środa, 28 grudnia 2016

"The Neon Demon"



Beauty isn’t everything. It’s the only thing.

Nicolas Winding Refn powrócił! Co prawda na filmy duńskiego reżysera nie trzeba czekać tak długo jak w przypadku Toma Forda, ale trzy długie lata, które upłynęły od znakomitego "Only God Forgives" to niemalże wieczność. Tym razem twórca legendarnego "Drive" postanowił zająć się bezwzględnym światem mody, który momentami pod względem brutalności nie ustępuje wcale najgorszym gettom Los Angeles. Podobnie jak w przypadku poprzedniej produkcji spotkałem się z całkowicie skrajnymi podejściami do "The Neon Demon" (zapewne dlatego ocena filmu na IMDb obecnie oscyluje w okolicach szóstki). Bardzo nie lubię posługiwać się wyświechtanymi, banalnymi sloganami, ale jednak sporo racji mają ludzie twierdzący, że twórczość Refna to typowe przykłady hate it or love it, gdzie pośrodku nie ma po prostu niczego.
źródło: http://www.impawards.com
"The Neon Demon" to historia młodej, pięknej dziewczyny Jesse (Elle Fanning), która stara się zaistnieć na rynku modelek w Los Angeles. Dzięki niebanalnej sesji zdjęciowej autorstwa amatorskiego fotografa Deana (Karl Glusman) nasza bohaterka zostaje dostrzeżona przez tuzy świata mody i staje przed szansą na wielką karierę. Jednak błyskawiczne sukcesy w Mieście Aniołów budzą zawiść u starszych, bardziej doświadczonych koleżanek po fachu. Dodatkowo sytuacji Jesse nie polepsza zamieszkiwanie w najtańszym motelu prowadzonym przez typa spod wyjątkowo ciemnej gwiazdy, taplającego się w seksualnych aluzjach (Keanu Reeves).
źródło: http://theneondemon.com/
Jakkolwiek wybór świata mody jako tematu na najnowszy film Refna początkowo wzbudził u mnie pewne kontrowersje to muszę jednakże przyznać, że końcowy efekt jest wprost porażający. Ostatnia, mniej więcej półgodzinna, część "The Neon Demon" to prawdziwy rollercoaster emocji oraz szokujących obrazów. Od początku swojej kariery duński reżyser przyzwyczaja swoich widzów do naturalistycznie ukazanej przemocy, ale nigdy nie spodziewałbym się, że będę oglądał dantejskie sceny z udziałem pięknych, długonogich modelek. Zestawienie prawdziwego, naturalnego piękna Jesse oraz jej zdecydowanie mniej naturalnych koleżanek po niezliczonych operacjach plastycznych z pedofilią (srogie nawiązania do "Lolity"), rytualnymi mordami, zjadaniem ofiar oraz kąpielami w krwi w stylu Elżbiety Batory czy onanistyczną nekrofilią nie każdemu mogą przypaść do gustu. W filmie znalazło się więcej nawiązań do twórczości Stanleya Kubricka – warto wspomnieć choćby toaletową scenę z szminką Red Rum. Warto również zauważyć, że pod wieloma względami fabuła "The Neon Demon" jest prawdziwie zaskakująca i kompletnie pozbawiona wtórności (naprawdę tym razem Refn zaskoczył mnie solidnie pod tym względem).
źródło: http://theneondemon.com/
Jakkolwiek "The Neon Demon" może zostać pod wieloma aspektami uznany za szokujący, kontrowersyjny, a nawet odrażający film to Refnowi nie sposób odmówić niezwykłej dbałości o najmniejszy detal w każdej scenie oraz znakomity dobór muzyki. Ścieżka dźwiękowa po raz kolejny została znakomicie dopasowana do rozwoju fabuły i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem dotychczasowego dorobku Refna w tym zakresie. Jednakże tym razem na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się u mnie wrażenia wizualne. Poszczególne sceny są po prostu tak zjawiskowe, że miałbym ochotę zapuścić je w nieskończoność. Oglądając film zwróćcie uwagę w szczególności na początkową sesję zdjęciową z Deanem, tajemniczą imprezę w klubie, wszystkie sceny z fotografem Jackiem (Desmond Harrington), casting z projektantem mody (Alessandro Nivola) czy przemowę Jesse o istocie piękna nad pustym basenem. Maestria, przed którą należy paść na kolana i bić pokłony do samiutkiej ziemi! Oczywiście, jak przystało na Refna, bohaterowie mówią niewiele, choć i tak w porównaniu do poprzednich produkcji dostrzegłem znaczący rozwój dialogów. Nie mogło także zabraknąć tak charakterystycznych kadrów pulsujących czerwienią. Efekty specjalne są bardzo przekonywujące, a w dzisiejszych czasach trudno udaje się to osiągnąć, w szczególności, gdy budżet wynosił jedynie 7 milionów USD.
źródło: http://theneondemon.com/
Nie da się ukryć, że nawet najdoskonalsze kadry nie są w stanie uratować filmu, jeśli aktorzy grają od niechcenia. Na szczęście Refn ma świetne wyczucie w tym względzie, dzięki czemu nie mogę przyczepić się nawet do najkrótszego występu w "The Neon Demon", ponieważ wszystko jest na swoim miejscu. Oczywiście największe laury i zaszczyty przypadły Elle Fanning za rolę prawdziwie zjawiskowej Jesse. Nie sposób jednakże nie rozpływać się na resztą obsady. Jena Malone (Ruby) po raz kolejny udowadnia, że dysponuje nieprzeciętnymi umiejętnościami aktorskimi, a Bella Heathcote (Gigi) oraz Abbey Lee (Sarah) wydają się być po prostu stworzone do ról bezwzględnych, bezdusznych modelek. Znakomicie w roli pro fotografa zaprezentował się Desmond Harrington, równie fajnie wypadł jako amator Karl Glusman. Niezaprzeczalne propsy dla Christiny Hendricks (Roberta), ale gdybym miał wskazać na najlepszy występ drugoplanowy to bez wahana wybieram Alessandro Nivolę – rola od razu przykuwa uwagę i nie sposób oderwać oczu od projektanta mody. Ciekawie wypadł również Keanu Reeves grający wyjątkowo odrażającego i obleśnego typa.
źródło: http://theneondemon.com/
Po raz kolejny Nicolas Winding Refn nie zawiódł moich oczekiwań, a w sumie dostałem nawet więcej niż chciałem. "The Neon Demon" to znakomite i piękne wizualnie, chociaż jednocześnie niezwykle brutalne, makabryczne, a momentami wręcz obrzydliwe w swoim naturalizmie kino. Pozycja obowiązkowa!
źródło: http://theneondemon.com/
Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz