Yeah, and you don’t
stop, cause it’s 1-8-7 on a undercover cop – wersy z piosenki Deep Cover Dr Dre i Snoop Dogga wryły mi się w pamięć w licealnym
okresie fascynacji gangsta rapem. Były to radosne czasy, gdy wielu
uważało, że miasto CK w czasie wakacji jest niemal jak słoneczna Kalifornia, a
mury zdobiły monumentalne napisy Eazy-E. Niemniej nie o czasach utraconej
młodości jest to opowieść. Wspomniany wyżej utwór pochodził bowiem ze ścieżki
dźwiękowej filmu "Deep Cover" w reżyserii znanego, czarnoskórego aktora Billa Duke’a. Skąpane w słońcu L.A.,
narkotyki oraz brudni gliniarze stanowiły bardzo kuszącą zachętę by zmierzyć
się wreszcie z tą produkcją.
źródło: http://www.impawards.com |
Jak wskazuje angielski tytuł (i co jednocześnie stara się oddać polskie przegięte tłumaczenie - "Podwójny kamuflaż") "Deep Cover" to opowieść o gliniarzu działającym pod przykrywką. John Hull (Laurence
Fishburne) po fatalnych doświadczeniach z ojcem narkomanem postanowił zostać
stróżem prawa by zaprowadzić na ulicach prawo i porządek. Z powodu koloru skóry
nasz bohater zostaje jednakże wytypowany do misji, która w każdym elemencie
przeczy jego sztywnym zasadom moralnym. Wszechmocy agent DEA Carver (Charles
Martin Smith) chce bowiem, aby John ruszył na ulice L.A. i zaczął sprzedawać
towar. Sukcesywnie zwiększając obroty zakamuflowany gliniarz ma dotrzeć na
szczyty narkotykowego Olimpu, by wyeliminować latynoskiego króla anielskiego
pyłu Gallegosa (Arthur Mendoza).
źródło: http://www.moviestillsdb.com |
Zasiadając do projekcji "Deep
Cover" miałem dosyć mgliste wspomnienie filmu ze starych czasów. Wydawało mi
się, że produkcja Billa Duke’a opowiada o gliniarzu, który pracując pod
przykrywką zaczyna za bardzo fascynować się nową tożsamością i stopniowo
zatraca poczucie rzeczywistości. Myślałem, że John stopniowo będzie pogrążał
się w handlu anielskim pyłem i
czerpał garściami z finansowych profitów by w końcu zapomnieć, że stoi po złej
stronie. Gdyby twórcy poszli w tę stronę i dobrze ukazali moralne dylematy
bohatera "Deep Cover" mogłoby stać się naprawdę znakomitym filmem. Niestety,
jak to coraz częściej w życiu bywa, wyobrażenia nijak miały się do
rzeczywistości. Przedstawiona historia nie ma w sobie praktycznie żadnego
ciężaru psychologicznego. Ot, John wraz
z żydowskim prawnikiem Davidem Jasonem (Jeff Goldblum) pchają na ulice coraz
więcej koksu, stopniowo nawiązując coraz lepsze koneksje. Niestety ich dostawcy
się zdecydowanie oderwani od rzeczywistości i nie potrafią nawet stworzyć
spójnej organizacji. Na dodatek w filmie całkowicie pominięto temat gangów,
które na początku lat 90-tych toczyły w L.A. krwawe boje. Niemal wszystkie
czarne charaktery to kompletne, straszliwie przerysowane pojeby, żyjące w
jakimś kompletnie nierealistycznym świecie. Barbosa grający w łapki czy też
Guzman w pelerynie naprawdę mogą odcisnąć negatywne piętno na psychice widza.
źródło: http://www.moviestillsdb.com |
"Deep Cover" to kolejny film, w
którym DEA pokazana została w fatalnym świetle. Naprawdę nie potrafię zrozumieć
dlaczego Hollywood tak bardzo uwzięło się akurat na tę agencję. Nie potrafię
przypomnieć sobie żadnej produkcji, w której agenci DEA nie byliby bandą
skorumpowanych narkomanów, mordującą niewinnych ludzi dla osiągnięcia własnych
korzyści. Tutaj nie jest może aż tak źle, niemniej Carver momentami jest
prawdziwym skurwysynem. Jednak nie to najbardziej drażni w filmie Duke’a.
Momentami "Deep Cover" jest naprawdę głupawe. Wystarczy wspomnieć scenę
ucieczki limuzyną przed radiowozami czy też motyw produkcji syntetycznego,
legalnego narkotyku, który miałby zastąpić anielski
pył. Przemiana spokojnego prawnika w totalnie pojebanego, chciwego asasyna
bardzo przypomina o rok późniejsze "Carlito’s Way". Niestety zestawiając
obydwie postacie bardzo łatwo dojść do wniosku, że Sean Penn bije na głowę
Jeffa Goldbluma w każdym aspekcie.
źródło: http://www.moviestillsdb.com |
Pod względem aktorstwa z
pewnością wyróżnia się Laurence Fishburne, który mocno stara się na ekranie dać
z siebie wszystko. John Hull w jego wykonaniu to naprawdę ciekawa postać i
bardzo żałuję, że scenariusz nie poszedł w kierunku, którego oczekiwałem. "Deep
Cover" niestety ma tę smutną przypadłość, iż poza głównym bohaterem w filmie
praktycznie nie ma ciekawych postaci. Przemiana Jeffa Goldbluma w ruthless psycho killera jest wysoce nierealistyczna, a ponadto niezbyt
dobrze zagrana. Carver to z kolei odrażające indywiduum, ale trzeba przy tym
podkreślić, że Charles Martin Smith całkiem nieźle odnalazł się w tej
niewdzięcznej roli. Po stronie totalnego zła całkiem nieźle zaprezentował się
Roger Guenveur Smith, ale jak już wspominałem reszta latynoskich villainów to kompletnie przerysowane
postacie, które ogląda się z prawdziwym trudem.
źródło: http://www.moviestillsdb.com |
W zasadzie wśród setek podobnych
produkcji "Deep Cover" wyróżnia się jedynie zapadającą w pamięć ścieżką
dźwiękową. Poza tym niestety jest to raczej średnio udana produkcja, która
charakteryzuje się niewykorzystanym potencjałem. Gdyby twórcy poszli wskazaną
przeze mnie w recenzji drogą i zrobili to dobrze to podejrzewam, że "Deep
Cover" mogłoby naprawdę zamieść konkurencję, a może nawet stać się klasykiem
kina policyjnego z początku lat 90-tych. Naprawdę szkoda patrzeć jak aktorskie
wysiłki Laurence’a Fishburne’a idą na marne, a film Billa Duke’a zamiast zrobić
różnicę pogrąża się w odmętach wtórności i idiotyzmów.
źródło: http://www.moviestillsdb.com |
Ocena: 5/10 (gwiazdka wyżej za dobre OST).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz