poniedziałek, 30 marca 2020

"Dolor y gloria"/"Ból i blask" (2019)

The nights that coincide several pains, those nights I believe In God and pray to him.
The days when I only suffer a type of pain I’am an atheist.

Jeśli chodzi o tegoroczne nominacje oscarowe, to zdecydowanie najlepiej zaznajomiliśmy się z kategorią najlepszy film nieanglojęzyczny, ponieważ udało się nam obejrzeć już trzy spośród pięciu nominowanych produkcji. Oprócz "Parasite" (recenzja miałem nadzieję, że się pojawi wkrótce, ale chyba nie pojawi się nigdy) i niedawno recenzowanego "Bożego Ciała" ostatnio udało się zaliczyć seans "Bólu i blasku" uznanego hiszpańskiego reżysera, Pedro Almodóvara. Wstyd się przyznać, ale twórczości tego słynnego na całym świecie twórcy nie znam aż tak dobrze jak powinienem. Niestety ponieważ przez lata fascynowało mnie przeważnie kino hollywoodzkie i chłonąłem niemal każde gówno niczym gąbka, poświęcałem swój cenny czas na nawet najgorsze produkcje z Fabryki Snów (na moim blogu znajdziecie przecież wiele recenzji takich właśnie nikomu niepotrzebnych stolców). Jednak im więcej się podróżuje po Europie czy reszcie świata, tym większa jest potrzeba poznania fascynujących kultur odwiedzanych państw, co przekłada się równie na historię, literaturę czy właśnie kino. A w zalewie popkulturowej papki w postaci kolejnych produkcji Marvela, DC Comics, remake’ów innych remake’ów czy na przykład totalnie absurdalnego disnejowskiego "Aladdina" (hajs się zgadza) warto czasem poświęcić chwilę na bardziej refleksyjne i głębsze doznania.
źródło: https://www.imdb.com/
Salvador Mallo (Antonio Banderas), znany hiszpański reżyser filmowy w jesieni życia, cierpi na wiele dolegliwości, które uniemożliwiają mu kontynuowanie kariery. Spędzając samotnie czas w swoim genialnie urządzonym mieszkaniu oddaje się głównie wspomnieniom z dzieciństwa spędzonego pod czujnym okiem opiekuńczej matki (Penélope Cruz) na wyjątkowo ubogiej hiszpańskiej prowincji. Pewną szansą na powtórną aktywizację społeczną bohatera staje się seria pokazów jego największego dzieła "Sabor". W związku z tymi eventami Salvador postanawia pogodzić się z gwiazdą tejże produkcji, Albertem Crespo (Asier Etxeandia), z którym nie rozmawiał od trzydziestu lat po wygłoszeniu dosyć krytycznych opinii o wypaczeniu sensu zagranej przez niego postaci. Odnowienie znajomości z aktorem grającym obecnie chałtury w meksykańskim telenowelach skutkuje jednakże rozpoczęciem nieoczekiwanej przygody z zażywaniem heroiny w celu ukojenia bólu kręgosłupa.
źródło: https://www.imdb.com/
"Ból i blask" to na pozór wyświechtana klisza upadłego bohatera, który chciałby, acz nie może ponownie pławić się w blasku chwały. Oczyma wyobraźni już widzę hollywoodzki totalnie miałki remake, w którym protagonista zarzucając co chwilę widzów banalnymi prawdami przezwycięża własne ułomności i wspina się powtórnie na szczyt przy akompaniamencie patetycznej ścieżki dźwiękowej. Ale na szczęście film powstał w Europie i tym razem możemy po prostu cieszyć się bogatym warsztatem Pedro Almodóvara oraz znakomitym aktorstwem (Antonio Banderas otrzymał nominację do Oscara za najlepszą główną rolę męską). "Ból i blask" to przede wszystkim bardzo gorzka produkcja, ukazująca bezczynnego, a przede wszystkim bardzo cierpiącego twórcę rozliczającego swoją egzystencję. Ból nie ogranicza się jednakże do wyłącznie fizycznej formy, gdyż determinując również niemoc twórczą Salvadora skazuje go na jeszcze gorsze dla niego męki psychiczne. Jako twórca niepierwszej młodości reżyser stara się znajdować ukojenie we wspomnieniach nie do końca sielskiego dzieciństwa (bieda, bieda, bieda!), często myśląc również o własnej matce. Dlatego też chociaż w filmie praktycznie nic się nie dzieje pod względem fabularnym, to obraz Almodóvara potrafi zachwycić właśnie nieśpiesznym tempem oraz nutką nostalgii (chociaż należy uczciwie przyznać, że dzieciństwo Salvadora nie było do pozazdroszczenia).
źródło: https://www.imdb.com/
"Ból i blask" ujął mnie wieloma aspektami. Oprócz nieśpiesznego tempa duże wrażenie zrobiły na mnie piękne zdjęcia, kompozycje kadrów, scenografia czy kostiumy (choćby zajebista stylówka Alberta czy też elegancki styl Federica). Niektóre ze scen, podkreślone pięknymi kolorami, wyglądały niemalże jak obrazy! Przedstawiona na ekranie hiszpańska, niezwykle uboga prowincja z analfabetyzmem, rolą kościoła i innymi problemami społecznymi wydaje się być niezwykle naturalistyczna. Swoją drogą w kwestii analfabetyzmu polecam Wam sprawdzić ile wynosi ten wskaźnik choćby w takim Arkansas (czego dowiedziałem się dzięki świetnej, podróżniczej książce Paula Theroux Głębokie Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji). Warto również docenić bardzo dobrze napisane dialogi oraz sporą dozę humoru, która wiąże się głównie z wątkiem narkotykowym. Oprócz wspomnianych wyżej zalet bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie fantastyczne wręcz zakończenie filmu, które spina całość swoistą klamrą fabularną.
źródło: https://www.imdb.com/
Antonio Banderas w pełni zasłużył na swoją nominację oscarową, tworząc pełnokrwistą postać, którą nie każdy musi od razu lubić. To nie do końca prawda, że cierpienie zmieniło niegdyś uznanego reżysera w nieznośnego kutasa, gdyż już w czasach świetności potrafił skutecznie zniechęcać do siebie ludzi. Niemniej emocje na twarzy Banderasa, w szczególności w świetnej scenie z Federico (Leonardo Sbaraglia), to prawdziwy popis aktorstwa. Swoją drogą panowie stworzyli na ekranie świetną chemię, lepszą niż w niejednym romansie. Warto również pamiętać o zabawnej roli Asiera Etxeandia, którego Alberto przynosi wiele ekranowej radości. Zaczęliśmy od mężczyzn, ponieważ w dużej mierze jest to film męski, ale na koniec muszę pochwalić za wspaniałą rolę Penélope Cruz, która zagrała czułą, lecz niezwykle silną i zdeterminowaną matkę głównego bohatera, która jest gotowa poświęcić niemalże wszystko dla dobra swojego syna.
źródło: https://www.imdb.com/
"Ból i blask" to wspaniały przykład nieśpiesznego opowiadania subtelnej opowieści o kryzysie twórczym i rachunku dotychczasowego żywota, w której duże znaczenie ma nie tylko słowo, ale także piękne kadry. Jeżeli macie czasem ochotę odpocząć od natłoku bezsensownych zdarzeń, to w dziele Pedro Almodóvara znajdziecie prawdziwe ukojenie.
źródło: https://www.imdb.com/
Ocena: 8/10.

2 komentarze:

  1. Dobre produkcje kinowe powinny mieć zdolność do inspiracji i pobudzać nas emocjonalnie, dlatego właśnie takie filmy zyskują dużą popularność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobrze to ująłeś. Niemniej często ubolewam, że świetne filmy mają spore trudności, żeby się przebić do mainstreamu.

    OdpowiedzUsuń