Jules, this is so boring without drugs.
Dzisiaj będzie troszkę nietypowo
i mocno wyjątkowo, ponieważ po raz pierwszy w historii mojej działalności
postanowiłem napisać recenzję filmu dokumentalnego. Kompletnie nie mam pojęcia
jak mi to wyjdzie, ale z powodu nieubłaganie zbliżającego się końca miesiąca
zostałem postawiony niemalże pod ścianą, gdyż nie dysponuję żadnym innym,
wystarczająco odpowiednim, materiałem na tekst. Oczywiście oglądam również
chętnie dokumenty, ale zawsze przedkładałem ponad nie produkcje fabularne.
Ponadto wydawało mi się dotychczas, że napisanie mniej więcej półtorej strony
sensownego i spełniającego funkcję rozrywkową eseju w przypadku filmu dokumentalnego będzie nie lada wyzwaniem
(tj. nie chciało mi się nigdy spróbować). Niemniej nadeszła wreszcie wiekopomna
chwila, a zatem przed Wami laureat tegorocznego Oscara za najlepszy dokument – "Amy".
źródło: http://www.impawards.com |
Jak wskazuje tytuł filmu (i
nietrudno się jednocześnie domyślić) reżyser Asif Kapadia postanowił tym razem
opowiedzieć historię Amy Winehouse, białej piosenkarki obdarzonej nieziemsko
czarnym głosem, która mniej więcej dekadę temu osiągnęła niebywały sukces
artystyczny. Ponad dwugodzinna produkcja przedstawia historię naszej bohaterki
od dzieciństwa aż po tragiczną śmierć wokalistki 23 lipca 2011 roku. Wraz z
niepokorną Amy (na szczęście nie mającą nic wspólnego z polskimi niepokornymi) wspinamy się stopniowo po
szczeblach kariery wokalistki jazzowej, która w pewnym momencie działalności
stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów światowego show-biznesu,
by sięgnąć gwiazd (per aspera ad astra),
a następnie zaliczyć spektakularną glebę.
źródło: http://www.amy-movie.com |
Nie ulega wątpliwości, że twórcom "Amy" udało się niezaprzeczalnie osiągnąć w szczególności jedną rzecz: ponad
dwugodzinny dokument ogląda się po prostu znakomicie. Film wciąga naprawdę
mocno i bardzo trudno oderwać się od ekranu, by zrobić cokolwiek innego. Dzięki
nawiązaniu współpracy z rodziną Amy udało się zebrać sporo materiałów
pokazujących wokalistkę z bardziej prywatnej strony (jak choćby popisy wokalne
z dzieciństwa czy multum naprawdę niezwykłych nagrań oraz zdjęć). Dla fanów wokalistki jest
prawdziwa uczta, ale również widzowie niezaangażowani emocjonalnie nie powinni
nudzić się oglądając co ciekawsze kąski z domowego archiwum. Niemniej należy
zauważyć, że niektóre fotografie ukazujące naszą bohaterkę na późniejszym
etapie kariery mogą zostać odebrane jako dosyć szokujące – w szczególności
chodzi o zdjęcia będące efektem wyraźnego nadużywania alkoholu oraz wszelkiej
maści narkotyków. Druga, wielka zaleta "Amy" to oczywiście wspaniała muzyka.
Oczywiście, istnieją ludzie, którzy pogrążając się w ignorancji potrafią nazwać
Amy jedynie narkomanką, ale moim zdaniem nie sposób odmówić tej niestabilnej
psychicznie dziewczynie ogromnego talentu, z którego potrafiła zrobić naprawdę
dobry użytek (Back to Black znają wszyscy, ale sprawdźcie wcześniejszy,
wybitny album – Frank). Co więcej, film przedstawia okoliczności powstania
poszczególnych piosenek, dzięki czemu możemy się przekonać, że teksty dotyczą
konkretnych sytuacji oraz osób, a nie są w pełni abstrakcyjnymi tworami.
źródło: http://www.amy-movie.com |
Jako trzecia zaletę "Amy"
należałoby wskazać dogłębną anatomię upadku utalentowanej wokalistki, która
przewija się na drugim planie już od pierwszych scen filmu (bulimia, skłonności
do depresji, rozbita rodzina czy wczesne przygody z narkotykami oraz
alkoholem). Do tego ogromny sukces oraz wynikająca z niego presja psychiczna, z
którą Amy nie potrafiła sobie kompletnie poradzić. I tym momencie możemy w
zasadzie przejść do kontrowersji. Mimo, iż jest to film dokumentalny tak
naprawdę trudno stwierdzić, ile jest prawdy w ukazaniu poszczególnych
bohaterów. Mitch Winehouse, ojciec Amy, określił produkcję jako niedorzeczną (preposterous – cytując za IMDb). Takie stanowisko nie może
oczywiście dziwić, ponieważ został przedstawiony w wyjątkowo niekorzystnym
świetle jako człowiek, który postanowił jedynie nabijać własną kieszeń na
sukcesach córki. Równie srogie hejty
spadły na męża Amy, Blake'a Fieldera-Civila, ale akurat w tym przypadku trudno
mieć wątpliwości jak degenerującym i toksycznym czynnikiem w życiu wokalistki był jej
małżonek. Oczywiście obaj panowie otrzymali możliwość wypowiedzenia się w
filmie, niemniej odnośnie Mitcha Winehouse’a niesmak pozostał. Wracając do
zalet "Amy" warto pochwalić dotarcie do całej rzeszy bliższych oraz dalszych
znajomych naszej bohaterki. Kompletnie nieoczekiwanie dla mnie sporo do
powiedzenia na temat wokalistki miał znany amerykański raper oraz aktor Mos Def Yasiin Bey.
źródło: http://www.amy-movie.com |
"Amy" charakteryzuje się naprawdę
bardzo smutnym czy wręcz depresyjnym wydźwiękiem, którego poziom wzrasta w
szczególności pod koniec filmu. Niemniej jest to solidna oraz niezwykle
interesująca produkcja ukazująca wiele nieznanych wcześniej szerokiej
publiczności aspektów życia brytyjskiej wokalistki. W tym przypadku trudno nie
zgodzić się z werdyktem Akademii.
źródło: http://www.amy-movie.com |
Ocena: 8/10.