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz