środa, 13 listopada 2013

"Rush"

Jakoś nigdy specjalnie nie fascynowałem się sportami motorowymi. Co prawda czasem oglądałem WRC i żywiłem spory szacunek do Collina McRae, aczkolwiek nie wkręciłem się w ten biznes zbyt mocno. Sytuacja zmieniła się diametralnie wraz występami Roberta Kubicy w Formule 1. Oczywiście jak przystało na typowego Janusza zostałem sezonowcem Roberta i zacząłem namiętnie oglądać wszystkie Grand Prix. Jednakże po jakimś czasie początkowy zapał osłabł, ale mimo to od czasu do czasu lubię sobie obejrzeć jakiś wyścig. Niemniej w czasie przygody z Formułą dowiedziałem się co nieco o tej elitarnej dyscyplinie. Nazwiska takie jak Jackie Stewart, Alain Prost czy Ayrton Senna przestały brzmieć obco. Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ponieważ dziś na warsztat biorę aktualną nowość kinową, czyli "Rush", w Polszy występujący pod tytułem "Wyścig". Swoją drogą, gdy po raz pierwszy zobaczyłem filmowi plakat i umieszczony na nim tytuł ogarnęła mnie lęk i odraza. Od razu pomyślałem bowiem, że jest to jakiś remake albo wariacja na temat fatalnego "Driven" z Sylvestrem Stallone. Na szczęście bliższe przyjrzenie się fabule "Wyścigu" rozwiało wszelkie wątpliwości i fobie.
źródło: http://www.impawards.com
Film Rona Howarda opowiada o rywalizacji dwóch niezwykle utalentowanych kierowców: Austriaka Nikiego Laudy (Daniel Brühl) oraz Brytyjczyka Jamesa Hunta (Chris Hemsworth). Bohaterów poznajemy w 1970 roku, kiedy jeżdżąc w podrzędnej Formule 3 dopiero zaczynają budować własne legendy. Wraz z Laudą i Huntem w iście zawrotnym tempie przemierzamy lata 70-te by skupić się na roku 1976, w którym obaj kierowcy zawzięcie walczyli o tytuł mistrza świata Formuły 1. Howard skupia się nie tylko na bezwzględnej rywalizacji sportowej, ale przedstawia również życie prywatne herosów kierownicy oraz kierujące nimi motywacje.
źródło: http://www.rushmovie.com/
Lauda i Hunt to sportowcy z kompletnie innej bajki. W zasadzie za ich jedyną wspólną cechę można uznać wyjątkową bezczelność. Lauda, wywodzący się z bogatej austriackiej rodziny, to pracoholik, który chce mieć dopracowany najdrobniejszy detal techniczny w aucie. Przed każdym GP oblicza prawdopodobieństwo własnej śmierci i rygorystycznie trzyma się przyjętych norm. Niki nie jest specjalnie towarzyski (czasami to prawdziwy kutas), dlatego nie cieszy się szczególną sympatią kibiców, innych kierowców czy nawet własnego teamu. Z kolei Hunt to prawdziwa dusza towarzystwa, niestroniąca od wszelakich używek (na pierwszym planie oczywiście kobiety i alkohol). Brytyjczyka mało interesują techniczne osiągi bolidów, ale braki stara się nadrobić agresywną jazdą po torze. Mimo pozornego luzu Hunt przed każdym wyścigiem womituje ze stresu. Niezwykle ciekawym zabiegiem było wprowadzenie komentarza z offu obu kierowców, dzięki któremu poznajemy ich punkt widzenia. Twórcom filmu należą się ogromne brawa za obsadę dwóch głównych ról. Hemsworth i Brühl nie tylko pod względem fizycznym idealnie pasują do swoich postaci. Na ekranie widać prawdziwą chemię między aktorami, a ich prześmiewcze konwersacje to prawdziwy miód. Generalnie ogromną zaletą filmu są dialogi – większość jest naprawdę świetnie napisana i autentycznie zabawna. Jednakże nie pomyślcie czasem, że "Rush" jest komedią – choć scena z Laudą prowadzącym samochód należący do dwóch Włochów wyraźnie ma poprawić widzowi humor. Momentami film Howarda zamienia się w naprawdę gorzkie kino, a i mocnych scen nie brakuje. Wypadki na torze ukazano z pełnym realizmem, więc bądźcie przygotowani na krew, makabryczne złamania otwarte i paskudne poparzenia.
źródło: http://www.rushmovie.com/
Formuła 1 nie zajmuje w "Rush" dominującej pozycji, ponieważ zdecydowanie więcej miejsca poświęcono na portretowanie bohaterów. Mimo to sekwencje wyścigów nakręcono naprawdę doskonale! Tor oglądamy nie tylko z perspektywy zwykłego widza, ale także oczami Hunta/Laudy, czy też z nadwozia bolidu. Na mnie największe wrażenie wywarły jednakże ujęcia kręcone na ciasnych szykanach i zakrętach. Naprawdę nie sposób odmówić dynamiki i wizualnego mistrzostwa ekipie Howarda. Jak na razie widać same zalety, więc warto postawić pytanie czy "Rush" ma jakiekolwiek wady? Otóż pierwszy zarzut jaki nasuwa mi się na myśl to trochę nadmierna teledyskowość. Oczywiście rozumiem zamysł twórców, ponieważ do ukazania jest sześć lat rywalizacji, a film trwa tylko ponad dwie godziny. Jednakże momentami wydawało mi się, że można by troszeczkę zwolnić, ponieważ "Rush" zapierdala jak Hunt na ostatnich okrążeniach GP Japonii. Nie jest to może wielka wada, niemniej nie pozwoliła mi podnieść oceny filmu ponad to co znajdziecie na dole. W tym miejscu chciałbym również skrytykować nadmierną sielskość niektórych scen – głównie chodzi mi o relację Laudy z jego ukochaną. Jak dla mnie trochę za dużo lukru, ale jeśli tak było naprawdę to pozostaje tylko pozazdrościć Nikiemu tak wspaniałej i wyrozumiałej partnerki (nie wspominając już o jej nieprzeciętnej urodzie).
źródło: http://www.rushmovie.com/
Jak wspomniałem powyżej kreacje Hemswortha i Brühla zasługują na ogromne oklaski. Nie chcę wyróżniać któregokolwiek z nich, ponieważ w mojej opinii obaj spisali się znakomicie wcielając się w tak odmienne charaktery. Na szczęście również na drugim planie nie uświadczymy lipy i przypału. Role kobiece są naprawdę spoko, ale jeśli miałbym wybierać to zdecydowanie przedkładam Alexandrę Marię Larę nad Olivię Wilde. Sorry, ale Trzynastka nie jest w moim typie, chociaż gdy pojawiła się na ekranie ledwie ją poznałem. Bardzo klawo zobaczyć na ekranie Juliana Rhind-Tutta (Bubbles), którego uwielbiam od czasów serialu "Keen Eddie". Równie fajne wrażenia mam z kreacji Pierfrancesco Favino, który wcielił się w Claya, doświadczonego kolegę Laudy z teamu. Aktor dostał kwestię, która po prostu made my day – coś w stylu: kierowca z niego średni, ale jebaka znakomity. Na koniec wielkie wyróżnienie dla Christiana McKaya (lord Hesketh), ponieważ jego kreacja wniosła bardzo wiele do mojego sposobu postrzegania brytyjskich parów.

źródło: http://www.rushmovie.com/
"Rush" to naprawdę doskonały film, aczkolwiek ma pewne wady, które nie pozwalają mi wystawić wyższej oceny (chociaż zabrakło niewiele). Niemniej w kinie bawiłem się świetnie, a co najważniejsze nawet po wyjściu z sali czułem się bardzo dobrze. Historia zaciętej rywalizacji Laudy i Hunta została przedstawiona w niezwykle interesujący sposób, dzięki czemu "Wyścig" może spodobać się nawet osobom mającym o Formule 1 nikłe pojęcie. W kategorii filmu o sporcie prymat "Any Given Sunday" w dalszym ciągu pozostaje niezagrożony, chociaż "Rush" w roli pretendenta był kilkakroć większym zagrożeniem niż powszechnie hołubione "Moneyball" sprzed paru lat. Jeśli będziecie się zastanawiać na co wybrać się do kina w najbliższych dniach, to "Wyścig" mogę polecić bez przypału.
źródło: http://www.rushmovie.com/
Ocena: wyjątkowo mocarne 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz