W przeszłości bardzo
często zdarzało się, że nie miałem kompletnie nic do oglądania.
Czułem wtedy ogromną pustkę, tak jakbym obejrzał już wszystko co
było do zobaczenia. Obecnie posiadam magiczne urządzenie zwane
telewizorem, toteż powtórny upadek w otchłań nicości już mi nie
grozi w tak wysokim stopniu jak kiedyś. Niemniej w tych mrocznych
czasach często posiłkowałem się wszelkiego rodzaju rankingami
filmów i seriali. Jako, że najbardziej lubię science fiction,
koncentrowałem moją uwagę na tym gatunku. Przyniosło to wiele
ciekawych doświadczeń (m.in. "Sunshine" czy "Pandorum")
oraz znacznie poszerzyło moje horyzonty (kto by pomyślał, że
science fiction można kręcić w Szwajcarii!). W wielu rankingach
seriali s-f w ścisłej czołówce umieszczano 14-odcinkowy "Firefly". Oczywiście skusiłem się i po obejrzeniu wszystkich
epizodów stwierdzam, że jest to jedna z najbardziej przecenionych
produkcji jaką miałem przyjemność oglądać. Kompletnie nie
potrafię zrozumieć zachwytów nad tym dziełem, chociaż wiem, że
serial ma wielu wiernych fanów domagających się kontynuacji.
Kiedyś może pokuszę się nawet o recenzję, ale na razie napiszę,
że dla mnie największą zaletą "Firefly" jest pojawianie się
Christiny Hendricks w dwóch odcinkach. "Serenity" to właśnie
pokłosie wspomnianego wyżej serialu, które zaczęto kręcić
wkrótce po emisji ostatniego odcinka.
źródło: http://www.impawards.com |
Podobnie jak "Firefly",
film Jossa Whedona koncentruje się losach załogi statku kosmicznego
Serenity, dowodzonej przez charyzmatycznego Mala (Nathan Fillion).
Fabuła obraca się wokół genetycznie zmodyfikowanej River (Summer
Glau), którą niecny Sojusz stworzył do realizacji swoich
najbardziej nikczemnych zamiarów. Po uwolnieniu z tajnego rządowego
ośrodka dziewczyna oraz Simon (Sean Maher), jej wybawiciel,
dołączają do załogi Serenity. Jednakże jak każda wszechwładna
organizacja Sojusz nie lubi być robiony w bambuko i tracić tak
drogich zabawek. Misja odzyskania River zostaje zatem powierzona
najlepszemu z najlepszych – The Operative (Chiwetel Ejiofor). I tak
zaczyna się kolejna gonitwa po kosmosie!
źródło: Photos © Universal Studios. All Rights Reserved. |
"Serenity" ma dosyć
specyficzny klimat, który udało się przenieść z serialu na
kinowy ekran. Jest to bardzo nietypowe połączenie science fiction z
czymś w rodzaju futurystyczno-przaśnego westernu. Brawa za
utrzymanie oryginalnej konwencji, aczkolwiek to właśnie ten element
najbardziej mierził mnie w "Firefly". Ogromne zaskoczenie
spotkało mnie, gdy rzuciłem okiem na budżet filmu. Według IMDb
wynosił aż 40 milionów USD, a patrząc na poziom efektów
specjalnych, dekoracji oraz plenerów spodziewałem się co najmniej
cztery razy niższej kwoty. Gdy akcja rozgrywa się w kosmosie, to
jest raczej słabo, ponieważ wykonanie wszystkich efektów utrzymano
na poziomie serialowym. Fanów to może nie zrazi, ale widzów bez
sentymentu do "Firefly" na pewno. Na szczęście pod względem
fabularnym nie jest najgorzej. "Serenity" to nawet wciągająca
historia, która rozwija się w logiczny sposób. Twórcy zaserwowali
kilka naprawdę wybornych motywów, a dialogi są naprawdę niezłe
(oczywiście momentami). Niestety są też doskonale znane klisze –
nie mogło oczywiście zabraknąć wyznania miłosnego w ogniu walki.
Co ciekawe pomimo znienawidzonej przez mnie kategorii PG-13 niektóre
sceny akcji są dosyć brutalne.
źródło: Photos © Universal Studios. All Rights Reserved. |
Generalnie "Serenity"
zdecydowanie spodoba się fanom "Firefly", natomiast u reszty
odbiorców może być ciężko. Wynika to głównie ze znacznego
ograniczenia serialowego świata i rezygnacji z wielu interesujących
wątków. Przykładowo jedna z ciekawszych postaci, wyjątkowo
elitarna kosmiczna dziwka Inara (Morena Baccarin), pojawia się w
filmie niemal epizodycznie. A szkoda, ponieważ była integralną
częścią "Firefly", a jej nieoczywista relacja z Malem dodawała
tylko smaczków całości. Jeśli chodzi o popisy aktorskie to
całość obsady wypada bez żenady. Nathan Fillion jest dokładnie
taki sam jak w serialu: potrafi czasem dowalić mocno, ale tak
naprawdę to złoty człowiek zdolny do największych poświęceń
(ale przy okazji złodziej). Również Gina Torres (Zoe), Alan Tudyk
(Wash), Adam Baldwin (Jayne) oraz Jewel Staite (Kaylee) nie zmienili
maniery aktorskiej w stosunku do pierwowzoru. Warto natomiast
obejrzeć "Serenity" dla roli, w którą wcielił się Chiwetel
Ejiofor. The Operative to jeden z ciekawszych villainów
jakich widziałem ostatnio na ekranie. Czarny charakter w pełni
świadomy swoich czynów, ale jednocześnie uważający je za
konieczność. Zwróćcie uwagę w jak powolny sposób morduje
przeciwników – prawdziwa maestria! Zasadniczo to nawet nie jest
typowy villain, gdyż poprzez sumienne wykonywanie misji stara się
zbudować nowy, lepszy i znacznie szczęśliwszy świat, w którym
nie będzie miejsca dla niego samego. I co jeszcze lepsze ma zawsze
coś niebanalnego do powiedzenia. The Operative ma w sobie magnetyczną
siłę i uważam, że za tę kreację należą się ogromne brawa dla
Ejiofora.
źródło: Photos © Universal Studios. All Rights Reserved. |
"Serenity" jako
uzupełnienie "Firefly" sprawdza się całkiem przyzwoicie. W
gruncie rzeczy jest to serial, któremu można spokojnie wystawić
ocenę mniej więcej 6/10 za solidność i oryginalną wizję
przyszłości. Nie zmienia to faktu, że czuję się strasznie
oszukany przez wysokie miejsca w rankingach oraz wyśrubowane noty.
Możliwe, że z powodu ogromnego rozczarowania wady "Firefly"
oraz "Serenity" biorą górę nad ich zaletami i nie pozwalają
mi się cieszyć perypetiami Mala i jego ekipy. Jednakże z perspektywy widza
nieznającego oryginału "Serenity" może być dosyć trudne w
odbiorze, ba nawet wysoce rozczarowujące. W dobie coraz lepszych
efektów specjalnych oraz wielopłaszczyznowych fabuł nie ma bowiem
zbyt wiele do zaoferowania. Niemniej jest to na swój sposób film
niezwykle sympatyczny, który powinien znać każdy szanujący się
fan s-f.
źródło: Photos © Universal Studios. All Rights Reserved. |
Ocena: 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz