środa, 26 marca 2014

"Only Lovers Left Alive"



Jim Jarmusch jest dla mnie jednym z najbardziej oryginalnych reżyserów we współczesnej kinematografii. Któż bowiem inny wpadłby na pomysł nakręcenia filmu, którego bohaterowie przez półtorej godziny piją kawę i palą papierosy i co najlepsze, świetnie się to ogląda? Albo opowieści o czarnym samuraju wykonującym zlecenia dla włoskiego mafiosa średniego szczebla? Nawet jeśli Jarmusch zabiera się za zwyczajne tematy obyczajowe, wychodzi z tego coś niezwykle interesującego – polecam w szczególności "Broken Flowers". Tym razem nasz oryginał postanowił dorzucić swoją cegiełkę do tematu wampiryzmu w kinie. Tematu, jak wszyscy doskonale wiemy, niezwykle popularnego i charakteryzującego się prawdziwą mnogością interpretacji. Nie mam ambicji opisywać historii całego nurtu, bo zapewne moja wiedza jest tak naprawdę szczątkowa, a zgłębienie wszystkich najważniejszych dzieł gatunku zajęłoby zbyt wiele mojego cennego czasu. Niemniej, z wyjątkiem pewnej haniebnej sagi, wydaje mi się, że gdzieś od czasów "Draculi 2000" ogarnąłem wszystkie kluczowe produkcje kinowe, a ponadto mogę pochwalić się znajomością pięciu sezonów "True Blood".

źródło: http://www.impawards.com
O ile nie jesteście retardami, zapewne domyśliliście się, że głównymi bohaterami "Only Lovers Left Alive" są wampiry. Adam (Tom Hiddleston) i Eve (Tilda Swinton) żyją już w wielowiekowym związku i co jakiś czas porzucają się, aby pobyć troszkę w samotności. Adam, będąc miłośnikiem muzyki i wszelkiego sprzętu grającego, zamieszkuje opuszczoną dzielnicę Detroit, gdzie spędza noce na komponowaniu nowych utworów i kolekcjonowaniu unikatowych gitar. Z kolei Eve poświęciła życie książkom, których całkiem pokaźną kolekcję udało się jej zgromadzić w Tangerze. Dosyć długi okres rozłąki sprawia, iż nasi bohaterowie zaczynają za sobą tęsknić, co jak łatwo przewidzieć skutkuje rychłym spotkaniem. I w zasadzie na tym można zakończyć opis fabuły najnowszego filmu Jarmuscha.
©2014 Sony Pictures Classics. All Rights Reserved.
Jeśli mieliście do czynienia z filmami o wampirach przepełnionymi akcją, walkami z ludźmi albo wilkołakami i prawdziwym ekranowym Armagedonem, to "Only Lovers Left Alive" wprowadzi Was w najprawdziwszą konfuzję. Napisać, że na ekranie niewiele się dzieje to zdecydowanie za mało. Jarmusch ograniczył filmową akcję niemal do minimum, przez co jego film wydaje się niezwykle poetycki. Już sam początek, kiedy oglądamy na przemian piękne sekwencje Adama i Eve, zwiastuje czego można się spodziewać po całości. Dla mnie wypadło to niemal doskonale, ale mam świadomość, że zaraz nad filmem zaczną pastwić się hejterzy (tak jak w przypadku doskonałego "Only God Forgives"). Minimalizm fabularny był niezwykle trafionym zabiegiem, ponieważ pozwala się skupić widzom na bohaterach, a nie na wtórnym fragowaniu wilkołaków. Ponadto Jarmusch naprawdę postarał się, aby film nabrał doskonałego klimatu. Imponujące zdjęcia oraz znakomicie dobrana muzyka potrafią zdziałać najprawdziwsze cuda. Jestem po prostu zachwycony ścieżką dźwiękową, a nocne zdjęcia opustoszałych ulic Detroit przywołały najlepsze skojarzenia z "Drive". Również osadzenie części akcji w Tangerze wydaje mi się strzałem w dziesiątkę. Moim zdaniem warto przytoczyć opinię samego reżysera o tym marokańskim mieście: Tanger został zgwałcony przez każdą możliwa kulturę. Jest jak dziwka, z której każdy korzysta, a ona wciąż jest nieprzenikniona i należy tylko do siebie (wywiad dla „Gazety Wyborczej” z 7 marca 2014).

©2014 Sony Pictures Classics. All Rights Reserved.
Jak zwykle Jarmusch podszedł do tematu oryginalnie. Jego wampiry co prawda gardzą ludzkością określając jej przedstawicieli mianem zombie, ale krew zdobywają kupując ją na lewo od lekarzy, którym potrzebny jest pieniądz. Prowadząc samotne życie w praktyce nie istnieją dla współczesnego świata. Zarówno Adama, jak i Eve, cechuje pogarda dla kultury masowej – myślę, że w obu postaciach jest bardzo wiele samego Jarmuscha. Ponadto w przeciwieństwie do większości modnych produkcji wampiry prawie nie dysponują wachlarzem unikalnych umiejętności zapewniających supremację podczas eksterminacji gatunku ludzkiego. Jedynie z opowieści naszych bohaterów dowiadujemy się o ich przeszłości, bowiem Jarmusch nie zdecydował na wprowadzenie flashbacków. Z pewnością zwiększyłyby znacznie budżet filmu, a przecież czytałem, iż i tak było niezwykle ciężko dopiąć finansowo całą produkcję. I tu w zasadzie pojawia się jedyny zarzut jaki mogę postawić "Only Lovers Left Alive". Troszkę za dużo się tu wspomina różnych postaci historycznych, co może raczej dziwić, zważywszy, że oba wampiry wydają się kompletnymi odludkami. Niemniej nie jest to poważna wada, to może malutki przytyk w stronę Jarmuscha. Aktorstwo wypada znakomicie. Między parą głównych bohaterów widać najprawdziwszą ekranową chemię. Tom Hiddleston i Tilda Swinton zasłużyli na ogromne brawa! Na drugim planie też jest bardzo ciekawie. Z pewnością po raz kolejny wyróżniła się Mia Wasikowska (Ava), chociaż pojawia się w zasadzie tylko w kilku scenach. John Hurt (Marlowe) to aktor, którego klasy nie trzeba opisywać. Na koniec chciałbym pochwalić dwóch przedstawicieli ludzkiej rasy: bardzo zabawnego Jeffreya Wrighta (dr Watson) oraz Antona Yelchina (Ian), wcielającego się w głównego pomagiera Adama.
©2014 Sony Pictures Classics. All Rights Reserved.
Jeżeli szukacie filmu, który pozwoli Wam odpocząć od nawału bezsensownej akcji, niepotrzebnych twistów oraz nadmiaru CGI, to szczerze polecam "Only Lovers Left Alive". Nieśpieszna narracja, minimalizm fabularny, perfekcyjna dbałość o wygląd poszczególnych scen, doskonałe aktorstwo oraz znakomita ścieżka dźwiękowa to wszystko, co tym razem zaoferował widzom Jim Jarmusch. Jak dla mnie bomba!
©2014 Sony Pictures Classics. All Rights Reserved.
Ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz