czwartek, 30 grudnia 2021

"House of Gucci" (2021)

Father, son and House of Gucci.

Na seans "House of Gucci" namówiła mnie Grażka, która była wręcz urzeczona trailerami najnowszej produkcji Ridleya Scotta oglądanymi przy okazji innych kinowych projekcji. Osobiście raczej sceptycznie podchodziłem do nowego filmu brytyjskiego mistrza, gdyż ostatnie produkcje sygnowane jego nazwiskiem były albo katastrofalne ("Alien: Covenant") albo co najmniej dziwne/zmierzające ku epickiej klęsce ("Raised by Wolves" – latający wunsz). Niemniej wspomniany już trailer "Domu Gucci" zrealizowany został w naprawdę imponujący sposób, aczkolwiek dobór hitowej piosenki Heart of Glass zespołu Blondie zrobił ogromną robotę. W zasadzie z perspektywy postseansowej, mogę napisać, uwaga spoiler alert, że w zapowiedzi zawarto w zasadzie wszystkie najlepsze sceny z filmu opowiadającego o wielkim domu mody. A przy okazji muszę wspomnieć, że moja osobista przygoda ze światem wielkiej mody zaczęła się namacalnie, gdy trzymałem w rękach buty Givenchy za mniej więcej 24 tysiące PLN i torebki właśnie Gucci albo Dolce & Gabbana (któż by takie szczegóły spamiętał po tylu latach) za jakieś 6 tysięcy PLN sztuka, które ktoś kiedyś przy odprawie celnej zadeklarował jako upominki o bardzo niskiej wartości. Kopalnią doświadczeń o najnowszych trendach były z kolei liczne odprawy towarów polskiego MISBHV, które w spektakularny sposób przebiło się na światowe salony. Mediolan, Paryż, Raszyn, słynne kieleckie bazary – jak widać tematy światowej mody nie są mi obce.

© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

Na modowy świat domu Gucci patrzymy z zewnętrznej perspektywy Patrizi Reggiani (Lady Gaga), która na imprezie przypadkowo poznaje dziedzica rodu, sympatycznego, lecz nieśmiałego i nieco introwertycznego Maurizio (Adam Driver). Ambitna dziewczyna od razu stara się usidlić chłopaka by wejść do rodzinnego przedsiębiorstwa zarządzanego twardą ręką przez braci Rodolfo (Jeremy Irons) i Aldo (Al. Pacino). A nie jest to zadanie łatwe, ponieważ dumni członkowie klanu Gucci są raczej nieufni, a przede wszystkim tworzą wysoce dysfunkcyjną familię z wybijającym się w tej dziedzinie Paolo (Jared Leto) na czele.

© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem wspomniany we wstępie trailer, zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście Ridley Scott jest odpowiednią osobą na reżyserskim stołku. Szanuję dokonania Brytyjczyka, ale w ostatnich latach zdecydowanie się pogubił. Do tematyki świata mody zdecydowanie bardziej pasowałby choćby Paolo Sorrentino, który nie dość, że pochodzi z Italii to ma niezwykły talent do kręcenia pięknych wizualnie filmów albo Tom Ford, który nie dość, że jest projektantem mody i jednym z bohaterów "House of Gucci" (wcielił się w niego Reeve Carney), to również potrafi tworzyć wspaniałe wizualia – sprawdźcie "Samotnego mężczyznę" albo "Zwierzęta nocy". Niemniej powyższa kwestia nie ulegnie już zmianie, więc takie dywagacje są raczej pozbawione sensu (chyba, że ktoś kiedyś przewiduje remake – macie ode mnie dwóch kandydatów na reżysera). Dużym problemem produkcji Ridleya jest z pewnością jej epizodyczność. Film przedstawia bowiem dzieje rodziny Gucci na przestrzeni kilkunastu lat (czemuż, ach czemuż zabrakło prologu przedstawiającego narodziny ich potęgi?) i chociaż trwa aż ponad dwie i pół godziny to jednak nie udało się uniknąć pobieżnego skakania po poszczególnych wydarzeniach. Z tego powodu niektóre zachowania bohaterów się trochę średnio wytłumaczalne w kontekście tego, co pokazano na ekranie. Może naprawdę warto byłoby materiał znacznie bardziej rozbudować i nakręcić przykładowo ośmio albo dziesięcioodcinkowy serial?
© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

Jak na film o świecie mody, to zdecydowanie zabrakło mi pokazania na ekranie samej mody, kolekcji Gucci i wszystkiego co świadczyłoby o wyjątkowości tej rodzinnej wówczas firmy. W zasadzie jedyną takim akcentem jest krajoznawcza wycieczka do wiejskiej posiadłości Aldo, położonej zdaje się w Toskanii, gdzie hodowano krowy, z których skór wyrabiano następnie produkty Gucci. Zdecydowanie brakowało jednak przede wszystkim samych pokazów mody (oglądamy może jeden albo dwa), ubrań i akcesoriów czy choćby etapu projektowania kolekcji (chodzi mi o prawdziwe kolekcje, a nie abominacje Paolo). Nie chcę przy tym zamieniać filmu w katalog reklamowy, ale miałem wrażenie, że więcej czasu ekranowego czasu poświęca się tematowi podróbek na rynku amerykańskim niż oryginalnym towarom Gucci. Nie twierdzę przy tym, że bohaterowie są odziani w bazarowe ortaliony, ale zdecydowanie zabrakło mi esencji wyjątkowości tej marki. Z mojej perspektywy irytujące było również udawanie włoskiego akcentu przez aktorów. Ten zabieg pojawia się co prawda bardzo często w wielu filmach, aczkolwiek mam coraz bardziej negatywny stosunek do takich praktyk. Fajnie natomiast, że pokazano czym kończy się bycie nieodpowiedzialnym menadżerem, mimo, iż wszystko wydawało się być w porządku i były predyspozycje do wielkich czynów, i jak wielki biznes przekształca rodzinne firmy w korporacje. Ostatni zarzut to przeinaczanie faktów, skrótowość i przerysowanie poszczególnych postaci, które spotkały się z krytyką nie tylko ze strony żyjących członków rodziny Gucci, ale także Toma Forda, który przez kilka dobrych lat pracował w tym domu mody.

© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

Nie będę wcale zdziwiony, jeśli Lady Gaga dostanie Oscara za rolę Patrizi. Ba, na ten moment nie widziałem lepszej kreacji (aczkolwiek jeszcze gówno widziałem), ale naprawdę chciałbym docenić wkład amerykańskiej piosenkarki w tę rolę. Co prawda Lady Gaga nie śpiewa i nie ma romansu z Bradleyem Cooperem, a mimo to wypada znakomicie na ekranie, stając się kimś w rodzaju Lady Macbeth. Z najprawdziwszą przyjemnością oglądałem ten występ. Partnerujący jej Adam Driver nieźle sprawdza się jako bohater dynamiczny (tak to się chyba na polskim nazywało, nie?), przechodząc ewolucję od nieśmiałego chłoptasia do wyrachowanego mężczyzny. Warto docenić talent tego chłopaka, który potrafi wcielić się w napakowanego na siłce Kylo Rena, jak i w dosyć wątłego (przynajmniej na początku) intelektualistę Maurizio. Na drugim planie dzieją się rzeczy dobre, nijakie i straszliwe. Na zdecydowany plus zaliczam występ Jeremy’ego Ironsa, z którego roli bije dostojeństwo i splendor domu Gucci. Tak sobie oceniam natomiast Ala Pacino, który moim zdaniem gra znowu to samo, z lekkim skrętem ku przekrętom, podróbkom i wałkom finansowym. Kompletna porażka to natomiast kompletnie przeszarżowany występ Jareda Leto, który swojego bohatera zamienia w człowieka wręcz opóźnionego w rozwoju i kompletnie niepoważnego. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie natomiast Jack Huston wcielający się Domenico De Sole, człowieka od rozwiązywania trudnych spraw.

© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

"House of Gucci" mógł być zdecydowanie lepszym filmem (a powinien być serialem przy takim spektrum czasowym), ale niestety szanse na wielkość zostały zaprzepaszczone w epizodyczności, nie trzymaniu się faktów oraz katastrofalnym występie Jareda Leto (kurwa, Ridley, jak ty mogłeś to tak spierdolić?). Niemniej, warto zobaczyć produkcję dla wybitnej roli Lady Gagi oraz partnerującego jej Adama Drivera, a ponadto fabuła została poprowadzona w taki sposób, że dwie i pół godziny zlecą jak z bicza strzelił.

© 2021 METRO-GOLDWYN-MAYER PICTURES INC.

Ocena: 6/10.