środa, 22 października 2014

"Bogowie"



Recenzję planowałem rozpocząć od frazy: Mam dosyć mieszane uczucia odnośnie filmów i seriali medycznych. Jednakże niemal w tej samej chwili, gdy rodził się koncept początku, zdrowy rozsądek krzyknął tak mocno, że aż zatrzęsły się ściany mojego nieskromnego apartamentu na dziewiątym piętrze w bloku: Hipokryto totalny, a osiem sezonów "House M.D." obejrzało się samo? Gdzieżeś był wtedy? Mózg ci się wyłączył? Wobec potęgi i trafności tegoż argumentu ugiąłem się i postanowiłem zweryfikować zdanie otwierające. A zatem errata: mam dosyć mieszane uczucia odnośnie filmów i seriali medycznych, których głównych bohaterem nie jest aspołeczny, sarkastyczny mizantrop uzależniony od Vicodinu. Lepiej? Na pewno bardziej zgodnie z prawdą. Nie byłem nigdy zafascynowany "Ostrym Dyżurem", chociaż oglądałem go sporo w dzieciństwie (kiedyś nie było internetu i tylu kanałów, co dzisiaj – true story), a potem nie jarałem się "Grey’s Anatomy". W zasadzie jedyny, poza "House M.D.", serial rozgrywający się w szpitalu, który zrobił na mnie ogromne wrażenie to genialne "Garth Marenghi’s Darkplace" – aczkolwiek jest to całkowicie inna bajka i praktycznie nie związana z medycyną w rozumieniu tradycyjnym. Z tychże powodów dosyć niemrawo zbierałem się do obejrzenia filmu "Bogowie", chociaż zewsząd dochodziły głosy jakaż to wspaniała produkcja itp. Jednakże ponieważ nie mam skłonności do ulegania masowej histerii miałem to głęboko we dupie. Czarę przepełniła dopiero odważna deklaracja mojej serdecznej koleżanki z Tarnobrzega oraz jej hipoteza, iż produkcja Łukasza Palkowskiego może urzec nawet moje wybredne gusta. Powiedziałem: zobaczymy! I oto zobaczyłem.
źródło: http://www.filmweb.pl
Jak wszyscy już pewnie wiedzą "Bogowie" to historia czołowego polskiego kardiochirurga schyłkowego okresu PRL, czyli prof. (a wtedy jeszcze docenta) Zbigniewa Religi (Tomasz Kot). Odważny, młody lekarz po stażu w USA często podejmuje ryzykowne decyzje by ratować ludzkie życie. Jednakże w czasach skostniałej, ludowej medycyny nie znajduje zrozumienie u kolegów. Marzeniem Religi jest przeprowadzenie transplantacji serca, aczkolwiek po nieudanej próbie prof. Molla (Władysław Kowalski) tego rodzaju operacja staje się tematem tabu w środowisku. Gdy przełożony naszego bohatera, prof. Sitkowski (Jan Englert) oświadcza, że dopóki jest żyw nie zezwoli na tak ryzykowną operację w jego przybytku, Religa pakuje manatki i przenosi się do Zabrza by spróbować od zera zrealizować swoje marzenie.
źródło: http://www.filmweb.pl
Na seans wybrałem się w poniedziałek, w godzinach wieczornych, do krakowskiego kina Mikro. Nie spodziewałem się tłumów, licząc, że jak sala zapełni się w połowie to będzie dobrze. Rzeczywistość jednakże zweryfikowała moje oczekiwania: sala wypełniona była do ostatniego miejsca, a na dodatek obsługa sprzedała więcej biletów (czyżby lewe hajsy?) i trzeba było dostawić kilka krzeseł. Gdy światła zgasły i rozpoczęła się projekcja, zacząłem się zastanawiać czy sponsorów będzie więcej niż na "Mieście 44". O dziwo, nie! Zamiast rzeszy sponsorów wymieniono jedynie jedną firmę, będącą mecenasem produkcji (oczywiście mogę podać jej nazwę za drobną opłatą – przecież mi również hajs musi się zgadzać!). Pierwsza rzecz, jaką należy odnotować odnośnie samego filmu, to fakt, że wciąga i to bardzo. Kompletnie nie spodziewałem się, iż pomimo tak obcej z mojego punktu widzenia tematyki, zanurzę się na dwie godziny w świecie Religi. Reżyser Łukasz Palkowski (w dorobku całkiem niezły "Rezerwat") nakręcił "Bogów" bardzo nowocześnie, wyraźnie inspirując się hollywoodzkimi produkcjami. Nie mogło się oczywiście obyć bez wspólnego budowania kliniki, zabawnego rekrutowania personelu, nieoczekiwanych zbiegów okoliczności czy też muzycznych wstawek. Przeważnie ogląda się to znakomicie, akcja pędzi w zawrotnym tempie, a widz nie może narzekać na nudę. I to właśnie chodzi i w tym tkwi niemal cały przepis na sukces! Uważam, że "Bogów" można bez najmniejszego przypału eksportować by odnieśli również sukces poza granicami Polszy.
źródło: http://www.filmweb.pl
"Bogowie" znakomicie oddają realia PRL – wielkie brawa za te wszystkie stare auta, meblościanki i duszne partyjne biura. Przy czym klimat poprzedniego ustroju nie przytłacza widza mentalnie. Nie szukajcie tu ciężkich motywów typu Janek Wiśniewski padł. Religa unika ówczesnej władzy, ograniczając kontakty do niezbędnego minimum (chociaż Artur Dziurman w roli zabrzańskiego dygnitarza wypada bardzo sympatycznie). Film idealnie łączy w sobie lekkość oraz humor z momentami naprawdę poważnymi. Dialogi są naprawdę doskonałe i nieraz wywoływały salwy śmiechu na widowni (mój ulubiony: A kim pan jest? Aaa, akurat tędy przechodziłem). Trudno mi powiedzieć cokolwiek o realizmie operacji, tutaj musiałbym zasięgnąć konsultacji w mieście ŁDZ, aczkolwiek po liczbie filmowych ekspertów wymienionych w napisach końcowych muszę wnioskować, że było dobrze. Oczywiście nie da się ukryć, że "Bogowie" mają także pewne wady. Momentami film wydawał mi się trochę zbytnio teledyskowy i zanadto uproszczony. Również zbieg okoliczności, który pozwolił pozyskać fundusze na działalność kliniki jest raczej mało realistyczny, aczkolwiek mało wiem o duchu tamtych czasów. Część wykorzystanych piosenek jest wprost uderzająco trywialna i naprawdę sądzę, że można było zrobić lepszą robotę przy ścieżce dźwiękowej. I na koniec jeszcze jeden, nie do końca poważny przytyk: obsada pielęgniarek jest zbyt idealna!
źródło: http://www.filmweb.pl
Przechodząc do oceny wysiłków aktorskich od razu należy stwierdzić, że "Bogowie" to teatr jednego aktora. Rola Tomasza Kota jest po prostu nie do zapomnienia! Nie dość, że aktor upodobnił się do prof. Religi fizycznie (charakterystyczne przygarbienie, fryzura oraz chód) to jeszcze znakomicie odegrał wszelkie emocje targające wybitnym chirurgiem (jak on pięknie rzuca bluzgami!). Kot udowadnia tym samym, że jeżeli nie gra w totalnym gównie i naprawdę się postara, aktorski Olimp ma na wyciągnięcie ręki. Z powodu konstrukcji scenariusza postać Religi jest najjaśniejszą gwiazdą, a Tomasz Kot dodatkowo sprawił, że jej blask przyćmiewa wszystko inne. Naprawdę, dawno nie widziałem tak wybitnej roli męskiej w polskiej kinematografii. Warto tutaj zauważyć, że "Bogowie" odchodzą od laurkowego przedstawienia profesora Religi. Nasz bohater poświęca rodzinę dla swojego marzenia, a gdy odnosi porażki chleje na umór – zaprawdę, chwała za to twórcom! Na drugim planie nie ma większego szału, bo naprawdę trudno się wyróżnić, gdy Tomasz Kot jest w tak wybornej formie. Zawsze fajnie zobaczyć reprezentantów starszego pokolenia: Jana Englerta (czemu tak rzadko?!) oraz Mariana Opanię. Młodzież także spisuje się całkiem solidnie i warto wyróżnić sympatycznego Piotra Głowackiego (Marian Zembala) czy choćby Szymona Warszawskiego (Andrzej Bochenek). Brawa należą się również Magdalenie Czerwińskiej, wcielającej się w niełatwą rolę żony herosa. Na koniec warto odnotować występ Mariana Paździocha Ryszarda Kotysa w roli naczelnego adwersarza i hejtera docenta Religi.
źródło: http://www.filmweb.pl
"Bogowie" to znakomite kino i jedna z największych pozytywnych niespodzianek w tym roku. Jeżeli macie jakiekolwiek wątpliwości by obejrzeć film Łukasza Palkowskiego to porzućcie te mrzonki i ruszajcie natychmiast do najbliższego kina. Świetny Tomasz Kot, wspinający się na aktorski Parnas oraz niezwykle wciągająca fabuła pozwolą Wam zapomnieć o rzeczywistości na bite dwie godziny. Naprawdę warto! Mam nadzieję, że dzięki takim właśnie produkcjom polska mainstreamowa kinematografia odbije się wreszcie od dna.
Słynne zdjęcie Jamesa Stanfielda dla "National Geographic"
źródło: http://ngm.nationalgeographic.com
Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz