Jakież motywy kierowały Seanem
Pennem, kiedy zdecydował się wziąć udział w projekcie pod tytułem "The Gunman"
(w Polszy opatrzonym dodatkowym, wysoce żenującym podtytułem "Odkupienie")?
Znakomity aktor, laureat dwóch Oscarów, mający na koncie role w ambitnych
produkcjach, postanawia nagle wystąpić w typowym na pierwszy rzut oka
akcyjniaku pozbawionym jakiejkolwiek głębszej historii. Czyżby dla niektórych
remedium na kryzys wieku średniego nie stanowiło krwiście czerwone Lamborghini,
lecz napakowanie muskuł i skopanie kilku tyłków na ekranie? Skąd zatem pomysł
na seans? Co prawda osoba reżysera niespecjalnie zachęcała do projekcji (mocno
średnie kino akcji w stylu "Taken", "13. Dzielnicy" czy "From Paris with Love"),
ale obsada mogła urwać nawet najbardziej wymagającą dupę: wspomniany Sean Penn,
Javier Bardem, Ray Winstone oraz Stringer Bell Idris Elba! Dodatkową
motywacją była również tematyka filmu: od secesji Katangi europejscy najemnicy
w Afryce zawsze u mnie na propsie.
źródło: http://www.impawards.com |
Akcja "The Gunman" została
osadzona w Demokratycznej Republice Konga. Grupa europejskich najemników pracowników kontraktowych brytyjskiej PMC (Private Military Company)
ochrania cywilów pracujących w NGO oraz nadzoruje budowę lotniska. Jednakże
powyższe działania stanowią jedynie przykrywkę dla ich obecności w Afryce.
Prawdziwa misja to klasyczny już nadzór nad sprawnym wydobyciem oraz prawidłową
dystrybucją kongijskich surowców naturalnych. W momencie, gdy jeden z ministrów
w rządzie DRK stwierdza, że dotychczasowa redystrybucja dóbr narusza żywotne
interesy jego ojczyzny, do akcji wkracza ekipa Terriera (Sean Penn). Po
sprawnej asasynacji (as you like it, Grażka?) nierozważnego polityka nasz
bohater musi jednakże z woli mocodawców porzucić ukochaną lekarkę (Jasmine Trinca)
i opuścić Czarny Ląd. Po kilku latach Terrier wraca do DRK, by budować studnie
(podwójne sic!), aczkolwiek bardzo
szybko okazuje się, że echa jego przeszłych czynów są nadal żywe.
źródło: http://www.fandango.com |
Jak można zauważyć czytając opis
fabularny, "The Gunman" wpisuje się w nurt kina podkreślającego i piętnującego
wyzysk Czarnego Lądu przez bezwzględną, białą rasę. Co prawda na ekranie
szlachtuje się bezlitośnie nie tylko randomowych,
ale także wysoko postawionych czarnoskórych, lecz przekaz pozostaje jasny:
Afryka cierpi, ponieważ Europejczycy i Amerykanie kradną surowce naturalne! Tym
bardziej zastanawiająca jest przemiana Terriera, którego można określić
bohaterem dynamicznym (jak wszyscy pamiętamy doskonale z
podstawówki). Warto zadać sobie pytanie: co sprawiło, że bezwzględny asasyn,
który bez mrugnięcia okiem odpalił kongijskiego ministra, po kilku latach wraca
do DRK by budować studnie? Oczywiście odpowiedzi na powyższe pytanie nie
znajdziemy w filmie, więc pozostawiam Wam dowolną interpretację motywów działania
Terriera. Wracając jeszcze na chwilę do afrykańskich ułomności: czy zadawaliście
sobie kiedyś pytanie dlaczego jedynym kontynentem, na którym biali ludzie muszą
pomagać budować studnie, jest Afryka? W zasadzie "The Gunman" pozostawia bardzo
wiele pytań bez odpowiedzi. Po jakiego chuja, pracując dla PMC, Terrier
dokumentuje niemal każdy element swojej pracy nagrywając filmiki na telefonie
komórkowym? Pamiętajmy, że początek opowieści rozgrywa się w połowie ubiegłej
dekady - ileż ten telefon musi mieć pamięci do kurwy nędzy? Dlaczego przez
osiem lat od wyjazdu z Afryki Terrier nie odezwał się do swojej ukochanej?
Czyżby zapomniał numeru jej telefonu? Nie mówię już o napisaniu maila albo chociaż
wysłaniu listu z lipnym wyjaśnieniem powodu ewakuacji…
źródło: http://www.fandango.com |
Opisując ułomności "The Gunman"
nie można oczywiście zapomnieć o śmiertelnej
chorobie, na którą cierpi Terrier. Ponieważ
w filmie nie podaje się jej nazwy, podejrzewam, że jest to wymysł wybujałej
fantazji scenarzystów. Otóż naszego bohatera czasem potężnie napierdala głowa,
nie potrafi zapamiętać informacji składającej się z więcej niż jednego słowa
(od czego jest niezastąpiony notatnik!), a ponadto od czasu do czasu zasypia w
dziwnych miejscach (np. w śmietniku). Nie, moi Kochani, Terrier nie jest bejem.
Ogólnie rzecz biorąc "The Gunman" składa się niemal wyłącznie z wyświechtanych
klisz. Przykładowo: nasz bohater ma wiernego kumpla, która zawsze pomoże w
potrzebie, za wszystkim stoi oczywiście postać robiąca z początku pozytywne
wrażenie (i to nie jest żaden kurwa spoiler!) i oczywiście nie mogło zabraknąć
pogadanki protagonisty z antagonistą. Co prawda czasami bywa naprawdę
brutalnie, ale efekt wydatnie psują żenujące flashbacki okresowo nawiedzające Terriera. Nie da się ukryć, że
troszeczkę podróżujemy: od RPA udającego DRK przez Londyn, Gibraltar aż po
ładne hiszpańskie krajobrazy Katalonii.
źródło: http://www.fandango.com |
Mimo ewidentnego wejścia w jesień
życia, Sean Penn pod względem fizycznym prezentuje się na ekranie całkiem
nieźle. Chociaż kiedy trzeba pręży muskuły i kopie złych po tyłkach, to
aktorsko postać Terriera momentami zaczyna niebezpiecznie przypominać epicką
walkę Clive’a Owena z pełnym zatwardzeniem. Od aktora, który ma na koncie dwa
Oscary oraz wiele innych wspaniałych ról, z pewnością należy wymagać
zdecydowanie więcej! Fajnie zobaczyć Raya Winstone’a (Stanley), ale szkoda, że
jego bohater to typowy, oddany kolega, jakich widziałem już setki. Wracając do
tematu bejozy należy wspomnieć rolę Javiera Bardema, za którą, wedle IMDb,
otrzymał 5 milionów USD (12.5% budżetu filmu!). Felix z bezwzględnego
profesjonalisty zmienia się w luksusowego beja, traktującego własną żonę jak
zwykłą ulicznicę. Naprawdę genialna
kreacja, warta każdych pieniędzy. W zasadzie najmniej zarzutów można postawić
Jasmine Trince (Annie) – aktorka zagrała w miarę solidnie, aczkolwiek nie jest
to kreacja wybijająca się ponad scenariuszową mieliznę "The Gunman". Na koniec
zostawiam prawdziwą wisienkę na torcie: szumnie anonsowany Stringer Bell Idris Elba pojawia się zaledwie w trzech scenach! Serio?
źródło: http://www.fandango.com |
"The Gunman" to kolejny film potrzebny jak kurwie deszcz. Pomimo
znakomitej obsady jest to typowy akcyjniak, w dodatku wyróżniający się jedynie
dużym poziomem wtórności oraz żenującym przesłaniem o krzywdzeniu Afryki przez
okrutną białą rasę. Warto zobaczyć jedynie po to, aby przekonać się jak niewiele
niektórzy ludzie muszą zrobić, by zarobić pięć milionów USD. Brawo Javier,
trzymaj tak dalej!
źródło: http://www.fandango.com |
Ocena: 3/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz