niedziela, 22 czerwca 2014

"Deep Cover"



Yeah, and you don’t stop, cause it’s 1-8-7 on a undercover cop – wersy z piosenki Deep Cover Dr Dre i Snoop Dogga wryły mi się w pamięć w licealnym okresie fascynacji gangsta rapem. Były to radosne czasy, gdy wielu uważało, że miasto CK w czasie wakacji jest niemal jak słoneczna Kalifornia, a mury zdobiły monumentalne napisy Eazy-E. Niemniej nie o czasach utraconej młodości jest to opowieść. Wspomniany wyżej utwór pochodził bowiem ze ścieżki dźwiękowej filmu "Deep Cover" w reżyserii znanego, czarnoskórego aktora Billa Duke’a. Skąpane w słońcu L.A., narkotyki oraz brudni gliniarze stanowiły bardzo kuszącą zachętę by zmierzyć się wreszcie z tą produkcją.
źródło: http://www.impawards.com
Jak wskazuje angielski tytuł (i co jednocześnie stara się oddać polskie przegięte tłumaczenie - "Podwójny kamuflaż") "Deep Cover" to opowieść o gliniarzu działającym pod przykrywką. John Hull (Laurence Fishburne) po fatalnych doświadczeniach z ojcem narkomanem postanowił zostać stróżem prawa by zaprowadzić na ulicach prawo i porządek. Z powodu koloru skóry nasz bohater zostaje jednakże wytypowany do misji, która w każdym elemencie przeczy jego sztywnym zasadom moralnym. Wszechmocy agent DEA Carver (Charles Martin Smith) chce bowiem, aby John ruszył na ulice L.A. i zaczął sprzedawać towar. Sukcesywnie zwiększając obroty zakamuflowany gliniarz ma dotrzeć na szczyty narkotykowego Olimpu, by wyeliminować latynoskiego króla anielskiego pyłu Gallegosa (Arthur Mendoza).
źródło:  http://www.moviestillsdb.com
Zasiadając do projekcji "Deep Cover" miałem dosyć mgliste wspomnienie filmu ze starych czasów. Wydawało mi się, że produkcja Billa Duke’a opowiada o gliniarzu, który pracując pod przykrywką zaczyna za bardzo fascynować się nową tożsamością i stopniowo zatraca poczucie rzeczywistości. Myślałem, że John stopniowo będzie pogrążał się w handlu anielskim pyłem i czerpał garściami z finansowych profitów by w końcu zapomnieć, że stoi po złej stronie. Gdyby twórcy poszli w tę stronę i dobrze ukazali moralne dylematy bohatera "Deep Cover" mogłoby stać się naprawdę znakomitym filmem. Niestety, jak to coraz częściej w życiu bywa, wyobrażenia nijak miały się do rzeczywistości. Przedstawiona historia nie ma w sobie praktycznie żadnego ciężaru psychologicznego. Ot, John  wraz z żydowskim prawnikiem Davidem Jasonem (Jeff Goldblum) pchają na ulice coraz więcej koksu, stopniowo nawiązując coraz lepsze koneksje. Niestety ich dostawcy się zdecydowanie oderwani od rzeczywistości i nie potrafią nawet stworzyć spójnej organizacji. Na dodatek w filmie całkowicie pominięto temat gangów, które na początku lat 90-tych toczyły w L.A. krwawe boje. Niemal wszystkie czarne charaktery to kompletne, straszliwie przerysowane pojeby, żyjące w jakimś kompletnie nierealistycznym świecie. Barbosa grający w łapki czy też Guzman w pelerynie naprawdę mogą odcisnąć negatywne piętno na psychice widza.
źródło:  http://www.moviestillsdb.com
"Deep Cover" to kolejny film, w którym DEA pokazana została w fatalnym świetle. Naprawdę nie potrafię zrozumieć dlaczego Hollywood tak bardzo uwzięło się akurat na tę agencję. Nie potrafię przypomnieć sobie żadnej produkcji, w której agenci DEA nie byliby bandą skorumpowanych narkomanów, mordującą niewinnych ludzi dla osiągnięcia własnych korzyści. Tutaj nie jest może aż tak źle, niemniej Carver momentami jest prawdziwym skurwysynem. Jednak nie to najbardziej drażni w filmie Duke’a. Momentami "Deep Cover" jest naprawdę głupawe. Wystarczy wspomnieć scenę ucieczki limuzyną przed radiowozami czy też motyw produkcji syntetycznego, legalnego narkotyku, który miałby zastąpić anielski pył. Przemiana spokojnego prawnika w totalnie pojebanego, chciwego asasyna bardzo przypomina o rok późniejsze "Carlito’s Way". Niestety zestawiając obydwie postacie bardzo łatwo dojść do wniosku, że Sean Penn bije na głowę Jeffa Goldbluma w każdym aspekcie.
źródło:  http://www.moviestillsdb.com
Pod względem aktorstwa z pewnością wyróżnia się Laurence Fishburne, który mocno stara się na ekranie dać z siebie wszystko. John Hull w jego wykonaniu to naprawdę ciekawa postać i bardzo żałuję, że scenariusz nie poszedł w kierunku, którego oczekiwałem. "Deep Cover" niestety ma tę smutną przypadłość, iż poza głównym bohaterem w filmie praktycznie nie ma ciekawych postaci. Przemiana Jeffa Goldbluma w ruthless psycho killera jest wysoce nierealistyczna, a ponadto niezbyt dobrze zagrana. Carver to z kolei odrażające indywiduum, ale trzeba przy tym podkreślić, że Charles Martin Smith całkiem nieźle odnalazł się w tej niewdzięcznej roli. Po stronie totalnego zła całkiem nieźle zaprezentował się Roger Guenveur Smith, ale jak już wspominałem reszta latynoskich villainów to kompletnie przerysowane postacie, które ogląda się z prawdziwym trudem.
źródło:  http://www.moviestillsdb.com
W zasadzie wśród setek podobnych produkcji "Deep Cover" wyróżnia się jedynie zapadającą w pamięć ścieżką dźwiękową. Poza tym niestety jest to raczej średnio udana produkcja, która charakteryzuje się niewykorzystanym potencjałem. Gdyby twórcy poszli wskazaną przeze mnie w recenzji drogą i zrobili to dobrze to podejrzewam, że "Deep Cover" mogłoby naprawdę zamieść konkurencję, a może nawet stać się klasykiem kina policyjnego z początku lat 90-tych. Naprawdę szkoda patrzeć jak aktorskie wysiłki Laurence’a Fishburne’a idą na marne, a film Billa Duke’a zamiast zrobić różnicę pogrąża się w odmętach wtórności i idiotyzmów.
źródło:  http://www.moviestillsdb.com
Ocena: 5/10 (gwiazdka wyżej za dobre OST).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz