sobota, 7 lutego 2015

"Nightcrawler"



Miasto nocą i to mi chodziło! Ileż to czasu w swoim życiu spędziłem przemierzając bez żadnego wyraźnego celu CK i Kraków pośród świateł miasta! Chociaż bardzo lubię słońce to jednak widok gwiazd zawsze potężnie mnie fascynował i były takie okresy, że naprawdę dobrze zaczynałem się czuć dopiero po zapadnięciu zmroku. Większość podróży to oczywiście legendarne po dziś dzień odyseje alkoholowe (noc bywała taka piękna, że ja nie mogłem ustać), ale zdarzały się przecież nieraz spacery od sztukowni do sztukowni lub też wyjścia by sprawdzić czy rzeczywiście elegancko jest na ulicy. Niemal każde miasto emanuje nocą unikalnym klimatem, którym przesiąknięte są ulice i chodniki. To całkowicie inne życie od tego, które oglądamy w świetle dnia – przecież tyle rzeczy nocą można tutaj dostrzec. Czasem miałem możliwość zaobserwować historie tak absurdalne, niesamowite czy wprost niewytłumaczalne, że naprawdę trudno je ogarnąć w jakikolwiek sposób. I nie proście przypadkiem, żebym Wam zapodał jakąś nocną przypowieść, ponieważ i tak w nią nie uwierzycie. Z tego miejsca wielkie pozdro dla wszystkich, którzy mieli okazję towarzyszyć mi przy okazji tychże eskapad. Ale abstrahując od prywaty i autobiograficznych, rozwlekłych ponad miarę wstępów, przejdźmy do meritum. Dzisiaj na warsztat biorę reżyserski debiut Dana Gilroya – "Nightcrawler". Swoją drogą fajnie zadebiutować w wieku 55 lat. Można? Jak widać można!
źródło: http://www.impawards.com
Jak się zapewne domyślacie (mam nadzieję, że Wasza inteligencja przewyższa temperaturę pokojową wyrażoną w stopniach Fahrenheita) akcja "Nightcrawlera" rozgrywa się w większości w nocy. Louis Bloom (Jack Gyllenhaal) to drobny złodziej parający się głównie kradzieżami złomu w Los Angeles. Jednakże jego ambicje są dosyć wygórowane, gdyż wiele czasu poświęca na internetowe samodoskonalenie (i nie chodzi tu akurat o oglądanie porno). Pewnej nocy Louis jest świadkiem wypadku drogowego. Na miejscu zdarzenia błyskawicznie pojawia się ekipa wolnych strzelców kręcąca materiał na potrzeby porannych wiadomości telewizyjnych. Bloom, zafascynowany nocną pracą, niemal natychmiast postanawia wejść do branży. Jak się szybko okazuje nasz bohater ma niezwykły talent, podparty wyjątkowo silną motywacją.
źródło: http://www.fandango.com
Na początek poruszę kwestię tytułu: osobiście uważam, że o wiele lepiej było zostawić oryginalny (niech się cebulaki edukują lingwistycznie!), aczkolwiek w tym przypadku "Wolny strzelec" przynajmniej nawiązuje do fabuły filmu. Jak na reżyserski debiut "Nightcrawler" od samego początku emanuje znakomitym, unikalnym klimatem. Pod tym względem jest to z pewnością jedna z najlepszych produkcji ostatnich lat. Wybitnie ukazana atmosfera nocnego życia w Los Angeles to z pewnością ogromna zaleta filmu Dana Gilroya. Świetne zdjęcia podparte solidną ścieżką dźwiękową (chociaż moim zdaniem "Drive" m.in. dzięki Kavinsky’emu ma o wiele lepsze OST) zrobiły naprawdę dobrą robotę. Fabuła jest naprawdę interesująca i, że tak się wyrażę, wyjątkowo nie wtórna. Fascynujący świat ekip telewizyjnych kręcących krwawe wypadki, pożary oraz wybrane aspekty przestępczości (najlepiej bezlitosne mordy dokonywane na zamożnych, białych mieszkańcach przedmieść przez ubogie mniejszości latynoskie lub afroamerykańskie) wciąga widza na całe dwie godziny. "Nightcrawler" bezlitośnie obnaża mechanizmy współczesnej telewizji: w obliczu spadku oglądalności stacje prześcigają w epatowaniu brutalnymi zbrodniami – i pamiętajcie, że dotyczy to porannych wiadomości (telewidzowie dostają w ten sposób tematy do konwersacji w trakcie dnia)!
źródło: http://www.fandango.com
Oczywiście bezwzględność udziela się także poszczególnym operatorom, którzy zamiast ratować ludzkie życie starają się znaleźć jak najlepsze i najbardziej krwiste ujęcie (momentami jest naprawdę brutalnie). Ludzkie truchła są po prostu znakomitą okazją do zarobienia pieniędzy, a im więcej krwi w nagraniu (oczywiście najlepiej zamożnych WASP), tym więcej monet. Nie trzeba chyba dodawać, że w powyższym procederze bryluje główny bohater "Nightcrawler". Wraz z poprawą sytuacji materialnej (najbardziej dobitny przejaw tego procesu to zamiana starej Toyoty Tercel na nowiutkiego, krwiście czerwonego Dodge’a Challengera SRT) Louis staje się coraz bardziej nieczułym i bezwzględnym operatorem. Tak naprawdę dla realizacji swoich ambitnych celów Bloom jest w stanie zrobić wszystko. W mojej opinii jest to wyjątkowo udana postać, aczkolwiek trudno ją polubić (bo w sumie za co?). Z pewnością na ogromne brawa zasłużył Jack Gyllenhaal. Genialna wprost rola – zapamiętam ją na długie lata. Aktor znacznie schudł na potrzeby filmu, aby jak najbardziej upodobnić się do własnej koncepcji postaci Blooma. Gyllenhaal nadał Louisowi bardzo osobisty charakter: oprócz unikalnego wyglądu warto zwrócić uwagę na momentami wysublimowany, a przeważnie beznamiętny sposób wysławiania się bohatera czy też jego mimikę. Chociaż "Nightcrawler" opiera się zasadniczo na barkach Gyllenhaala to na drugim planie z pewnością można wyróżnić Rene Russo grającą pazerną na wzrost oglądalności szychę z lokalnej stacji telewizyjnej. Muszę przyznać, że początkowo podchodziłem do jej angażu bardzo sceptycznie, ale okazało się to całkowicie nieuzasadnione. Czasem w tle pojawiał się Bill Paxton, biegający z kamerą niczym Ben Johnson - solidna rola drugoplanowa. Z kolei Riz Ahmed wcielający się w Ricka, przydupasa Blooma, jest w mojej opinii taki sobie. Z powodu lenistwa i wrodzonej ułomności tej postaci mógłby ją zagrać jakiś Latynos albo Mos Def tak jak w "16 Blocks" (aczkolwiek bardzo lubię Mos Defa jako rapera). I to w zasadzie wszystko, ponieważ reszta bohaterów na ekranie pojawia się raczej epizodycznie.
źródło: http://www.fandango.com
"Nightcrawler" dostarczył mi dokładnie tego, czego spodziewałem się po produkcji Dana Gilroya. Niebanalny temat, znakomicie oddane realia nocnego życia w Los Angeles, świetne kreacje aktorskie oraz solidne OST to przepis na świetne kino, do którego mam zamiar wracać co jakiś czas. Naprawdę dawno nie oglądałem filmu, który tak sugestywnie budził we mnie potrzebę przemierzania miasta nocą. Pozycja obowiązkowa, w szczególności dla tych, którzy uwielbiają podróżować do kresu nocy wśród miasta świateł.
źródło: http://www.fandango.com
Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz