O tym jak wielkie
znaczenie dla polskiej (i mam nadzieję nie tylko) literatury ma cykl
wiedźmiński Andrzeja Sapkowskiego napisano już zapewne niejedną
magisterkę. Nie mam zamiaru zatem powtarzać powszechnie znanych
opinii. Dzisiaj na warsztat biorę po prostu serialową wersję
przygód wiedźmina Geralta z Rivii, którą oparto na zbiorach
opowiadań Miecz Przeznaczenia oraz Ostatnie Życzenie.
Jednakże zanim przejdę do właściwej recenzji pozwolę sobie na
niewielkich rozmiarów dygresję autobiograficzną. Wyobraźcie
sobie autora w roku 2001, gdy wypełniony po brzegi młodzieńczymi
ideałami i entuzjazmem, mając jeszcze paszport do młodości
taki radosny, uczęszczał do jednego z najlepszych liceów Miasta
CK. Ów młodzian prozę Sapkowskiego chłonął bardzo namiętnie,
toteż nie mógł tak po prostu olać ekranizacji w reżyserii Marka
Brodzkiego. Pełen młodzieńczej nadziei wyruszył zatem do kina,
ale już po pierwszym minutach wiedział, że twórcy, nie owijając
w bawełnę, ordynarnie zapakowali mu kindybał w szamot. I
wówczas, porzuciwszy romantyczne idee, stał się on hejterem
i poprzysiągł odtąd krwawo masakrować wszystkie polskie produkcje
urągające jego inteligencji. I wiedział natenczas, że nadejdzie
dzień, w którym powstanie potężne narzędzie hejtu w
postaci bloga. I już wówczas wiedział on, że będzie to słuszne
i sprawiedliwe.
Nadchodzi czas chujozy! (źródło: http://www.filmweb.pl) |
Planowałem napisać, że
oczywiście jak to bywa w przypadku każdej epickiej produkcji
TVP film od razu zamieniono w serial. Jednakże tym razem było
odwrotnie: to film jest produktem ubocznym kręcenia serialu. Akurat
w tym przypadku, choć może się to wydawać niedorzeczne,
13-odcinkowa seria sprawia o wiele lepsze wrażenie niż dwugodzinny
film. Oczywiście od razu trzeba zaznaczyć, że należy to rozumieć
relatywnie. To że serial jest lepszy od filmu nie oznacza bowiem, że
jest to dobra lub choćby nawet poprawna produkcja. Nie ukrywajmy –
nadal jest słaba w chuj. Książki czytało się naprawdę
wspaniale, a oglądanie serialu jest naprawdę bolesne – żeby
poczuć ten poziom proponuję zamienić mięciutki papier toaletowy
na najgrubszy papier ścierny. Marek Brodzki dostał soczystą
pomarańczę i dołożył wszelkich starań by zamienić ją w
kompletne gunwo. Fabularnie obracamy się w kręgach dwóch tomów
opowiadań Sapkowskiego oraz imaginacji twórców odnośnie
dzieciństwa Geralta (okres często powracający w żenujących
flashbackach).
źródło: http://www.tvp.pl |
Pierwsza rzecz, która
uderza widza oglądającego "Wiedźmina", to totalne i
bezkompromisowe ubóstwo. Pod względem materialnym świat wykreowany
przez twórców ma bardzo wiele wspólnego z twórczością Rycha
Peji – podobnie jak raper ze Slums Attack mocno reprezentuje biedę.
Mam tyle zastrzeżeń, że aż nie wiem od czego zacząć! Wszystkie
postacie z wyjątkiem Geralta (i może warunkowo Renfri, Falvicka i
innych wiedźminów) są odziane tak ubogo, że aż bolą oczy.
Niestety ludzie nie wypadają nawet najgorzej, co więcej można
śmiało rzec, że jako zbiorowość prezentują się najlepiej
(słowo klucz dla zrozumienia recenzji – relatywizm). Krasnoludy,
chociaż nie pojawiają się zbyt często, są jeszcze w miarę do
przyjęcia – oczywiście biorąc pod uwagę realia tej chujowej
kreacji. Jednakże problem zaczyna narastać już w trzecim odcinku,
gdy Wiedźmin ratuje driadę (Karolina Gruszka) przed ogromnym
gumowym wężem. Wtenczas właśnie okazało się, że driady różnią
od normalnych ludzkich kobiet jedynie zielonym makijażem,
strzelaniem z łuku i zamieszkiwaniem w lesie. Ale to nie mieszkanki
Brokilonu przelały czarę goryczy - w kolejnych odcinkach zobaczyłem
bowiem elfy. Wygląd Ludu Olch w serialu to albo jakiś chory
żart albo jebana abominacja. Dumni przedstawiciele starszej krwi
prezentują się jak mega-ubodzy południowoamerykańscy Indianie
skrzyżowani z Rumunami. Żadnej w nich wyniosłości, żadnego
epatowania godnością czy też poczuciem wyższości nad ludzką
rasą. W sumie to się nie dziwię, bo chociaż nie szata zdobi
człowieka, lecz jego godność to powszechnie wiadomo, że tylko
człowiek dobrze odziany może czuć się naprawdę godnie. Jeśli
chodzi o Diaboła to pozwólcie, że posłużę się cytatem majora
Grossa z "Psów": Nawet mi o tym nie mów, kurwa mać!
źródło: http://www.tvp.pl |
Oczywiście ubóstwo nie
dotyczy wyłącznie serialowych bohaterów. Ponieważ hajs się
musiał nie zgadzać bardzo twórcy zafundowali bardzo
miałką scenografię – podejrzewam, że wzorem "Quo Vadis"
podpalili dekoracje i podzielili się pozostałymi monetami. W
miastach, które odwiedza Geralt, zdecydowanie brakuje rozmachu,
epickości i choćby wielu statystów, którzy byliby w stanie wlać
w nie życie, gwar ulic, miejskie klimaty itp. Uczty na zamkach to
prawdziwa padaka. Muszę przyznać, że wielokrotnie miałem okazję
uczestniczyć w imprezach w krakowskich akademikach, gdzie stoły
były o wiele suciej zastawione. Zwiedzamy także wiele karczm (a
może tylko jedną?), w których kompletnie brakuje życia oraz
wszelkiego rodzaju ruin, podziemi, katakumb. Najbardziej zabolały
mnie jednak dwie miejscówki. Pierwsza to zamieszkany przez driady
Brokilon – jak łatwo się domyślić zwykły las z kilkoma
wiklinowymi domkami. A gdzie kurwa Wickerman się podział?
Drugi zawód to oczywiście Dol Blathanna. Dolina Kwiatów,
wypełniona biednymi Indiano-Rumunami elfami - takaż żałość dla
oczu, kompletny brak czegokolwiek odróżniającego to miejsce od
innych. Zawsze uważałem Dol Blathannę za jedno z najpiękniejszych
miejsc odwiedzonych przez Geralta (oczywiście mówimy o książkach).
Odrębna kwestia to oczywiście efekty specjalne. Takiego natłoku
żałości próżno szukać gdziekolwiek indziej. Oczywiście
największe hejty spadły na smoka – okazało się, że nawet po
latach poziom legendarnego "Herculesa" z Kevinem Sorbo jest
w Polszy nie do doścignięcia. Jaki był smok widział każden jeden
z nas. Abominacja. Moim zdaniem o wiele groszy był jednakże mały
smok zapierdalający gdzieś w trawie – prawdziwa awangarda
XXI-wiecznych FX. Na dodatek przez 13 odcinków Geralt położył
wielkie zasługi w eksterminacji gumowych żyjątek: ze dwa gumowe
wężoidy, gumowy bazyliszek, gumowa kikimora, może nawet gumowy
wiwern. O magii to nie ma co pisać, lepsze fireballe i freezy
to były w Mortal Kombat II (nie obrażając przy tym tej
ponadczasowej gry).
źródło: http://www.tvp.pl |
Czy zatem w "Wiedźminie"
można znaleźć jakiekolwiek plusy? Tak, z pewnością na wyrazy
uznania zasługuje stylówka Geralta – wiedźmin prezentuje się na
ekranie naprawdę godnie. Również warto pochwalić walki na miecze.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu zrealizowane są całkiem przyzwoicie
i nie ranią oczu. Z najmniej żenujących postaci na pewno warto
wyróżnić Renfri (Kinga Ilgner) oraz Falvicka (Maciej Kozłowski) –
naprawdę dobre role, które zdecydowanie wybijają się wśród
rzeszy miałkich drugoplanowych postaci. Yennefer (Grażyna
Wolszczak) ma swoje zalety (ha!), ale jakoś do mnie nie przemawia.
Podobna sytuacja jest z Jaskrem – Zbigniew Zamachowski nie
przekonał mnie niestety. Niemniej warto zauważyć, że niemal każda
pojawiająca się na ekranie postać nie ma nic ciekawego do
powiedzenia. Dialogi wyglądają
mniej więcej tak: Jestem czarodziejką! Jestem wiedźminem!
Jestem królem jakiegoś zadupia! Gdzie się podziały
błyskotliwe i świetne napisane kwestie z książek?! Przy
poprzednich recenzjach seriali czasami stwarzałem ranking moich
ulubionych bohaterów. Ponieważ w "Wiedźminie" lista
zawierałaby jedynie trzy pozycje (Geralt, Renfri, Falwick)
postanowiłem wyróżnić najgorsze role i postacie. A zatem ja
zaczynam:
- Ciri (Marta Bitner) – fatalna rola. Jak to zwykle bywa w przypadku dzieci w polskich filmach nikt nie pokierował młodą aktorką. Kompletny brak wyniosłości dumnej wnuczki Calanthe, Lwicy z Cintry, a na dodatek chamski dubbing. Nie mam przy tym absolutnie żadnej pretensji do Marty Bitner grającej Ciri, ponieważ za kompletne spierdolenie tej postaci odpowiedzialność ponoszą tylko i wyłącznie twórcy serialu.
- Eyck z Denesle (Marek Walczewski) – Paździoch strzegący brodu był jeszcze spoko, doskonale pamiętam bowiem salwy śmiechu w kinie, gdy pojawił się na ekranie. Natomiast Stępień z "13 Posterunku" szarżujący na smoka to już zdecydowana przesada. Nie było nikogo innego do wzięcia?
- Jarl Crach an Craite (Michał Milowicz) – momentami byłem przekonany, że twórcy postanowili w serialu upchnąć wszystkich polskich aktorów. W tymże przekonaniu utwierdziłem się, gdy zobaczyłem na ekranie Michała Milowicza. Jak Bolec/Brylant może komukolwiek grozić śmiercią? Prawdziwa potwarz dla Skellige!
- Filavandrel, król elfów (Daniel Olbrychski) – w przeciwieństwie do pozostałych, ubogich i wychudłych elfów, Daniel dysponował ogromnym bańdziochem przez co musiał jeździć konno. Dziwię się elfom, że nie zajebały takiego wielkiego pasibrzucha, który zapewne wyżarł im wszystkie zapasy. Z powodu niemal komediowego patosu można uznać, że Daniel postanowił sam siebie sparodiować. I zrobił to ponad dekadę przez reklamowaniem Biedronki!
- Iola (Maria Peszek) – definicja autyzmu. Niestety genialny "Tropic Thunder" nakręcono dopiero w 2008 roku, przez co Maria Peszek nie mogła zastosować się do wiekopomnej rady Kirka Lazarusa – Never go full retard!
- Diaboł (Lech Dyblik) – űber żenua. Do dziś budzę się w nocy z przeraźliwym krzykiem, gdy przyśni mi się ten okropny dźwięk, który wydawał z siebie Diaboł. Po prostu uczcijmy występ Lecha Dyblika minutą ciszy.
źródło: http://www.tvp.pl |
Czy zatem warto poświęcić
cenne chwile życia na oglądanie "Wiedźmina"? Odpowiedź
nie jest prosta. Wielu serialowe ubóstwo, bieda i nędza może
skutecznie zniechęcić do projekcji. Ja jednakże uważam, że z
każdego, nawet najgorszego gunwa, można się czegoś nauczyć. Jak
to kiedyś zarymował Eldo każdy ma iskrę, która czeka by ją
znaleźć; w każdym plecaku czysta kartka i talent. Serial Marka
Brodzkiego dowodzi po prostu, że w ówczesnych czasach, jak i teraz,
nie ma możliwości zrealizowania przygód Wiedźmina w wersji na
biedno. Masakrowanie Geralta i jego wesołej kompanii wyszło za to
twórcom nad wyraz dobrze. Podobne wrażenia miałem, gdy oglądałem
serial "Camelot", w którym podobnie twórcy zgarnęli
całkiem niezłych aktorów i postawili na kompletne scenograficzne
ubóstwo. Jednakże serial powstał w Anglii, a więc jego ubóstwo w
polskich realiach zapewne uznano by za bogactwo. I have a dream:
pewnego dnia znajdą się odpowiednie środki i ludzie mający zapał
(polski Peter Jackson) by ponownie podjąć próbę przeniesienia
cyklu wiedźmińskiego na ekranie kin lub telewizorów. Póki co
serialowego "Wiedźmina" mogę polecić jedynie najbardziej
hardcorowym fanom twórczości Andrzeja Sapkowskiego.
źródło: http://www.tvp.pl |
Ocena: 4/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz