poniedziałek, 18 lutego 2019

"Green Book" (2018)


Being genius is not enough, it takes courage to change people's hearts.

Po kompletnie przypałowym pod względem nagród, aczkolwiek całkiem eleganckim w odbiorze "Wildlife" przechodzę wreszcie do tradycyjnego cyklu recenzji omawiających tegoroczne produkcje nominowane w kategorii najlepszy film. W tym roku Akademia wybrała ośmiu kandydatów do prestiżowej statuetki, a ja pisząc te słowa miałem okazję zapoznać się już z trzema z tego grona. "Green Book", wyreżyserowany przez Petera Farrelly’ego (znanego dotychczas raczej z lekkich komedii typu "Głupi i głupszy" czy "Sposób na blondynkę"), oprócz wspomnianej nominacji został wyróżniony jeszcze w czterech kategoriach: najlepszy aktor (Viggo Mortensen), najlepszy aktor drugoplanowy (Mahershala Ali), najlepszy scenariusz oryginalny oraz najlepszy montaż. W międzyczasie na konto produkcji wpadło też parę innych ważnych nagród: trzy Złote Globy (najlepszy film, scenariusz i najlepszy aktor drugoplanowy) oraz jedna BAFTA (Mahershala Ali za najlepszego aktora drugoplanowego). Użytkownicy IMDb docenili "Green Book" tak bardzo, że wjechał do ekskluzywnego zestawienia 250 najwyżej ocenionych filmów w serwisie (w połowie lutego 2019 roku zajmuje 134 miejsce na liście). Mogło się zatem wydawać, że wszystko jest sztywniutko i zapowiada się pyszna filmowa uczta! Gwoli wyjaśnienia tytułu wspomnę jeszcze, że pochodzi z przewodnika The Negro Motorist Green Book (znanego również jako The Negro Travelers' Green Book), wydawanego w latach 1936-1966. Książka zawierała informacje oraz wskazówki dla afroamerykańskich kierowców, które miały pozwolić na uniknięcie kłopotów w trakcie podróży po USA.
© 2019 Universal Pictures.
Akcja "Green Book" rozgrywa się w 1962 roku. Tony "Tony Lip" Vallelonga (Viggo Mortensen), wszechstronnie utalentowany wykidajło, chwilowo pozostaje bez pracy po zamknięciu klubu nocnego na czas remontu. W trakcie pochłaniania hot-dogów na bezrobociu pojawia się nietypowa oferta pracy. Tony ma zostać kierowcą i ochroniarzem czarnoskórego pianisty Dr Dona Shirleya (Mahershala Ali), który wybiera się w kilkutygodniowe tournée po niegościnnych dla jego braci stanach Głębokiego Południa. I jak to najczęściej bywa w tego rodzaju opowieściach współpraca kulturalnego i wyedukowanego muzyka z chamskim, brutalnym osiłkiem nie zapowiada się zbyt owocnie.
© 2019 Universal Pictures.
Film Petera Farrelly’ego to naprawdę solidne kino drogi, oparte na prawdziwej historii, a przede wszystkim poruszające ważny temat społeczny, niemalże skrojone pod Oscara za najlepszy film (w szczególności jeśli uwzględnimy roszczenia i pretensje czarnoskórej mniejszości w USA, które dotyczą przemysłu filmowego). Jest to również, jakkolwiek banalnie to brzmi, dosyć optymistyczna opowieść o przemianie wzajemnie oddziałujących na siebie bohaterów oraz narodzinach tolerancji i szacunku. Nie da się ukryć, że twórcy bardzo ładnie, a przede wszystkim realistycznie, przedstawili codzienne życie nowojorskiej włoskiej rodziny na początku lat 60-tych XX wieku (co ciekawe do obsady zaangażowano żyjących członków rodziny głównego bohatera). I chociaż nie jest to żadna ze słynnych Pięciu Rodzin, to jednak ledwie widoczna obecność mafijnych wpływów objawia się w życiu Tony’ego od czasu do czasu. Wielką zaletą "Green Book" są także bardzo żywe, a przede wszystkim autentycznie zabawne, konwersacje między bohaterami (w szczególności w tej kategorii przodują luźne pogawędki Tony’ego z dr Shirleyem). Film Petera Farrelly’ego dobrze oddaje również uroki życia na południu USA, których niemal na każdym kroku mógł zakosztować podróżnik o ciemniejszej karnacji (od zwyczajnej segregacji przez rasistowską policję po wpierdole od lokalnych rednecków). Niezwykle mocne wrażenie zrobiła na mnie scena, w której w czasie gdy Tony naprawia auto (swoją drogą piękny Cadillac DeVille z 1962 roku), dr Shirley przygląda się morderczej wręcz pracy czarnoskórych rolników na spalonym słońcem polu.
© 2019 Universal Pictures.
Jednakże wydaje mi się, że spływające zewsząd pochlebne opinie o "Green Book" wypaczyły zdecydowanie ponad miarę moje oczekiwania. Odbieram film Petera Farrelly’ego jako troszkę zbyt ugrzecznioną produkcję, przygotowaną po prostu pod oscarowy triumf. W szczególności dotyczy to motywu homoseksualizmu jednego z bohaterów, który nie specjalnie wnosi cokolwiek do fabuły oraz zakończenia filmu, które jest po prostu zbyt idealne jak dla mnie (w szczególności, jeśli poczytacie w jaki sposób rodzina dr Shirleya odnosiła się do jego przyjaźni z Tony’m). Poza tym czy twórcy naprawdę karzą nam wierzyć, że tak utalentowany muzyk, wytyczający nowe trendy, nigdy nie słyszał o artystach pokroju Arethy Franklin czy Little Richarda? Niemniej są to moje bardzo osobiste odczucia, których najbliższe mi osoby zdecydowanie nie podzielają (z serii pozdro Grażka!). Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na dosyć klasyczną ścieżkę dźwiękową, w szczególności jeśli fortepian jest Waszym ulubionym instrumentem. Na koniec zostawiam jeszcze prawdziwy hit dotyczący filmowych lokacji (i patrzcie jak Hollywood kłamie). Chociaż wraz z bohaterami filmu przemierzamy na ekranie kilka różnych stanów ze zdecydowanie zróżnicowanymi krajobrazami, to tak naprawdę z wyjątkiem scen rozgrywających się w Carnegie Hall wszystko nakręcono w Luizjanie (tak, nawet sceny tak bardzo nowojorskie jak dzielnica Tony’ego).
© 2019 Universal Pictures.
Tak naprawdę w "Green Book" król jest tylko jeden. Aragorn, syn Arathorna, (lub jak kto woli Aragurn, syn Arakurwa) Viggo Mortensen powraca w wielkim stylu, niczym heroina w "Pulp Fiction". Rola Tony’ego jest naprawdę epicka: od zabójczego akcentu (pamiętacie jeszcze "Eastern Promises"?) przez znaczne przybranie masy po prekursorskie metody jedzenia posiłków (w szczególności pizzy). Viggo Mortensen stworzył naprawdę świetną kreację i jedyna rzecz, do której mam zastrzeżenia to jego mało włoska fizjonomia. Niemniej, oprócz doskonałego warsztatu, aktor wręcz idealnie współpracował z pozostałymi odtwórcami, generując niezwykłą chemię. Zdecydowanie przyćmiony przez swojego kolegę Mahershala Ali (miał zdecydowanie mniej materiału źródłowego do przygotowania się do swojej roli niż Mortensen) wypadł także bardzo dobrze, ale w tym przypadku nie miał szans w pełni zabłysnąć. Mimo to jego dr Shirley to bardzo samotna osoba, świetnie wykształcona, znająca języki, pełna erudycji oraz wyszukanej kultury osobistej, czasem jednak dosyć trudna w kontakcie z powodu lekkiej pogardy dla otoczenia oraz alkoholizmu. Z bardzo fajnej strony pokazała się także Linda Cardellini, wcielająca się w Dolores, żonę Tony’ego, postać bardzo ciepłą i bezgranicznie oddaną swojemu mężowi.
© 2019 Universal Pictures.
"Green Book" to naprawdę udany film ze świetnymi dialogami, ładną ścieżką dźwiękową oraz wybitną rolą Viggo Mortensena. Jak dla mnie brakuje trochę efektu wow, ale jeżeli produkcja zbierze parę Oscarów na tegorocznej gali nie będę wcale zdziwiony.
© 2019 Universal Pictures.
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz